Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Gawain Keer Wiek: Wygląda na około 30 lat. Rasa: Cień Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg// Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze Broń: Sztylet, kusza Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek Nagrody: Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zszargane nerwy SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 586
Wysłany: 4 Styczeń 2018, 15:36
Woźnica został na dziedzińcu z dodatkową monetą w ręku, Furor biegał w kółko przed Kliniką, a Gawain był już w środku niosąc sportową torbę. Alice oddał ubrania, dziękując jej. Trochę imponował mu jej uśmiech. Miała dużo pracy, a i tak znajdowała w sobie siły i chęci, by umilać pacjentom dzień. Choć teraz mieli już noc. Zimowy urok. Poprosił jeszcze o zabezpieczenie na gips oraz wózek, tak jak przykazała mu to Pani Julia i udał się do pokoju numer 2.
Yako nadal spał, tak samo jak wtulony w niego Yuki. Wyglądali uroczo. Jedno białe, a drugie błękitne. Oba uszaste, równie kłopotliwe i nieznośne, co kochane. Lis i jego podopieczni podbili serce Keera. W zasadzie to wzięto je szturmem. Z wzajemnością.
Cień podszedł do łóżka, zostawił wózek i lekko potrząsnął drzemiącym Demonem. - Hej, pobudka - wychrypiał cicho i usiadł przy nich. Rozpiął torbę z charakterystycznym dźwiękiem zamka błyskawicznego i wyciągnął z niej drewniane pudełko ze wstążką, a następnie cały zestaw ubrań dla Yako.
- Jak się czujesz? - zapytał krótko. Za to w oczy spoglądał długo i tęsknie. Tydzień. Tyle miał czasu zanim znów wróci do Wieży. Miał nadzieję na to, że nie dostanie kolejnej misji tak od razu, że będzie mógł wracać do ukochanego codziennie. Bo wiedział, że jak wyjedzie, to pewnie znów spotka się z Cierniem. Musiał z nim o tym porozmawiać, ale nie mógł zrobić tego tutaj.
- Nie śmiej się, wybierałem na czuja, byleby były ciepłe i luźne. Pomogę Ci z nimi - mówił układając wszystko na sąsiednim łóżku.
- Co do Norki. Kanarki żyją i mają się dobrze, nakarmiłem je, ale nie wiem czy Furor nie napsocił w inny sposób. Nie miałem czasu na takie dokładne oględziny. Pytanie, gdzie chcesz jechać? Do mnie czy do Ciebie. Wiem, że jest wymyte, ale chciałbym wiedzieć jak się na to zapatrujesz - przyznał i podrapał Yukiego za uchem.
Drewniane pudełko poklepał parę razy - W środku są rękawiczki i mieszek. Połowę złota ze skrzynki zostawiłem w sejfie, drugą mam tutaj - wskazał na torbę. - Normalnie zostawiłbym kuszę, ale wolę nie ryzykować - dodał i odkrył kochanka, po czym pomógł mu usiąść. Na blizny zerknął jedynie przelotnie. Dość się ich naoglądał wcześniej, ale jeszcze ich nie dotykał. Pogładził jedną na ramieniu samymi opuszkami palców, po czym odetchnął z pewnym napięciem. To nie były ślady po nim, a po kimś innym. Niosły niechciane wspomnienia, lecz Gawain wiedział jak mógłby zaradzić coś również w tej sprawie.
Ubierał go warstwami. Ostrożnie, ale i stanowczo, by Kitsune było jak najwygodniej. Jeśli czegoś nie chciał, nie zmuszał go do tego. Gdy Yako był już ubrany, podprowadził wózek i zabezpieczył gips na nodze. Zablokował kółeczka i mógł przenosić Lisa.
- To jak? Gotowy czy mamy do załatwienia coś jeszcze? - zapytał wyglądając za okno.
