Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 29 Listopad 2017, 00:22
Z dużym zadowoleniem Gopnik spostrzegł, jak drugi z Kapeluszników podziwia dzieło zmiany. Sztukę metamorfozy, zarazem bardzo przydatną podczas spotkań towarzyskich. Po przemianie podał kieliszek Gospodarzowi.
Patrzył, jak Charles pije alkohol. Ten próbował zachować pewne rytuały - być może lubił pić kulturalnie, być może udawał. Pomysł z wędkowaniem był całkiem ciekawy, nowe hobby może pozwolić Marionetkarzowi zapomnieć. Z drugiej strony, podczas takich "rozrywek" myśli, te które na co dzień już są męczące, podczas moczenia kija mogą być jeszcze bardziej natarczywe. Potem zawładną istotą. Jeżeli Kessair nie zajmie się czymś, by te myśli porzucić, będzie szedł prostą drogą do szaleństwa. Tego chyba pan Verbascum nie przemyślał. Poza tym, Gopnik nie znosił wędkowania i nie widział w tym nic ciekawego. Zbyt spokojnie.
Gdy Charles skłamał, Gopnik od razu wyczuł blef. Zachowanie tuż przed odpowiedzią na pytanie poety-żołnierza kompletnie nie pasowało do wesołkowatego tonu głosu. Dodatkowo Gospodarz domu od razu po swoich słowach sięgnął po kieliszek. Kłamał. W przeciwnym razie zachowałby się pewnie inaczej. Michaił jednak postanowił nie drążyć.
- Hej, brachu, uważaj. Co prawda podałem ci bardzo smaczne i słodkie wino, ale trochę procentów to to ma, ha ha! - zaśmiał się życzliwie, poklepując kompana po plecach. - Hej, nic się nie stało, spokojnie! Trzymasz się? - dodał, widząc zażenowanie na twarzy Kapelusznika. I łzy w oczach, od kaszlu. Charles w tym momencie wyglądał jak ktoś, kto pierwszy raz próbuje wódki, nie potrafiąc pić mocnych trunków, a alkohol go zadusił ze względu na swoją moc.
Daniel tymczasem wydawał się być wyłączony. Siedział na fotelu, trochę przysypiał, trochę wyglądał na pogrążonego w zadumie. Milczał.
Dopiero, gdy jego głowa zaczęła opadać pozbawiona podpory w postaci dłoni, obudził się. W tym akurat momencie Charles zadał pytanie, co prawda do Gopnika, acz Kessler postanowił odpowiedzieć. W jego słowach było sporo racji. Podczas, gdy Lustrzanie, żyjąc przez wieki płodzą kilkoro dzieci, Ludzie doczekują się często takiego potomstwa w kilkadziesiąt lat. Prawdą też było, że łatwo było im wysyłać innych na śmierć, choć sami rzadko byli skłonni umierać. Poza fanatykami poświęconymi ideom, bądź religiom. Rusek postanowił doprecyzować wypowiedź Marionetkarza:
- Dokładnie to żyją około 70-90 lat, jeżeli wcześniej nie zginą w wypadku, wojnie, bądź nie umrą w wyniku choroby i tym podobne. Rekordowy wiek to około 120 lat, ale w praktyce mało który Człowiek dożywa setki. A co do tego, że łatwo im śmierć przychodzi, śmielę się nie zgodzić, panie Danielu. Z tego, co ja zauważyłem, łatwo Ludziom innych wysyłać na śmierć, podczas gdy dla bliskich tych osób, które zmarły, to ogromna tragedia. A wojny... Ludzkie wojny są takie: kilku wysoko postawionych wysyła setki pionków, by się wzajemnie wyżynały... Ludzie, którzy posmakowali władzy, są często okrutni... - zakończył smutno.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 3 Grudzień 2017, 00:02
Przez chwilę, tak jak Daniel wyłączył się kompletnie, tak Charles zapatrzył się trochę na Daniela. Zastanawiał się, o czym może myśleć w tej chwili. Jest mu przykro? A może czuje się wyobcowany, że nie poparli jego dość śmiałych, okrutnych słów? Tak czy siak, takie zawieszenie było nawet zabawne. Marionetkarz siedział wyłączony, jakby ktoś z niego wykręcił miedziany kluczyk. No i wyglądał wcale uroczo w tej pozie, nie dało się na ten widok nie uśmiechnąć. Zamyślony mędrzec, czy ktoś w ten deseń. Można by przenieść to niewidzące spojrzenie na płótno... Gdyby tylko Charles potrafił rysować!
Na jego słowa, gdy ten raczył się już obudzić, zareagował nagłym wzburzeniem:
- Mnożą? Wielkie nieba! Proszę mi tu nie mówić o mnożeniu! - powiedział egzaltowanym tonem. - Matematyka jest najgorszą z dam, z jakimi przyszło mi obcować i nie zamierzam podchodzić do tematu bez abakusa! Nie wiem, czy sprostałbym ludzkim matematykom! - Nie dało się stwierdzić, czy był tym faktycznie obrażony, że tak wulgarny temat jakim była matematyka dotarł do jego delikatnych uszu, czy też żartował. Z Charlesem nigdy nic nie było wiadome. A matma i tak była niesamowicie potworna i bez tego.
Jego nauki z matką były katorgą dla obu stron. Kiedy Orchidea zadawała mu zadanie "Na drzewie rosło pięć gruszek. Przyszło pięciu mężczyzn. Każdy zerwał jedną gruszkę. Ile zostało?" zwykł odpowiadać "Cztery. Ten cały Każdy to straszny złodziej", zaś dzielenie owoców na pół kończyło się dyskusją, które pół jest większe, po jego lewej czy po jej prawej. Matematyka omijała niewygodne tematy, kiedy Charles chciał znać pełen obraz sytuacji. Obecnie jedynym jego ratunkiem był ręcznie robiony abakus, którego używał przy każdej okazji, kiedy musiał coś przeliczyć. Tam przynajmniej wszystko było jasne - tylko liczby, żadnych Johnych z cukierkami, żadnych rozpędzonych pociągów z trasy A do B, kiedy informacja, czy konduktor ma wąsy czy nie, była dla niego sprawą kluczową. A tutaj zaraz z matmy podchodzimy do tematu przemijania i ogólnopojętego vanitas. Ta informacja zdała się być dla Charlesa szokująca. Przez chwilę nie wiedział co powiedzieć, być może alkohol powoli ograniczał jego zasób słownictwa. W końcu udało mu się refleksyjnie westchnąć i spojrzeć w resztkę słodkiego wina kołyszącego się na dnie kieliszka:
- Prawie jak myszy polne. Nawet się porządnie nie rozejrzą po świecie, a już przychodzi starość i śmierć... Bywałem w świecie Ludzi, spacerowałem po nim często. To takie smutne, że za sto lat wiele osób, które mijało mnie na ulicy, obróci się w proch - choć może w co innego. W co się obraca taki człowiek po śmierci? W piłki golfowe? - zapytał z ciekawością, spoglądając w sufit i wysłuchując Gopnika dalej, póki nie doszło do kwestii władzy. Był to jego mały pstryczek - elektryczek:
- W tym nie różnią się od nas. Nie traktujmy ich z góry, jakby problem władzy i posłuszeństwa, wojen i konfliktów nas nie dotyczył, panie... panie Gopnik Skadowski. - dodał, przez chwilę zapominając, jak tamten się właściwie nazywał. Ach, przedziwne imię i nazwisko, kto wie, czy nie zmyślone? W końcu nadal był to obcy, choć bardzo, bardzo sympatyczny. Dla Charlesa było jeszcze za wcześnie, aby przechodzić na "ty". Nie była to kwestia dystansu, lecz szacunku.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Daniel Kessler Wiek: wizualnie około 30 lat Rasa: Marionetkarz Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców Wzrost / waga: 196 Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty.
Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim.
Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne! Znaki szczególne: Krzaczaste brwi Zawód: Astrolog Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka Broń: Pałasz i sztylecik Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
Dołączył: 29 Lip 2016 Posty: 171
Wysłany: 4 Grudzień 2017, 19:06
Odpowiednia drzemka robi zmęczonemu człowiekowi wiele dobrego, a niekiedy działa cuda. Można się mulić godzinami z powodu braku snu, męczącego tematu czy potrzeby ciągłego słuchania kogoś, a potem wystarczy pięć minutek odlotu i nasz dobry poczciwy organizm wystarczająco zaktualizuje stan swojego umysłu i może działać dalej! - przynajmniej przez jakiś czas. Kessler, pomimo bycia z reguły milczkiem, nie lubił za wiele słuchać bez odzywania się. Widocznie przypominało mu to sytuację, gdy był jeszcze bardzo mały i rodzice mówili do niego, aby go uśpić, a to biedne dziecko nie mogło się odezwać, bo nie potrafiło. Przymuszony do niemówienia musiał ich słuchać. Widocznie mądry umysł przywykł do tego i nawet wytworzył środki antysłuchowe, które doprowadzają go do snu. Intrygujące.
