• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Herbaciane Łąki » Rudera na klifie
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 26 Październik 2017, 21:58   

    - Świat Ludzi! - zakrzyknął zafascynowany. Gawain Keer obiecał mu, że go kiedyś tam zawiezie i mu go pokaże. Sam walczył z wrogami z tamtej krainy. Było to też legendarne z perspektywy Kesslera miejsce, z którego przyszli najeźdźcy, którzy zaatakowali Krainę Luster jakiś czas temu. Dodatkowo słyszał o nim wiele, o ich technologii, podejściu ludzi do życia, o ich słabościach i mocnych stronach. O tym, że po wytępieniu bestii sami się nimi stali, o tym, jak bardzo nauka pomogła im w pokonaniu prymitywnych słabości. Wiele wskazywało na to, że gość wiedział o wiele więcej o Krainie Ludzi, niż ktokolwiek inny, kogo Daniel spotkał. Z pewnością nie zamierzał tego tak zostawić i wykorzystać wiedzę gościa dla własnej próżnej ciekawości. Dlatego gdy padła ta nazwa, zamilkł i wpatrzony niczym dziecko w wielkiego barda słuchał opowieści Gopnika o magicznej krainie zwanej Rassiją, gdzie ludzie pili bardzo dużo. Mówił o tym tak, jakoby wódka była tam nawet czymś w rodzaju waluty! Ludzie nie posiadali magicznych zdolności. Czyżby destylarnie i fabryki wódki były dla nich czymś w rodzaju mennicy, a tacy jak Gopnik dosłownie tworzyli pieniądze? Fascynujące!
    - Więc powiadasz, że w tamtej krainie jest niebezpiecznie, acz nie ma Morii i wódką się za wiele rzeczy płaci? Brzmi jak raj dla abstynentów i trzeźwo myślących. - podsumował, pomimo że za wiele o tej krainie nie wiedział, poza opowieścią Gopnika oczywiście. Nie wiedział, że się mylił i to znacząco.
    - W końcu stamtąd pochodzisz, czy jesteś jednak stworzeniem stąd? Bo wydajesz się jakbyś tam mieszkał od zawsze, ale nie jesteś zarazem człowiekiem z tego względu, że w jakiś sposób się tu znalazłeś. Poza tym ta sztuczka z wodą nie była tak naprawdę tylko sztuczką. - powiedział i w sumie towarzystwo gościa interesowało go bardziej z dnia na dzień. Pośród tego szarego świata znalazł się ktoś ciekawy.
    Uśmiechnął się na powiedzenie Gopnika o twardej dupie. Coś w tym było - trzeba przyznać. Albo jest się skurwysynem, który musi zdobyć wszystko sam, albo miłym dla otoczenia człowiekiem, który co prawda ma wielu przyjaciół, ale jest wykorzystywany przez agresywnych skurwysynów. Takie życie, ot co.
    - Gawain? Co... - zapytał, bo znał to imię. I był już prawie pewny, że wiadomo, o kogo chodzi. Ale nie chciał zupełnie poruszać jego osoby z tego powodu, że nie potrafiłby teraz na szybko skłamać, skąd się znają. Może powinien podszkolić się w sztuce kłamania?
    Zaczął słuchać jego opowieści o wizycie w pewnym przybytku, który wstępnie ocenił na mieszankę baru i burdelu z chyba większym naciskiem na to drugie. Chociaż informacja o chętnych kobietach tam się znajdujących od razu spowodowała szybsze krążenie krwi w ciele. Jeszcze przed misją, na której był, narzekał na brak spełnienia w kwestiach, nazwijmy to, cielesnych. Teraz lepiej nie mówić.
    - No no, mów dalej. - trochę wbrew sobie, dosyć mocno zaciekawiony tematem nawet poganiał gościa do prowadzenia opowieści. Ciekawe, co było dalej!
    Cholera. Trafił na jakiegoś... sukkuba? Tak się chyba nazywały te demony czy istoty, które opierały swoje moce na czyimś pożądaniu czy mocy seksualnej. Zaprawdę, dziwna rzecz. On padł jej ofiarą i chyba mu było dobrze. No, wpadł w niego w końcu diabeł...
    - To bardzo ciekawe co pan powiedział. - Daniel poczuł w ustach nadmiar śliny, gdy wspomniano o nagiej pięknej kobiecie, która potem sama chętnie się oddała. Nie, żeby coś. - Doprawdy ma pan szczęście, że przetrwał pan to spotkanie. Te istoty chyba wysysają energię, prawda? Poprzez te czynności. - dopytał, bo tak naprawdę w praktyce nigdy ich nie spotkał. Miał po prostu pecha, na co jeszcze wpływał fakt, że raczej omijał burdele. Raczej.
    W sumie sam nie wiedzieć czemu chciał zaproponować wypicie jakiegoś trunku. Zaczął czuć do tego gościa sympatię, pomimo że wcześniej ten sam gość zepsuł mu warsztat.
    Widział w oczach Kapelusznika zdziwienie, gdy ten ujrzał Oriona. Nic dziwnego, nie było to jakoś powszechnie spotykane i nawet w realiach ludzi byłoby potraktowane nawet jako niezrozumiała sztuka. Na szczęście Kraina Luster pod tym względem sprawiała wrażenie bardziej ogarniętej pod tym względem i takie dziwoty nie wywołałyby aż tak wielkiego zdziwienia, co w Świecie Ludzi. Ale zdawał sobie sprawę, że teraz, szczególnie gdy Marionetkarzy na świecie coraz mniej, takie widoki nie należą do częstych.
    - Pytasz o jego głowę? Została wykonana na kształt astrolabium, pewnego przyrządu astronomicznego, można tak powiedzieć. Orion jest moim pierwszym pełnoprawnym dziełem, moim dzieckiem. Swoją miłość do niego wyraziłem poprzez stworzenie mu niepowtarzalnej głowy dającej także znak postronnym o zainteresowaniach twórcy. Uwielbiam astronomię. - powiedział i zrobił znaczącą pauzę. W trakcie mówienia zaczął iść wokół Gopnika, po pomieszczeniu. Gdy zrobił pauzę po stwierdzeniu, co jest jego hobby, stanął za Gopnikiem i uścisnął dłońmi jego ramiona. Nachylił się również i powiedział trochę ciszej, zapewne dla wrażenia - To się bardzo dobrze składa, z tym długiem. Myślę, że obaj będziemy zadowoleni rozwiązaniem które wymyśliłem. Mianowicie - skoro warsztat zostanie niedługo posprzątany i ogarnięty przez moje dziecię, myślę, że najlepiej, jeśli opowiesz o Świecie Ludzi. O ich wiedzy na temat astronomii. Albo jak się tam dostać i jak ją zdobyć. - puścił i odsunął się, stając przed Gopnikiem.
    - A poza tym przeprosiny przyjęte. Jeśli będziesz więcej opowiadał o Krainie Ludzi, która mnie tak bardzo interesuje, uzyskasz nawet status gościa - po zatwierdzeniu przez gospodarza tego domu oczywiście. - powiedział, uśmiechając się. Zmęczenie, które dopadło go wcześniej teraz nagle puściło. Zrobiło miejsce dla zainteresowania.
    Przez chwilę nawet poczuł się zażenowany swoją zmianą postawy, ale wiedza ludzi o astronomii była cenna ponad wszystko inne. Przynajmniej na razie.
    Poprosił, aby razem z gościem przeszli do głównego pokoju, gdzie znajdowała się w miarę wygodna kanapa i wszystko to, co w stereotypowym pokoju gościnnym się znajdowało. Na stole leżały dwie szklanki z wodą, które jakby oczekiwały na Marionetkarza i Kapelusznika.
    Poprosił również, gdy już weszli, by Gopnik usiadł na fotelu, a sam zajął miejsce na kanapie.
    Zajął wygodną pozycję i słuchał.
    - Rosyjskie krainy w Świecie Ludzi doprawdy brzmią intrygująco. Przedstawia pan bardzo pozytywną wizję tych istot ludzkich. Co moje ostatnie doświadczenia niestety zweryfikowały i muszę się z panem nie zgodzić jeśli o nich chodzi. Myślę, że moje zdanie podzieli też pewien rudy jegomość, Gawain Keer, którego prawdopodobnie obaj znamy. Proszę zamienić tę wodę jeszcze raz. Moją też. Skoro chce pan spłacić dług i opowiedzieć co nie co o astronomii i Świecie Ludzi, musi pan mieć coś do popicia. W końcu to będzie długa noc, prawda? - powiedział i usiadł jeszcze wygodnie, wtapiając się w fotel. Myślał, że to zwykły pijak. A jednak nie! Ma wiedzę, która pomoże Danielowi w jego badaniach, uczyni z niego kogoś więcej, niż prostego Marionetkarza! Popchnie wiedzę o astronomii i astrologii znacznie dalej!
    Dodatkowo stwierdził, że należy postawić jasno sprawę, czy chodzi o tego samego rudego człowieka. W końcu jeśli obaj go znają to będą mogli poprzez niego lepiej się poznać.
    Nie wypada w końcu tłamsić i być wrogim dla przyjaciela przyjaciela.
     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 27 Październik 2017, 00:45   

