• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Różana Wieża » Kwatera Gawaina
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 12 Październik 2017, 20:24     

    Przytaknęła mu głową z uśmiechem, potwierdzając iż również sądzi, że zasłużył na jakiegoś smakołyka. Podziękowała uprzejmie, gdy oznajmił, że pomoże jej obejrzeć Furora - nie sądzę, żeby mu coś było, jednak lepiej się upewnić, żeby potem nie było jakiejś niespodzianki - dodała jeszcze. Zgodziła się również z tym iż pewnie będą musieli poczekać aż lis przestanie być niewidzialny. Zaśmiała się na samą myśl. Zastanawiała się też jakby to było jakby Amber tak umiała znikać. Chyba by co chwila wpadała innym pod nogi albo kradła jakieś smakołyki. Ta pierona umiała się dostać prawie wszędzie. Dziewczyna miała jednak nadzieję, że nie nauczyła się jeszcze otwierać drzwi, bo tych nie dało się zamknąć na klucz. Będzie musiała porozmawiać z panią Alice, albo z panem Anomanderem na ten temat. W końcu to miało być jej mieszkanko, nawet jeśli teraz będzie chciała pomieszkać trochę poza Kliniką, nie może zostawić tak mieszkania bez możliwości zamknięcia.
    Skinęła znów głową - nie słyszał pan o nich, ponieważ to sztucznie stworzony gatunek. To hybryda mewy, zająca i gronostaja - wyjaśniła pokrótce - z tego co wiem jest ich tylko kilka - dodała jeszcze. Zaśmiała się na słowa o tym, że Kropka boi się, że zabiorą jej jedzenie - pokazuje tylko, że jest jej, wredota jedna - powiedziała rozbawiona zachowaniem jej podopiecznej. Pewnie speszyła się tym, że na nią patrzyli, ale tego już Julia nie powiedziała na głos. Nie ważne jak bardzo prawdziwe to było.
    Skuliła się w sobie, widząc twardy wzrok pacjenta - ja...nie powiedziałam, że pan to robi...po prostu wiem, ze są tacy, którzy wykorzystują sytuacje bardzo chętnie - powiedziała cichutko, chcąc się usprawiedliwić. Naprawdę nie oskarżała go o nic.
    Uśmiechnęła się nieśmiało, gdy powiedział, że jest równie naiwny jak ona. Trochę jej ulżyło. Przynajmniej pod tym względem nie uważał jej za dziecko. Chociaż może tylko udawał, żeby mogła się skupić na pracy. W końcu żadna osoba, która jest leczona nie chciałaby, żeby lekarz schrzanił pracę. Chyba, że chciał wyłudzić odszkodowanie, ale tutaj nie ma o czymś takim mowy.
    Położyła po sobie uszy słuchając o facetach, którzy "chcą przedłużyć gatunek". Naprawdę głupi odruch, a dziewczyna zupełnie go nie rozumiała. Nie rozumiała tego popędu, w szczególności, gdy ma się kogoś na którym ponoć im zależy. Przecież to jest chore! Niby masz osobę, do której chcesz wrócić, do której żywisz jakieś uczucie, a tu uznajesz, że w sumie ta dupa jest bliżej więc czemu nie? Prychnęła lekko zirytowana do swoich myśli. Nigdy tego raczej nie zrozumie i nawet nie wiedziała czy w ogóle chce.
    Uśmiechnęła się, słysząc cichy zachwyt w głosie pacjenta. Przyjęła to jako komplement. Nie musiał jej przecież rzucać się za to na szyję, albo wysławiać pod niebiosa. To jej całkowicie wystarczyło. Świadomość, że jest zadowolony z jej pracy.
    Pokręciła głową - zaraz przejdzie. To tylko lekkie zmęczenie - powiedziała, zamykając oczy. Skinęła mu głową, że zgadza się by się umył. Śledziła go jednak jak szedł do łazienki. Była mu wdzięczna za to, że nie próbował kozaczyć tylko opierał się o ściany, bo coś czuła, że sama nie za bardzo by mu teraz pomogła. Trochę za mało zjadła i nie spała za wiele, wiec szybciej się męczyła. Dodatkowo dość mocno stresowała się tym zabiegiem. Była całkiem sama, a nigdy nie wykonywała czegoś takiego samodzielnie. Jak już to tylko asystowała. Ale udało jej się. Pacjent chodził! I nie wyglądało na to, żeby miał jakieś z tym większe problemy. Uśmiechnęła się uradowana. Szybko jednak ten uśmiech zniknął z jej twarzy. Tak bardzo chciałaby pochwalić się tym wyczynem Toksynkowi...ale wiedziała, że nie może. Tak bardzo by chciała, żeby ją teraz przytulił, pochwalił za wyczyn. Ale nie miała na co liczyć. Załkała cichutko, a po jej policzkach spłynęły łzy. Musiała się jednak ogarnąć.
    Zajęła się więc sprzątaniem po zabiegu. Wszystkie bandaże i gazy wrzuciła do jednego wora. Wszystko co było do wyrzucenia. Wrzuciła tam też pościel. Była tak przesiąknięta krwią, że nic już z niej raczej by nie było. Nie za bardzo jednak wiedziała co zrobić ze zniszczony mundurem. Zostawiła go więc na osobnej kupce.
    Usiadła na jednym z krzeseł, które okazało się puste i westchnęła ciężko. Zamknęła na moment oczy by się uspokoić. Następnie sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej karty pacjentów. Każdy musiał zdać raport z tego co robił. Te karty były jej raportem. Wypełniła najpierw tę, która opisywała stan zdrowia Kesslera. Było mniej do wypisywania. Potem wzięła się za Keera. Tu już było więcej do wypisywania.
    Cały czas nasłuchiwała czy wszystko w porządku i co jakiś czas wołała do mężczyzny by się upewnić, że jest przytomny. Gdy wyszedł, słuchała chwilę jego wymiany zdań ze zwierzakiem ale szybko wróciła do wypełniania papierów. Wolała zrobić to teraz. Odda to po drodze do pokoju, jak będzie musiała się przebrać. Chciała też wziąć gorący prysznic oraz zmienić bandaże na nodze i kostce. Musiała jakoś wyglądać gdy wróci do Kliniki, żeby nikt nic nie podejrzewał.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 12 Październik 2017, 21:27     