Korzystając z krótkiej drzemki nabrał trochę sił, dzięki którym może będzie w stanie chociaż szczątkowo włączyć się do rozmowy. Zdał sobie sprawę, że spotkanie zeszło na smętne tematy, a dalsze wypytywanie Gopnika o jego przeżycia związane ze Światem Ludzi mogą stać się dla niego nużące. Aby dopełnić rytuał powrotu do zmysłów wstał i patrząc to na Gopnika, to na Charlesa, podrapał się po brodzie i zbierał myśli i temat, który chciał poruszyć. Miał w głowie dziewczynę, młodą medyczkę, która pomogła jego kumplowi pozbierać się po poważnych ranach, których nabawił się w trakcie drobnego spotkania z pewnymi niemiłymi ludźmi uzbrojonymi w karabiny maszynowe. Medycy zawsze byli dla niego kimś w rodzaju tajemniczej grupy, która wiecznie siedziała nad księgami a potem prosto z ksiąg została przerzucana na pole bitwy albo sam środek epidemii, by pomagali wszystkim dookoła. Nie wiedział, czy to prawda, czy nie, ale niedawno miał okazję zobaczyć pierwszy raz medyczkę i dostrzec plusy tego zawodu. Dlatego postanowił ten temat poruszyć.
- Panowie, co myślicie o medykach i medycynie? Jak wielkie znaczenie należy im przypisywać? Może wszyscy mieszkańcy Krainy Luster tak samo nie krwawią i nie cierpią jak ich odpowiednicy ze Świata Ludzi, ale i tak - czy zawód ten nie jest w pewnym stopniu ciekawy? - zapytał. Jak wskazywało jego doświadczenie nigdy nie zdarzało mu się iść na noże czy robić siekę, gdzie wszędzie latałyby flaki i krew.
- W krytycznych sytuacjach, czy wybitnie trudnych chwilach widok kogoś z charakterystycznym krzyżem czy wężem na fartuchu jak wielce uspokaja wnętrze! Szczególnie, gdy nie mamy ręki i drzemy się w niebogłosy. - zaśmiał się. Miał nadzieję, że Kapelusznicy zmiękczeni odpowiednią dawką trunku przyjmą każdy temat.
Sam dla bezpieczeństwa wolał nie pić. Teraz jest wesoły, a jak jeszcze doprawi się czymś mocniejszym, to lepiej nie pytać.
Po głowie chodził mu pomysł na kolejną marionetkę. Eh szkoda gadać z nimi. Człowiek się zainspiruje czymś, napisze coś, a potem zostawi i tak może to leżeć rok, dwa. Ale tylko wyrzuci, to po tygodniu nabiera przemożnej ochoty by do tego wrócić.
- Wiesz, panie Gopniku, mój gospodarz jeśli chodzi o /te/ tematy, to średnio, tak mi się wydaje. Może nie rozumieć naszych przekazów. - puścił jeszcze na koniec oczko do Ruska.
- Przypomnij mi - gdzie mieszkasz? - zwrócił się raz jeszcze do gościa. Rozważał wyprowadzkę z domu Charlesa gdzieś daleko, gdzie mógłby żyć jak na swoim. Nie była to jakaś bliska myśl, można zażartować, że "ma czas". Ale jednak nie chciał być specjalnie nachalny.
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 24 Grudzień 2017, 15:19
Marionetkarz drzemał jak dziecko. Tymczasem Charles zaczął coś bredzić o mnożeniu i matematyce. Najprawdopodobniej źle zrozumiał słowa Gopnika, któremu oczywiście chodziło o prokreację. Kapelusznik wysnuł jednak ciekawą teorię, że ludzcy matematycy są lepsi niż lustrzani. Miał trochę racji. Owszem, dzięki technologii, komputerom i elektronice potrafili o wiele lepiej obliczać skomplikowane zadania, jednak równocześnie zdawali się być przez to rozleniwieni.
[Color=cc4400]- Panie Czarls. Ludzcy matematycy chyba niewiele więcej sami potrafią co nasi. Oni po prostu posiłkują się maszynami, które w chwilę obliczą nawet bardzo skomplikowane zadania. Coś wspaniałego. Wpisujesz 69 razy 666 i w sekundę masz wynik. [/Color] - opowiadał gospodarzowi, po czym pociągnął łyk ze szklanki.
W międzyczasie śpiący Kessler wybudził się i dołączył do rozmowy. Rozpoczął temat medycyny. Och, ile razy ta dziedzina nauki pomogła Gopnikowi. Chociażby ostatnio w Klinice.
- W świecie Ludzi medycyna jest chyba nawet bardziej potrzebna, niż tu. Ludzie są o wiele bardziej chorowici, niż my. Kaszlą, dostają poważnych dolegliwości, a czasami chorują, mimo że nic im na pozór nie dolega i nagle ich życie się kończy. Na dodatek wojny dopełniają szpitale. U nas też bardzo dobrze, że istnieje Klinika, choć z tego co zauważyłem, o wiele więcej nas, Lustrzan, leczy się z rozmaitych obrażeń. Na przykład ja, po pewnym pobiciu, byłem pod opieką uroczej, rudej skrzydlatej pielęgniarki. Młodziutka, urocza, a jaka pomocna, widać że jest tam z powołania. - mówił niemal z zachwytem, opowiadając o pielęgniarce Julii. Polubił tę dziewczynę. Zawsze skora do pomocy i sympatyczna.
- pytasz mnie - zwrócił się do Charlesa - w co się obracają po śmierci. Przede wszystkim najpierw gniją w piachu, potem zjadają ich robaki, a na koniec nic z nich nie zostaje. Sam proch, jak mówisz. No, ale wierzą w życie po śmierci w jakimś innym świecie. No, u nas ich nie ma, ha ha. - zaśmiał się na koniec.
Nie do końca zrozumiał słowa marionetkarza, dotyczących jakichś tematów. Cóż, wódka już trochę namieszała mu w głowie. Tak czy owak, gospodarz podjął kolejny ciekawy temat. Gopnik jedynie jednak skinął głową. Doskonale wiedział, że zarówno tam, jak i tu władza niszczy. Ten, kto się jej dorwał został zarażony okropną trucizną. Taką która nie dawała się niby we znaki, ale niszczyła umysł. Porażała empatię. Paraliżowała współczucie. Powodowała wojny i konflikty.
Zapytany przez Daniela o to gdzie mieszka odpowiedział że na cukierkowej ulicy, zresztą zgodnie z prawdą. Nie było sensu ukrywać swojego miejsca zamieszkania, tym bardziej, że był tam jego sklep, który potrzebował klientów. Nie wiedział jednak, że Kessler zaczyna zastanawiać się nad przeprowadzką.
Lekko się skrzywił słysząc słowo pan. Mimo że nie miał tego zwrotu gospodarzowi za złe, nie lubił owej bariery udawanego szacunku między istotami. W zasadzie tego nauczyła go Rosja. Tam każdy dla każdego był towarzyszem, zatem nie było sensu by ktoś obdarzał kogoś zwrotem grzecznościowym tylko dlatego, że ten drugi był obcy. A w szczególności, gdy już razem pili wódkę. Na myśl o tym trunku Gopnik wlał sobie trochę alkoholu do gardła i poprawił się na siedzisku, spoglądając z zaciekawieniem to na Charlesa, to na Kesslera.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 31 Grudzień 2017, 11:48
Samo-chody! Tele-wizjery! A teraz jeszcze to! Musi sobie w najbliższym czasie sprawić takowy! Miał tylko głęboką nadzieję, że maszynę ową da się zabrać do domu samemu i nie będzie potrzebował do tego na przykład zaprzęgu konnego.
- Jak na moje to niesamowite! I cudowne, równie dobre co czary! Choć... no cóż. Takie dłuższe wysługiwanie się taką maszynką może rozleniwić mózgowie. A to bardzo nieodpowiednie. Powinno się dbać o klarowność myślenia. Inną sprawą jest, że... mam taką teorię, że u nich wszystko działa na matematykę i dlatego mają taki przeskok techniczny. Ale to tylko moja teoria. Nie musicie się zgadzać. - dodał szybko. Nie chciał sprawić, żeby atmosfera ponownie popsuła się kłótnią. Szczególnie, iż Kesso postanowił się obudzić z bycia uroczym i zarzucić kompletnie nowy temat dysputy. Na usta Charlesa wstąpił pyszałkowaty uśmieszek:
- Co ja mogę powiedzieć? Ja nie choruję, a kiedy jednak choruję, to mam w domu taki zapas ziół na wszelkie dolegliwości, że nawet przedwczesnej śmierci nie muszę się bać! - stwierdził głośno i z pewną dumą. - Danielu, sam wiesz, że mam zdrowie jak młody koń. - z tymi słowy popukał się w kościstą pierś, starając się, żeby przypadkiem nie odkaszlnąć i nie popsuć dobrego wrażenia. Być może jego forma nie świadczyła o nim najlepiej, ale układ odpornościowy nadal działał doskonale. Naprawdę, powinien wziąć się za siebie w najbliższym czasie. Nie mógł pozwolić sobie na pozostawienie w tyle za olbrzymem... Ale wracajmy do tematu, szczególnie że pan Gopnik raczył zahaczyć o temat jednej z większych instytucji pozarządowych w Krainie:
- Z dwa razy zdarzyło mi się być w Klinice. Pamiętam, że przebywało tam strasznie wiele lalek i taki wielki facet z niebieskimi skrzydłami - trochę straszny, ale miły. Rudej pielęgniarki nie pamiętam za to wcale. A co do braku ręki... spotkałem kiedyś młodego Marionetkarza z właśnie taką sztuczną dłonią, wiesz Kessu? Najwidoczniej on nie potrzebował pomocy medycznej. Zastanawiam się... ile Marionetkarz mógłby przeszczepić sobie elementów mechanicznych. Najpierw rękę, potem nogę, potem oko, potem szczękę. No wiecie. Czy każda kończyna potrzebowałaby osobnego kluczyka? Czy to uczyniłoby go samego Marionetką? Czy dałoby się myśleć zegarowym mózgiem tak samo jak miękką gąbką w czaszce, czuć tak samo zegarowym sercem? - z tymi słowy spoglądał bardzo natarczywie na Daniela, jakby oczekując od niego odpowiedzi na te wszystkie trudne pytania. W końcu to kwestia jego rasy, to on się znał! Raz po raz dolewał sobie herbaty (o ile Gop nie zmienił wszystkiego w gorzałkę) i spoglądał intensywniej z każdym łykiem.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Daniel Kessler Wiek: wizualnie około 30 lat Rasa: Marionetkarz Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców Wzrost / waga: 196 Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty.
Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim.
Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne! Znaki szczególne: Krzaczaste brwi Zawód: Astrolog Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka Broń: Pałasz i sztylecik Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
Dołączył: 29 Lip 2016 Posty: 171
Wysłany: 5 Styczeń 2018, 10:11
Słuchaj dalej rozmowy dwóch Kapeluszników na tematy dzielące i łączące Krainę Luster ze Światem Ludzi. W sumie był to dużo bardziej atrakcyjny temat, niż początkowo mogło się wydawać. Pojęcie różnic i podobieństw między dwoma tak różnymi światami pomogłoby Marionetkarzowi zrozumieć fenomen obu ziem i poznać jakieś ponadczasowe prawdy o celach, jakie towarzyszą istotom żywym. Jakże bardzo pomocne mogły by być dla siebie nauki społeczne, techniczne i ścisłe w obu światach. Dopełniałyby się tam, gdzie by mogły; Kraina oferowałaby swój dostęp do magii i zaginania podstawowych praw obu nauk, a także mogłaby przedstawić przede wszystkim nowe rozwiązania, które łączyłyby staromodne sposoby z wyrafinowaną techniką używania magii i umiejętności nadnaturalnych, a także przede wszystkim doświadczenia istot żywych z dłuższych niż ludzkie żywotów (bo Lustrzan), a więc rozwinięte filozofie czy po prostu poradnik dla ludzi, gdyby ci zaczęli znacznie dłużej żyć. Ludzie zaś mogliby podzielić się swoimi zaawansowanymi naukami, a odpowiednie światłe umysły z Lustrzanii już znalazłyby dla nich zastosowanie, nawet jeśli potrzebna byłaby do nich technologia niedostępna ze względu na panujące podstawowe prawa. Wszystko miało swoje plusy i zalety. Wymagane były odpowiednie proporcje.
Ale ze względu na panującą sytuację, mógł tylko domyślać się, jakie proporcje wyobrażała sobie każda ze stron.
I nie były to proporcje w żaden sposób odpowiednio zachowane, tylko raczej bestialsko narzucone jednej lub drugiej grupie. Bez pytania i bez próśb, na zasadzie - bierzmy co chcemy. Ciekawe, czyje władze były mądrzejsze.
Prowadził własne wywody głęboko w myślach, zupełnie nie przejmując się rozmowami Kapeluszników. Czasami, owszem, łapał się ich myśli, ale gdy już się wyspał, po prostu ślepo patrzył przed siebie w ścianę czy przez okno i rozważał, zupełnie odcięty.
- Muszę przyznać - zaczął od niechcenia, ale z czasem zdawał się coraz bardziej zaangażowany w to, co mówi - że przeleciałbym się raz czy dwa tym ich... samolotem czy tą ich sondą kosmiczną. Zwykle ludzie o moim profilu tutaj patrzą nieustannie z dołu do góry, a ludzie mogą patrzeć właśnie z góry na dół. Interesująca perspektywa, drodzy panowie. Ujrzeć świat okrągłym. Ciekawe, jak wielce popularnym byłby ktoś, kto zobaczyłby Krainę... z góry. - założył nogę na nogę mając nadzieję, że ktoś w ogóle go słuchał.
Wtedy zaczął mówić Charles.
- No wiesz, matematyka, jak to mówią, jest królową nauk. Jak praktyka pokazuje, fajnie jest żyć w nieświadomości, nie odmierzać czasu w większości wypadków przez liczby, tylko przez dzień i noc, nie czuć presji, nie kazać sobie traktować wszystkiego z taką perwersją do liczb. A u ludzi... wszystko da się zmierzyć, wszystko ma swoją wartość wyrażoną w jednej z setek tysięcy ich jednostek, wszystko da się opisać liczbami i wzorami. Za słowami i planami kryją się liczby. Nawet ich rozumiem, często sam ich używam, gdy amatorsko podejmuje się tego tematu. Widocznie to, co my traktujemy jako kapryśne pozostawanie przy swoim świecie, dla ludzi jest stratą czasu. Liczby widocznie dały im przewagę technologiczną, której nam - często dla odpowiedzenia ich technologii- brakuje. - zastanowił się. Skoro świat ludzi oparty jest w mniejszym lub większym stopniu na liczbach, czy ktoś się z tym zgadza, czy nie, to od razu zaczął zastanawiać się, na czym oparty jest świat Luster. Miał dwie odpowiedzi. Jedną z nich jest 'magia', drugą 'szaleństwo'. A może da się odpowiedzieć kilkoma słowami?
Zmienił nogi. Lewa była założona na prawą, teraz jednak to prawa postanowiła założyć się na lewą.
Ileż pytań! Ileż nawiązań do osób, które gdzieś tam kiedyś sobie były! Zdawał sobie sprawę, że jego towarzysze mogli opisywać istoty, z którymi miał do czynienia, albo o których słyszał czy je widział. Mógł niekiedy nawet przyporządkować imiona, które zobaczył na tabliczkach przypiętych do koszuli, albo którymi przedstawili się ci zacni ludzie. Ale ci towarzysze mogli wspominać równie dobrze tysiące innych istot, które chodzą i żyją sobie w tym świecie. Szczególnie, że jest otwarty i szeroki. Marionetkarz z protezami? Niejeden był taki, który chciał wprowadzić elementy czegoś, co nazywane jest transhumanizmem w świecie ludzi. Niejedna była ruda pielęgniarka. Doprawdy - spamiętać ich wszystkich i zakładać, że mówią o tych samych osobach, to mieć naprawdę sporą wiarę w to, że ma się wspólnych znajomych. A nawet jeśli? Prawie ich nie znał. Mógł opowiedzieć o nich co najwyżej trzy razy mniej, niż wie o Gopniku. A i tak Gopnik wydaje mu się -pomimo picia i jego opowieści- obcą osobą.
- Wybacz Charlesie, ale akurat ta dziedzina, która mogłaby nosić nazwę ciało-augumentacji, cholera, nie wiem jak to się ładnie określa, zapewne ludzie w jakimś jednym ze swoich tysięcy języków mają na to słówko... co to ja? Ah, ta dziedzina jest dla mnie swoistym novum. Nigdy nie zastanawiałem się w pełni nad takimi opcjami. Wbrew pozorom pamiętam niewiele ze swojego zapewne niedługiego życia, a to, co miałem, poświęciłem na zwyczajne, nudne i typowe z zewnętrznej perspektywy zajęcie przeciętnego marionetkarza, czyli tworzenie marionetek, formowanie ich i nadawanie im własnej woli.
Właściwie mógł się pochylić nad tym problemem. Jako Marionetkarz byłby chyba w stanie zagłębić się w temat i w razie przykrej sytuacji, w której ktoś straciłby jakąś część ciała, mógłby pomóc protezą bądź czymś bardziej zaawansowanym. Zwykła proteza to pewnie ledwie pierwszy krok do stworzenia czegoś, co mogłoby modyfikować zupełnie fizyczność istoty żywej. Jakieś wspomaganie, ulepszanie ich właściwości, siły czy zręczności. Ale pytanie, czy na to było zapotrzebowanie we współczesnym świecie. Ludzie pewnie mają większego bzika na tym punkcie, skoro wszystkie słabości i ułomności zastępują liczbami i maszynami. U nas zwykle robi się to poprzez magię, co załatwia w pełni sprawę. Ale rozważać zawsze warto...
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 24 Styczeń 2018, 21:51
Alkohol przyjemnie rozpływał się w gardle i miło grzał. Lubił wypić. Nigdy zresztą tego nie krył, a co więcej, zarażał swoim alkoholizmem innych. A że miał mocną głowę, zwykle kończył imprezy ostatni.
- Ach, tak, takie coś, jak Sputnik. Jaka to była sensacja, gdy Gagarin poleciał w kosmos, koledzy mi opowiadali. Albo jak Towarzysze astronauci wysłali pierwszego psa w kosmos. Sensacja! - podłapał temat Kesslera, który nadal wydawał się być dość nieobecny. Czyżby go coś trapiło? W zasadzie, wcześniejszy wybuch mógłby to potwierdzać.
- Ach, ja też bym chciał doświadczyć takiego lotu. Być wysoko nad światem. Sięgnąć nieba. Wzbić się ponad chmury. Być bliżej gwiazd... Ha, ha, chociaż co do tego ostatniego - Gopnik zaczął się śmiać i niemal lubieżnie oblizywać, wspominając Luci - To raz zdażyło mi się dotrzeć "bardzo blisko" do "pewnej przepięknej gwiazdy".