    - Widzę, że Pana ciekawią tamte krainy. Nie podróżowałem jednak nigdzie poza Rassiję. No, może z pominięciem Anglii, jednak tam nie zabawiłem długo. Wiem, że istnieją też inne kraje, które kiedyś należały do Matuszki Rassiji - Ukraina, Bielaruś, Kazachstan. Teraz jednak się podzielili. Otóż, Panie, Świat Ludzi nie walczy tylko z nami. U nich ciągle są jakieś wojny. A jak Ruskie się kłócą z kapitalistycznymi psami amerykańcami, gdyby Pan to widział. Jeszcze chwila i powybijają się sami nawzajem. Do cna. - mówił z równie dużą ekscytacją, co strachem, a jego ręce zaczęły drżeć, nie wiadomo, czy z przerażenia, czy z braku wódki - Wie Pan, oni tam mają taką technologię, że jakby chcieli, to wybiliby się dosłownie wszyscy, razem z tymi, którzy walczyć kompletnie nie chcą. Wyślą przeciwko sobie wiele pocisków podobnych do komet, które potem wybuchają w ogromnym ognistym grzybie i nic już na tamtym świecie nie zostanie. Prócz karaluchów, te wytrzymają wszystko. Fuj! - teraz na jego czole pojawiły się krople potu - Nasza magia przy tym to nic. Niestety. Dobra nasza, że bardzo dużo ichnich technologii u nas nie działa, bo elektryka. Przynajmniej z tego co zauważyłem, to u nas po prostu nie chodzi. - odetchnął, wydawałoby się z ulgą - Zresztą, nawet tam rządzą nimi o tyle mądrzy Panowie, że nie chcą tego używać, bo wiedzą, że skończy to się zagładą. - skończył wyjaśniając.
    Zaśmiał się, wysłuchując wniosków Kesslera.
    - No, dla abstynentów niekoniecznie, dla trzeźwo myślących - jak najbardziej. Bo widzisz - jako, że Marionetkarz przestał się do niego zwracać per "Pan", postanowił zwracać to samo - nawet jeśli chcesz coś załatwić, to zabraną wódeczkę trzeba wypić. To tak jakby dobicie interesu, coś na kształt podpisu, tylko oczywiście nieformalne. Oficjalnie nic takiego nie może mieć miejsca, ale praktyka robi swoje. Ten kraj cierpi na korupcję, w innych rejonach, z tego co wiem, tego nie ma. A powiem, że patrząc na moje umiejętności, szkoda! Ha, ha! - zażartował, mając nadzieję, że Daniel zrozumie dowcip - A MORII może i tam nie ma, nie aż tyle, ale nie wszędzie tak jest. Gdzie indziej tacy, jak my, muszą się ukrywać, co bywa... Dość problematyczne, szczególnie dla niektórych Lustrzan. - zakończył smutnym podsumowaniem.
    - Wychowałem się tutaj, na Ulicy Cukierkowej, jednak życie się tak potoczyło, że wylądowałem tam. Nie żałuję - to była przygoda życia, a sama Rassija już się powoli zmienia i nie jest już taka, jak kiedyś. Niestety... - wyjaśnił, nieco melancholijnie. - Bo co zrobi taki pijak, jak ja, gdy już nikt tam nie będzie chlał, ha ha ha ha! - zaśmiał się głośno ze swojego dowcipu. Wiedział, że jest alkoholikiem i, szczerze powiedziawszy, niezbyt mu to przeszkadzało. Dodatkowo zawsze mógł zażartować, miał ogromny dystans do siebie i ciężko było go urazić. Ktoś musiałby się bardzo mocno postarać. Albo uderzyć w czuły punkt.
    Uśmiechnął się szeroko, widząc zdziwienie na twarzy... Żołnierza? Przynajmniej wtedy wydawało mu się, że ten facet walczy w jakiejś organizacji paramilitarnej, bądź w regularnym wojsku. Tak wyglądał, a poza tym miał warunki fizyczne do służby. Mniejsza z tym. Wyglądało na to, że ten Pan również znał mrocznego Cienia.
    Zachęcony ponaglaniem Daniela, postanowił rozszerzyć historię o spotkaniu z Rosemary. Wszakże to nie była żadna tajemnica, a raczej powód do dumy.
    - Ona tam nie pracowała. Wiesz, każda panna z obsługi tego klubu musi mieć skrzydła. Zwykle pracują tam Opentańcy albo Senne zjawy pod postacią aniołów, tudzież demonów. Ja jednak trafiłem na zwykłą nimfomankę, zarazem dość krwiożerczą. Dosłownie. Jest Krwiopijcą. Zaciągnęła mnie do łóżka, a potem sprawiła mi dużo problemów. Dobrze, że jeszcze żyję, a nie wyssała mnie do cna. Potem jeszcze zaatakowała pielęgniarkę w Klinice, która, gdyby nie ja, pewnie by nie żyła. Na szczęście pojawiłem się w dobrym miejsu, o dobrej porze i odciągnąłem tę kobietę od biednej, młodziutkiej jeszcze, dziewczyny. A skąd ten atak? Bo była głodna. No ja Ciebie proszę, to tak, jakbym był kanibalem i postanowił sobie zrobić kotlet z twoich mięśni. Gość, który zjada gospodarza, hah. - rzucił czarnym humorem, starając się zarazem przedstawić niemal jak bohatera. Poza tym, że wyolbrzymił swoje zasługi, jego opowieść nawet nie mijała się z prawdą. Serio, gdyby on się tam nie pojawił, Julia by prawdopodobnie nie żyła, albo byłaby w ciężkim stanie. A to wszystko przez głód.
    - Ja akurat byłem przez nią traktowany ulgowo. Paradoksalnie pochodzi ze Świata Ludzi, tam się pojawiła, mimo, że jest magiczna. Wszak ludzie też śnią i mogą stworzyć Senną Zjawę, a jak pewnie wiesz, Krwiopijcy się do nich zaliczają. No ale nie ukrywam, mnie też pogryzła, na tyle jednak nieszkodliwie, że poza ogólnym osłabieniem, nic mi nie było. Ba, byłem jeszcze zdolny uratować słodką dziewuszkę! - wypiął dumnie pierś.
    Słuchał opowieści o magnus opus Kesslera. Lubił dowiadywać się czegoś nowego. Zawsze to jakaś nowa, być może cenna, a na pewno ciekawa informacja. Coś, co jest warte zapamiętania. Zaśmiał się, słysząc o przekazaniu miłości swojemu dziełu.
    - Ha, ha, gdybym ja był Marionetkarzem, moje dzieło życia pewnie zamiast głowy by miało butelkę wódki. No, ale cóż, jestem tylko prostym Kapelusznikiem, ale jednak nadal przelewam w swoje dokonania przelewam tyle uczucia, ile tylko mogę, ha ha! - atmosfera się rozluźniła, Marionetkarz widocznie polubił Kapelusznika, więc ten też zaczął rozmawiać o wiele bardziej swobodnie, rzucając swoimi żartami.
    Gest rozmówcy był nieco niepokojący. Sprawiał wrażenie tajemniczego i dawała dużą dozę niepewności. Rusek wiedział, co się święci. Nadeszła pora na werdykt. Na karę. Na sposób, w jaki Gopnik miał spłacić swój dług. Nieco obawiał się tego, co przyjdzie mu zrobić, ale już postanowił, że jakakolwiek kara miałaby nie być, Michaił wynagrodzi Kesslerowi szkody. Zbyt często był dłużnikiem, należało zmienić coś w życiu. No chyba, że zapłata wiązałaby się z niebezpieczeństwem. Tego Kapelusznik nie mógł spełnić - był po prostu tchórzem. Na jego szczęście, zwrot za szkody był tani dla Bajarza. Miał po prostu zrobić to, co umiał najlepiej. Opowiadać. Wysłuchał, co facet miał do powiedzenia, po czym uśmiechnął się szeroko.
    - No, to na nikogo lepszego nie mogłeś trafić. Mogę opowiedzieć o wszystkim, co tam doświadczyłem! - cóż, to stwierdzenie było na wyrost z dwóch powodów. Po pierwsze - wielu rzeczy z pobytu w tamtym świecie nie mógł powiedzieć, gdyż przez upojenie alkoholowe po prostu tego nie pamiętał. Dwa - o niektórych sprawach nie wypadało, bądź nie chciało się mówić.
    Przeszli do salonu, który był umeblowany typowo jak na Lustrzaków. Rozsiadł się wygodnie, opierając się o oparcie i zakładając nogę na nogę tak, że kostka lewej stopy opierała się na kolanie prawej kończyny. Potem zaczął nieco opowiadać o radzieckiej technologii, czarnych Wołgach, starych, zdezelowanych ładach, satelicie Sputniku i Jurim Gagarinie, narkotykach o wdzięcznej nazwie "krokodyl" oraz najbardziej rozpoznawalnej broni w Świecie Ludzi. Karabinku AK - równie znanym i niezawodnym, co niecelnym i niewygodnym.
    Niestety, musiał się zgodzić, że nie wszyscy Ludzie byli szlachetni. Miał to szczęście, że trafił na takich, którzy nie zdradziliby swojego kompana, chociaż obcy nieraz chcieli go skroić czy pozbawić życia za kilka rubli. Takie jest życie w Moskwie. A mógł bajać bez końca. Dużo przeżył, a jeszcze więcej potrafił szybko wymyślić.
    - Ha, wiedziałem, że go znasz. Gałejn Kjir! To czego się napijesz... To znaczy Pan napije? -spytał, po czym zamienił swoją wodę w whisky Ballantines, a picie kompana w trunek zgodny z jego wyborem.
    - Wiedzę o astronomii niestety mam nikłą, ale to, co wiem, z chęcią opowiem. No i porzućmy te oficjalne zwroty. Gopnik jestem! - rzekł wesoło, unosząc kubek do toastu w ramach oficjalnego przejścia na "ty". Poza tym cieszył się, że obaj mają wspólnego znajomego, więc teraz nie było sensu kryć się z tym, że się znają. Miał tylko nadzieję, że zaprzyjaźni się z tym facetem tak samo, jak z innymi napotkanymi ludźmi poznanymi po powrocie do tej Krainy.
    _________________

     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 28 Październik 2017, 14:06   

    Wygodnie rozsiadłszy się oparł głowę na pięści i tak zawisł wzrokiem na twarzy opowiadającego Gopnika. Słyszał o tendencji ludzi do prowadzenia wojen między sobą. Widocznie wrogie gatunki się skończyły i wrogami okazali się bracia pod względem rasy. Nie dziwne. Jeśli wierzyć plotkom, że jest ich tak dużo, to każde plemię które wybiera swojego króla-prezydenta chce być silniejsze i bogatsze od innego.
    Kolejnych nazw państw nie zapamiętał - słyszał je po raz pierwszy.
    Fiu fiu! Doprawdy ciekawe. Nie dość, że jest ich tyle, to jeszcze posiadają na tyle zaawansowaną technologię, by pogrążyć cały świat w zniszczeniu. Nie wyobrażał sobie strzelania kometami, które tworzą ogniste grzyby i pochłaniają wszystko dookoła siebie. Jeśli by jednak polegał na swoim zafascynowaniu astronomią i astrologią i z nich czerpał swoją moc, z pewnością chciałby czymś takim się posługiwać. Co ciekawe, ta drobna informacja o tej broni mogłaby być ciekawą informacją dla władz Krainy Luster. Gdyby wysłać odpowiednich infiltratorów na wielu szczeblach i użyć ich własnej broni przeciwko nim samym...
    Nie dzielił się jednak tymi spostrzeżeniami. Ciekawe też, że ich technologia przestaje działać w warunkach lustrzanych. Ciekawe czy ma to zastosowanie również do tej ich wielkiej niszczącej broni.
    - Muszę panu przyznać, że tak jak elektryka przestaje działać, wiele innych sprzętów wydaje się nadal być w najdoskonalszym stanie. - rzucił, ale nie chciał precyzować, że wzięło się to ze spotkaniem i walką z ludźmi uzbrojonymi w karabiny maszynowe i granaty. Nie dodawał, że zdobył wiedzę o ich sprzęcie z owego spotkania; mogło po prostu równie dobrze chodzić o odnalezienie zagubionego sprzętu ludzki.
    - Doprawdy, musimy się tam ukrywać, bo jesteśmy tam gośćmi. Ale skoro mówisz, że nasze moce normalnie tam działają, to -poza paroma przypadkami- jesteśmy pewnie tam kimś w rodzaju nadludzi, prawda? Zakładając, że moce działały tam normalnie, to trzeba przyznać, że nie dziwota, że mogą być brani za kogoś więcej. Za kogoś groźnego. Mogli przecież więcej w stosunku do zwykłych normalnych ludzi, którzy nie byli wyposażeni w takie zdolności.
    - Moria, przeklęta Moria, prawda? - zapytał jeszcze gdy wielokrotnie Gopnik o niej wspominał. Chyba nie lubi jej równie, co Marionetkarz.
    Krwiopijcy. Dziwne to stworzenia, doprawdy. Urzeczywistnienie marzeń sennych, sukkub, demon, który wykorzystuje popęd dobrych niewinnych ludzi, aby się wzmocnić. Chodzący pomnik grzechu istot żywych, które nie potrafią opanować swojej seksualności albo chcą ją nadto wyrażać. I oto taka z pozoru bezpieczna kobieta wykorzystuje właśnie nadmiar takiego potencjału do swoich własnych celów - dla przyjemności czy dla nakarmienia się. Anomalia, która jest wytworzona przez dewiację żywych. Pytanie, czy należy takim istotom pozwalać chodzić po tym świecie. Widocznie jest zbyt wielki i niezorganizowany, aby w ogóle próbować takie problemy rozwiązać.
    Tym razem oparł się na fotelu i założył nogę na nogę.
    - Doprawdy, jeśli to wszystko wydarzyło się całkiem niedawno, to masz dosyć dynamiczne życie, panie Gopnik. - uśmiechnął się bo zarazem przyszło mu na myśl, że przecież całkiem niedawno zabijał się razem z ludźmi w jakiejś głębokiej jaskini, daleko stąd.
    Był wdzięczny rozmówcy za to, jak wiele usłyszał i dowiedział się w ciągu tej niekrótkiej rozmowy o świecie ludzi. A przynajmniej o tej jego części, która zwała się Rassiją. Szczególne wypieki na twarzy dostarczyły mu informacje o niejakim Gagarinie i Sputniku. Rewolucyjne, doprawdy. Rewolucyjne!
    - A znam. Mieliśmy kiedyś wspólną przygodę. Myślę, że kiedyś osobiście ci o niej opowie. - w końcu ostatecznie się przyznał. Poza tym nie miał teraz siły i ochoty na wymyślanie dobrej historyjki na temat tego, w jaki sposób przyszło im się poznać, więc odbił zawczasu piłeczkę i przerzucił problem wymyślania opowieści na Rudego, który chyba był nawet lepszy w te klocki od Marionetkarza.
    - Jestem prostym człowiekiem, w życiu nie zaznałem za wielu dobrych trunków. Przynajmniej w tym, które pamiętam. Lej coś dobrego na początek. Głupio byłoby się zaraz uwalić..
    Na radosne słowa Gopnika o tym, że w ogóle to już się znają jak najlepsi kumple zareagował troszkę ozięble. Pomimo polubienia go za to, co mówi, za wiedzę o astronomii czy historiach związanych z tajemniczą krainą Rassija, nadał czuł jeszcze blokadę. Nie zwykł pić jak najlepszy kompan z kimś, kogo znał niecałe kilka godzin. Gdy jednak stworzono mu alkohol, dosłownie, humor mu się poprawił. Pił nie za wiele, wiedząc, że jeśli picie z alkoholikiem zacznie się ze zbyt dużą intensywnością, to szybko go pokona doświadczeniem. Wolał więc robić to, powiedzmy, kulturalnie.
    - Mów mi Daniel. - powiedział i spróbował trochę. Nie było takie złe, doprawdy.
    W sumie sytuacja nie była taka zła, poza tym, że Marionetkarz chciał iść bardzo spać. Zmęczenie z całego dnia dało się we znaki. Jednakże głupio było już teraz kończyć rozmowę, szczególnie kiedy można się jeszcze co nie co dowiedzieć od Gopnika w sprawie Świata Ludzi i ich wiedzy.
    - Jak się tam dostać? Mają tam jakieś biblioteki? - zapytał, trochę otępiały. Ludzie w końcu mają wielką technologię. Gdzie wobec tego zgłębiają swoją wiedzę, gdzie zapisują wszystkie informacje o tym, co posiadają? Muszą mieć jakieś takie swoje miejsce, w którym mogą poznawać wiedzę o świecie. Nie wiadomo jednak było, czy tak jak Lustrzanie mają takie centrum, w którym znajduje się mnóstwo książek. Może byli tak technologicznie do przodu, że już takowych nie posiadają?
    Spojrzał w ścianę i w sumie zaczął się zastanawiać, kiedy spotka Charlesa. I jak wyjaśni to, że właśnie zaczął pić z jakimś przypadkowo poznanym alkoholikiem.
     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 29 Październik 2017, 20:49   