    Zajrzał do gabinetu, ale nic nie mówił, widząc, że pani Renard wypełnia papiery. Pewnie musiała wprowadzić dane pacjentów, opisać obrażenia, przebieg zabiegu i zastosowane środki oraz wynik jej działań. Nie przeszkadzał dziewczynie, tylko wykorzystał tę chwilę na założenie na siebie czegoś więcej.
    Przez tydzień miał trochę czasu, żeby się tu urządzić i zaopatrzyć się w więcej niż jeden zestaw ubrań. Włożył na siebie ciemnozielony golf i czarne proste spodnie. Bieliznę oczywiście zmienił. Wilgotne włosy zaczesał do tyłu, co mocno uwydatniało jego pociągłą twarz i osadzone w niej ciemne oczy. Odwiesił jeszcze szlafrok i wrzucił brudne bokserki do kosza na pranie. Z chęcią ogoliłby szczecinę, ale palce nadal lekko go mrowiły. Brzytwa musiała na niego trochę poczekać.
    Wrócił do gabinetu i oparł się o stół, na którym jeszcze niedawno leżał. Pochylił się i zabrał medalion, by zawiesić go na swojej szyi i schować pod ubraniem. Uśmiechnął się przy tym nieznacznie, lecz krótko. Mundur był w strzępach i nadawał się tylko na opał. Będzie musiał napisać o tym w raporcie.
    Gawain ukradkowo zerknął na Julię. Chyba płakała, bo miała podpuchnięte oczy, ale dzielnie wypisywała dokumenty. Była młoda i jeszcze wielu rzeczy nie rozumiała, co Keer wnioskował z jej zachowania, ale to nic złego. Nauczy się. Pozytywnie go zaskoczyła, dając popis swych umiejętności, wiedzy oraz charakteru. Starała się być opanowana, może miała dziś gorszy dzień, nie oceniała go pochopnie i starała się ze wszystkich sił. Widać, że do pełni skuteczności brakowało jej jedynie doświadczenia.
    Podszedł do barku i nalał sobie pół kieliszka wina. Robienie z siebie alkoholika w oczach lekarza nie było dobrym pomysłem, ale mógł zacząć pić powoli. Na trzeźwo nie uśnie, to pozostawało poza jakimikolwiek wątpliwościami. - Na pewno nie mogę pani niczego zaproponować? Wiem, że jest pani na służbie, ale może skusi się pani choćby na sok malinowy? - spojrzał w jej kierunku. Jeśli odmówiła, wzruszył ramionami i upił łyk czerwonego trunku, po czym zaczął powoli porządkować rzeczy przestawione przez Kesslera. - Wyrzucę wszystko potem, więc proszę nie zawracać sobie tym głowy - zapewnił rudowłosą, ale nie mówił nic więcej. Rozpakowywał plecak. Większość ekwipunku powędrowała do szafy. Zostawił tylko maskę i świecące grzyby. Musiał wyczyścić swoją drugą twarz, ale zostawił ją na tę chwilę na stole. Z kolei grzyby posegregował. Nie wszystkie się już świeciły. Zostały mu dwie malutkie sztuki. Wziął niedużą miskę, wyłożył ją porządną garścią słomy, którą wypchał legowisko Furora. Na to położył jeszcze gazę, której nie zużył na misji i zalał wszystko wodą. Dopiero wtedy włożył do środka grzyby. Nie potrzebowały wiele. Zaledwie odrobinę materii organicznej, wody oraz w stabilnej temperatury. Piwnice zamku były pod tym względem idealne, ale i tak musiał schować je do szafy. Nie śmiało na nie paść słoneczne światło, bo zamieniłyby się w gluta.
    W międzyczasie przylazł za nim Furor, który znów lampił się na Kropkę, ale szybko zrezygnował z brykania widząc, że Gawain jest już na chodzie. Przeszedł bliżej niego i gapił się, co robi. Domagał się też pieszczot. Zawsze był ich spragniony. Keer spojrzał na niego z góry, po czym przyklęknął i zaczął go dokładnie obmacywać. Zajrzał mu do pyska, uszu, sprawdził łapy i wodził dłońmi po reszcie ciała. Raz zaskomlał i szarpnął się słabo, skomląc i kuląc się, ale gdy Cień dokładniej mu się przyjrzał, niczego nie znalazł. - Co najwyżej parę stłuczeń, ale może być mu coś jeszcze. To znajda, ale do tej pory nikogo, poza mną, do siebie nie dopuszczał - powiedział cicho i usiadł na krześle, po czym wziął kieliszek i powoli sączył wino.
    _________________





    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 12 Październik 2017, 22:19     

    Słysząc, że wszystko gra, skupiła się na dokumentach. Przejrzała je tez kilka razy nim uznała, że wszystko w nich wypisała. Odłożyła i szczepiła wtedy kartki raportu i wyciągnęła inne. Na dwóch wypisała treść swoistego l4 i gdy Gawain wrócił do gabinetu, wstała i podała mu jedną z kartek - ma pan zwolnienie na tydzień całkowicie od służby - zaczęła spokojnie - w sumie dwa tygodnie wolnego od wypełniania misji, a przynajmniej tych bardziej wymagających, sam pan zdecyduje, kiedy jest gotowy - powiedziała i sięgnęła do torby po czym podała mu listek tabletek, zawierający dwanaście sztuk medykamentów - jeśli noga i ramię będą panu przeszkadzać, proszę zażyć jedną na raz. Maksymalnie trzy na dobę. Drugą kopię zwolnienia oddam razem z raportem, więc proszę się o to nie martwić - powiedziała i zamknęła obie torby. Zarówno tę, która zostać miała w Wieży jak i tę, którą musiała zabrać ze sobą do Kliniki.
    Słysząc znów propozycję czegoś do picia, przytaknęła głową - chyba jednak się skusze na sok, dziękuję - powiedziała z uśmiechem i przyjęła szklankę ze słodkim napojem. Upiła łyk i westchnęła zadowolona. Tego było jej trzeba. Cukru, pozwoli jej jeszcze trochę funkcjonować, a wieczorem może będzie na tyle padnięta, że uda jej się normalnie zasnąć i przespać te kilka godzin. Miała przynajmniej taką nadzieję.
    - Dobrze - powiedziała na worek z rzeczami do wywalenia, czy raczej do spalenia. Będzie miała mniej do noszenia co było jej zdecydowanie na rękę. W szczególności, że teraz wiedziała, że jest z nią Kropka i nie miała zamiaru jej dawać znów do torby. Będzie musiała ją lepiej pilnować.
    Usiadła ponownie i popijała sok. Jednak nie usiedziała zbyt długo. Widząc jak mężczyzna kombinuje coś z jakimś świecącym czymś, podeszła bliżej. Stanęła na tyle blisko, aby widzieć co on robi, a na tyle daleko, żeby mu w tym nie przeszkadzać - przyniósł je pan z Kryształowego? - zapytała zaciekawiona świecącym grzybem. Nigdy takiego nie widziała, a wyglądał bardzo ładnie. Nie próbowała go jednak dotknąć czy w jakikolwiek sposób przeszkodzić rudzielcowi w pracy. Przekręciła głowę w bok, gdy grzyb wylądował w szafie. Nie lubiła grzybów, dlatego też nie wiedziała czemu go tak ukrywa. Raczej nie dlatego, że była to tajemnica, ponieważ wtedy by jej go nie pokazał. No...nie wyciągałby go przy niej, o tak to lepiej brzmi.
    Przyglądała się ja Cień sprawdza Furora. Przytaknęła, że rozumie i uklękła na podłodze. Wyciągnęła w stronę lisa zdrową rękę - chcesz się popieścić? - zapytała i jeśli jej zaufał na tyle by dać się podrapać, zaczęła go drapać po całym ciele. Keer mógł jednak zauważyć, że dokładnie sprawdza reakcję Furbo na każdą pieszczotę oraz ogląda go dokładnie pod futrem. Nie znała się na weterynarii, ale trochę czytała o lisach, w końcu jednego miała, a sama też po części była lisem. Musiała się nauczyć jak najwięcej o swoim nowym ciele. Ten mimo iż większy o wiele niż Amber, nie różnił się zbyt wiele jeśli chodzi o anatomię.
    Gdy skończyła, zaczęła go normalnie głaskać i znów użyła mocy, która szybko zaleczyła wszystko co dolegało bestii. Nie było tego za wiele ale i tak sapnęła gdy skończyła. Wyciągnęła z torby jeszcze smakołyka i dała go mu w nagrodę, po czym usiadła znów na krzesło i wróciła do popijania soku. Rozglądała się też po piwnicy, nie bardzo wiedząc o czym rozmawiać. Musiała jedna jeszcze trochę odpocząć zanim ruszy do siebie by się ogarnąć i wróci do Kliniki, by kontynuować swoją pracę.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 12 Październik 2017, 23:33     