Chwilę po tym gospodarze wymieniali swoje uwagi dotyczące matematyki. Gopnik akurat nie był asem tej dziedziny nauki - wręcz przeciwnie, wiedział tyle, ile musiał, by go nie oszukali przy kupowaniu alkoholu. Proste dodawanie, odejmowanie, mnożenie, dzielenie. Nic więcej. Tylko tyle mu było potrzebne. Lata młodości nie wpoiły mu zbyt wiele, jeżeli chodzi o "królową nauk". Nie nauczyły go też zresztą życia, przez co potem musiał ratować się ucieczką przez Las Drzwi. Całe szczęście, że nie zaginął, tylko znalazł się w Rosji. Mimo to postanowił dorzucić swoje trzy grosze.
- Owszem, z tego co wiem, cała ich nauka to numerki, cyferki, równania i inne takie głupoty, więc macie rację. Nie wiem jak się ich mądre głowy w tym odnajdują. Ja nie potrafię i moi towarzysze też mieli to gdzieś. Z drugiej strony, gdyby nie jajogłowi, to Ludzie nie mieliby takiej technologii. Ktoś coś wymyśla, reszta korzysta.
Następnie temat zszedł na klinikę. Kapeluci kamrat pochwalił swoje zdrowie powołując się na Daniela. Gopnik o jego odporności jednak dowiadywał się właśnie teraz i to głównie z opowieści. Ponadto Charles zahaczył o temat modyfikacji ciała, co rozwinął Marionetkarz - osoba chyba najbardziej kompetenta z tego grona, by wypowiadać się na ten temat. Rusek jednak z jego wyjaśnień rozumiał niewiele. Brakowało mu do tego odpowiedniej wiedzy i obycia się z naukowym bełkotem. Wyhaczył jednak jedno stwierdzenie Kesslera świadczące o tym, że żołnierz - amator najprawdopodobniej miał zaniki pamięci.
- Ze swojego zapewne niedługiego życia. Czyli, Danielu, nie pamiętasz nawet, jak długo jesteś na tym świecie? - zapytał, może nieco zbyt bezczelnie, ale mocno zainteresował go ten temat.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 13 Luty 2018, 16:15
Charles potrzebował dłuższej chwili, aby przetrawić tą informację. Loty, latanie, kosmosy. Coś w tym wszystkim bardzo poważnie mu nie grało. Jego zawieszenie niewiary zostało wystawione na próbę.
- Zaraz zaraaz zaraaaaaz zaraaaaaaaaz zaraaaaaaaaaaaaz... pies. W kosmosie. Czyli tam... bardziej na niebie niż jest niebo. Jak oni go tam...? Wystrzelili patyk z armaty i krzyknęli "aport"? - zapytał się Charles, a w jego głosie wybrzmiał nietypowy dla niego sceptycyzm - widocznie istniały niesamowitości, w które nawet naiwny Kapelusznik nie był w stanie uwierzyć. No ale najwyraźniej mógł być po prostu niewydedukowany.
- Czy mogę poprosić o jeszcze jedną, małą kapeczkę tego dobrego? - zapytał uprzejmie i grzecznie, nadstawiając kieliszek Gopnikowi, który najwidoczniej został podczaszym wieczoru. Może nie powinien się alkoholizować. Na pewno nie powinien... ale cóż. Żyje się raz. Przy okazji poluzował guzik przu kołnierzyku. Było mu troszkę gorąco od tych wszystkich napojów wyskokowych.
- Tutaj przyznam się, że również nie jestem mistrzem matematyki. Znaczy... mam abakus. I to chyba tyle. Mogę przynieść. Pokazać. No wiecie. - mruknął. Czuł się odrobinę pijany. Czy powinien? Na Otchłań, jego głowa nie mogła być aż tak słaba! Miał raptem koło 70 lat - to nic jak na wiek. A teraz miał jeszzce słówko do rozgryzienia. Ciałoargumentacja... nie kojarzyło mu się to z niczym a niczym. Cholerka. Nie mógł teraz zawieść Kessa - on w zadał mu pytanie. Argugargu... zarazz. Było takie słówko. Śmieszne ciekawe...
- Chodzi ci o trranshumanizm? - zapytał się niepewnie, nie wiedząc, cy to nie był ślepy strzał. Takie przenoszenie... człowieczeństwa. Oglądał film o tym, starym dobrym sposobem Patrzenia Ludziom Przez Okno. Metoda PLPO była lepsza niż jakiekolwiek kino, nawet jeśli parę razy wypuszczono na niego psy. Nie pamiętał, o co chodziło w tym filmie, wiedział tylko, że były wybuchy i strzelaniny. Takie elementy występowały w wielu filmach. Najzwyczajniej w świecie ludzie musieli lubić ołów.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Daniel Kessler Wiek: wizualnie około 30 lat Rasa: Marionetkarz Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców Wzrost / waga: 196 Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty.
Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim.
Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne! Znaki szczególne: Krzaczaste brwi Zawód: Astrolog Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka Broń: Pałasz i sztylecik Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
Dołączył: 29 Lip 2016 Posty: 171
Wysłany: 19 Luty 2018, 21:21
Niebo i kosmos! Mógłby o nich słuchać ciągle. Słowa Gopnika o zdolności organizmu politycznego, w którym wiele lat przebywał, zaskakiwały Marionetkarza. Ich technologia była dużo bardziej posunięta niż Lustrzana. Przestał jednak już, tak jak wcześniej, ekscytować się na każde słowo o tej sferze; przypomniała mu się za to pewna czynność, którą powinien wykonać dawno. Mianowicie chodziło o oddanie pewnej książki do biblioteki w mieście, w którym cieszył się dobrą reputacją częstego bywalca i czytelnika. Był zwykle punktualny, poznał nawet wszystkich pracowników tego przybytku, a z widzenia znał kilka stałych czytelników... i czytelniczek. Z paroma osobami udało mu się nawiązać większy kontakt, porozmawiać, podzielić się wiedzą. Tak jak jego samego interesowała najbardziej astronomia i astrologia, wszystko co było związane z gwiazdami, niebem, kosmosem; fakty naukowe i wierzenia; tak inni ludzie częstokroć preferowali bardziej przyziemne sprawy - biologię, technikę i inne. Nigdy nie odrzucał żadnej wiedzy, chociaż niekiedy zdawała mu się ona zbyt skomplikowana czy obca. Jednakże mógł w krótkiej rozmowie usłyszeć parę skomplikowanych terminów, poznać jakiś wstęp do tej wiedzy, albo przynajmniej dowiedzieć się, jakie korzyści daje i jaki ma wpływ na inne nauki. Wszystko było ze sobą jakoś powiązane, mogło być wykorzystane dla lepszego dobra. Mniej lub bardziej, ale w jakimś stopniu - zawsze. Kessler tak wierzył w naukę, że nawet jeśli w danym momencie miała ona nie dać konkretnego rozwiązania, to był wręcz przekonany, że część jej rozwiązań musi po prostu poczekać na bardziej przychylne czasy, kiedy to będą współgrały z kolejnymi etapami postępu technologicznego. Jak wymyślenie kuli armatniej przed wynalezieniem samej armaty. Wszystko się kiedyś złączy. Albo jedno drugie odrzuci.
Rozochocony Kessler, który jednak postanowił spróbować kilku trunków, wsłuchał się w mowę gopnikowsko-karolową i rozochocił się jeszcze bardziej.
- Hoho, widzę, że z ciebie pionijer inżynierii kosmicznej. Dotarłeś na pogranicze gwiazdy i jeszcze pewnie miałeś możliwość jej dokładnego przebadania. - Zaśmiał się rubasznie i podrapał po obojczyku. - Dla celów naukowych, oczywiście - Dodał, próbując zachować poważną twarz, ale nie dał rady i po chwili znowu się roześmiał.
Potem nastąpiła pauza ze strony Kesslera. Na chwileczkę jeszcze się wyłączył, wyobrażając sobie taką wspaniałą gwiazdę i inne różne rzeczy. Dla bezpieczeństwa czytelnika jednak lepiej nie omawiać szczegółów tworów, które wyobrażał sobie Marionetkarz pod wpływem alkoholu i zmęczenia.
Temat chwilowo zszedł na transhumanizm, nowe słowo, które Marionetkarz usłyszał (swoją drogą zastanawiał się, czy w ogóle będzie je pamiętać za kilka godzin). Rozważał różne rzeczy. Na poziomie Lustrzanym transhumanizm, czy ciałoaugumentacja, jak nazywał to Kessler w pewnym stopniu była już obecna. Tak jak chyba u ludzi.