    Pan Daniel wyglądał nieco jak małe dziecko, które słucha ciekawej historii dziadka. Wsłuchiwał się w każde słowo Kapeluta, wyraźnie zaciekawiony. To Ruskowi było w smak. Opowiadał najciekawiej, jak potrafił, nieco ubarwiając, by historia była jeszcze milsza do słuchania.
    Kessler miał rację. Rzeczywiście poza elektroniką technologia tutaj miała się dobrze. Czy to proste mechanizmy, jak dźwignie, czy kołowrotki, poprzez materiały wybuchowe i maszyny nie korzystające z elektryczności, kończąc na broni palnej. Michaił o tym wiedział.
    - Powiem panu, to, w czym przewyższamy ludzi magią, oni nadrabiają technologią. Na przykład taka telepatia - tam prawie każdy ma ze sobą takie pudełko, do którego mogą mówić na ogromne odległości. Albo zaawansowane fabryki. Oni nie potrzebowaliby aż tak mojej mocy, z której zresztą korzystali nieświadomi źródła alkoholu, gdyby nie to, że moje towary były o wiele tańsze i łatwiej dostępne niż ze sklepu, acz możliwości produkcyjne ludzie mają o wiele większe. No i potrafią stworzyć takie specyfiki, które po podaniu mogą się równać z magicznymi umiejętnościami psychomanipulacyjnymi i iluzyrocznymi. Wiedzą jednak, że stoi za tym wysoce rozwinięta technika, a my? Jesteśmy czymś wyjątkowym, bo potrafimy zrobić coś wbrew ichnim prawom fizyki. Tak, jak jakiś wybryk natury, albo kuglarz zabawiający gawiedź. Z tym, że nasze lustrzane moce potrafią być niebezpieczne, a to ich martwi najbardziej. Inni jednak chcieliby posiąść nasze cechy - stąd eksperymenty. - wyjaśnił swój punkt widzenia rozmówcy.
    Nienawidził MORII. Znał zbyt wielu skrzywdzonych przez tę organizację. Dlatego splunął za siebie, mówiąc o tych bandytach.
    - Oj, żebyś wiedział. Przeklęta. Te skatiny prowadzą eksperymenty nawet na ich bliźnich. Na przykład Cyrkowcy - ilu z nich przed laty prowadziło szczęśliwe, ludzkie życie? Co innego zabijać w wojnie, a co innego torturować. Męczyć tych, którzy nawet nie są wrogami. To jest bestialstwo. Dlatego właśnie nie mam ani grama szacunku do tej szajki. - mówiąc te słowa zagryzł zęby. W myślach siedziała mu postać Bane'a i to, co musiał przejść. A na pewno nie był jedyny. Takich nieszczęśników było wiele. Dodatkowo trzeba też pamiętać o Opętańcach, którzy nie mogli wrócić do domu, pewnie też głównie przez MORIĘ. Bandyci.
    Zaśmiał się na wzmiankę o dynamicznym życiu. Istotnie, ostatnio w jego życiu działo się bardzo dużo. Może nawet aż nazbyt. Popijawa z Cierniem, poznanie Lusiana i Gawaina, potem Rosemary, wizyta w klinice, odwiedziny w Świecie Ludzi, Luci. Najważniejsze, że ma teraz co opowiadać. Kolejne historie do kolekcji.
    - Przygodę, brzmi ciekawie. No, ale nie wiem, czy będzie się chciał z nią podzielić. Chyba, że odwiedzę go z prezentem własnej roboty, to co innego, ha ha! - powiedział, śmiejąc się. Ciekawiłą go ta historia, ale nie chciał też ciągnąć za język, dlatego zmienił szybko temat - A poza tworzeniem Marionetek i astrologią zajmuje się Pan czymś jeszcze? Jakieś zajęcie w wolnym czasie? No i, to chyba duży dom, mieszka tu Pan sam? - spytał uprzejmie.
    Gopnik zaczął zastanawiać się, jaki dobry, acz nie nadmiernie mocny trunek zaserwować Danielowi. Zastanawiał się między winem, miodem pitnym, a dobrym piwem. Ostatecznie wodę Kesslera zamienił w dość mocną odmianę Chocolate Stouta - piwa, w odróżnienia od coffee stoutów z mniej intensywnym aromatem kawy, na którego miejsce wchodziły nuty czekolady. Nie było to jednak najmocniejsze z piw wszystkich gatunków, jednak było ponadprzeciętnie nasycone alkoholem.
    - Proszę, mam nadzieję, że Panu posmakuje. Chocolate Stout, bardzo zmaczne piwo. Dobre do długotrwałego popijania, z przerwami na ułożenie się trunku w żołądku, wręcz polecam kosztować powoli! - rzekł, podając napój Kesslerowi.
    Zapytany o radę, postanowił powiedzieć prawdę. Jakby Daniel chciał, i tak by zasięgnął języka, nie było sensu więc ukrywać:
    - Nie pamiętam, jak się tam dostałem za pierwszym razem. Uciekałem wtedy przed złymi ludźmi i szczęście mi dopisało, nie tylko nie zginąłem, ale trafiłem nawet na dość przyjazny ląd dla mnie. Za drugim razem skorzystałem jednak z Karminowych Wrót i tę właśnie drogę ci polecam jako najprostszą drogę do Świata Ludzi. - wyjaśnił - A czy mają biblioteki? Tak, z tego co wiem, to niektóre mają nawet imponujące rozmiary. A poza tym ich technologia pozwala także na czytanie niemal czegokolwiek na takim pudełku, które mieści się w dłoniach, a na nim wyświetlają się napisy. Nazywają to telefonem. To jest także to samo pudełko, które służy im do rozmawiania na dalekie odległości. - rzekł rzeczowo, po czym głośno ziewnął i przeciągnął się na fotelu.
    _________________

     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 31 Październik 2017, 08:40   

    Wybacz moje złoto - ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą...
    Szczupła sylwetka podskakiwała sobie radośnie przez pola Herbacianych Łąk. Zapewne, gdyby postanowił wykosztować się na pociąg, pojawiłby się w domu wiele godzin szybciej. Ale wolał się przejść. Przeszedł się tak bardzo, że aż zastała go noc. Nic to. Trawy szumiały, słowiki kląskały w trawie, a wielki, pełny księżyc burzył mu krew w żyłach. Nie mógł się doczekać powrotu do chałupy. Zastanawiał się, czy jakieś objawy zpsienia, jakie miały miejsce ponad dwa miesiące temu będą jakoś odbijać się teraz na jego fizyczności i zachowaniu. Miał głęboką nadzieję, że kolejnych ubrań sobie nie zniszczy! Ale było dobrze- nie miał drgawek, nie stracił przytomności, choć powinno to zdarzyć się mu z godzinę temu. Tak czy siak, mimo rosnącego chłodu rozpiął marynarkę - zlał się potem. Co więcej, był głodny jak diabli. Potrzebował obiadu - obiadokolacji. Z co najmniej 5cioma daniami. I tak był chudy jak szczaw, przytyć nagle nie przytyje.
    Zaburczało mu w brzuchu. No dobra, dorzućmy do tego deser.
    Zastanawiało go, co tam u Daniela, jak minął mu dzień na kolejnym zleceniu. Jak to mu udawało się ze wszystkich misji ujść z życiem. Charles nie wiedział, czy byłby w stanie przeżyć tyle samo. Inna sprawa, że Charles nie był wojownikiem... Jakby nie patrzeć, Kessair też nie całkiem, prędzej poetą i astronomem, ale on miał o niebo większe predyspozycje fizyczne i wypracowane techniki bojowe. A przynajmniej domyślał się tego drugiego. No i broń - broni zawsze trochę przy sobie miał. Kiedy przerobił jeden z nieużywanych pokoi w jego domu na swój prywatny warsztat (w tym Charlesowym nie znalazłoby się sprzętów, które by go interesowały) prócz Oriona Charles widział, jak robi takie zabawne gwiazdki, jak ozdoby na choinkę. Ale była to broń, mógł się założyć. Charlesowi wystarczył jedynie Dziurawiec i nie myślał, aby się specjalnie dozbrajać. Najwyżej, jeśli jego obowiązki w Anarchs staną się bardziej ofensywne, dozbroi się w jakieś tarcze i sztylety. Danula się chyba nie obrazi.
    Brrrrup! ...No dobrze, 6 dań i dwa desery. I kielon herbaty.
    Wreszcie dochodził pod dom. Światła na dolnych piętrach były rozświetlone - czyli jednak jest kto w domu. Doskonale! Może kolacja będzie już przygotowana? Ostatnie kilka metrów pod górkę przebiegł, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu - kapelusz o mało nie zlecał mu z głowy. Cichutko otworzył drzwi i wślizgnął się do środka, po czym odwiesił swój elegancki, czarno-pomarańczowy strój na wieszak. Nawet nie wiedział, jak dobrze trafił z doborem kolorów na tą noc. Idąc w stronę pokoju usłyszał czyiś obcy głos z bardzo, baardzo dziwnym akcentem. Zaniepokoiło go to, jednak nie chciał wyciągać pochopnych wniosków.
    - Hej, Kessu! Masz gości? - zaryzykował, rozglądając się po pokoju. Po chwili przeszedł do salonu i wtedy dopiero miał szansę zobaczyć, kogo mu tutaj na dom zniosło. Troszkę zjeżył się na widok niedogolonego obdartusa, który z kopytami pchał się na świeżo kupiony fotel, ale miał swoje priorytety... Zaraz. Co to za zapach??
    - Ej, przepijacie mi barek? Co to ma być? Czuję tu alkohol. - mruknął, kiedy jego humor począł gwałtownie się psuć. - Danielu, może przedstawisz mnie koledze? - dodał. To było dość pasywno-agresywne pytanie. Równie dobrze mógłby powiedzieć "Domagam się wyjaśnień w trybie natychmiastowym, Danielu Kessler."
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 31 Październik 2017, 22:13   