Wiek: Wyglada na ok 25 Rasa: Lisi demon Lubi: Miłe towarzystwo Wzrost / waga: 190/85 // 175/60 Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów. Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat) Zawód: Aktor/Aktorka Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń Broń: Naginata Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
Dołączył: 19 Lis 2016 Posty: 721
Wysłany: 4 Styczeń 2018, 16:56
Spał sobie spokojnie. Bez tej maseczki i gazu było to dla niego przyjemniejsze, mimo że noga naprawdę dawała mu się we znaki. Ale nie ma co się dziwić. Była złamana, jeszcze nie zrośnięta, a on nie mógł przyjmować leków przeciwbólowych bo i tak mu nie pomagały. Leżał sobie więc spokojnie, gdy ktoś zaczął nim tyrpać. Spojrzał na rudzielca obok i uśmiechnął się sennie po czym ziewnął szeroko.
Zamyślił się, słysząc pytanie -jak kiszony ziemniak - odpowiedział po chwili. Nie musiał raczej mówić, że wszystko go boli, bo przecież było to logiczne. Było mu też słabo. Spojrzał na to co przywiózł Cień. Dobry pomysł z tym pudełkiem, nie będzie problemu z tym, że mieszek będzie za ciężki. Zerknął też na ubrania i uśmiechnął się - czemu miałbym się śmiać? To dobry wybór - przyznał. Nim jednak zdążył usiąść porządnie, do sali weszła Marionetka i uwolniła go od wenflonu. Uśmiechnął się i podziękował jej uprzejmie. Całe szczęście, nie miał wcześniej zbyt wiele siły (w sumie nadal nie miał) bo pewnie by obie go wydrapał nawet mimo zabezpieczenia. Marionetka, zapytała czy czegoś jeszcze potrzebują. Demon zamyślił się i poprosił o dwie karteczki i coś do pisania. Marionetka skinęła głową i zniknęła.
Wysłuchał słów ukochanego na temat swojego domu - zupełnie zapomniałem jak tam wygląda - przyznał i westchnął ciężko -zdam się na Ciebie. Gdzie wolisz mnie niańczyć. U siebie czy u mnie? - zapytał i uśmiechnął się do niego przepraszająco. Nie chciał siedzieć mu na głowie, ale miał wrażenie, że niestety będzie to konieczne. Sam nie wiedział jak długo przecież będzie miał gips, a następnie ile mu zajmie dojście do siebie na tyle, żeby mógł spokojnie chodzić, chociażby o lasce ale bez kul.
- Jak się ubiorę to zajmiemy się tym prezentem- powiedział spokojnie. Chciał już mieć co na sobie. Nie przeszkadzała mu nagość, jednak widział jak Gaw patrzy na jego blizny. Nie chciał, żeby musiał je oglądać. Sam się ich wstydził, bo znów złamał obietnicę i nie uważał. Dał się wciągnąć w jakieś idiotyczne zawody, z których wrócił ledwo żywy.
Usiadł z pomocą ukochanego i schował Schnee znów do transporterka. Czuła na Cieniu zapach Furora, dlatego wolał na razie nie ryzykować ich spotkania, w szczególności, że maluch był mocno osłabiony. Nie miałby szans z o wiele większym i silniejszym lisem.
Pomagał rudzielcowi jak tylko potrafił i tłumaczył co i jak ma zawiązać. W końcu nie musiał wiedzieć jak ubrać coś takiego, a demon miał w tym wiele lat praktyki. Odmówił jednak założenia bielizny. Nadal był podrażniony i wolał nie mieć nic obcisłego na sobie.
Gdy był już gotowy, wróciła Marionetka i podała Lusianowi to o co poprosił. Podziękował i poinformował, że zostawi długopis w Recepcji, gdy będą wychodzić. Napisał jedną notatkę, w której tłumaczył co to za prezent i położył ją na pudełko z rękawiczkami. Sprawdził jeszcze czy to te, które chciał. Po chwili zamyślił się na moment. Chciał napisać jeszcze jedną.
Cytat:
Que la rose fleurit et prend de la couleur,
Les épines dans les feuilles cachées
Et les ailes du Renard ont récupéré,
Et il a trouvé l'ami
Joyeux Noël! Lusian Foxsoul
Tekst nawiązywał oczywiście do jej malunku na nadgarstku. Wszystko zostało napisane pięknym, starannym pismem, które widać było ćwiczone od wielu wielu lat.