    Wziął od niej dokument. Aż tydzień! Co on będzie robił przez tyle czasu? W zasadzie... to wiedział co. Czekał go raport do wypisania rano, złożenie zamówienia na kuszę, doglądanie kończącego się remontu jego mieszkania i wypadało uzupełnić zapasy. Resztę czasu spokojnie mógł poświęcić na słodkie lenistwo w towarzystwie Yako. - Mhm. Rozumiem. Dziękuję. - mówił, szybko maczając pióro i zapisując instrukcje na pierwszym niezabazgranym świstku papieru. Podmuchał na papier, by tusz wysechł, po czym odłożył go do biurkowej szuflady wraz z lekami i zwolnieniem. Lepiej, żeby Furor się do nich przez przypadek nie dorwał.
    A jednak dała się skusić na soczek. On był po służbie i właśnie rozpoczął urlop, więc spokojnie mógł pić. Alkohol zawsze mile rozgrzewał po przebytym letargu i pozwalał mu się rozluźnić. Nalał syropu i rozcieńczył go wodą w proporcjach 1:1. Julia z pewnością potrzebowała energii. W ogóle była dość chuda. Niby to lepiej, bo mniejsza waga oznaczała łatwiejszy lot, ale dodatkowe kończyny i lisie elementy nadal wymagały dodatkowej ilości kalorii. - Proszę - powiedział, podając jej sok i szybko wrócił do swoich zajęć.
    Gdy podeszła do stanowiska, Cień zerknął na nią unosząc pytająco brwi. - Świecące grzyby? Tak. Z kopalni, do której nas wysłali. Używa się ich zamiast pochodni. Myślałem, że żaden nie wytrzyma, a tu proszę - lekko kiwnął głową. Co prawda te dwie sztuki były małe, ale stanowiły ładny zbiór. Niestety reszta musiała powędrować do wora. Kącik jego ust powędrował do góry, gdy zauważył jak młoda zastanawia się, dlaczego włożył je do szafy. - Tutaj będzie im dobrze. Szybko gniją w słońcu - wytłumaczył klepiąc drzwi. - Będą sobie tam świecić, aż narobi się ich więcej - dodał jeszcze i odsunął się od mebla.
    Gdy Renard zaczęła oględziny Furora, Gawain złapał go za grzywę, a drugą ręką przytrzymał mu pysk w górze. Owszem, zwierz sapał zadowolony, ale w każdej chwili mógł spanikować lub się zezłościć. Palce Cienia delikatnie go głaskały, ale były gotowe, by mocno zacisnąć się na skórze i futrze. Lis znów zaskomlał i próbował odsunąć się od nich, gdy Julia trafiła na obite żebra i udo, ale ciepełko i delikatne mrowienie skutecznie go uspokoiły. Wywiesił jęzor i zamerdał ogonem, po czym porwał swój smakołyk i poszedł do sypialni, by spałaszować suszone mięsko w bezpiecznym miejscu.
    Dziwnooki znów rozsiadł się w krześle i dopił kieliszek. - Wiem, póki co, jest tu dość pusto, ale można powiedzieć, że jestem nowym nabytkiem Czarnej Róży - skomentował rozglądanie się Julii. Wolał nie siedzieć w krępującej ciszy z jakąś nieznajomą lalą. - Mam nadzieję, że wybaczy mi pani impertynencję, ale czy uczyła się pani tutaj? W Wieży? - zapytał klepiąc formułki. Nie lubił ich, ale pozwalały mu zachować komfortowy dystans względem rozmówcy. Nadal niezbyt wiele wiedział o tym, jak dokładnie działa Stowarzyszenie. Dano mu tylko maskę i kazano mu być w pełnej gotowości na wypadek wezwania, oprowadzono po budynku i poinformowano o formalnościach, ale nadal czuł się tu obco. - I co wszyscy dziś tak łażą? - zmarszczył brwi i spojrzał na sufit. - Jakieś ćwiczenia lub alarm?
    _________________