- Wiecie panowie, ta rzecz w naszym świecie teoretycznie mogłaby być możliwa, ale wymaga sporej, naprawdę sporej pracy i bardzo doświadczonego Marionetkarza czy innego wyspecjalizowanego eksperta w dziedzinie. U ludzi zakładam, że coś podobnego istnieje, u nas zapewne też, ale na innym poziomie, przy innych materiałach. I jednak muszę powiedzieć, że mając świadomość występowania u nas magii, a u nich rozwiniętej nauki, to w pewnym stopniu to są odrębne nauki. Ludzka i Lustrzana. U nas do złączenia ciała z maszyną używa się magii demonicznej, naturalnej, żywiołowej, jak zwał tak zwał. U nich to raczej magia naukowa, coś, czego zupełnie nie rozumiem i co nie jest nawet zapewne do końca widoczne. Ale znam Marionetkarza, który zamiast ręki ma protezę. Chociaż czy to jest to, o co nam chodzi, tego do końca nie wiem, nie zgłębiałem tego tematu. Ale po dzisiejszej rozmowie się tym zainteresuje; za zwrócenie uwagi dziękuję. - Powiedział, założył nogę na nogę i poczuł się przez chwilę dumnie, niczym prawdziwy specjalista w tej dziedzinie pomimo tego, że mówił, że zupełnie się na tym nie zna. Nie mógł kontrolować tego wybuchu dumy, gdyż alkohol wyłączył pewną część świadomości. Zastanowił się w sumie, czy ludzie, których znał, wiedzieli coś o tej technice. Jeśli oni by nie wiedzieli, to takie coś raczej by nie istniało. Albo co najwyżej funkcjonowałoby w tajnych pracowniach wielkich umysłów naukowych albo szaleńców. Albo gdzieś zupełnie poza znanym mu obszarem Krainy Luster, gdzie nie sięgają wpływy społeczności, które znał.
Nie spodziewał się, że Charles będzie taki chętny do alkoholu. Zwykle, gdy mieli możliwość, odmawiał, różnie się tłumacząc. Było to dla Marionetkarza co najmniej dziwne, odstające od normy. Ale rozumiał to bo znał też wielu innych, którzy mieli podobne... specyficzne właściwości charakteru i przekonań.
Następnie padło pytanie proste, szczere i całkiem otwarte, które dotyczyło pamięci Daniela. Lekko się wzdrygnął, gdy je usłyszał, nawet jego otwartość, jeszcze szersza przez wypite procenty, nie przełknęła tego pytania bezproblemowo. Nie miał już założonej nogi na nogę. Oparł się ramionami o kolana i przechylił się trochę do przodu. Złapał się za ręce, jakby był pytany o coś dosyć wrażliwego, czym nie zwykł się do końca dzielić, albo przekazywał to jakimiś bocznymi kanałami, poprzez symbole czy porównania. Teraz jednak spotkał się z pytaniem wprost od kogoś, kto w końcu go rozgryzł. Widocznie miał łeb bardziej giętki i dziarski od pozostałych, skoro po takiej ilości alkoholu go wypatrzył.
- No więc. Uhm. Tak. - Zaczął dosyć skromnie, a raczej wybełkotał coś, aby dać jakiś wstęp - To może wydawać się dziwne, ale moja pamięć, hum, szwankuje. Masz rację, Michale. Pamiętam co najwyżej maksymalnie ostatni rok z haczykiem, może dłużej, może krócej. Już i pierwsze wydarzenia, jakich byłem świadkiem wydają mi się rozmazane, chociaż nie było to tak dawno. Nie wiem, ile realnie mam lat, chociaż wyglądam na około trzydzieści ludzkich. W sumie może tak o sobie powiedzieć większość Lustrzan. Problem z pamięcią. Nie pamiętam, co działo się /przedtem/. Ostatnie pewne wspomnienie, jakie przychodzi mi do głowy, to obudzenie się niedaleko stacji kolejowej, gdzie odkryli mnie żołnierze Arcyksięcia z niedalekiego posterunku. Olku, dlaczego ja to mówię. - Przestał na chwilę mówić. Zaczął się zachowywać jak rzeka, która po prostu mówi, z małymi przerwami na złapanie oddechu. Musiało to w nim siedzieć. - Dlatego moja całkowita wiedza pokrywa co najwyżej rok w tył. Oczywiście, rzeczy wyuczone, które jakby powtarzałem wiele razy, czy też kwestie związane z aktywnością fizyczną pozostały. Mięśnie i powtarzalne do bólu rzeczy nie zniknęły. Dlatego pomimo tych swoistych ponownych narodzin nadal potrafię nieźle walczyć na miecze, bić się, jestem w miarę sprawny fizycznie, dodatkowo na szczęście potrafię pisać, czytać, liczyć. Niestety jakaś rozbudowana wiedza zupełnie zniknęła i w wyniku tego regularnie odwiedzam bibliotekę w najbliższym mieście, by uzupełnić braki. Odkrywam świat na nowo, można tak powiedzieć. A jeśli chodzi o życie /poprzednie/, to... To wszystko było jak sen, wiecie? Sen. Nie wiem, czy niektóre wspomnienia są prawdą, czy po prostu mi się przyśniły i siłą autosugestii uznaje je za prawdę. Niektóre pamiętam częściowo, parę wyraźnie. Jednakże, jak mówiłem, wszystko może być po prostu wyobrażeniem, zastępstwem, które umysł dał, by być spokojniejszy. Czasami zaś coś nowego mi się przypomni. I też nie wiem, czy to nie jest po prostu wynik kolejnego snu, którego nie pamiętam. Nie wiem, kim byłem, nie wiem, co mnie spotkało. Wiem jedynie, że pewnego razu spotkano mnie wycieńczonego niedaleko kolei, gdzie miałem wiele raz, oparzeń i uszkodzeń, wyglądałem mniej więcej tak jak teraz, i przekazano mnie w ręce sanitariuszy. Ot, cała historia, którą pamiętam.
Oparł się o fotel i gdy to wypowiedział, poczuł ulgę. Cieszył się, że byli świadkami tego wyznania. Przeszłość mogła być dla niego ciężarem albo czymś znacznie lepszym, niż jest teraz. Mógł być bogatym krewnym jakiegoś szanowanego rodu, ale równie dobrze mógł być przestępcą z jakiejś dalekiej krainy, któremu groziła śmierć - a który ocalał i znalazł się tutaj. Nie wiedział, kim był, jak zupełnie innym człowiekiem mógłby być. Nie wiedział, chociaż było to dla niego teraz abstrakcyjne, czy może czekają gdzieś na niego rodzice, a może żona, a może nawet dzieci czy wnuki. U Lustrzan przez zdradliwy wygląd, po którym zwykle trudno poznać, ile ktoś ma lat, trudno określić, ile się przeżyło. Nie dało mu to za wielu wskazówek.
Popatrzył po nich, czy przypadkiem nie posnęli, gdy mówił. Wcześniej wbijał wzrok w ziemię, a teraz, już zwolniony z ciężaru opowieści, mógł w spokoju im się przyjrzeć. Co o tym sądzą? A może przemilczą? Zastanawiał się przy okazji, która może być godzina.
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 21 Luty 2018, 16:49
- Wiesz, to nie była armata. Widziałem coś takiego nagranego, jak wysyłali coś w kosmos. Budowali dużą, stalową wieżę, która wydmuchiwała duży język ognia, po czym ruszała w górę podobnie jak fajerwerki, chyba nawet działała na podobnej zasadzie, tylko nie wybuchała i była kilkaset razy większa, a w środku pozostawiono malutki pokój dla psa. - próbował wytłumaczyć zjawisko rakiet kosmicznych Czarlsowi, jednak widząc jego niedowierzanie, zastanawiał się, czy nie był to jakiś udawany film, jak je zwali... Sajens fikszyn? Chyba jakoś tak. W każdym razie, podobno ten pies w kosmosie był wielkim wydarzeniem. Swoją drogą, takie rakiety były też używane przecież jako broń, a mimo, iż Gopnik doskonale znał fajerwerki z Krainy Luster, nigdy nie widział, by używano ich w charakterze broni miotanej - wystarczyłoby tylko zbudować taki fajerwerek wielkości człowieka. Z drugiej strony Kapelut nigdy nie widział porządnej bitki, toteż tutejsze pojęcie artylerii i fortyfikacji było mu obce.
- Ah, pażałsta, na zdarowie brat! Kessler, tobie też poleję, bo widzę, że też ci mało! - rzekł ochoczo, nalewając w naczynia wody i zamieniając je w słodkie, różowe wino. - To także powinno wam posmakować! - dodał, po czym spożył łyk trunku. Był wyśmienity. Miło rozgrzewał, a dodatkowo był tak słodki... Wytrawne wina nadawały się do obiadu, ale to słodkie szczególnie przypadły do gustu Michaiłowi. W końcu jest zjawą deserową, uwielbia słodycze.
- Pijonier, a jak! Taka śliczna gwiazdka mną się zainteresowała, że grzech byłoby nie skorzystać, ha ha! - zaśmiał się z żartu Kesslera. - A jak! WSZYSTKO w imię nauki i w celach doświadczalnych, oczywiście, ha ha!
Gopnik wyraził chęć obejrzenia tajemniczego przyrządu matematycznego. Natomiast Marionetkarz zaczął mówić o teorii transhumanizmu. Mądrego to i miło posłuchać.
- U Ludzi widziałem jedynie plastikowe protezy. Takie nakładane na kikut, które można zdjąć. Czy to podpada pod ten termin... Ciałoaugmentacji, transhumanizmu? Jak zwał, tak zwał. - spytał, znów zaciekawiony tematem.
Historia Kesslera przypomniała Gopnikowi o tym, że przecież ludzie tracą pamięć po uderzeniu w głowę, co zresztą po chwili zasugerował. Szkoda, że facet wyraźnie był zszokowany pytaniem, ale nic dziwnego, to pytanie przecież było dość osobiste. Całe szczęście, widocznie Marionetkarz musiał się wygadać, gdyż po jego opowieści widać było, że opadł mu kamień z serca.