Poprosił Gawa o monety i wrzucił ich pięćset do mieszka, po czym zawiązał ładnie -chcesz się podpisać? - wskazał notatkę i jeśli Cień chciał, to przetłumaczył to co tam zostało napisane - By róża zakwitła i nabrała koloru. Ciernie w liściach się skryły, a lis skrzydła odzyskał i przyjaciela odnalazł. Wesołych Świąt - uśmiechnął się do niego. Miał nadzieję, że dobrze się domyślił, że dziewczyna ma coś wspólnego z Francją. To nazwisko oraz napis na tatuażu.
Gdy wszystko było gotowe, złożył karteczkę i napisał na niej imię i nazwisko Pielęgniarki. Coś słyszał jak kręciły się tutaj Marionetki, żeby szykuje się jakaś kolacja wigilijna, to pewnie będą też prezenty. Idealna sytuacja. Zrobił dziurkę w łączących się rogach i przewlókł przez nią wstążkę, którą następnie owinął ozdobne pudełko, by wyglądało jak prezent.
Gdy skończył, odłożył pudełko i z trudem i wielką pomocą Dręczyciela, usiadł na wózku. Westchnął ciężko -musimy wziąć jeszcze kule i .... - spojrzał na butlę - jakoś nie chcę, żeby ta butla tak się zmarnowała stojąc tutaj- uśmiechnął się szeroko. Podjechał do butli jak już wszystko było gotowe i ... odkręcił ją na maksa. Niech się sami pośmieją jak uważają, że to pomaga. Poprosił Gawa o transporterek, który położył sobie na kolana i dał znak, że jest gotowy do drogi.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Gawain Keer Wiek: Wygląda na około 30 lat. Rasa: Cień Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg// Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze Broń: Sztylet, kusza Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek Nagrody: Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zszargane nerwy SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 586
Wysłany: 4 Styczeń 2018, 21:01
Uśmiechnął się półgębkiem. Yako wracał dobry humor, co dobrze rokowało na najbliższą przyszłość. - Tylko nie każ mi takich jeść. Choć to i tak lepsze niż bezsmakowa wiktoriańska papka - przyznał. Nie mógł pochwalić się apetytem na normalne jedzenie, ale miał smak i węch. Stwierdzenie, że Yako był dobrym, a może nawet znakomitym kucharzem przychodziło mu łatwo. - Ale nie martw się, twój zielarz Gawain, który Cię nie otruje, przywróci Cię do zwykłego ziemniaczanego stanu - odpowiedział z całą skromnością na jaką było go stać i przeczesał ogniste włosy dłonią, patrząc na Yako z góry.
- Dobrze to słyszeć. Trochę martwiłem się, że wybiorę coś nieodpowiedniego. Twój kraj ma wiele zawiłych tradycji... - stwierdził onieśmielony. Coś tam słyszał i nawet nie wdając się w szczegóły wszystko brzmiało skomplikowanie. Kolory, sposoby wiązania pasów, kroje, wzory i same nazwy niosły ze sobą ukryte znaczenia. Tyczyło się to nie tylko ubioru, ale i uczesań, sposobu mówienia, pisania, przygotowywanych potraw. Już przeglądając słownik i podręczniki Keer został zawalony kulturowymi różnicami.
Odczekał swoje zanim Marionetka ściągnęła wenflon Yako. Nie dziwota, że nie zdrapał go wcześniej. Ledwo miał siły zacisnąć dłoń w pięść.
Zastanawiał się, gdzie powinni się udać Norka miała ogród i była znacznie większa od mieszkania w Mrocznych Zaułkach, ale będzie teraz przechodziła remont pod czujnym okiem wiecznie rozgadanych bliźniąt. Pył, hałas i zamęt nie tworzą atmosfery sprzyjającej wypoczynkowi. Z drugiej strony mieszkanie było małe. A może to i lepiej? Yako spokojnie obędzie się bez kul przez większość czasu, a Furora i Yukiego jakoś uda im się pogodzić. Klacz również potrzebowała schronienia, a tego nie zapewni jej nawet Norka. Wybór był dość oczywisty - Myślę, że u mnie, przynajmniej na czas remontu. Gdy ty będziesz spał, ja zajmę się uzupełnieniem zapasów. Znaczna część zbiorów przepadła, a za oknem już śnieg. Wkrótce zejdą się pierwsi klienci szukający remedium na przeziębienie lub środków na spędzenie płodu - wyjaśnił. Oj, tak. Zima zawsze dawała w kość, a lekarze, grabarze i lichwiarze już zacierali ręce. Chcesz grzać się przy ogniu, cieszyć się lampeczką brandy w zdrowiu? Cóż, wszystko swoje kosztuje.