    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 13 Październik 2017, 10:48     

    Uśmiechnęła się delikatnie, widząc, jak mężczyzna notuje jej rady. To znaczyło, że choć trochę bierze ją na poważnie, a nie tylko siedzi z nią bo musi, bo dziecko sobie jeszcze nie poszło. Zrozumiała też czemu chowa to do szuflady, sama chciała mu to zaproponować, ze względu na przerośniętego lisa, który się tutaj kręcił. Wszystkie były ciekawski i wpychały nosy nie tam gdzie trzeba. Gdyby zjadł te tabletki mogłoby się nie skończyć na wymiotach, a na czymś poważniejszym.
    Była wdzięczna Cieniowi, że dał jej sok w takich proporcjach. Potrzebowała tego, a dodatkowo uwielbiała słodkie rzeczy. Mogłaby się żywić tylko słodyczami, choć wiedziała, że to nie jest zdrowe. A szkoda. Na pewno słodycze tutaj były o wiele zdrowsze niż te w Świecie Ludzi. Tutaj nie używało się aż tyle chemii do produkcji jedzenia, nie było to znane, dlatego można było mieć pewność, że w soki czy słodycze są faktycznie wypełnione prawdziwymi owocami, a nie jakimiś konserwantami. Co nie oznaczało, że nie ma tam cukru, który niezbyt korzystnie może wpłynąć na organizm, który spożyje go za dużo.
    Wysłuchała uważnie informacji o grzybach. Słysząc o kopalni coś sobie przypomniała - właśnie...pana towarzysz prosił by przekazać, że zrobił pan niezły rzut - powiedziała. Przez stres trochę o tym zapomniała. Ale skoro ten już z niej schodził to od razu do głowy przyszło to co z niej wyleciało na czas leczenia.
    Gdy włożył grzyby do szafy i wyjaśnił czemu tak robi przechyliła lekko głowę w bok - rozumiem - powiedziała po czym spojrzała na swojego rozmówcę - ze wszystkimi grzybami się tak dzieje? Że gniją na słońcu? - zapytała jeszcze. Może była zbyt ciekawska, ale chyba dobrze, że wypytywała o takie sprawy, a nie o coś co by mogło się nie spodobać rudzielcowi. Tulka jednak od zawsze uwielbiała się uczyć. No...siedzenie w książkach nigdy jej się nie podobało, bo było nudne ale zajęcia w terenie czy wykłady pochłaniała całą sobą. Mogła słuchać innych godzinami. Szkoda, że teraz nie miała takiej możliwości.
    Podziękowała Keerowi grzecznie, za to że przytrzymał Furora. Dzięki temu nie musiała się tak martwić o to, że jej ręka będzie miała bliskie spotkanie pierwszego stopnia z kłami lisa - jest już zdrowy, nie powinno być żadnych problemów - powiedziała wracając na swoje miejsce i odprowadzając zwierzaka wzrokiem - pieszczoch z niego - przyznała i upiła trochę słodkiego soku.
    Słysząc słowa Gawaina, spojrzała na niego - już i tak ładnie się pan urządził - przyznała i znów się rozejrzała - jeśli mogę zapytać...czemu wybrał pan akurat podziemia? - zapytała trochę niepewnie. Miała złe wspomnienia związane z piwnicami, więc nie czuła się tutaj zbyt dobrze, ale nie mogła narzekać. To były jej sprawy i nie powinna zwalać ich na dopiero co poznane osoby. Nie była już dzieckiem. Przynajmniej już nie na tyle, żeby wszystkim opowiadać jak to jej źle było przez pierwszy rok pobytu w Krainie Luster.
    - Zgadza się, uczyłam się w Wieży - przyznała, przytakując jeszcze do tego głową - trafiłam tutaj trzy lata temu. Nie wiedziałam nic o Krainie, ani o tym kim się stałam - poruszyła swoimi skrzydłami lekko - kilka dni wcześniej odkryłam, że umiem leczyć więc zaczęłam się szkolić w zakresie medycyny - wzruszyła ramionami upijając kolejnego łyka - kilka dni temu zakończyłam szkolenie w Wieży i ku niezadowoleniu nauczycieli, poszłam pracować do Kliniki, w Mieście Lalek, gdzie zostałam zatrudniona jako pielęgniarka - zerknęła niepewnie na rudowłosego - nauczyciele chcieli, żebym była medykiem w Pałacu Rosarium, ale ja chciałam pomagać wszystkim, a nie tylko jednej rodzinie i ich gościom - przyznała - nadal jednak pełnię funkcje Maskotki w Stowarzyszeniu oraz jak widać medyka w Wieży - dodała na zakończenie. Miała nadzieję, że nie zdenerwuje go, ze tyle powiedziała. Jakoś chyba potrzebowała luźnej rozmowy po tym co się ostatnio wydarzyło.
    Słysząc jego pytanie, sama spojrzała na sufit - nie mam pojęcia, może Arcyksiążę się tu wybiera? - powiedziała zamyślona - jak opuszczałam Wieżę kilka dni temu to było tu jeszcze spokojnie. Choć patrząc na to, że musiałam się panem zająć sama i to nie na przystosowanej do tego sali, ale tu, to mogło się też coś stać, choć nie umiem powiedzieć co. Przepraszam - opuściła niepewnie wzrok, czując się trochę tak, jakby nie umiała odpowiedzieć na pytanie na egzaminie, choć to uczucie nie miało przecież odniesienia do tego jak było naprawdę.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 13 Październik 2017, 12:32     