    Jezu ile pisania.
    ***

    Pan Daniel istotnie wyglądał jak małe dziecko, które słucha historii opowiadanej przez dziadka. Były to dla niego sprawy i miejsca tak fantastyczne, że aż nie do wyobrażenia czy zrozumienia. A jednak zainteresowanie tymi miejscami i słuch o nich ciągle towarzyszył Marionetkarzowi i przewijał się przez cały okres jego życia (tego, którego pamiętał). Była to więc Kraina Ludzi bardzo obca i nielustrzana wręcz, gdzie ludzie zdziczeli i stali się na powrót bestiami, gdyż starzy prawdziwi wrogowie ludzi zostali już przez nich wybici. A natura nie znosi próżni.
    Gdy punkt opowieści przeniósł się na kwestie tego, kto jest potężniejszy - czy my z magią, czy oni z technologią, Daniel skupił się jeszcze bardziej na każdym słowie i w myślach powtarzał sobie mowę Gopnika. Właściwie wydaje się, że jeśli chodzi o przewagę, to każdy w pewien sposób osiągnął ją na swoim polu. Jednakże oni działają zgodnie z prawami tej całej nauki zwanej fizyką, chemią, matematyką czy jeszcze bardziej skomplikowanymi rodzajami i mieszankami tych nauk. I dzięki temu właściwie osiągnęli przewagę nad nami pod względem limitu produkcji, jaki potrafią wypracować. Z całą tą ich automatyzacją, technologią i masową produkcją prześcignęliby nas w kilka chwil. A jednak jesteśmy silni a nasza niezależność jest trwała. Na szczęście - myślał sobie to wszystko Daniel, gdy zapadła chwila ciszy.
    - Innymi słowy pożądają nas. My chcemy tylko żyć w spokoju, a ten zagraniczny wymiar Ludzi pragnie naszej mocy, władzy i wykorzystania nas do celów technologicznych. Ku chwale wielkiej ludzkości, oczywiście. Doprawdy, inwazyjnym gatunkiem są ci ludzie. Wróżę im sukces. Niepowstrzymani i głodni będą zdesperowani. - powiedział i przedstawił raczej smutną wizję. Był w jaskini. Walczył z nimi. Gdyby nie zasłony, wszechogarniająca ciemność i atak z zaskoczenia, to seria karabinu przedziurawiłaby Marionetkarza jak sito. Gawain dostał 3 kule i w ciągu najbliższych chwil był bliski śmierci. A i tak miał szczęście, bo kule nie trafiły ważnych organów. No i mieli odpowiednie pancerzo-kamizelki. Na szczęście.
    Wyrwał się z zamyślenia, bowiem ciągle błyski od strzelającego karabinu, ten odgłos - wszystko cały czas tańczyło w jego głowie. I umierający Rudy, którego ciepło gasło z każdą chwilą.
    Nigdy nie był, co wielokrotnie powtarzał, najemnikiem wynajmowanym do zabijania. Był ochroniarzem, pomocnikiem. Ale nigdy zawodowo nie zabijał. A wtedy musiał. Jest to poniekąd nowe przeżycie. Wybił tę grupę razem z pomocą Keera, pomimo że ostatecznie zadziałał impuls. Co za przygoda.
    - Ta szajka - miał oczywiście na myśli Morię - jest najbardziej pragmatyczną organizacją o jakiej słyszałem. Dla nich osiągnięcie celu jest najważniejsze, nic poza tym się nie liczy. Są ponad jakimkolwiek prawem, działają, jak im się podoba. Zabijają i torturują aby uzyskać efekt. Jeśli tacy są ludzie, to nie zasługują z naszej strony na jakikolwiek objaw litości. - nie przychodziło mu nigdy do głowy to, czy ich dzieci, kobiety czy niektórzy mężczyźni może myślą tak jak on. Przede wszystkim widział ich w kategoriach wrogów, traktował Morię jako istną reprezentację tego ludu, pomimo świadomości, że był to ich najgorszy reprezentant, jakiego można było sobie wyobrazić. A większość z ludzi nawet nie będzie wiedziało, że cokolwiek miało miejsce. Ale z korzyści z podboju to już pokorzystają, dlaczego nie... Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal. Cała zafajdana ludzkość na tym stoi.
    Dostał na twarz pytanie Gopnika o to, czy mieszka tu sam, czy ma jakieś inne zainteresowania. Zastanowił się. Miał się raczej za istotę pustą i wewnętrznie skromną, nieposiadającą urozmaiconych zainteresowań, wielu fascynujących rzeczy, którymi się zajmował. Przełożył nogę na drugą nogę.
    - Wiesz, to tak naprawdę nie jest mój dom. Mieszkam... wynajmuję... sam nie wiem jak to nazwać. Jestem swoistym włóczęgą który postanowił zamieszkać w tym przybytku. Gospodarz nie jest zbyt wymagający, żąda ode mnie niekiedy pomocy w sprawach domowych, a poza tym pobiera pewną niewielką sumę pieniędzy za mój tutaj pobyt. Nie narzekam, bo dom jest wielki i nawet mam własną pracownię. Zastanawiam się, dlaczego go nie ma. Dawno nie widziałem Charlesa, wspomnianego gospodarza. Co ciekawe, jest Kapelusznikiem, jak ty. - powiedział i zrobił pauzę. Zamiast podpierać pięścią głowę teraz położył ręce na oparciach do fotela, czując się bardziej rozluzowany. Ciągle zastanawiał się, gdzie jest ten Kapelusznik, którego tyle nie widział. Miał już pewne pytanie związane ze swoją pracą. Ale zanim do niego przejdzie, odpowie na kolejne pytanie Gopnika.
    - Interesuje się szczególnie marionetkarstwem i astrologią oraz astronomią, co w sumie nie powinno dziwić ze względu na moje pochodzenie i geny. Bawię się w odkrywanie tego świata na nowo. - zaśmiał się. Wiedział, że jego rozmówca może niezbyt ogarnie, o co chodzi, ale Daniel miał na myśli oczywiście to, że niegdyś - około rok temu - stracił pamięć i właściwie to całe wykształcenie i przeszłość jest jakby za wielką mgłą. Jedynie ciało zapamiętało niektóre nawyki i ruchy, więc jeśli chodzi o sprawność fizyczną i walkę bronią białą to działał całkiem sprawnie.
    - Poza tym bardzo chciałbym kiedyś trafić do Świata Ludzi. Nie ze względu do miłość do nich, ale dlatego, że posiadają wiedzę, którą sam pragnę posiąść. Odnośnie mechaniki jak i astronomii. W sumie też budzili we mnie taką fascynację, że zawsze chciałem ich odwiedzić. I nasz wspólny Rudy znajomy obiecał mi, że kiedyś mnie tam zaprowadzi. - zrobił kolejną pauzę i zlustrował po raz n-ty Gopnika od góry do dołu, próbując jakoś wbić sobie obraz siedzącego Kapelusznika do głowy.
    Przyjął piwo Kapeluta i pił je zgodnie z jego radami. Co jakiś czas jednak brał głębszego łyka ze względu na wrodzone obżarstwo i nawyk wypicia całej zawartości szklanki w dwie-trzy sekundy. Uznał, że skoro jednak wcześniej wyrażał się w raczej wysublimowany sposób, to powinien zachować tę formę i nie zniżać się ponownie do poziomu młodzika.
    - Nie zastanawiałeś się, aby zatrudnić się w jakimś poważanym barze czy zostać profesjonalnym sługą o wysokim zarobku u jakiegoś arystokraty, czy chociażby samego arcyksięcia? Z twoimi umiejętnościami baristy myślę, że byłbyś rozchwytywany. Gdybyś zyskał rozgłos i miał pewne plecy, oczywiście. - uśmiechnął się i lekko przekrzywił głowę w bok. Postanowił wstać, gdyż siedzenie zaczęło mu przeszkadzać i było bardziej torturą niż przyjemnym posadzeniem zadka. Fotel chyba wypadało dać do naprawy albo zrobić z nim coś innego, bo nie dość, że skrzypiał, to jeszcze jakby coś tam nieładnie od wewnątrz naciskało i powodowało dyskomfort.
    Podszedł znowu do Gopnika i klepnął go w ramię, dodając jeszcze głośne Dziękuję. Ukłonił się lekko i burknął coś pod nosem, że dług spłacon i że Marionetkarz więcej żądań względem Gopnika nie ma. Zaspokoił jego próżną ciekawość, ale zrobił ochotę na coś więcej.
    - Jeszcze aby w pełni wyrównać to, co między nami zaszło, mam do ciebie jeszcze dwa pytania. Jedno zadane z ponownie rozbudzonej ciekawości i dotyczy ciebie. Drugie, hm... powiedzmy, że to takie pytanie akademickie. A więc numer 1 : czy gdyby ci kazano... zlikwidowałbyś pewną grupę istot żywych? Mam na myśli takich, które mają ręce i nogi i czują. Innymi słowy - czy zabiłbyś grupę ludzi. A numer dwa! - Co wiesz o Władcy Lalek? Nie myślę konkretnej osobie z przeszłości - bardziej mam na myśli tytuł jako taki. - powiedział i podrapał się po głowie i ostatnim łykiem dopił resztę alkoholu, który mu zaserwowano. W lepszym już humorze rozciągnął się trochę. Dopadła go myśl, że w sumie to by zatańczył. Albo pochędożył.
    Nie uszło jego uwadze, że jego gość siedział i ziewał. Może pora jakoś rozruszać towarzystwo? Nie był jednak gościem, którego imprezy kręciły. Raczej był typem, który siedział w ciemnej norze i liczył resztki pieniędzy, które zostaną mu na kolejny miesiąc.
    Początkowo z tego powodu, że rozmawiał z Gopnikiem i był lekko podchmielony i zmęczony nie usłyszał nadchodzącej postaci.
    Dopiero zdał sobie sprawę, że ktoś wchodzi, gdy usłyszał otwieranie drzwi. Podejrzewał, kto tak pewnie wchodzi do domu na tym odludziu, To mógł być tylko Charles, gospodarz tego domu, Kapelusznik. Przypomniał sobie, jak czasami w luźnych pogawędkach był nazywany przez wesołego gościa z kapeluszem. Był /poetą/. Dlatego jeszcze zanim wyszedł na przywitanie do gospodarza tego domu, odkręcił się do Gopnika i dodał jeszcze co nie co odnośnie zainteresowań.
    - Jestem jeszcze poetą. - powiedział i jeszcze bardziej zaśmiał się niż przedtem.
    Gdy ujrzał Kapelusznika wyciągnął dłonie i w iście Rassijski sposób (jak nauczył się nowego słowa) chciał uścisnąć Charlesa, gdyż tak dawno go nie widział i w sumie stęsknił się w sumie. Traktował go jako jednego z niewielu przyjaciół, jacy mu pozostali. Więc jakieś takie przywitanie się w formie rosyjskiego uścisku po tym, jak prawie się zginęło, było wytłumaczalne. Wypił jedną szklankę tego Gopnikowego trunku ale nie była to jakaś znaczna ilość. Ot, mogło czuć trochę piwem, ale chyba aż tak źle nie jest. Daniel mył się przecież po powrocie.
    Gdy przywitał się z gospodarzem, ostatecznie zdał sobie sprawę ze swojego położenia i tego, jak to wygląda. Czyli to, o czym myślał i czego się obawiał kilkadziesiąt minut temu, gdy jeszcze miał ochotę zamordować Rosyjskiego Kapelusznika. Zrobił więc poważną minę (co swoją drogą nie było łatwe ze względu na wypicie niewielkiej ilości trunku, która to ilość starczyła, by przełamać tamę powagi Marionetkarza).
    - A więc drogi Charlesie, mój przyjacielu i istoto, u której mieszkam i dzięki której nie sypiam w rynsztokach i rowach - to jest Gopnik, Kapelusznik, który ma wielką wiedzę o nieznanym kraju zwanym Rassiją. Piją tam wódkę i on umie ją tworzyć. I to dosyć wesoły człowiek. A w ogóle to pojawił się w moim warsztacie i go prawie zniszczył, ale Orion już się tym zajmuje, a wiesz... on miał mi za karę opowiedzieć o Krainie Ludzi - wiesz jak bardzo chciałbym się tam dostać! - i dlatego teraz on tu jest i mu wybaczyłem i pijemy i wiesz i wiesz... - o ile ktokolwiek dał radę dobrnąć z wysłuchaniem streszczenia wydarzeń i wytłumaczenia wszelkich powodów, dlaczego doszło do takiej sytuacji, jaka właśnie ma miejsce, z pewnością chciałby dorzucić coś od siebie. Gdy Kessler skończył wziął kilka głębokich wdechów.
    - A w ogóle to prawie zginąłem. Ale żyję! I mam pieniądze, więc....! - dodał jeszcze. Następnie taktycznie wycofał się z powrotem w kierunku fotela tak, aby między nim a Charlesem był Gopnik. W sumie nawet cofnął się trochę do rogu i oczekiwał na wyrok, jaki wyda Verbascum. Miał tylko nadzieję, że nie wywali gościa w zbyt brutalny czy wyrafinowany sposób. Mu w sumie już wszystko jedno - najchętniej położyłby się spać. Stwierdził jednakże, że niegrzecznie z jego strony byłoby to, gdyby nie przedstawił jednego kapelusznika drugiemu.
    - A to, panie Gopnik, jest Charles Verbascum, pan tego domu. Też Kapelusznik. - miał nadzieję, że znalezienie jakichś cech wspólnych pomoże złagodzić sytuację. Wiedział, że Charles preferuje herbatę nad alkohole, co w sumie Kesslerowi nie robiło różnicy, bo lubił jedno i drugie. Ale gospodarz był dosyć restrykcyjny pod tym względem. Dlatego pragnął wyjaśnić sytuację. W sumie nigdy nie widział dwóch Kapeluszników razem w jednym pokoju. A lubił tę rasę, miał do niej jakieś takie szczęście. Dwóch Kapelutów, a jakże różnych. Podrapał się po brodzie i z pewnością zacząłby jeść popcorn, gdyby takowy miał.
    Zza okna znowu zaczęło być słychać Oriona mocującego się z koniem. Koń rżał i stawiał opór. Widocznie Marionetka uwinęła się w międzyczasie z posprzątaniem warsztatu, albo przejęła po swoim ojcu wrodzone lenistwo do sprzątania i posprzątała je w sposób zaledwie dostateczny.
     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 2 Listopad 2017, 22:37   

    - Powiem Panu tyle. Ludzie są różni najrozmaitsi. Są i tacy, którzy chcieliby dla nas miejsc w ichnim parlamencie. Dziwna rasa, bardzo różna. Albo będą na samym szczycie, albo sami siebie pochłoną. - dopowiedział do rozkminy Marionetkarza, który wyglądał na zadumanego. Kapelusznik nie wiedział jednak, co było powodem tej melancholii. Co dziwniejsze, Daniel przez chwilę doznał czegoś na wzór stresu pourazowego. A tak przynajmniej wyglądał.
    Znając trochę ze słyszenia metody i zasady działania MORII, Gopnik musiał przyznać rację rozmówcy. Znał trochę ludzkie prawo, toteż wiedział, że tej organizacji zasady po prostu nie dotyczą. Jest ciche przyzwolenie na ich działania. Kiwał więc głową na znak poparcia słów Kesslera. Posmutniał przy tym, a na jego twarzy obok przybicia wywołanego rozmową pojawiła się żyłka na czole wyrośnięta na bazie złości. W przeciwieństwie do żołnierza, nie uważał tych zwyrodnialców za odzwierciedlenie całego Świata Ludzi. Znał przecież wielu z tamtej strony, którzy byli wspaniałymi istotami.
    - Czyli można powiedzieć, żeś Waćpan jest naukowcem. Odkrywca, badający prawidła tego, co każdy uznaje za powszechne. Pewnie zgłębia Pan to, jak wszystkie te rzeczy, które nas otaczają, dokładnie działają. Na przykład, czemu u nas padają kauczukowe piłki, czemu ktoś je tam na górze ustawił - o ile nie biorą się znikąd. Powiem Panu - jak żyłem te kilkanaście, albo może i kilkadziesiąt lat w Świecie Ludzi, ciągle padał tylko deszcz, śnieg, lub grad. Z wody. - zachichotał z faktu, jak tam jest nudno w porównaniu do tutejszych krain.
    - W sumie to się nie znam, ale wie Pan, że może być tak, że ichni kosmos, ichnie układy gwiezdne mogą być kompletnie różne od naszych. No i fizyka chyba inaczej działa, bo jak wytłumaczyć to, że telefony u nas cichną momentalnie. I to nie tylko dlatego, że nie ma u nas potrzebnej infrastruktury, tylko zwyczajnie się wyłączają i nie chcą uruchomić ponownie. To, co tam jest normalne, u nas może mieć kompletnie inne własności. A i tak ogromna część Ludzi nawet nie wie, jak to działa. Po prawdzie, ja też nie wiem, ha ha! - zaśmiał się. Skinął też głową na znak, że skoro Gawain tak powiedział, to obietnicy dotrzyma!
    - Widzisz, myślałem w sumie o trochę innym biznesie. Mam na skraju Cukierkowej Ulicy taki domek z witryną sklepową. Postanowiłem, że założę tam sklep z dobrymi alkoholami, również ze sprzedażą na zamówienie. Zapraszam. A plecy - już ja coś wykombinuję, znajomości nie zdobywa się lepiej, niż poprzez kieliszek, zapewniam Cię, ha ha! - streścił swój biznesplan w kilku słowach. - Nie ma za co Danielu. Hm... Ciężkie mi zadałeś pytanie. Nigdy nie musiałem zabijać i ciężko by mi było. Chyba bym tego nie zrobił, co innego obić ryj, ale zakończyć życie. Nie...! A co do Władcy Lalek. Wiem, że kiedyś tacy rządzili Marionetkami jako swoim ludem. Wiem też, że w swoim fachu Władca jest mistrzem nad mistrzów. Nie wiem jednak niestety zbyt wiele na ten temat. Przykro mi. - poklepał ostrożnie faceta po barku, podświadomie czując, że Kessler pragnął poznać odpowiedź na to drugie pytanie.
    - Poetą. A to ci dopiero, ha ha! A opowiesz mi jakąś fraszkę? - Gopnik zaśmiał się, wyczekując zarazem drugiego z gospodarzy, który najprawdopodobniej zaraz miał się pojawić. W końcu drzwi raczej same się nie otworzyły.
    W progu stanął najprawdopodobniej Kapelusznik. Mający fascynujący, zielony cylinder. Ubrany trochę jak na Halloween. Wyraźnie niezadowolony.
    Gopnik już miał zamiar się tłumaczyć, ale nie zdążył. Wydarzyło się coś szalonego. No, chyba że na standardy kapelucie, to wtedy całkiem normalne.
    Daniel, cały w skowronkach, dopadł biednego właściciela, zaczął go obściskiwać (dobrze, że nie obcałowywał po policzkach zgodnie z rosyjskim zwyczajem), wychwalać pod niebiosach i wyjaśniać sytuację. Szkoda tylko, że najwyraźniej jedna szklanka Stouta to troszkę dla niego za dużo. No, to Gopnik będzie pił najwyżej czystą, a mu poda jakąś 7% imitację. Będą równe szanse, ha ha. - uśmiechnął się pod nosem. Późniejsze wyznanie zszokowało jednak Michaiła. Jak to? Kessler niemal zginął? Co tam się stało. Kapelut czuł jednak, że nie zna Marionetkarza na tak długo, by go o to pytać. Jego sprawa. Przynajmniej miło przedstawił Ruska.
    - Gopnik Skadowski. Honorowy mieszkaniec Rassiji, Alkoczarodziej, obecnie zamieszkały na Ulicy Cukierkowej, przyjaciel dobrych, zwykłych, szarych Ludzi oraz życzliwy wobec prawie wszystckich Lustrzan, nienawidzący MORII! A Kapelucich Braci zawsze miło poznam. Nawet z pełną przyjemnością. A, i wypraszam sobie, nie rozpijamy Pana barku. Alkohole miałem swoje - no, może nie do końca. Przemieniłem wodę w trunki najwyższej jakości! Tyle umiem. A co do mojego stanu, proszę wybaczyć, ale napadnięto mnie w moim własnym domu, przez co przypadkowo teleportowałem się tutaj - i oto jestem. Za zniszczenia biorę pełną odpowiedzialność, na szczęście szkody były niewielkie, i tak jak Daniel mówi, wszystko już sprząta Orion. - powiedział niemal jednym tchem, po czym wyciągnął do Charlesa dłoń, gdy ten tylko uwolnił się z uścisków Kesslera. Po uściśnięciu dłoni spojrzał w okno, zaciekawiony odgłosami z podwórka.
    _________________