Zanim Schnee wylądował w transporterze, Gawain wyciągnął receptę, żeby Yuki jej przypadkiem nie zeżarł. Schował ją do kieszeni i zaczął nakładać na Lusiana kolejne warstwy ubrań.
- Jeśli będziesz czuł się na siłach, to ty poduczysz mnie japońskiego, a ja Ciebie z ziołolecznictwa. Co ty na to? - mówił ubierając Demona. Pasowała mu ta azjatycka moda. Podkreślała najważniejsze elementy mowy ciała. Stopy, twarz i dłonie. Zakrywała również świeże blizny. Yako zapewne się ich wstydził. Niepotrzebnie. Do białych włosów musiał się jeszcze przyzwyczaić, bo przeżywał każdorazowy szok, gdy spozierał na Yako. - Jak to się stało, że Lis zmienił swą szatę? - zagadnął tajemniczym tonem, uśmiechając się kącikami ust. Wolał czerń, ale póki był to jego Yako, ten mógł mieć dowolny kolor włosów. Bielizny mu nie zakładał, skoro sobie tego nie życzył. Rozumiał, lecz nie mógł wyjść z podziwu dla wytrzymałości Demona. Oberwać tak mocno i nawet nie spaść z konia. Wygładził mu ubranie, usiadł obok i podał pudełko, gdy Marionetka wróciła z przyborami do pisania.
Zerkał piszącemu ukochanemu przez ramię, ale to wszystko po francusku. Żabo- i ślimakojady. Bleh. Swoją drogą ich dieta pewnie wynikała z czasów, gdy biedota nie miała co do gara włożyć. Teraz frykas, kiedyś zwykłe żarło. Dokładnie tak, jak stało się to z ostrygami.
Na pytanie wzruszył ramionami, ale przyjął od Lusiana długopis. Podpisał się jednak, dopiero gdy Demon przetłumaczył notatkę. - Piękne. Ależ z Ciebie poeta... czekaj. Renard, co znaczy to słowo? - zerknął na niego z pytaniem w oczach, po czym szybko się podpisał. Charakter pisma zdradzał jego własny. Litery były równe, pewne, lecz nacisk większy, a zawijasy sobie odpuszczał. Można było określić je jako ostre.
- Czekaj, to jeszcze nie wszystko - zatrzymał Lusiana, gdy ten już oplatał go ramionami, by przenieść się na wózek. Cień odsunął materiał ubrań z gipsu i złożył swój podpis i na nim. Ten był jednak inny i zajął mu znacznie więcej czasu: "W razie znalezienia, proszę pytać o rudego Cienia - GAW : )"
- O! I jest! - oznajmił usatysfakcjonowany i lekko podmuchał na napis, by tusz szybciej wysechł. Teraz Yako będzie z tym łaził do zakończenia swojej kuracji! Miał jeszcze ochotę dopisać "W razie niemożności uzyskania informacji, proszę o niezwłoczny kontakt pod niżej zamieszczonym adresem", ale to byłaby już przesada. Choć znając tego uparciucha, wszystko było możliwe.
Pomógł Lusianowi przenieść się na wózek i podał mu kule. Spakował jeszcze torbę i wziął prezent. Chwilę stał spoglądając na poczynania ukochanego. Ach te lisy. Zawsze tylko psoty im w głowie. I za to je kochał. - Nie grzeczniś z Ciebie... - zamruczał i pocałował go szybko, bo nie chciał, żeby sami posmakowali tego kawału. Podał Yukiego i wyprowadził towarzystwo z sali, po czym zamknął za sobą drzwi. Będą mieli ciekawie.