    Gdy Julia przypomniała sobie o tym, co powiedział jej Kessler, Cień spojrzał na nią odrobinę zbity z tropu. Wyraźnie zastanawiał się o czym mowa, po czym jego stężały w wysiłku wyraz twarzy nagle całkowicie znikł, by zrobić miejsce nieśmiałemu uśmiechowi. - Ach, to! Dziękuję - machnął ręką. Będzie musiał kiedyś wpaść do Daniela. On też dobrze się sprawdził. Wyciągnął ich stamtąd i powstrzymywał się z tym do ostatniej chwili. Miał bajeczne wyczucie czasu.
    Nie spodziewał się kolejnych pytań na temat świecących grzybów. Zdecydowana większość osób jaką poznał, uznawała zielarstwo i alchemię za przydatną, lecz śmiertelnie nudną dziedzinę. Zaśmiał się krótko i pokręcił głową - W znakomitej większości nie. Co innego, gdy zostawić je w wilgotnym, nieprzewiewnym miejscu. Oczywiście mówimy o tych zebranych - odparł. Co ona? Nigdy nie widziała grzybów? Choćby w koszyczkach na targu? Rozumiał jeszcze pytania dotyczące świecących grzybów, ale reszty? Znaczy, jasne, Kraina Luster jest pełna najróżniejszych gatunków flory i fauny o wymogach odbiegających od reszty pospolitej ich części, ale te były raczej rzadkie lub trudno dostępne.
    Również podziękował za pomoc. Furor od razu stał się odrobinę żywszy, choć widać było jak kleją mu się oczęta. - Jak z każdego lisa - wzruszył ramionami z tajemniczym uśmiechem. Gawain zastanawiał się, kto będzie bardziej zazdrosny, gdy przedstawi czworonoga Yako. On czy demon? Wizja powrotu do domu wyglądała coraz ciekawiej. Oby tylko jego ukochany nie był zły. W końcu nowy domownik, to nowe obowiązki. Taki potrafił wywrócić całe dotychczasowe życie do góry nogami.
    - Bo nie ma tu wielu schodów. I nikt nie łazi non stop pod moimi drzwiami bez powodu. Poza tym... nie potrzebuję zbyt wiele światła do pracy. Żyrandol jest głównie dla gości - rozłożył ręce, wzruszając ramionami. Lubił piwnice. Jego cichy i ciemny zakątek, w którym mógł w spokoju pracować i odpoczywać. Jak chciał sobie pooglądać widoczki to szedł na spacer, a nie tylko wyglądał przez okno.
    Słuchał jej skróconej relacji. A więc była Opętańcem. Więc skąd ten ogon i uszy? A może Cyrkowiec? Choć nie wyglądała jak jeden z nich. Zdecydowanie za ładna, zbyt poukładana i za mało pozszywana. Jak już, to zmieniano takich w mordercze mutanty, a nie uszaste, słodkie maskotki.
    Serce podeszło Gawainowi do gardła, gdy usłyszał, że dopiero co zakończyła szkolenie. Z drugiej strony miała służyć rodzinie arcyksiążęcej, więc to nie byle jakie wykształcenie. I słychać było, że to prawdziwe powołanie. - W zasadzie dobrze pani zrobiła. Bo co jest do roboty w pałacu? Leczenie podagry, sifilisu oraz każdej małej wysypki u dzieci - podsumował z szyderczym uśmieszkiem. Oczywiście nie bagatelizował pracy lekarskich powinności, - Poza tym leczenie pod okiem nauczycieli, to generalnie średni pomysł. Bo nie uwierzę, że przy Arcyksięciu zostawiliby panią samą sobie. Nieustannie gęgaliby pani nad głową, że stare metody są najlepsze. Nie mam racji? - zapytał przeczesując dłonią schnące włosy. Może było to trochę tendencyjne, ale chciał przekonać się, jakie zdanie ma ktoś, kto jest tu już dłużej od niego.
    Westchnął słysząc odpowiedź. Więc też nie miała pojęcia. - Całe szczęście właśnie zacząłem urlop - mruknął do siebie i podniósł się z krzesła, by przestawić jeden ze znaczników na mapie. Chwilę szukał miejsca, w które chwilę potem wbił szpileczkę zakończoną czarną kuleczką. To właśnie tam znajdował się posterunek na Kryształowych Pustkowiach. - Co pani robi teraz, skoro nie mamy Czarnej Róży? Odwiedza pani Arcyksięcia? - kontynuował rozmowę, wyciągając z mapy szpilki. Większość była nieaktualna.
    _________________





    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 13 Październik 2017, 14:39     

    Przytaknęła głową, że rozumie. Widząc, że patrzy na nią dziwne położyła lekko po sobie uszka - nie lubię grzybów więc się im nie przyglądam - powiedziała na swoje usprawiedliwienie, marszcząc śmiesznie nosek. Te świecące były ciekawe, nigdy takich nie widziała, dlatego się nimi zainteresowała. Poza tym lubiła poznawać nowości. Tutaj jednak pasowały jej lisie elementy. Była ciekawska i to bardzo choć nauczyła się, że nie można być wścibskim.
    Zaśmiała się, słysząc, że wszystkie lisy to pieszczochy. Podrapała się lekko zakłopotana po tyle głowy - moja lisiczka też uwielbia pieszczoty, choć ne każdemu się daje. W szczególności unika mężczyzn, choć jeśli widzi, że ja komuś w miarę ufam, pozwala się pogłaskać, a nawet upomina się o pieszczoty - przyznała. Zerknęła też na swoją Niechniurkę, która zjadła smakołyka i teraz chciała zejść z szafy. Popiskiwała zdenerwowana. Julia wstała i wzięła ją na ręce po czym wróciła na krzesło. Zaczęła ją drapać za uszkami - z Ciebie też jest pieszczoch prawda? - Kropka pisnęła jakby na potwierdzenie rozwaliła się zadowolona na jej kolanach.
    Wysłuchała uważnie słów mężczyzny, na temat doboru lokum - w sumie mądre rozwiązanie. Ja mieszkam praktycznie na samej górze, ale przynajmniej nie muszę się przejmować schodami - zaśmiała się. Czuła się już lepiej, ale wiedziała, że nie może sobie jeszcze całkiem odpocząć. Miała swoje obowiązki.
    Uśmiechnęła się nieśmiało, słysząc, że dobrze zrobiła, po czym zaśmiała się - zapomniał pan o leczeniu siniaków i zadrapań u najmłodszej córki Arcyksięcia - zaśmiała się. Alice była jeszcze mała i co chwila się gdzieś wywracała czy potykała o coś, jak to dziecko. Niestety jako iż jest córką Lorda Protektora to też uważa, że każdy powinien się nią zajmować. Niestety...
    Zaśmiała się - ma pan zupełną rację - powiedziała i zamerdała niepewnie swoim rudym ogonkiem - w Klinice mam innych nauczycieli, na przykład Ordynator ma dokładnie taką samą moc jak moja, więc tym bardziej mogę się od niego sporo nauczyć - przyznała - no i Klinika jest na o wiele wyższym poziomie technologicznym niż jest ogólnodostępny w Krainie dlatego tam się mogę o wiele lepiej rozwijać. Na przykład... - zamyśliła się na moment - mamy możliwość zrobienia zdjęcia rentgenowskiego. Czyli prześwietlenia kogoś i zobaczenia w jakim stanie są jego kości - powiedziała uśmiechając się szeroko - poza tym sama byłam tam pacjentką trzy lata temu jak złamałam skrzydło, więc wiem, że naprawdę wykonują swoją pracę tak jak trzeba, a nie tylko tak, żeby nie bolało i tyle. Nie zdziwiłabym się jakbym poszła do jakiegoś znachora i on uznał, że trzeba mi obciąć skrzydło, bo nie da się go poskładać - przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, na samą myśl o tym jak bardzo by potem bolało, gdy skrzydło zaczęłoby odrastać. To na pewno byłoby o wiele mniej przyjemne niż te kilka dni ze złamaną, źle zrośniętą kończyną.
    - A ja jak tylko zdam raport i się przebiorę wracam do Kliniki, więc też nie będę musiała się martwić tym...mam nadzieję - ostatnie słowa dodała ciszej. Nie chciała omijać więcej dnia pracy niż to było konieczne. była dopiero na okresie próbnym i nie miała zamiaru go zaprzepaścić. Nie było mowy. Nie będzie siedzieć w Pałacu i biegać za każdym by podcierać im noski, żeby się nie obsmarkali, nie ma takiej mowy!
    Zamyśliła się, słysząc kolejne pytanie Keera - towarzyszę Arcyksięciu w naradach, spotkaniach. Reprezentuję Organizację na balach, robię za kuriera oraz towarzyszę innym członkom na misjach - wymieniła - czasami też tworzę portrety pamięciowe, gdy ktoś jest poszukiwany - wzruszyła ramionami - no i oczywiście robię za medyka, gdy jest taka potrzeba - dodała jeszcze. Mała sporo obowiązków, na szczęście nie musiała być cały czas dostępna w Wieży. Wzywali ją wtedy gdy była najbardziej potrzebna. I dobrze, bo chyba nie mogłaby mieć wtedy życia prywatnego ani pracować poza Szkarłatną Otchłanią.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 13 Październik 2017, 15:37     