     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 3 Listopad 2017, 13:58   

    Mógłby zacząć marudzić dalej, lecz nagle napadła go bezbrzeżna miękkość, która zasłoniła mu widok. Kiedy Daniel raczył go wreszcie puścić, odkaszlnął głucho - olbrzym prawie go udusił, o miażdżeniu żeber nie wspominając. Jednak było to robione z radością i ten gest był w stanie wywołać w nim przede wszystkim szczery uśmiech. Lubił w Danielu tą bezpośredniość wobec niego - było to prawie tak, jakby los sprezentował mu młodszego brata, którego nigdy nie posiadał. Poklepał go jeszcze po plecach, aby Marionetkarzowi zrobiło się milej. Nie powinien się od razu tak na niego denerwować. Wieczór był piękny i nie chciał, aby ktokolwiek mógł mu go zepsuć tego dnia. A ponadto Daniel znów mówił do niego z tą trubadurską, rozczulającą manierą, od której nie dało się nie uśmiechnąć. Choć fakt, nadal trochę pachniał piwem.
    - No wiem, wiem, wiem. Ale już pora kolacji, więc przydałoby się wszystko kolacjowo omówić. Nawet nie wiesz, jak bardzo głodny jestem. - dodał z lekkim uśmiechem. Który zadrżał lekko, kiedy Kess tym samym, jowialnym tonem wspomniał o zagrożeniu swego życia. Na te słowa po grzbiecie chudzielca spłynął zimny dreszcz. Czyli dobrze myślał, dobrze zgadywał. Najwyżej zaraz mu opowie.
    Zaraz tamten raczył mu się przedstawić i był to równie kwiecisty opis, wypowiedziany ochrypłym głosem. Charles sam był dość elegancko poubierany i starał się być ogarnięty - nawet jego mieszkanie wraz z pomocą Daniela doprowadzone zostało do porządku, zaś Gopnik Skadowski wydawał się być raczej kloszardem z przytułku. Na jego słowach o ludzkiej rasie Charles poczuł się jednak milej - oto jest Kapelusznik, który podziela jego pasję i miłość dotyczącą Świata Ludzi. Wysłuchał jego słów, zanim podał mu dłoń, dodając:
    - No nie wykorzystujcie tak Oriona. Oprócz lalki posiadacie też własne dłonie - a ponadto nawet nie wiem, gdzie on jest. - uśmiechnął się lekko kąśliwie. Zaniepokoiła go uwaga o szkodach - ciekawe, co zdążyli tu nawyprawiać. Przynajmniej jasnym było, że nie przebili jego psołaczych zniszczeń w stylu ani w skali. Więc cała wypłata Daniela, którą tak bardzo się chwalił, nie pójdzie na pokrycie strat. Och, czemu myślisz w tak materialistyczny sposób, Charlie? Masz gości! I trzeba wymyślić coś na kolację!
    - Hmm... jest coś w spiżarni do jedzenia? Bo na zewnątrz słyszałem konia i jeśli mnie nie powstrzymacie, to zniknie razem z kopytami - rzucił pytaniem w eter, nie wiedząc, jakiej odpowiedzi się spodziewać, po czym ruszył w stronę kuchni aby dogłębnie przeszukać szafki. Zastanawiał się, czy pozwolić sobie na kropelkę czegoś mocniejszego - no najwyżej odrobinkę, na lepsze trawienie. Nie powinien sobie folgować w ten sposób. Alkohol robi błoto z mózgu.
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 5 Listopad 2017, 15:31   

    - Czyli bardzo różnorodni, ale złączeni wieloma celami - podbojem i dominacją. - powiedział cicho. W końcu ludzie wszystko próbowali przystosować do siebie, uczłowieczyć coś, wchłonąć w swoje struktury, traktować po swojemu. Byli jak wielkie imperium, które raz było srogie i brutalne, a raz łagodne i łaskawe, ale to nadal było wielkie imperium, które nie znosiło żadnego organizmu, który byłby poza nim.
    - Taak, można odrzec, że jestem kimś na kształt uczonego naukowca. Trzeba jednak wiedzieć, że niektórych rzeczy wyjaśniać póki co nie sposób, ponieważ są one tak bardzo ponad nasz rozum, że będzie potrzeba wiele pokoleń takich naukowców jak ja, ich badań i prób wyjaśnienia zjawisk tu zachodzących. Pod pewnym względem, z tego co czytałem, Świat Ludzi jest bardziej prosty. I, powiedzmy, bardziej logiczny. Poza samymi ludźmi oczywiście. - odpowiedział i zrobił głęboki ukłon, ciesząc się skrycie, że ktoś docenił jego starania i działania.
    Słuchał Gopnika dalej i potarł ręką brodę. Zamyślił się nad tym, że różne rzeczy mają różne właściwości w obu światach. Tak jakby to nie były tylko dwie planety czy dwa punkty w jednym wszechświecie, co po prostu dwa różne wszechświaty. Różne wymiary, gdzie panują inne właściwości i zasady. Inne aksjomaty. To zupełnie zmienia sposób postrzegania tej kwestii. I stawia nowe wyzwania przed środowiskiem naukowym, które chciałoby to wszystko zbadać.
    Czy Daniel był naukowcem, czy tylko hobbistycznie zajmował się astronomią i astrologią - tego nie sposób było stwierdzić i sam pytany zapewne nie potrafiłby jednoznacznie odpowiedzieć. Trafiło do niego to, że wygląda to trochę inaczej w Świecie Ludzi, a inaczej w Krainie Luster. Jeśli są to dwa zupełnie odrębne wszechświaty, dwa wymiary, to wychodzi na to, że do obserwowania jest drugie tyle ciał niebieskich.
    - Całkiem dobry biznes, jeśli o tym mówimy. Zakładam, że nie masz sobie równych w najbliższej okolicy i opanowałeś cały lokalny rynek. - mrugnął do Gopnika. Któż mógłby stawić czoła temu, który samodzielnie potrafi zamienić zbiornik wody w alkohol. I do tego wydawało się, że miał dosyć sporą swobodę i dowolność w tym, w jaki to alkohol zamieni tę wodę.
    Skupił się także na kolejnych odpowiedziach Gopnika na swoje pytania. W sumie ciekawiło go zdecydowanie to drugie. Za wiele się nie dowiedział ponad to, co mówiły plotki. Perfekcja w tworzeniu i bycie mistrzem nad mistrze. Wspaniała inwencja i kreatywność. Zdolność tworzenia konstrukcji tak rozbudowanych, że przerosłoby to oczekiwania i wyobrażenia postronnych. Mistrz Lalek, Mistrz Marionetek. Marionetten Kaiser. Ciekawy pomysł, by nim kiedyś zostać. Jak wielkim i potężnym trzeba by było być... Ale to tylko marzenia. Niespełnione marzenia niespełnionego marzyciela.
    - Tworzenie fraszek na żywo to zły pomysł. Dopiero się uczę. - skończył tym zdaniem i zamilknął.
    Po wydarzeniach z Charlesem jeszcze patrząc na to, jak Gopnik się przedstawia, uśmiechnął się tak, że nie mógł tego opanować. Kiedy słuchał tego drugi raz, nie mógł zrozumieć, jak zabawnie to brzmiało. I dlaczego za pierwszym razem w ogóle się z tego powodu nie zaśmiał. Chyba dopiero wtórne wysłuchanie tego osobliwego osobnika i jego przedstawianie się wraz z jego dosyć wesołym akcentem tworzyło przyjemną, dosyć komediową otoczkę.
    Gdy tylko odszedł na bok, założył ręce na klatkę piersiową i wyczekiwał, co takiego Szalrs ma do powiedzenia. Miał nadzieję, że nie przybierze to formy kazania.
    Jego technika uderzenia na wojska nieprzyjaciela przyjmujące formę pretensji i uwag oddziałem mającym kształt prawie zginąłem wraz z dozą czułości udała się. Można powiedzieć, że kupił sobie spokój na ten wieczór. Możliwe jednak, że przez to otworzył tamę, przez którą wypłynie więcej szamba, z którym będzie musiał sobie dalej radzić. Ale teraz nic nie było tak mu potrzebne jak spokój.
    Gdy usłyszał o tym, że Charles jest głodny, tylko się uśmiechnął. Nie umiał za bardzo gotować, Kessler też nie. Biedny Orion.
    - Nie no, wiesz, nie! Straty nie były tak wielkie, wystarczyło posprzątać, a to, co zdobyłem, z pewnością pokryje nadto to, co zostało zepsute. O tym nie ma już co mówić, Gopnik się wykupił. Ciekawe rzeczy opowiadał o tym skurwysyńskim świecie ludzi! - powiedział i w sumie następnego dnia rano będzie się zastanawiał, czy alkohol rzeczywiście na niego wpływa, czy tylko wzmacnia i pobudza jego zdolności aktorskie, z których lubo korzysta, gdy nie czuje zupełnie przypału.
    - Orion jednak jest Marionetką i moim dzieckiem! Musi mieć obowiązki, by nauczyć się, że nic nie przychodzi za darmo. Poza tym jest w tym uzdolniony. No i pomaga. Jakby mu coś się stało to też mu pomożemy. - zakrzyknął prawie i znowu się uśmiechnął, zadowolony.
    - Nie no koonia zostaw! To mój koń! Moja własność! Dostałem go. Za dobrą służbę! Niekradziony, oryginalny, taki amery... to znaczy taki no wiesz, pierwsza klasa. Będą zazdrośni jak nastoletnie jędze! Jak zawistni sąsiedzi, gdy za miedzą Heńkowi urośnie lepiej i wyżej! Ha! I co nam zrobią?! Nic! Mamy konia! - zakrzyknął znowu i już miał wkładać ręce do kuli i rzucać nią w kręgle, ale przypomniał sobie, że właściwie to nie jest w Świecie Ludzi i takich rozrywek tu nie ma.
    - Nie sprawdzałem jedzenia. Wyobraź sobie, rysuję plan na następną Marionetkę a tu suruuuuuu! - zaczął mówić, podszedł do kielona i dopił resztę, aby wprawić się w jeszcze lepszy nastrój. Przełknął głośno, bo cicho nie potrafił, a następnie powrócił na stare miejsce i zaczął kontynuować.
    - Ten wpada jak dziki do warsztatu. Ja mówię - o ty draniu zabiję cię. A on mnie przekabacił swoim oratorskim talentem i od tej pory pijemy. Ale wierz mi, niedługo. - znowu się uśmiechnął i coś go natchnęło do podlewania kwiatów w ogrodzie, ale jest za późno, by to zrobić.
    Usiadł na fotelu i poprosił Gopnika, aby zrobił to samo (on na kanapie oczywiście, aż tak dobrze się nie znali). Założył nogę na nogę, oparł o siebie ręce i uśmiechnął się po raz n-ty tego wieczoru.
    - To Charles weź przynieś nam coś dobrego, obiecuję, że jutro pozmywam. - zapowiedział, a następnie zwrócił się do Gopnika.
    - Widzisz, widzisz. - zrobił krótką pauzę na pomlaskanie parę razy - Z gospodarzem tak to jest, z ludźmi ogólnie! Że trzeba grzecznie. Że jak ktoś jest niemiły, srogi, wariacki, to do takiego trzeba z kijem utwardzanym czymś metalowym w pewnych miejscach i wiesz, po twarzy, albo po żebrach. Trzeba porządku, grzeczności i uprzejmości. A jak ty, proszę ja ciebie, z przyjaźnią do mnie. Z szacunkiem. Z chęcią poprawy. Piękna sprawa! - ponowna przerwa i wytarcie ręką łzy, która poleciała z jego oka po tym, jak wcześniej ziewnął (bo Kesslerowi łzawiły oczy, kiedy ziewał). Wytarcie jednak miało być celowym zabiegiem, by zagrać aktorsko wzruszenie. - Aż chce się żyć dla miłych ludzi. Którzy posiedzą, przyjdą z alkoholem. Chcą się napić. Z takimi można konie kraść, na dziewczyny młode i pociągające polować. Oh tak! to jest miłe! A nie że jaskinię będą ci tutaj atakować,
    diamenty kraść! Do ciebie strzelać! Rozumiesz, kuhwa, rozumiesz?!
    - znowu przerwa, tym razem gwałtowne wciąganie i wypuszczanie powietrza, aby wyrazić aktorsko zirytowanie, wkurzenie, niemożność pomyślenia NO JAK TAK MOŻNA! - Z karabineeem na wierzch i w ciebie pach pach! To jest grzeczne zachowanie? Tak się zachowujesz u gości? Nie! Wtedy jesteś skurwysynem bandytą, który z bronią rabuje! Napada! A co się takim robi!? - zaczął mówić coraz szybciej i głośniej. Towarzyszyła temu znaczna gestykulacja. Dodatkowo już nie opierał się, już nawet nie siedział wyprostowany - po prostu wstał i zaczął nawet trochę chodzić po pokoju. Aktorskie granie weszło mu tak mocno, wczuł się tak bardzo, że sam zaczął czuć te emocje. - I takich ludzi, takich podludzi z ich Świata, takie demony i wszystkich im pośrednich się zabija! Eliminuje! Bez litości. Siekaniem, dziabaniem, bronią białą! Arme blanche! Sieczesz w koniczynę, ona zaczyna krwawić, przy mocniejszym uderzeniu nawet wisieć! Sieczesz, a jucha tryska ci w twarz. Na twarzy cierpienie, smutek, złość, chęć ucieczki, gwałtowne złapanie resztek życia, które uciekają wraz z posoką, która wypływa z twojego ciała. Nędzny worek z mięsem.
    Kuszą albo karabinem! Kula czy belt przebije cię na wylot, zrobi w twoim ciele dziury, też zniszczy ten wspaniały zespół rur, które - kiedy zamknięte - zapewniają ci życie! STRZELASZ I ZABIJASZ. Umiera na twoich oczach! Bombą, dynamitem, granatem! Bierzesz, podpalasz, rzucasz. Patrzysz, jak ciało wybucha, jak potężna energia skupiona w małym miejscu skarży się na małość przestrzeni i rozrasta się, niszcząc każdą materię. A ludzka skóra, tych podludzi, tych nędznych skurwysynów, którzy traktują wszystko jak swoje, jest tak słaba, że to aż żałosne. Rozrywa się, włosy, skóra, mięso, kość. Flaki i krew. Cholernie śmierdzi. Tak się traktuje najeźdźców. Ogniem i arme blanche. Nienawiścią i oporem. Semper fi, nie dam się. Za żadne skarby. Nie ma już miejsca na wybaczanie.
    - zakrzyknął po raz ostatni, energia z niego zeszła, opadł na fotel, oparł się i już nic więcej nie chciał mówić. Wyładował się, cała moc z niego wyparowała, stał się jakby nieobecny, półśpiący. Przymrużył oczy i wzrokiem utkwił w Gopniku, którego wcześniej co jakiś czas w trakcie przemowy obserwował. Czekał na Charlesa.
    Był zmęczony.
     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 5 Listopad 2017, 23:16   