- Babuszka Saszy, Wieczesława, zawsze mówiła - nie ważne to, co było, patrz w przód. No, ale z traumatycznymi przeżyciami nie jest przecież tak łatwo o tym zapomnieć. Może to, że straciłeś pamięć to łaska? Myślałeś kiedyś o tym w ten sposób? - w Gopniku włączył się tryb moralizatora i duchowego brata. Te słowa miała dodać otuchy Kesslerowi, chociaż pewnie ten tego nawet nie potrzebował. Gdy spojrzenia facetów się spotkały, Rusek posłał żołnierzowi miły uśmiech.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 22 Luty 2018, 23:05
Gospodarz domu starał się zachować inteligentnie - naprawdę chciał dobrze wypaść przed gościem. Niestety, niektórych absurdów nie potrafił po prostu przetrawić:
- Alee... zaraz, co? - zapytał Charles, troszkę nieprzytomnie. Toż to był bełkot. Jaka wieża, jaki ogień? Wszakże reakcja termojądrowa była przecież niemożliwa. Była mitem. Charles nawet nie wiedział, że istnieje takie słowo. Jedyne, co miało dla niego sens, to pokoik dla psa. Musiał tam był pokoik dla psa. Malutki i uroczy. Śliczniusi. Zawiesiłoby się firanki koronkowe i taki wielki plakat z napisem "TRZYMAJ SIĘ". I byłoby poidełko i taka mechaniczna ręka do patania po łebku... aż mu samemu przypomniała się ta księżycowa, psia noc. Coś w nim chyba już zostało na zawsze. Fajnie to by było, jakby on sam poleciał rakietą. Nawet dałby radę sobie taką zbudować. Wieżowy fajerwerk. Taaaak, da się zorganizować. Młotek mają, gwoździe też. Przechylił się w stronę Daniela i mruknął konspiracyjnie w jego kierunku - Od jutra budujemy taki fajerwerk w ogródku, okej? - po czym odsunął się, aby otrzymać od ruskiego kolejnego kielona, wysłuchując przy tym... no właśnie, czego tak właściwie?
- Tak tak, jakkolwiek tentego - odparł najuprzejmiej jak tylko potrafił, słysząc dziwne słowa z języka, na temat którego nie wiedział nic a nic, z miejsca którego na oczy nie widział. Powąchał jeszcze płyn przed skosztowaniem. Był niemalże cukierkowy. Uwielbienie do słodkiego było chyba kapeluszniczą cechą rasową - oczywiście, jako Lustrzanie nie musieli przejmować się otyłością, cukrzycą czy próchnicą, mogli sobie używać do woli. Właśnie dlatego Charles sączył swój alkohol powolutku, spokojnie, rozsmakowując go na języku i jakby nie patrzeć - ułatwiając sobie popadnięcie w alkoholowy obłęd, zwany przez wielu pijaństwem.
Kesso to był taki inteligentny, tak pięknie mówił, szkoda że tam też w pewnym momencie nie dało się wszystkiego zrozumieć. Jakieśtam żywioły, nauka, coś. Chyba przestawał kojarzyć ze sobą wątki, dlatego postanowił się doczepić jedynego tematu, jaki wydał się mu znajomy:
- Oj, to chyba musi być jakaś moda, bo ja też takowego znam. Pewnie je sobie obcinają, aby był na czasie, takie ee... no... hiphop, trendi i kul. A potem narzekają, że coś im się psuje. Taka jest dzisiejsza młodzież, drodzy panowie. I jeszcze do ludzi przechodzi taka głupota, okaleczanie. Nic, tylko załamywać ręce! - dodał, pół-żartem pół-serio, dokańczając zalegający mu jeszcze w kubku napój, po czym wstał i ciężko polazł do jednej z szaf, z której zdjął śmieszne urządzenie - przypominało ono małą małpkę wyciętą z kartonu, przyczepioną do tabliczki z numerami. Ruszając jej nóżkami, można było zmusić szympansa do wskazania palcem określonego wyniku. U dołu zaś zaczepiono klasyczne drążki z koralikami. Charles z pewnym namaszczeniem przekazał ją Gopowi do oglądu - było to jego źródło matematycznej wiedzy. Niechaj je doceni.
Nie przykładał specjalnie wagi do tego, o czym zaczął opowiadać Daniel. Historię Kessa już mniej więcej znał, w końcu ciężko jest spędzić ze sobą ćwierć roku i nie zdradzić tak kluczowego dla ich znajomości faktu, dlatego nie słuchał bardzo dokładnie. Nie dało się olbrzymowi nie współczuć, tak po prostu stracić całą przeszłość.
- Ty nie powinieneś być im specjalnie wdzięczny, wiesz? Pewnego dnia przydną... przyjdą do ciebie z wymaganiami, zobaczyszsz... będziesz żałować. Tak to jest, jak się zajmą tobą ludzie, psiakrew, Arcyksięcia. Zobaczysz! - wtrącił mu się, wymachując kubkiem w pozie, jaką większość pijaków uważa za pozę wielkiego mędrca, a która osobie postronnej wyda się raczej niezgrabnym tańcem idioty.
- Ototo, pan... bratan(?) dobrze gada! - potwierdził mądre słowa Gopnika, które należało właściwie pochwalić. Przy tym wszystkim już kompletnie zapomniał o uwagach Daniela, które tak wytrąciły go z równowagi. Czuł się świetnie. I mówił coraz głośniej, o bełkotliwości nie wspominając. - Teraz możesz być kimś innym niż byłeś! Kimś lepszym! Szlachetniejszym! Pomyśl o tym! Świat jest przed tobą! - dodał, stając na równe nogi i zaraz opadając z powrotem na fotel z cichym chichotem.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Daniel Kessler Wiek: wizualnie około 30 lat Rasa: Marionetkarz Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców Wzrost / waga: 196 Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty.
Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim.
Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne! Znaki szczególne: Krzaczaste brwi Zawód: Astrolog Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka Broń: Pałasz i sztylecik Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
Dołączył: 29 Lip 2016 Posty: 171
Wysłany: 25 Luty 2018, 14:13
Ochoczo podsunął swój kubek Gopnikowi, aby polał mu więcej. Rzeczywiście, w jego słowach była prawda - wraz z rozgadaniem się, Marionetkarzowi zaschło trochę w gardle i przydałoby mu się więcej trunku, dla orzeźwienia oczywiście. Mógł oczywiście pozostać przy tym, co już wypił, ale groziłoby mu to niechybnym zamuleniem. A wypicie nowej dawki było dla niego niczym otwarcie okien i przewietrzenie pokoju - od razu lepiej. Toteż gdy trunku nalano odpowiednio - a nie kwapił się, by przedwcześnie ten proces się skończył - wypił niemało, a następnie odstawił naczynie z powrotem na stół, już zdecydowanie dużo bardziej zadowolony, uśmiechnięty i czerwony na twarzy.
- To dobrze, żeś skorzystał. Co było, to twoje. Obyś korzystał jak najwięcej. Tylko uważaj, strzeż się zakażonych owoców. Nigdy nie wiadomo, który jest robaczywy, do momentu, gdy będzie już za późno. - łyknął po raz kolejny ze swojego kubka. Życzył oczywiście Gopnikowi wszystkiego najlepszego i żeby mógł korzystać ze swoich "umiejętności" jak najczęściej, chociaż słyszał o przykrych historiach, gdzie ktoś, kto kochał się zbyt często i ze zbyt wielką ilością osób stał się nosicielem podłych pasożytów czy innego ustrojstwa, które to niezbyt szczęśliwie wpływało na zdrowie i kondycję.
Posłuchał Ruska i zastanowił się, ale odpowiedź przyszła dosyć szybko, więc nawet nie było po Kesslerze widać, by długo się zastanawiał.
- Transhumanizm, ciałoaugumentacja to coś więcej, niż wstawienie protezy w miejsce brakłej koniczyny. To coś znacznie głębszego, dotykającego rdzeń. Ale od czegoś trzeba zacząć, prawda? - zakończył zadowolony i puścił oko do Gopnika, w sumie nie wiedząc, dlaczego. Po prostu miał taki kaprys. Już po dwóch kolejnych dawkach trunku słychać było w jego głosie rozjeżdżanie się dźwięków - standardowa oznaka procentów we krwi. Jednakże nie przeszkadzało mu to i miał nadzieję, że jego towarzyszom tym bardziej.
Potem znowu wróciło do bardziej osobistych przeżyć Kesslera. Ten cały Gopnik wywoływał w nim jakieś przemiłe uczucie, gdy na niego patrzył, uśmiechał się. Alkohol wszystko jeszcze nakręcał, wspomagał. Ktoś taki jak ten Rusek mógłby być dla Kesslera kimś bliskim. Sprawiał wrażenie, że można mu zaufać.
- Tak sobie to tłumaczę. Widocznie przeszłe życie zakończyło się, a ja narodziłem się na nowo. Któż może tak powiedzieć? Zastanawiam się tylko, ile mogę mieć lat. Wolałbym jednak mieć bliżej 50tki, niż 200tki. Nie ma to znaczenia, ale dobrze byłoby wiedzieć, ile jeszcze mi zostało na tym padole. - roześmiał się. Istotnie, w Krainie Luster trudno było rozpoznać wiek. Ciało nie było takie zdradliwe, jak u ludzi. Zastanawiał się często, ile może mieć lat. Jednakże nic nie wskazywało na to, by się dowiedział. Zakończony rozdział - i tyle. Od kilku tygodni przestał już zaprzątać sobie tym myśli. Nic nie wskazywało na to, aby mógł wymusić przypomnienie sobie faktów z przeszłości. Po prostu przyjdzie samo.