    Gawain miał ochotę powiedzieć jej, że powinna uczyć się o rzeczach przez siebie nielubianych, ale byłby hipokrytą. Sam nie gotował i nie jadł i nic nie wiedział o licznych potrawach, jakimi zajadały się istoty obu światów. Nie lubi, to nie lubi. Po co drążyć temat?
    Posłał jej badawcze spojrzenie. Bała się mężczyzn? - Któryś zrobił jej krzywdę? - zapytał beznamiętnym tonem. Przywykł do takich historii. Tak wyglądał świat. Momentami był piękny i kolorowy, ale pod tym płaszczykiem wesołych piosenek, miłości i marzeń, był do cna twardy. To natura nim rządziła. Niektórzy rodzili się źli, inni stawali, a jeszcze inni tylko wykonywali rozkazy. Słyszał już wszystkie wymówki. Bo lubię, bo im się należy, bo oni myślą źle, nie znają prawdy. Tysiące argumentów, a przecież prawdziwie dobrej sprawy nie trzeba bronić. Ale tak to już było. Lepszy wygrywał.
    Humor trochę poprawił mu widok Niechniurki, małego kłębka na dłoni Julii. Sam chciałby ją pogłaskać, ale był obcym dla małego stworzonka. Wolał nie siać paniki w Kropkowej rzeczywistości. Dla niej liczyło się jedzonko, ciepełko i bezpieczeństwo. Mizianie było miłym dodatkiem.
    - No tak, pani ma skrzydła - skomentował, przyglądając się jej lotkom. Ciekawe, czy trudno było nauczyć się latać. Nie urodziła się z nimi. Musiała poznać swoje ciało od nowa, przywyknąć do dodatkowego gabarytu i postarać się nimi nie haczyć o lampki, szklanki i inne rzeczy na półkach. Czy po trzech latach nadal musi być tego świadoma, czy jednak robi to automatycznie? Keer nie miał pojęcia, bo zamiast pogadać z jakąś skrzydlatą, zwykle brał ją w obroty. Przynajmniej tak było do tej pory.
    Zaśmiał się głośno. - No tak! Oczko w głowie rodziców - pokiwał głową wpatrzony w pusty kieliszek i papiery na stole. Nie mógłby być lekarzem. Jasny szlag by go trafił i sam potrzebowałby lekarza, zanim zdążyłby kogoś wyleczyć. Wystarczą mu dwa lisy. A dzieci nie trawił. Nie potrafił nawet sobie wyobrazić, jakby to było mieć swoje.
    Z zainteresowaniem słuchał o Klinice, choć robił się senny. Uśmiechnął się już mniej przytomnie - Brzmi dobrze... i cholernie drogo - zaśmiał się i ziewnął, zakrywając usta dłonią. - Przepraszam. To nie tak, że mnie pani nudzi - powiedział sucho. Musiał się wyspać, bo zaczynało mu być słabo i niedobrze. Najpierw jednak musiał się upić, a tego nie zrobi przy niej. A to oznaczało, że wkrótce będzie musiał przegonić Julię, jeśli sama tego nie zrobi. - Przynajmniej z pomocą rentgena pewnie nie było aż takiego problemu z pani skrzydłem. I leki też dostałem nietutejsze - mruknął, patrząc na szufladę, do której schował listek. - Jak Klinika radzi sobie z zaopatrzeniem? Wycieczki do Świata Ludzi muszą być dość kłopotliwe - spojrzał na panią Renard. Musieli mieć kogoś zaufanego po tamtej stronie. Nie wszystko dało się załatwić przez internet lub transakcją gotówkową. Do takich rzeczy trzeba było nazwiska, pieczątki i tytułu lub czarnorynkowy kontakt. Bo aparat rentgenowski to nie chop siup, sam z nieba nie spadnie. I weź to jeszcze przytaszcz na tę stronę.
    - Szkoda, że nie spotkałem pani na Edenie! Choć pewnie i tak nie miałbym okazji z panią porozmawiać - początkowy weselszy ton szybko zmienił się w typowy dla Keera chłód. - Więc pani rysuje? - wypalił i znów ziewnął. - Mam plany, by dożyć kolejnej rozmowy z panią w lepszych okolicznościach, ale chyba muszę się położyć, bo zasnę na tu, gdzie siedzę - przyznał. Nie miał już siły. Moc Julii trochę go orzeźwiła, tak samo jak emocje, ale ten zastrzyk energii nie mógł działać w nieskończoność. Musiał zregenerować siły i swoje zszargane nerwy.
    _________________