    - Tak, z pewnością jest prostszy, bo nie ma magii. Z drugiej strony Ludzie ujarzmili elektryczność w tak dużym stopniu, że aż to jest niepojęte. No, zdolni są. - skwitował różnice w skomplikowaniu światów.
    - Ha, już kilka osób mi to mówiło, swoją drogą, to nie był nawet do końca mój pomysł. - zaśmiał się - Zaiste, potrafię stworzyć jakikolwiek alkohol, o ile go tylko wcześniej piłem, więc pewnie, jako gorzelnik, byłbym tu jednym z najlepszych, sek w tym, że jeszcze nie założyłem swojego biznesu, ciągle coś mi staje na drodze. Swoją drogą, ciekawe, czy mógłbym zrobić lekarstwa na bazie alkoholu, hmm, w sumie nigdy nie próbowałem, a to przecież też są w jakimś stopniu trunki, ha ha! Apteka u Gopnika, brzmi ciekawie. - zażartował. Rzeczywiście, nie przyszło mu do tej pory na myśl tworzyć lekarstw - ale na tych się nie znał do końca, więc jakby mu na przykład coś nie wyszło - wtedy mógłby zatruć ludzi. Poza tym - może byłoby tak, że dzieło smakowałoby jak lek, jednak nie dawało żadnych efektów. W istocie, ciekawa kwestia. Michaił nie miał jednak duszy szalonego naukowca - on był tylko alkoholikiem.
    Skinął głową, na znak, że rozumie, iż liryczny freestyle nie wychodzi Danielowi. Szkoda, to byłoby ciekawe.
    Słuchał wymiany zdań między Charlesem a Kesslerem. Wyglądało to zarazem komicznie, jak i uroczo. Stęskniony przyjaciel wita swojego druha, który zarazem użycza mu mieszkania. Ucieszony z powrotu, niemal dusi swojego wybawcę. A potem zaczyna coś gadać, że omal nie umarł i pierniczy coś o wychowaniu Marionetki.
    Kapelut zabrał głos dopiero wtedy, gdy gospodarz wspomniał o jedzeniu.
    - W sumie też bym coś zjadł. Aj, czekaj, ja coś wymyślę. O:
    Na górze róże
    Plus kielon bourbona
    Ja na ten przykład
    Zjadłbym batona!

    Przedstawił swoją twórczość literacką, która była pewnie do kitu, ale cóż. Każdy wymyślać może, trochę lepiej lub trochę gorzej. Tak, czy siak, Rusek miał pomysł, jak zaradzić problem braku jedzenia. Kapeluci pomysł:
    - Hmm, a macie jakieś długie patyki? Albo serwetki. Zamieńmy je w słodycze! Batony, ciasta, kremówki, albo nawet w szarlotkę! Albo nie, makowiec! Sernik! Tort! A potem to wszystko popijemy czymś dobrym. Co panowie preferują? - niemal wykrzykiwał, pełny ekscytacji z tego, że wpadł na znakomity pomysł. Charles na pewno się ucieszy. Kapelusznicy uwielbiają słodycze! A przynajmniej Gopnik.
    - Tak, tak, zostaw konia. Konie są fajne. A poza tym, słodycze są o wiele smaczniejsze, mm pycha. Takie żelki na przykład! Albo drożdżówki na słodko. Mniam! - kontynuował, mówiąc szybko, niemal z pasją.
    W międzyczasie Daniel dopowiedział historię Michaiła. O tym, jak to się stało, że Rozpustnik znalazł się w warsztacie. Zaśmiał się, gdy usłyszał o swoim "talencie". Daniel nawet nie zdawał sobie sprawy, jak jest bliski prawdy. Rusek miał gadane, oj miał.
    Zgodnie z prośbą ponownie usiadł, czekając, aż Charles coś wykombinuje. Na odchodne rzucił gospodarzowi, że do słodyczy najlepiej żeby przyniósł jakiś duży, kompletnie niepotrzebny przedmiot. Taki, z którego możnaby było stworzyć najlepiej cały stół słodkości. Cukier. Dobry! Potem zaczął słuchać Kesslera, który akurat rozpoczął swoją historyjkę połączoną z refleksjami.
    - No, pewnie, że grzecznie, ale też trzeba uważać. Widzisz, trafiłeś na mnie, a nie na złodzieja. A ja przyjazny jestem zawsze, choć czasami jak chcą bić, to uciekam, taki to ze mnie wojownik, ha ha. - zaśmiał się. Początek tej rozmowy był sympatyczny. Gadki o przyjaźni, wzajemnej życzliwości, miłości. Szybko jednak temat stał się mroczny.
    Marionetkarz począł opowiadać coś o kradzieży diamentów, jakichś atakach. Kapelut niewiele z tego rozumiał, jednak po chwili to wszystko zaczęło się składać w jedną opowieść. W coś logicznego. Daniel jednak wyglądał, jakby bardzo mocno przeżywał to, o czym mówi. Co prawda było to wyolbrzymione, ale mimo to, gdy potem ten począł mówić o eliminacji podludzi, Michaiła coś tknęło. Jego rozmówca przez pewien moment wyglądał jak psychopata. Począł rzucać pojedyncze słowa, wszystko związane z zabijaniem. To wszystko było tak negatywne, że biedny Kapeluci gorzelnik skulił się na kanapie, czując się bardzo nieswojo. Można powiedzieć, że zaczynał się bać tego faceta. Dodatkowo ta gadka o podludziach. Ruskowi się to skojarzyło z pewnym Człowiekiem, który porwał ze sobą tłumy i rozpoczął jedną z najgorszych wojen po tamtej stronie Lustra. Słyszał o nim w telewizji, jakimś dokumencie. A co najgorsze, Kessler teraz bardzo go przypominał. Po wykrzyczeniu jednak swoich racji, ten opadł z powrotem na fotel, jakby bez sił. Na szczęście.
    _________________