Mógł zajmować się pracą, która stała się teraz jego nową muzą. Jego hobby. Tworzenie marionetek, a właściwie póki co czytanie o nich, przyglądanie się wynalazkom poprzedników - to było tym, na co poświęcał ostatnio sporo czasu. Bardzo mocno intrygował go świat ludzi, który bardzo chciałby poznać. To, ile może się tam dowiedzieć...!
Usłyszał wtem Charlesa. Miał wrażenie, że mu się śni, ale po chwili skapnął się, że jest swoją twarzą tuż obok niego i szepcze mu do ucha plany na tworzenie jakichś ogni w ogrodzie. Wzdrygnął się, spojrzał na Charlesa i lekko się odsunął, po czym chciał coś odpowiedzieć, ale zdecydował się jednak milczeć. Chciał wybijać mu ten pomysł z głowy, wiedząc, że będzie to zbyt ryzykowne i niebezpieczne, ale głos rozsądku w trakcie małej popijawy byłby skrytykowany podobnie, jak herezja we wczesnośredniowiecznej Europie.
Posłuchał potem wywodu Karola. Nie wiedział, że jest w stanie wejść na takie wyżyny zabawnego gadania. A jednak potrafi - czego się zupełnie Kessler nie spodziewał. Przyklasnął mu i gdy tamten zakończył - Marionetkarz przyznał mu rację.
- O to to, właśnie tak. Ta dzisiejsza młodzież! Takie modyfikacje maja sens w wyniku głębszych uszkodzeń, albo gdy metoda jest tak sprawdzona, że przyjdą same korzyści. A dla samego posłuchu - kto to słyszał! - zawołał i uderzył mocno pięścią w stół. Oczywiście to wszystko starannie wyreżyserował, chciał wyjść na śmieszkowo-zagniewanego starszego człowieka. Przecenił jednakże swoją siłę i uderzył w stół trochę za mocno, tak że jego własny kubek przewrócił się i rozlał pozostałą zawartość. Kesslerowi zrobiło się troszkę smutno. Wstał i zaczął szukać jakiegoś papieru; czegoś, czym mógłby wytrzeć rozlane przez siebie wino. Gdy szukał jakiegoś papieru, widział, że Charles też na chwilę wstał i coś do niego mówił.
- Arcyksiążę nie jest taki aż zły! - coś tam wybełkotał pod nosem, ale nie chciał doprowadzić do sprzeczki związanej z polityką. Zdawał sobie sprawę z faktu, kim jest i co reprezentuje w tej kwestii jego gospodarz, znał swoje poglądy, ale nie znał poglądów Gopnika. Wolał więc nie prowokować konfliktu i przymknął się w końcu, szukając dalej jakieś szmaty.
- Tak, mogę być kimś innym! - Zakrzyknął, by naraz zmienić temat. Mówił to, gdy właśnie znalazł szmatę ukrytą w jednej z szafek.
- Niechaj przeszłość nie ma już na mnie wpływu. - powiedział, by dodać jeszcze po chwili "vivat!". Zaczął trzeć rozlany /napój/ szmatą, którą wcześniej dorwał. Był bezlitosny, gdy wycierał stół. Nie dał się uchować ani jednej kropli. I tak stół będzie trzeba na następny dzień przetrzeć mokrą szmatką, gdyż po winie mebel ten będzie się kleił. Ale teraz, na potrzeby imprezy, pozostało ją tylko wytrzeć.
- Panie Gopnik, bo wiesz, najwięcej rzeczy przychodzi do głowy w trakcie pracy. - Zaczął, prostując się i odrzucając ścierę. - Bo ten cały Sowjetunion, w którym niegdyś byłeś, albo w jego późniejszej wersji. To tam oni przeciwko czemu walczyli? Bo musieli mieć jakichś wrogów. - Zapytał. Potem nagle poczuł się niezbyt dobrze, zakręciło mu się w głowie. Przeprosił na chwilę zebranych i postanowił wyjść na chwilę z domu. Mocował się jakiś czas z zamknięciem drzwi, a gdy już poradził sobie - otworzył je, wyszedł przed posiadłość i oparł się o ścianę. Łapał oddechy. Było mu niedobrze, musiał zjeść coś nieświeżego, ewentualnie zbyt wymieszać. Dawno musiał nie pić. Każdy dźwięk, gorąca temperatura i zapach alkoholu przyprawiały go o większe mdłości. Teraz na szczęście czuł chłód nocy, co wyraźnie przywracało do go zmysłów i ozdrawiało z omdlenia. Przy okazji zachciało mu się szczać, ale zdecydował się nie robić tego pod murem domu. Coś mu blokowało tak impertynencki gest. Nie był tak pijany, czy był zbyt wychowany. Albo miał jakąś traumę z dzieciństwa, gdy ktoś go naszedł w trakcie tej delikatnej czynności. Sam nie wiedział. Poczeka tu chwilę i zaraz wróci.
Gdyby jednak koledzy nie upomnieli się o niego, jego stanie tutaj trwałoby dużo dłużej, niż ledwie "chwilę".
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 19 Marzec 2018, 15:17
Zaśmiał się w głos, widząc niedowierzanie Charlesa. - Czarls, ty byłeś w Świecie Ludzi? Dawno to było? Ha ha! - tym tekstem mógł co prawda zasiać kolejne nuty niepewności co do szczerości opowieści, ale co tam. W zasadzie sam też nie był naocznym świadkiem wydarzenia. A co, jeśli ziemia była płaska?
Kolejna salwa śmiechu została wyrzucona po rzuconym pomyśle budowania rakiety w ogrodzie. To dopiero był nonsens. Ludzie budowali starannie takie twory latami, a ten tutaj chce budować statek kosmiczny metodą chałupniczą. No, ale to w końcu Kraina Luster, nie takie przedsięwzięcia mogą się udać. A niech robią co chcą. Gopnik im kibicuje.
Kolejne zakłopotanie Kapeluciego towarzysza i kolejna salwa śmiechu Ruska. Ten koleś był tak uroczo śmieszny w swoim nieogarnięciu, niezrozumieniu słów. No, ale wypadałoby wytłumaczyć, co Gopnik tak właściwie powiedział. Wyjaśnił, po uspokojeniu się, że te słowa to w zasadzie toast, coś na wzór "na zdrowie, bracie", po czym przechylił naczynie wlewając zawartość do gardła. No, teraz to mu już porządnie zaszumiało w głowie. Bardzo dobrze!
Pan Kessler też miał już w czubie, jego dwuznaczne żarty o "gwiazdach" i "zepsutych owocach" były przednie. Rubaszne - idealnie w stylu Michaiła.
- Nu, skorzystałem i czuję się dobrze. A co do robaczywków - te staram się omijać szerokim łukiem. Tylko zdrowe, jędrne owoce! - zaśmiał się wesoło, szczerząc szeroko zęby. Potem zaczął słuchać odpowiedzi Żołnierza - Marionetkarza na temat ciałoaugumentacji. Czyli protezy to tylko imitacja czegoś o wiele większego. Ciekawe, ciekawe. Przy okazji wypowiedź kapeluciego kompana znów wywołała w Gopniku głośny, wesoły ryk. Ten facet chyba mówił to pół - serio. a wiadomo przecież, że nikt o zdrowym umyśle nie urwie sobie łapy by mieć w jej miejscu plastik. Że wczepiają takie rzeczy w miejsce straconej kończyny w wyniku przykładowo wypadku albo choroby.
- Ale z drugiej strony, z takimi protezami to muszą się świetnie gibać. I to mi się podoba, o to chodzi, te kocie ruchy, te gesty rękami! Nie to co nasi chłopcy, im brakuje luzu! - zaśmiał się, podłapując dowcip towarzyszy. Dosłownie chwilę potem jednak przeraził się, widząc, że owoc jego sztuki się rozlał na stole po teatralnym występie Marionetkarza. Taka strata... Początkowo rzucił się i chciał niemal zlizywać trunek ze stołu, ale po chwili się opamiętał. Trudno, posprząta się. Zresztą Daniel już się za to zabrał.
Skadowski postanowił nie włączyć się do dysputy na temat polityki. Sam uważał, że polityka to jedno wielkie szambo i kto by nie rządził, nie będzie dobrze. A już na pewno nie idealnie. Całe szczęście, temat szybko się zmienił na filozoficzne rozważania na temat przeszłości Kesslera.
- Zdarowie! - wtórował Kesslerowi i wypił łyk pysznego trunku, tym razem ze swojego kubka. Zresztą, stolik został już wytarty, więc Rusek nie miał czego zlizywać. Potem usłyszał kierowane w jego stronę pytanie. - Oni tam za wrogów mieli amerykańskie kapitalistyczne świnie. Cały czas gadali, że konsumpcjonizm zje ten zepsuty naród. Konsumpcjonizm - kupowanie byle czego bo mają pieniądze. Ha, pewnie dlatego, że w Rosji był czas, gdy człowiek radził sobie z tym, co miał, a tego nie było dużo. Ha, Panowie, wiecie, że ja tam z umiejętnościami pędzenia bimbru byłem dla wielu najlepszym przyjacielem, żeby nie powiedzieć - bogiem? Bo wódki też brakowało. Ha, ha! - odpowiedział, wyolbrzymiając oczywiście problem. Cóż, wielu Rosjan pewnie zazdrościło Ameryce tego, że tam mogli żyć pełnią życia, podczas gdy w ojczyźnie brakowało niemal wszystkiego.