    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 13 Październik 2017, 16:47     

    Zaśmiała się krótko i niezbyt wesoło - można powiedzieć, że obie mamy niezbyt dobre wspomnienia jeśli chodzi o mężczyzn - przyznała, drapiąc się zakłopotana po głowie. Postanowiła jednak nic więcej nie mówić, nie chciała żeby Keer poczuł się jakoś urażony przez nią. W szczególności, że mieszkał w piwnicy, a tych dziewczyna strasznie nie lubiła. Kojarzyły jej się z zimnem, bólem i strachem.
    Kropka spoglądała z zaciekawieniem na Cienia. Wyciągała w jego stronę nosek i poruszała nim śmiesznie, łapiąc zapach. Rozglądała się też przez chwilę i widząc, że nie ma w pobliżu tego dużego lisa, zeskoczyła nagle z kolan dziewczyny i pobiegał do mężczyzny. Wskoczyła mu na kolana i zaczęła przyglądać, stając na tylnych łapkach - Kropka, nie dokuczaj panu...przepraszam za nią, jest strasznie ciekawska - powiedziała spoglądając karcąco na zwierzątko. Jeśli jednak mężczyzna nie chciał jej zrzucić, nie zabrała Niechnurki. W końcu chyba nie robiła nic złego. Chciała się tylko przywitać i poznać nową osobę. Poza tym nie była nigdy poza Kliniką i parkiem, który ją otacza, więc tym bardziej chciała jak najwięcej powąchać i zobaczyć.
    Przytaknęła głową i rozprostowała swoje wielkie skrzydła, na tyle na ile pozwalała jej dość ograniczona przestrzeń - dzięki nim nie muszę się martwić schodami, choć muszę przyznać, że bywają kłopotliwe, na przykład w takich pomieszczeniach jak to. Podobnie ogon - poruszyła rudą kitą, składając swoje dodatkowe kończyny - czasami można machnąć nimi i coś przypadkiem zrzucić - powiedziała lekko się uśmiechając.
    Zaśmiała się, przyznając rację mężczyźnie.
    Zamyśliła się słysząc o tym, że taki sprzęt jest drogi - na pewno - przyznała - nie wiem jednak jak Dyrektor go zdobył - przyznała - nic nie szkodzi - uśmiechnęła się do niego. Sama była padnięta, a dzień się dopiero zaczął. Ciekawe co ją jeszcze czeka w Klinice. Aż jej się oczy same zamykały na samą myśl, że miałaby kogoś dzisiaj leczyć lub w ogóle coś robić poza zakopaniem się w pościeli i zniknięciem na następne kilkanaście godzin.
    - Bardzo pomogło, bo okazało się, że źle się zrosło - przyznała. Przytaknęła, że leki też nie są stąd. Jak większość leków, które były w Klinice. Anomander musiał mieć więc jakieś kontakty z tymi z drugiej strony - Dyrektor też jest Opętańcem, tak jak ja, więc pewnie ma jeszcze jakieś stare znajomości z czasów gdy mieszkał w Świecie Ludzi. Nie widzę innego sposobu, żeby miał do tego wszystkiego dostęp - powiedziała po namyśle. No bo jak inaczej. Skrzydła zawsze mógł schować pod płaszczem, zwłaszcza, że były one błoniaste. Nie musiał się więc martwić, że nagle spod ubrania wypadnie mu pióro tak jak to mogło być w jej przypadku.
    Uśmiechnęła się tylko na wieść o Edenie. Miała też jechać nim, ale jednak to ne wypaliło. Nauczyciele zbyt zabiegali o to, żeby jeszcze została na szkoleniu. Przez co została w Wieży zastanawiając się tylko jak to by było polecieć takim wielki pociągiem. Ale nie powiedziała nic na ten temat.
    - Tak, odkąd mogłam utrzymać kredkę interesowałam się głównie tym. W sumie było to jedyne hobby, na które nie narzekali moi rodzice- wzruszyła ramionami.
    Słysząc jak bardzo jest zmęczony, wstała i przywołała do siebie Kropkę. Pozbierała torby i posadziła zwierzątko na ramieniu - niech pan odpocznie i cieszy się urlopem - powiedziała z uśmiechem - jeszcze raz miło mi było pana poznać i też mam nadzieję, że następne spotkanie nie będzie tak dramatyczne - zaśmiała się i podała mu rękę, żeby się z nim pożegnać. Ofiarowała mu też resztę smakołyków, mówiąc, że i tak nie siedzi teraz w Wieży, a w Klinice ma pełno smakołyków dla zwierzaków więc nie są jej potrzebne.
    Życzyła jeszcze mężczyźnie miłego dnia i ruszyła w podróż do swojego pokoju, po drodze składając jeszcze raporty oraz zwolnienie lekarskie dla Keera.

    ZT
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 13 Październik 2017, 18:22     

    Smutno było to słyszeć. Nie wiedział, co przytrafiło się Julii, ale miał nadzieję, że to tylko nastolatkowe podłamane serce. W tym wieku każde krzywe spojrzenie nazywane jest nienawiścią, a każdy uśmiech miłością. Bo przecież była taka młoda. A potem trafiła tutaj, do Krainy Luster. No właśnie. Czemu? Gawain czuł, że to jest właściwe pytanie, ale nie śmiałby go zadać.
    Spojrzał na Kropkę i wyciągnął w jej stronę dłoń. Nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. Zwierzątko wyglądało na dość płochliwe. Widział jak węszy i go sobie ogląda. - Nie dokucza - wyszeptał nie odrywając oczu od zwierzątka. Paciorkowate oczka łypały na niego odważnie. Miała ładne znaczenia. Już wiedział, czemu nazywała się Kropka. Śmiało, lecz delikatnie pogłaskał ją palcem między uszami, a drugą dłonią objął od tyłu. - Niegrzecznisia z ciebie, co? - zagruchał cicho do niej, po czym lekko popchnął ją ku Julii, by do niej wróciła. - Jak puch - skomplementował futerko Niechniurki.
    Gdy rozłożyła skrzydła, lekko zakręciło mu się w głowie od barw, które zatańczyły przed jego oczyma. Opalizowały w delikatnym świetle świec. - Podejrzewam. Niektórzy mają problem mając zaledwie dwie ręce i dwie nogi - zaśmiał się krótko, zerkając na jej rudy ogon. - A pani skrzydła są naprawdę duże... i piękne - powiedział spokojnie, ale nie patrzył na nie, bo miał wrażenie, że chwila moment i dostanie ataku epilepsji. Pierwszy raz żałował swojej wrażliwości na światło.
    Gawain zmarszczył brwi. Pracowała tam, ale nie wiedziała? Pewnie nie przyszło jej do głowy o to pytać. Przecież ją leczyli. Zajęli się jej biednym, złamanym skrzydełkiem, dlatego nie niuchała. - To musiało być trudne zadanie. Zdobycie takiego sprzętu do prostych nie należy, a skoro jeszcze przywlekł go tutaj... pewnie był to mało legalny proces. Dobrze, że przeszmuglował leki i aparat, a nie broń lub coś w ten deseń - posłał jej porozumiewawcze spojrzenie. Nie mniej jednak dobrze zaopatrzona Klinika w środku Krainy Luster, nie ważne jak podejrzana, była krokiem w dobrą stronę. Znakiem, że czasy średniowiecznych, brutalnych zabiegów powoli odchodziły w niepamięć.
    Gdy Julia wspomniała o skrzydlatym ordynatorze, zapaliła mu się czerwona lampka, ale nie dał tego po sobie poznać. W głosie dziewczyny słyszał, że mu ufa. Ledwo ją znał, Kliniki nie było mu dane zobaczyć, tak samo jak spotkać rzeczonego ordynatora. Ten temat musiał poczekać, choć śmierdziała mu ta sprawa na kilometr. Oczywiście nie uważał żadnej z tych rzeczy za zbrodnię, ale nikt nie zmieniał się z dnia na dzień tylko dlatego, że wyrosły mu skrzydła. Ciekawe kto to taki. - Pewnie tak - mruknął tylko.
    - To miło. Mnie raczej zniechęcano do takich rzeczy. Wie pani, że to nieprzydatne, że artysta ze mnie żaden i zarobek też taki będzie. I chyba mieli rację - uśmiechnął się na to wspomnienie. Nie miał im niczego za złe. Starali się go wychować najlepiej, jak umieli i zapewnić mu dobry start. Cóż wyszło średnio, ale to już nie ich wina.
    Wstał i podał jej dłoń. Uścisk miał silny i pewny, ale nie gniótł drobnej dłoni jak imadło. - Mi również. Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Za smakołyki również - uniósł je w górę. Odprowadził Julię i gdy tylko zamknął za nią drzwi, przekręcił klucz w zamku.
    Westchnął ciężko i zgasił wszystkie świece. Wór walnął do szafy. Potem to zaniesie. Wziął butelkę wina i poszedł do sypialni. Smakołyki położył obok legowiska Furora. To tylko suszone mięso, a on będzie głodny jak się zbudzi. Gdyby tego nie zrobił lis rzuciłby się, by go budzić. Walnął się do łóżka w ciuchach i naciągnął na siebie kołdrę. Nie miała poszewki, ale pieprzyć to. Ważne, że miał gdzie spać. Przytknął szyjkę butelki do ust i duszkiem wypił sporą ilość wina. Patrzył gdzieś przed siebie i myślał o tym całym popierdolonym i niemiłosiernie długim dniu.
    - Znowu zabiłem... mamo - przyłożył zaciśniętą pięść do czoła, zamykając oczy. Zadrżał i otulił się ciasno ramionami. Nie miał przy sobie jej opowiadań. Nie miał pojęcia jak zaśnie. Znów wychylił przynajmniej ze szklankę wina. Aż zrobiło mu się niedobrze od sporej ilości trunku chlupoczącego mu w żołądku. Odstawił butelkę na etażerkę i położył się skulony pod kołdrą. Przycisnął medalion do piersi. Przynajmniej miał dla kogo żyć. Miał do kogo wracać. Ale nadal zabijał, bo nie potrafił odpuścić. Sobie i innym. - Kocham Cię Yako... wrócę jutro i wszystko będzie dobrze. Kocham... - mówił cichutko. Nie wiedział, ile czasu tak spędził, ale w końcu udało mu się zasnąć, choć budził się co chwila, szukając swojego sztyletu lub rozglądając się niepewnie po pomieszczeniu, jakby nie wiedział, gdzie jest.
    _________________