     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 8 Listopad 2017, 20:01   

    Na wieść o tym, jaki to jest piękny koń i wspaniały i reklamowania zwierzęcia Kessowego Kapelusznik mógł tylko krzyknąć z zachwytu! Koń to zwierze, animal, rży i wierzga, patrzy w dal - czego tu nie kochać? No czego??
    - Kess... o niczym bardziej nie marzyłem, jak tylko trzymanie konia. To prawie jak Bestia, tylko że mniej zaczarowana, nie? Też da się ujeżdżać! Będę go trzymać w gabinecie, biurko jest tak zbudowane, że położone blatem do dołu wyjdzie paśnik. Owszem, zapach może się trochę popsuć, ale pozostawi się tam okna otwarte. I bym go czesał! I nazwał Różowiutkie Ciasto! Chyba że już ma imię? - zapytał, jak zwykle nakręcając się niczym pajacyk z drewnianego pudełka, który wystrzelił jak z procy i hasa to tu, to tam.
    - Nową marionetkę powiadasz? Hmmm... zastanawiam się, czy Orion by ją polubił. Masz już jakieś projekty, czy one też zostały rozwalone? - zapytał z ciekawością. Astronom, poeta, artysta - istota wielu talentów. Przez te dwa miesiące widywał po salonie skrawki projektów. Większość z nich nie mówiła mu nic, tylko koślawo nakreślone sprężyny i zębatki, lecz czasem trafiały się obrazki bardziej intrygujące - jak wąsaty, korpulentny automat z pałeczką dyrygenta w dłoni, czy dość niepokojąca kobieta w czarnej sukni. Ich twarze mimo wszystko przypominały twarz Daniela w iście fascynujący sposób. Jakby nie potrafił narysować kogokolwiek innego, niż tylko siebie.
    Każdy ma swoje priorytety i swoje marzenia. Gopnik może nie posiadał mocy oferujących bogactwo, władzę i miłość, ot, dwie małe, niewinne uzależnienia, które jednak potrafiły przemówić do otaczających osób. Kiedy toksyczny na wiele sposobów medyk czcił go niemal jak bóstwo za możliwość stwarzania alkoholu, tak teraz Charles zastrzygł uszami na wieść na możliwość tworzenia słodyczy z niczego. Zaraz doskoczył do niego z dość nieprzytomnie zaciekawionym wyrazem twarzy, jakby miał go lada chwila począć obwąchiwać, gdzie to tam ruski trzyma pyszności.
    - Ja mam naprawdę macę wiercheci... a nie ma niczego lepszego niż kolacja na słodko. - odrzekł z prawdziwą pasją w oczach, po czym zanurkował głęboko w toń kapelusza - utrzymując się na rondzie samymi opuszkami stóp. Szybko łapał w dłonie wszystkie śmieci, drobiny i paprochy, jakie tylko był w stanie sięgnąć. Ach, nie ma to jak stare kapelusze rodowe! W nich zawsze można znaleźć coś ciekawego! W końcu wygramolił się z niego niczym dość brzydkie niemowlę z łona, z naręczem ogólnie definiowanego syfu. Rozłożył to wszystko na stoliku do kawy i spojrzał z dość natarczywą nadzieją na Gopa. Owszem, nie wiedział, w jakiej skali może operować swoją mocą, jednak w jego głowie pojawił się kolejny, o niebo lepszy pomysł: wielka masa wszystkiego zapiekana w piekarniku. Podsmażana czekolado. O tak. TAK. BOMBA KALORYCZNA. EKSPLOZJA.
    Niezależnie, ile i w jakim stopniu udało się poprzemieniać Gopowi rzeczy niejadalne w jadalne, na stoliku została postawiona parująca masa ciastowo-krówkowo-czekoladowa, tworząca niemal organiczną pulpę, z której, niby oczy, wystawały landrynki. Ową substancję Charles podzielił równo i elegancko na trzy bezkształtne pajdy o mdląco słodkim zapachu, które rozdzielił pomiędzy mężczyzn, po czym sam zaczął pałaszować ją, aż mu się uszy trzęsły. Tak, miał genialny pomysł. Jego kubki smakowe przeżyły podróż przez Nirwanę i Eden.
    Jednym uchem słuchał tylko, co mu Kesso ma do powiedzenia, jednak gdy jego głos unosił się coraz bardziej, postanowił poświęcić mu uwagę. A kiedy już to zrobił, odechciało mu się jeść. Szczerze mówiąc, zechciał zwrócić to wszystko, co już zdążył wpakować do brzucha. Nigdy nie wyobraziłby sobie tak okrutnych, sadystycznych słów z ust Marionetkarza, który na ogół zdawał się być tak uroczym, miłym i pomocnym. Choć... to tłumaczyłoby te straszne sny z rana. Te sny pełne przemocy i śmierci. Nic dziwnego, że śnią mu się takie rzeczy, skoro takie myśli nosi w głowie za dnia. Choć może nie nosi? Co on dzisiaj zdążył przeżyć, tak właściwie?
    - Danielu... Podobało ci się to? Zrobiłbyś to ponownie? - zapytał, troszkę głucho, beznamiętnie. - Bo jak dla mnie, to tylko moje skromne zdanie, rozumiesz, w zabijaniu nie ma nic chwalebnego. Zabijaniu czegokolwiek. Kogokolwiek. To jest... no... najgorszy rodzaj niewoli. Niewola dębowej trumny. Niewola ciała, które gnije i się rozpada... Niewola świadomości, która zanika i duszy, która ulatuje, niesiona wiatrem. Póki nie zgodzą się na śmierć, nie wolno jej nikomu narzucić. - w tych słowach przeleciał mu przez głowę obraz zasuszonej twarzy ojca, czaszki pokrytej brązową, cienką jak pergamin skórą i białych włosów mieszających się z pajęczynami, twarzy nasyconej balsamami przeciw gniciu, które jego matka z takim oddaniem kupowała co miesiąc. On tam leży... leży tuż obok, w pokoju zamkniętym na najmniejszy z kluczy. I z tym obrazem przyszła też myśl, że może on wcale nie chciał umierać... Nie. Jego matka była niewinna. To Rosarium ją skazało. Za miłość. Za akt miłosiernej eutanazji. To Rosarium zasługiwało na śmierć, na zgniliznę, na flaki, na krew. Na smród. Na ogień i arme blanche. A pan, panie Charlesie Hipokryto Verbascum, powinieneś się uspokoić. Serce bije ci jak głupie, palce cię mrowią. Powinieneś coś na to zaradzić...
    - Nie podoba mi się, że pijesz na taką modłę... Może ja też pozwolę sobie na kropelkę. Wiadomo, iż nikt nie trzeźwieje na zawołanie, to lepiej, abym i ja się temu poddał, aby mi było wszystko jedno. - powiedział chłodno, opierając się na fotelu na tyle wygodnie, na ile pozwalał mu zesztywniały z emocji kark. Po chwili zwrócił swe spojrzenie na Gopnika, wyraźnie domagając się od niego czegoś mocniejszego. Był najedzony po brzegi, nie był w stanie się ruszyć, a wklęsły zazwyczaj brzuch delikatnie napiął materiał jego koszuli. Zaczął go z lekka boleć, przy czym nadal czuł mdłości. To chyba nie był dobry pomysł, z tym cukrem... szczególnie po takich rewelacjach. A myślisz, że kogoś poznałeś...
    W pokoju było ciepło, ale czuć było wycie arktycznego wiatru.
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 13 Listopad 2017, 04:59   

    Zanim doszło do przemowy, odpowiadał jeszcze co nie co Charlesowi.
    Na propozycję zrobienia stajni w gabinecie zrobił tylko niewyraźną, głupkowatą minę, dając znak, że nie traktuje tej propozycji poważnie.
    W myślach jednak zdał sobie sprawę, że gospodarz jest do tego zdolny. No cóż, to jego dom.
    Chociaż Marionetkarz nie przepada za zwierzętami w domu, a tym bardziej końmi (pomimo ich wielkich zasług dla istot żywych), mógł w sumie się na to zgodzić. Co jednak znaczyło jego zdanie? Niewiele!
    - Z tym imieniem zaczekajmy. Może samo przyjdzie. - co do stajni w gabinecie mógł się zgodzić, ale Różowiutkie Ciasto jako imię dla konia to bardzo zły pomysł. Nawet nie wiedział, jakby miał go wołać tak, aby się nie zmęczyć.
    - Co do nowej Marionetki mam plany. Jeszcze niekonkretne, bo mam kilka koncepcji. Na szczęście najważniejsze papiery się uratowały. Tak myślę, gdy ostatnim razem tam byłem. - mówił i sam sobie przytakiwał.
    Spojrzał na radosne zachowanie Charlesa względem Gopnika. Polubili się chyba. Albo po prostu go przekupił swoją zdolnością.
    Wtem zobaczył to, co tworzyły połączone siły Kapeluszników. Wspaniałe dzieło tworzenia, które znał. Tutaj trochę bardziej prymitywne i oparte wyłącznie na mocy, czyli czymś, co z samej reguły było trudne do zbadania i zrozumienia. Można było w to po prostu uwierzyć i zobaczyć efekty. Ale dzieło tworzenia, jakie by nie było - było w pełni zrozumiałe przez innego Twórcę, jakim był Kapelusznik. A tworzone jednocześnie przez dwóch - to dopiero rarytas. Mógł tylko jako w pewnym sensie artysta obserwować dwóch innych artystów.
    Wtedy nastąpiła przemowa.
    Zmęczony usiadł, wtopił się w fotel i położył głowę na oparciu, dając znak, że jest trochę zmęczony swoją mową i ma ochotę trochę odpocząć, dlatego też nie powinien dziwić niezbyt szeroki zakres interakcji z resztą osób. Po głębszym zastanowieniu się zdał sobie sprawę z może zbyt radykalnego języka, którym się posługiwał, ale zdecydował się mimo wszystko zamknąć się w sobie, przynajmniej na jakiś czas. Aktor zszedł ze sceny i ma przerwę, niech inni grają!
    Słyszał poezji Gopnika i jak na tworzone ad hoc po pijaku nie było takie złe. Słyszał gorsze przykłady. Rozmarzył się nawet i korzystając ze swojego chwilowego odcięcia się od świata zaczął rozmyślać nad stworzeniem krótkiego słabego tekstu. Też był po pijaku i był zmęczony, więc myśli nie przychodziły tak łatwo, jak powinny. Podstawowe słówka nie mogły przyjść na język, skryły się za ciemnością. Powstały zdania, pojedyncze linijki. Nic jednak nie chciało się zrymować. Ugryzł się w język i trochę to go zdołowało, więc po prostu czekał na to, jak panowie zareagują na jego mowę. W końcu nie było to ćwiczenie przed lustrem.
    Widział, jak Gopnika to przerażało. Jak bardzo się tym zląkł. Jak przypominał sobie pewne dziwne i straszne rzeczy z przeszłości, o których przeczytał. Kessler poczuł, że jego słowa ranią go dogłębnie, że budzą strach i zniesmaczenie. Czuł się potężny. Przez chwile. Potem uświadomił sobie, że był względem niego niczym mroczny demon, bestia, która planuje coś strasznego, okrutnego; pierwotne zło, które należy wypalić, zniszczyć, wyeliminować, ponieważ przyniesie destrukcję dla wszystkiego, co się kocha. Nie chciał być takim złem. Był przecież dosyć miły i jedyne, co chciał, to sam obronić wszystko, czego kochał. Czy zatem w jego mniemaniu ochrona przed zniszczeniem swoich wartości, przyjaciół i rodziny jest możliwa tylko poprzez zniszczenie wartości, przyjaciół i rodziny wroga, najeźdźcy, Ludzi?
    Przybiło go to jeszcze bardziej. Chciał nawet przeprosić, ale nie czuł się zbyt na siłach do takich słów. Nie po tym, co powiedział. Mógłby zostać uznany za szalonego. Zresztą... pomimo chęci i zupełnej zmiany tonu i zachowania nawet w tak radykalny sposób nie potrafił tego odmienić. Nie aż tak. Nie po wygadaniu się w zawoalowany sposób, co mu siedziało w środku. Musiał. Nawet jeśli go przecież nie zrozumieją, prawda? Mimo, że ci, którym groził byli o krok od zabicia go. Rozstrzelania, jak jeńca wojennego w niesprzyjających warunkach. I mimo że byli od tego o krok, a on teraz pokazywał, jak bardzo ich nienawidzi, to sam mógł zostać znienawidzony. Niezrozumiany, potępiony przez tych, którzy to słyszeli. Przybiło go to jeszcze bardziej. Nie chciał sprawiać dla Gopnika wrażenia tego, który był zły, nienawistny, niewybaczający. Który nie rozumiał. Bo rozumiał aż nadto.
    Chciał w sposób brutalny odpowiedzieć Charlesowi. W jakiś sposób dać do zrozumienia, że piękne słowa i porównania do drewnianych trumien, niewoli i innych bredni, jakimi karmione są niezorientowane istoty, nie mają w jego mniemaniu żadnej mocy i są puste. Szczególnie gdy idą po ciebie i chcą cię zabić. Albo ty musisz to zrobić, aby nie zdarzył się przypadek pierwszy. Był kimś na kształt żołnierza. Członka organizacji paramilitarnej, który brał udział w boju, a który to bój zdążył już wystarczająco go odmienić. Nie wiedział, czy na lepsze - poprzez oświecenie, zrozumienie i nowe doświadczenie, czy na gorsze - przez lekkie skrzywienie.
    Wiedział jednak, że Charles jako istota z natury łagodna zupełnie by tego nie zrozumiała. Dlatego dobiło go to po raz kolejny jeszcze bardziej.
    Gdy Kapelusznik Verbascum wspomniał o chęci wypicia alkoholu zdziwił się mocno i nawet spojrzał na niego nieprzytomnym, pełnym niezrozumienia wzrokiem.
    Przecież ten Blondyn nigdy nie pił. Poza pomyleniem szklanek, a może tylko pod nieobecność Marionetkarza.
    Nie częstował się ciastem. Nie dlatego, że był jakiś zły. Miał ochotę pójść spać, zniknąć, zapaść się pod ziemię. Poczuł, że padły z jego ust niepotrzebne słowa, że jednak zostanie troszkę niezrozumiany. Że wybrał złe towarzystwo na wygadanie się. Szczególnie, że większość z tych rzeczy - z tego co rozumiał - stanowiło tajemnicę. I dlatego słodkości były ostatnią rzeczą, o których by pomyślał
    - Przepraszam za moje zbyt mocne słowa, nie powinny paść w tak uroczej atmosferze, w jakiej przebywamy obecnie. - powiedział i podrapał się po łokciu. Nadal nie wstawał z fotela.
    - Ze mnie jest taki Niespełniony Marzyciel, wiecie, panowie? Miałem marzenia, których nawet nie pamiętam. Teraz nie mam marzeń. Przychodzą mi do głowy ambicje, dzikie ambicje, których spełnienia się sam się obawiam. I nie, nie chodzi tu o masowe morderstwa - tu uśmiechnął się, a nawet zaśmiał - tylko bardziej o spełnianie w społeczeństwie funkcji, wraz z którymi przyszłaby odpowiedzialność. Taka, której obawiam się, mógłbym nie podołać. - mówił i trochę się nawet dzięki temu rozbudził. Kapelusznicy mieli ciekawą zdolność zaginania przestrzeni, miejsc. Marionetkarz czuł się trochę przy nich "niemagiczny", gdyż jego umiejętności raczej nie sprawiały się dobrze w sytuacjach towarzyskich. Nie był Gopnikiem i nie mógł częstować ludzi alkoholem i słodkościami. Ale mógł rozbroić gorący tłum czy zwiać z miejsca, w którym robi się niebezpiecznie.
    - Panie Gopnik. Zna pan jakichś jeszcze Marionetkarzy? Jeździł pan na koniu? - zapytał, a następnie skierował wzrok na Charlesa.
    - A ty w ogóle gdzie tyle czasu byłeś?
    W trakcie zadawania pytania trafiła go myśl, że niedługo powinien poruszyć temat odejścia z tego domu i próbowania znalezienia czegoś na własną rękę. W końcu... minęło tyle czasu...
     