Po chwili Kessler wyszedł. Początkowo Gopnik się tym nie przejął i dalej balował z Czarlsem, jednak po chwili zauważył, że kompana nie ma już dłuższą chwilę. Ruszył więc chwiejnym krokiem w poszukiwaniu kompana, intuicyjnie wyszedł przed posiadłość i tam ujrzał faceta opartego o ścianę w wyraźnie nie najlepszym stanie.
- Bratan, wsio haraszo? Wszystko w porządku? - spytał, trochę retorycznie - Ile my już tak właściwie balujemy, chłopie? - dodał, by upewnić się, czy czasem i on, i kompani, nie wypili już czasem za dużo. Nie znał zresztą możliwości towarzyszy, a sam miał jednak mocną głowę. Cecha zawodowa.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 22 Marzec 2018, 23:36
Słysząc to impertynenckie pytanie Charles obruszył się trochę. Jego, światowca, o takie rzeczy pytać, szczególnie iż sam wcześniej chwalił się, ile to po ludzkich ulicach chodził? No kto to widział! Aż na chwilę odebrało mu mowę - jednak była to chwila niezwykle krótka. Nikt nie mógł powstrzymać go przed nawijaniem:
- Jeśli mam być szczery odwiedzam go... no... regularnie. Ostatnim razem byłem tam... ostatnim razem... miesiąc temu? A nie, to było wczoraj. Przedwczoraj? Oberwałem w nochala od jakiś recydywistów. Pobolało, przestało, bywa. Ale i tak tam wrócę. Muszę zabrać tam Kessa kiedyś. Zobaczysz, wielkoludzie, jakie tam tssuda są! Oko ci zbieleje. Hehehehehuehuehuehue... - zaniósł się ochrypłym śmiechem, wieszając się odrobinę na poręczy fotela, jak gdyby planował go zrzucić podstępem. Teksty o owocach oczywiście zignorował - nikt nigdy nie raczył wyjaśnić mu natury aluzji seksualnych. Przez chwilę zajmował się swoimi myślami, miękkimi i chybotliwymi, ignorując nawet fakt, iż gość nie zwrócił uwagi na podarowany mu abakus. Jego strata, Charlesa to nie boli.
- Niechaj przyszłość otworzy przed tobą szafę pełną drogocennych futer! - dołączył się nagle do okrzyku, wymachując swoim kubkiem w rytm toastu, drugim palcem zaś rozmazując plamę rozlanego alkoholu w spirale i podobne im wzorki. Zawsze lubił spirale, miał ją w oczach, we włosach, w odzieniu. Fascynujący kształt. Ale jest coś jeszcze bardziej fascynującego od geometrii. Słodkie zwierzątka:
- Mają państwo prosiaczków? Uroczo. Taki wielki chlew i te... chrumkanie. Gnój wszędzie i pomyje, a one i tak szczęśliwe. Pięknie tak żyć, tak biegać i tyć. Ha! I znowu poezja! Natchnąłeś mnie, wieszczu poeto generalny! - dodał, grożąc palcem Danielowi, jak gdyby Marionetkarz miał cokolwiek z tym wspólnego, podbierając od niego nawet kwiecistość w stylu wypowiedzi. Klarownie Charles miał już dość. Podobno najodporniejsi na alkohol są biali mężczyźni, a konkretniej postawni Rosjanie - Kapelusznik spełniał tylko dwa pierwsze kryteria, a jego słaba głowa wcale nie pomagała mu utrzymać skupienia. Chwiejąc się lekko na fotelu ziewnął głośno, nawet nie troszcząc się o zasłonięcie ust - pozwalając, aby zaraźliwy odruch poszedł w dal.
Na ostatnie pytanie skinął głową, mimo iż nie było skierowane do niego, po czym spojrzał na stojący przy ścianie zegar z kukułka, która odmówiła wyskakiwania z okienka lata temu, starając się możliwie jak najtrafniej skupić wzrok. Wziął głęboki wdech, aby wszyscy na trawniku dobrze go usłyszeli, po czym wrzasnął:
- Balować balujemy... już jest 26:78. Potwornie późno - za trzy godziny minęła północ. W takim razie pozwolicie panowie, ale zamierzam udać się na spoczyne... - i w tym momencie jego głowa opadła gwałtownie na pierś, omal nie strącając tkwiącego na niej kapelusza. Charles zasnął tak, jakby ktoś odłączył go od prądu, szczególnie iż jeszcze przed chwilą zdawał się być bardzo rozbudzony. Zachrapał jeszcze głośno, obwieszczając zebranym, iż nie żartuje.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Daniel Kessler Wiek: wizualnie około 30 lat Rasa: Marionetkarz Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców Wzrost / waga: 196 Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty.
Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim.
Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne! Znaki szczególne: Krzaczaste brwi Zawód: Astrolog Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka Broń: Pałasz i sztylecik Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
Dołączył: 29 Lip 2016 Posty: 171
Wysłany: 27 Marzec 2018, 22:04
Najpierw zobaczył Kapelusznika, który pytał go o coś. No pięknie, Kessler doprowadził do takiej sytuacji, że musi stać tutaj, by nie omdleć albo nie zwymiotować, a tymczasem inni specjalnie po niego wychodzą spytać go, co z nim jest nie tak. O tym, co miał robić następnego dnia, nawet nie chciał wspominać. Jednakże, gdy tak tutaj sobie stał, stwierdził, że z jego strony dosyć imprezowania. Sprawa z uszkodzeniem warsztatu została już przełknięta, wszystko, co miało być, zostało opowiedziane i opite. Teraz dosyć, starczy, koniec. Koniec przyjmowania czegokolwiek poza wodą przez jamę ustną. Starczy. Jak ten księżyc pięknie świeci, a jak gwiazdy jaśnieją na niebie. Cudownie. Ale dosyć. Dobrze, że wymyślono chłodny powiew wiatru i pojęcie "zewnątrz", gdzie było troszkę zimno, przyjemnie i orzeźwiająco, w przeciwieństwie do "wewnątrz", gdzie po dłuższym przebywaniu było zdecydowanie za gorąco, mdląco i duszno.
Poznał jednak, że mówił to Gopnik. Miał ochotę spojrzeć na niego i zacząć się tłumaczyć, poczuł się trochę głupio, jakby nie mógł dotrzymać towarzystwo towarzyszom.
- Słuchaj, ja już nie piję teraz. Nie. Ja już dziś kończę. Ja mogę posiedzieć, ja mogę posłuchać, pobawić się, ale pić już nie. Jutro muszę gdzieś pojechać. Po prostu muszę ogarniać. Wiesz, rozumiesz. Rozumiesz, nie? - Zapytał Gopnika, podchodząc do niego i klepiąc go po ramieniu. Miał nadzieję w swoim podpitym stanie znaleźć u niego krztę zrozumienia, aby ten nie robił mu później wyrzutów, że słaby jakiś albo niepotrafiący dotrzymać kroku.
- Wiesz, to nie tak, że ja nie mogę już. Ja po prostu muszę jutro ogarniać, ale rozumiesz, nie? - Zapytał ponownie, mając na celu potwierdzenie wcześniejszych próśb o zrozumienie.
W pewnym momencie skapnął się, że było ich na spotkaniu przecież tylko trzech, a jest z nim gość. Co się stało z Charlesem? Zasnął, leży, został zamordowany? Któż może to wiedzieć. Znając jego wczesne wyłączenia się wszystko mogło wchodzić w rachubę. No nic, najwyżej i on zostanie zamordowany przez tajemniczego Ruska i przynajmniej się skończy.
- Tyy, bo wiesz. Chyba nam się impreza powoli kończy. Jak chcesz, to przenocuj u nas. Z rana będę musiał zniknąć, ale wiesz, Charles się Tobą zajmie odpowiednio i właściwie tak, że niczego ci nie będzie brakować. Tylko wiesz, tam nie naciskaj na niego. Orion też swoje dorzuci, ta kochana Marionetka, moje dzieło, jak on wspaniale pomaga, gdy człowiek jest w lenistwie albo braku produktów. - Powiedział do niego i złapał głośno oddech. Potem zaczął iść do środka, a przy okazji złapał za ramię Gopnika i pociągnął go za sobą. Pokazał mu pokrótce, gdzie powinien pójść spać, gdyby chciał. Do dyspozycji była oczywiście kanapa, fotel, jakieś stare łóżko, ewentualnie popsuty stół w warsztacie. Albo półki, o. Było też biurko i podłoga z sześcioma kocami. Wszystko wchodziło w grę. Do koloru, do wyboru.
Zmęczony Kessler wolno, troszkę nieprzytomny, złapał jakąś leżącą w schowku kołdrę, a następnie, targając ją po ziemi, poszedł do łazienki, położył się do wanny i zakrył się prawie całkowicie kołdrą.
Gdy zaś nadejdzie ranek i jeszcze godzina i ze dwie więcej, obudzi się, przepłucze twarz wodą bardzo długo, a następnie ubierze się w coś porządnego i wyjściowego, a następnie wyjdzie z domu, oddalając się w sobie tylko znanym kierunku.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!