     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 15 Październik 2017, 14:43     

    Odpoczynek bez snów był błogosławieństwem dla Keera. Owszem budził go każdy szmer i trzask, ale gdy znów zapił lęk i zasnął ponownie, żaden koszmar nie miał prawa go męczyć. Dopiero tępy ból w nodze i ramieniu oraz skomlący pod drzwiami Furor ogłosił koniec odpoczynku.
    Skacowany wypuścił zwierza na korytarz. Strażnicy już go znali, zresztą poinformował ich, że to jego pupil. Jak ten gagatek coś zmaluje, to z pewnością się o tym dowie. Na tę chwilę nie zajmowało to jego myśli. Bardziej burzył się żołądek, ale nic w nim już nie miał. Jakoś dotarł do biurka i wyciągnął leki z szuflady. Zabrał szklankę, wodę i tabletkę, by wrócić do łóżka i tam spędził większą część dnia.
    Gdy już trochę odchorował pożyczone, płynne szczęście i odżył, postanowił wziąć szybki prysznic i zabrać się za papierkową robotę. Nigdy nie pisał raportów, ale od czego są wytyczne mówiące o przyjętych standardach?
    Na przemian skrobał na papierze i głaskał Furbo, myśląc, czy coś powinien jeszcze dopisać lub zmienić. Za sobą miał już parę nieudanych wersji, które skończyły w kominku. Widać dzisiejszego wieczora były mu potrzebne aż dwie kawy, żeby ukończyć raport. Oby był w porządku. Sporządził jeszcze kopię dla siebie, która wylądowała w teczce.
    Potem napisał, krótkie zgłoszenie o stratach w ekwipunku, jednocześnie prosząc o nowy mundur. Przynajmniej naramienniki przetrwały.
    Nadszedł czas, by zbierać się z Różanej Wieży i zostawić niemiłe myśli za sobą. Zaczął przeglądać kram, który przytargał ze sobą ze Świata Ludzi. Miał zamiar zabrać ze sobą jeden kij hokejowy, ten śmiesznie mały i kruchy nóż ceramiczny ze wzorkiem w pomidory i paczkę od Ciernia. Otworzył puzderko i przyjrzał się sztyletowi. Był piękny i w ogóle, ale drogi. Nie mógł przyjąć takiego prezentu nie dowiedziawszy się, o co chodzi. Thorn nie wyglądał na filantropa, mecenasa ani ekscentryka, by rozdawać takie rzeczy na lewo i prawo. Zamknął pudełko i schował je do torby.
    Wyczyścił maskę i odwiesił ją do szafy, na mały haczyk. Zniszczony mundur wpakował do wora zostawionego przez Renard i zawiązał go. Wysprzątał co trzeba, pogasił wszystko, ubrał się do wyjścia i zabrał swoje rzeczy. Zerknął jeszcze do szafy. Światło grzybów było zdecydowanie mocniejsze niż wczoraj. Wypiły dużo wody i zaczynały się lekko zakorzeniać w podkładzie ze słomy i gazy. Tak serio, to nie wiedział, po co mu one, ale wyglądały ładnie i kto wie, może komuś będą potrzebne. Dolał im trochę wody do miski i zamknął szafę. Pogonił Furora i zamknął sypialnię na klucz. Już miał wychodzić, gdy nagle obrócił się i szybko wrócił do gabinetu.
    - Prawie zapomniałbym o lekach! - syknął do siebie i zabrał z szuflady wszystko. Zamknął swoje kwatery. Gdy tylko postawił pierwszy krok na schodach, Furor od razu poleciał na samą górę ujadając radośnie. Gdy Gawain do niego dołączył podrapał go po łbie - No już. Cicho! Kupię ci dużo mięsa, tylko się uspokój! - burknął na niego. Oddał wór do spalenia, a raport do wysłania. Opieczętowany z każdej możliwej strony trafi w ręce samego Arcyksięcia. Nie zazdrościł Rosarium jego obowiązków. Zanudziłby się na śmierć na jego miejscu.

    Z/T
    _________________

    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 9