    Zjawa Deserowa

    Godność: Michaił Skadowski
    Wiek: 59
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi.
    Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki..
    Wzrost / waga: 182 cm/85 kg
    Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami.
    Znaki szczególne: 3 paski na dresie.
    Zawód: Domorosły gorzelnik
    Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody.
    Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
    Dołączył: 09 Sty 2017
    Posty: 215
    Wysłany: 26 Listopad 2017, 22:06   

    - No, prawie jak Bestia, z tym że takie zwierzęta są też w Świecie Ludzi. Wiecie Panowie, że oni tam czasem trzymają świnki jako zwierzątka domowe? Ba, słyszałem o ludziach, którzy hodują pająki albo węże. Chociaż co prawda i tak najbardziej popularne są psy i koty. - dorzucił kilka informacji o upodobaniach po tamtej stronie Lustra. Rozmowie o nowej Marionetce przysłuchiwał się z zaciekawieniem, jednak nie przerywał im.
    Obserwował, jak Charles wyrzuca z otchłani swojego kapelusza masę śmieci. No, będzie z czego rzeźbić! Tego było mnóstwo. Michaił zaczął się zastanawiać, jakie skarby kryje jego nakrycie. Pewnie sporo butelek, może jakieś pamiątki z ZSRR, może nawet coś starszego, o czym kompletnie zapomniał. Te czapki były bardzo fajnym narzędziem.
    Gdy tylko gospodarz zakończył przeszukiwanie swojej prywatnej czarnej dziury, Gopnik podszedł do sterty i rozpoczął czarowanie. Oczywiście nie wymachiwał rękami, jak ludzcy "magicy", tylko po prostu skupił się i zaczął marzyć o słodyczach. W jego głowie kreowała się wizja tortu z ciastem nasączanym rumem z kremem czekoladowym z zatopionymi krówkami, w którego górnej warstwie były wtopione w ciasto batoniki różnego rodzaju, a góra była również cała w czekoladzie i posypana M&Msami oraz landrynkami. Szaleństwo. To wszystko dodatkowo było polane karmelem i toffi. Dotnkął wreszcie stosu i zamienił swoje marzenia w rzeczywistość. Deser był ogromny. Tak duży, na ile pozwalały zebrane materiały - a tych było naprawdę dużo. Nadal był gorący. Wyobrażenia najwyraźniej jednak nie mogły być w pełni spełnione, gdyż ciasto nieco straciło na kształcie, ale z pewnością było przepyszne. No a jak bosko pachniało, aż Gopnikowi zaczynała ściekać po brodzie ślinka - i to dosłownie. No! Dał popis swoich najlepszych umiejętności.
    Wziął porcję od kolegi Kapeluta i począł wcinać, w niczym nie ustępując Charlesowi. PYSZNOŚCI! To było nieziemskie. Słodkie i pewnie dla nie-Kapeluszników mdłe oraz niejadalne. Jednak najwidoczniej tutejszym przedstawicielom tej rasy pasowało idealnie. Swój swojego zawsze pozna!
    Rusek podzielał opinię towarzysza Verbascum. Zabijanie jest straszne. Szczególnie zabijanie niewinnych. Tak się nie powinno, chyba że ktoś stanowi zagrożenie. Wtedy jest sytuacja zabij albo daj się zabić. Czasem nie ma wyjścia.
    - Masz rację, Czarls. Zabijanie nie jest godne podziwu. Chyba, że zabijając ratujesz innych, niewinnych. Czasami źli nie będą się wahać i trzeba im stanąć na drodze, niestety. Wtedy po prostu trzeba, a że tamci niedobrzy nie godzą się na śmierć, cóż. Podjęli ryzyko, zaczęli krzywdzić dobrych, trzeba tamtych ratować, a ceną może być niestety zakończenie żywota istot. Ale tak trzeba... Jednak o ile można, lepiej jest więzić, zapobiegać, zamykać - wtedy nie zrobią już krzywdy innym, a sami nie zostaną pozbawieni skarbu życia. - rzekł smutno, refleksyjnie. Słyszał o milionach zamordowanych w obozach zagłady. Niestety, także tych rosyjskich. Więźniowie polityczni - postawili się władzy. Ciekawe, czy Arcyksiąże podjąłby takie kroki, gdyby teoretycznie nie był popularny wśród ludu i są tacy, którzy się sprzeciwiają jego rządom. MORIA stworzyłaby takie mordownie bez mrugnięcia okiem - teog Gopnik był pewien.
    Zrozumiał gest gospodarza, po czym poprosił o wodę. Zamienił wodę w bardzo mocne, ale zarazem słodkie wino, którego smak doskonale kamuflował obecność procentów, po czym podał szklankę Kapelusznikowi. W pomieszczeniu dało się czuć chłód, który nie był jednak spowodowany temperaturą. Sytuacja była napięta - wybuch Marionetkarza wywołał u Gopnika strach, a u Charles był prawdopodobnie mocno zdenerwowany tym wybuchem. Sam prowodyr jednak próbował rozluźnić atmosferę. Najpierw przeprosił, a potem zmienił temat - najpierw opowiadając historię o sobie, pozwalając w trakcie jej przedstawiania sobie na żarcik - w obecnym kontekście jednak nie bawiący Gopnika - a potem pokazujący, kim jest ów żołnierz i twórca.
    - Tak, znam, a raczej znałem kilku z widzenia, ale to było dawno dawno temu. Choć czas tutaj to pojęcie względne, przecie nie starzejemy się raczej, prawda? Co innego Ludzie. Żyją niecały wiek. TO JA MIAŁBYM JUŻ NIEDŁUGO UMIERAĆ, rozumiecie? Ha, ha! A ja jak na złość tamtym, czuję się bardzo dobrze. No, żyłem z nimi trochę czasu, a teraz paru z nich nie żyje. Paru bardzo porządnych kamratów. Śmierć zawsze jest niesprawiedliwa. - próbował rozluźnić atmosferę, ale średnio mu to wyszło, gdyż rozmowa znów zeszła na tor krańca żywota. - Nie jeździłem końmi, chyba że mechanicznymi, tymi mi się zdarzyło. Otóż tam mają takie stalowe konie, coś podobnego do naszych pociągów, tylko że z ogumionymi kołami i jeżdżącymi niezależnie od torów. Takie dorożki, tylko że bez koni, za to z hałasującym, stalowym sercem. Potrafi to nawet szybko jechać - co najmniej kilka razy szybciej, niż koń w galopie. - ponownie podjął próbę zmiany tematu, tym razem chyba skutecznie.
    _________________

     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 27 Listopad 2017, 18:25   

    Charles faktycznie, pił bardzo rzadko, ale zdarzało mu się to, głównie przy szczególnych okazjach. Nie lubił smaku alkoholu, znosił jedynie najsłodsze likiery, no i sherry oczywiście. W barku od dawna posiadał nieotwartą butelkę sherry - Herbacianki, słodkiego i wonnego, słodszego nawet od Pedro Ximenez. Innych alkoholi nie znał i nie chciał znać, dlatego też, jakiś czas temu, nie potrafił rozpoznać smaku szampana - pił go po raz pierwszy. Westchnął, wstał i poszedł po szklankę wody. W pół drogi jednak zdał sobie sprawę, że tak nie powinno się pić alkoholu, zawrócił więc bez słowa, jak robocik, po czym przelał nalaną wodę, ostrożnie, łyżeczka za łyżeczką, do droższego kieliszka. Nie wiedział, dlaczego miałoby to być istotne, acz nie zamierzał się kłócić z prawami etykiety. Nawet jeśli wymyśliła ją ta (tfu tfu) arystokracja. Każdy może wpaść czasem na dobry pomysł.
    Wrócił więc, mimo iż trochę mu to zajęło, podał Gopnikowi wodę, ździebko obscenicznie nie spoglądając w kierunku Daniela, po czym pozwolił sobie na odrobinę zachwytu, kiedy czysty, klarowny płyn zmienił swą barwę na delikatny róż, a potem pochłonął go szkarłat. Złapał się zaraz za kryształ i pozwolił sobie zwilżyć wargi. Słodziuchne - takie, jak lubił. No czary! A cóż innego?
    Na słowa Marionetkarza tylko pokiwał głową ze zrozumieniem, wreszcie kierując w jego stronę landrynkowo-żółte oczy. A przynajmniej zrozumieniem wobec jego niezręczności.
    - Rozumiem, Kessu, rozumiem. Być może powinieneś znaleźć sobie jakieś całkiem nowe, spokojniejsze marzenia. Wydajesz mi się gościem, któremu spodobałoby się wędkowanie... - dodał, trochę tajemniczo, mieszając alkohol w kieliszku niby - profesjonalnym gestem, głównie po to, aby wyglądać na mądrzejszego niż był faktycznie. Osobiście Charles nienawidził wędkowania, acz słyszał, iż można się w ten sposób zrelaksować. Uporządkować myśli. A jego myśli były w kompletnym porządku - wszystko leżało tam, gdzie leżeć powinno. Na podłodze.
    Na pytanie o to, gdzie był i co robił, żachnął się tylko... zanim pleców nie zlał mu zimny pot. Zapomniał o chłopaku. Pięknie. Cudnie. W najbliższym czasie będzie musiał go odszukać! CHoć zapewne by sobie poradził. W końcu nie był on dzieckiem. Prawda? PRAWDA? No i wyszło by, że zawiódł na całej linii. Roześmiał się, wcale nie nerwowo, i upił kolejny, większy łyk wina:
    - A nic, nic, skoczyłem na pół dnia do Miasta Lalek, miałem tam do załatwienia parę spraw. - dodał bardzo lekko i bardzo wesoło. Tak, kiepsko szło mu kłamanie. Aby przemilczeć się jakoś, dopił wino do dna. I odkaszlnął - było dużo mocniejsze, niż mu się wydawało. Odkaszlnął głośniej. Oczy zaszły mu łzami.
    I umarł. Ze wstydu.
    Jedyną szansą na zachowanie twarzy było zmienienie własnej uwagi, aby skupić się jak najmocniej na słowach pana Gopnika:
    - Naprawdę? Żyją tak krótko? Że ile? Powiesz mi? - zapytał się gorączkowo.
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 27 Listopad 2017, 19:47   

    Gdy spokojnie i leniwie wylegiwał się na fotelu, przez głowę przeszło mu parę myśli, uwag dotyczących tego, jak powinien się zachowywać a jak nie powinien. Z pewnością granie dyktatora snującego apokaliptyczne dla nieprzyjaciół wizję powinno się zdecydowanie schować dla siebie i najbliższych współpracowników. Ewentualnie dla rozwścieczonych mas. Tutaj żyją tyle czasu, a zupełnie nie pamiętają, jak to kiedyś było...
    Jak było kiedyś? Jak było parę miesięcy temu? Co sam Daniel pamięta? Prawie nic! Jak gdyby się dobrze zastanowić urodził się powtórnie. Był taki jaki jest odkąd wie. Porównując do innych - mężczyzna w sile wieku, późne lata lat dwudziestych. Obudził się na kolei, kompletnie zdezorientowany i wycieńczony. Zaopiekowano się nim odpowiednio. I chodził dalej. A pozostałe rzeczy? Działy się tak bardzo dawno temu. Jak za wielką mgłą. Czasami, gdy Marionetkarz goli się i patrzy w lustro, przypomina sobie pewne wycinki, zdarzenia, obrazy. Kocia dziewczyna. Smutny widok rodziców. Marionetka, nad którą pracował. I ostatnie wydarzenie - gdy przyszło mu się z kimś bić. Na śmierć i życie.
    Ah, często zdarzało mu się wyłączać z tego, co go otaczało. Tworzył sobie jakąś taką alternatywną rzeczywistość w głowie i traktował ją chyba jako swój własny pokój. Był przyzwyczajony do nie mówienia. Do siedzenia samemu.
    Chłopaki tworzyli alkohol i słodycze i smakowali je.
    Zawsze zastanawiało go, jak to jest, że niektórzy są przeznaczeni w wyniku swoich mocy do zabijania, chronienia czy walki, a inni do zrobienia kariery w biznesie. Ciekawe, czy anarchiści i ekwaliści zważają na to, że już z samego faktu posiadania innych mocy każdy nie jest równy innemu. I trudno będzie to zmienić. Istotnie fakt istnienia takich rzeczy nakierowywał raczej na podział i to głęboki.
    Obudził się. Ręka, na której podpierał głowę, zjechała z oparcia i spowodowała, ze głowa zaczęła szybko opadać, co przebudziło przebywającego w półśnie Marionetkarza.
    Dyskusja akurat miała dochodziła do wieku ludzi. Ciekawe, ile mieli lat. W sumie nigdy ich nie pytał. Tutaj zresztą i tak nie miało to wielkiego znaczenia.
    - Ludzie żyją krócej od nas. Czyli aby zachować rytm częściej się mnożą. Czyli jest ich stosunkowo więcej i łatwiej nadrabiają straty. Są mniej mądrzy i mniej przywiązani do swojego żywota. Śmierć nad nimi wisi. Są bardziej podatni na fanatyzm i łatwiej idzie im się na śmierć. Krótkie życie jest usprawiedliwieniem dla głupot, jakie chętnie czynią. - dorzucił swoje gorzkie trzy grosze i znowu poczuł, że ogarnia go błogość i ciepło. Znowu oparł głowę o rękę i zaczął przysypiać.
    Żałował, że nie miał przy sobie papieru i ołówka. Zapisywałby wzniosłe słowa o przyjaźni i pokoju, a także o metodach zapobiegania inwazjom, ale zmęczenie i wygodne miejsce skutecznie mu w tym przeszkadzało.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 9