Gawain zjechał z Yako i Yukim na dół, po czym przekazał Alice prezent dla Pani Renard oraz zapłatę. Równe 1500 złotych monet. Leki, nici, zszywki, butla kosztowały nie mało nawet w Świecie Ludzi. Do tego należało wynagrodzić trud zespołu lekarzy, który namęczył się nad niespodziewanie przywiezionym Demonem przez kilka godzin oraz resztę personelu zajmującą się zakulisowymi przygotowaniami. Skłonił się lekko w kierunku Marionetki, która odprowadziła ich do wozu, gdyż musiała zabrać wózek. Woźnica i Cień pomogli wejść białowłosemu na wóz. Gawain okrył Yako kocami i skórą, by nie wymarzł, po czym zawołał za Furorem. Ten błąkał się gdzieś, więc obszedł budynek prawie do połowy zanim go znalazł i doprowadził do ich środka transportu.
Furbo będąc już na poduchach zachowywał się mniej pewnie niż na początku. Czuł nowe, obce zwierzę. Też było lisowate, tak jak on. Duży Yako nie przeganiał małej kulki w dziwnym pudełku, dlatego sam tylko łypał na stworzonko i nie potrafił usiedzieć na jednej poduszce zbyt długo. Tulił się to do Gawaina obserwującego okolicę, to do Yako i jego nogi. Chciał ją ogrzać i odjąć bólu towarzyszowi.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 10 Czerwiec 2018, 16:21
Skupiała się na pracy. Dostała wiadomość, że mają nowego pacjenta. W ogóle ostatnio jakoś dziwnie ich przybyło, tak nagle, nie wiadomo skąd, ale nie dochodziła do tego co się dzieje. Choć niektóre twarze wydawały jej się podejrzanie znajome, podobnie jak głosy, ale cóż. To pewnie nie jej sprawa. Ona miała tutaj tylko pracować i pomagać istotom, a nie zastanawiać się co ich tu sprowadza.
Pomogła umyć nowego śmierdziela. Pijak najpewniej, ale nie marudziła. Grzecznie go wymyła i przebrała, a następnie przetransportowała do pokoju po czym sprawdziła kroplówkę. Nie przejmowała się zbytnio czy pacjent kontaktuje czy też nie, miała dzisiaj sporo pracy i dużo myśli krążyło jej po głowie.
Wróciła gdy przyszedł czas na zmianę kroplówki. Jeśli pacjent był przytomny przywitała się tylko grzecznie i zrobiła co miała zrobić by po chwili zniknąć już za drzwiami. Zapytała się też czy czegoś potrzebuje i jeśli coś chciał, to poprosiła Marionetki by mu to przyniosły.
Nie pofatygował się do leżącego w Dwójce Pacjenta od razu. Jak przystało na prawdziwego Lekarza z krwi i kości, najpierw zajął się przypadkami najcięższymi. A najcięższym przypadkiem był on sam.
Zjadł więc obiad, odświeżył się po posiłku, zmienił koszulę bo miał w zwyczaju przebierać się milion razy dziennie i oczywiście spryskał perfumami. Jak lubił. Dopiero po tych czynnościach wybrał się na obchód.
Od Alice uzyskał informacje, że Pacjentem leżącym obecnie w Pokoju nr 2 zajął się Anomander. Gad wychylił więc łeb ze swojego leża i postanowił popracować. Nie to, że Bane miał mu coś do zarzucenia ale... ostatnio jakoś się mijali. Sam Cyrkowiec niespecjalnie szukał towarzystwa Dyrektora, a van Vyvern najwidoczniej potrzebował odpoczynku od wszystkich dramatów jakie miały miejsce w Klinice a w jakich brał udział właśnie Bane.
Medyk wszedł do pokoju nie dbając o to czy obudzi chorego szczękiem drzwi czy stukaniem niewysokich obcasów męskich butów o podłogę. Ze znudzeniem wypisanym na twarzy podszedł do łóżka i stanął od strony nóg, na przeciw typa.
Facet był... kolorowy. Nie dlatego, że był zielonkawy na twarzy a oczy miał podkrążone. Był po prostu tak przepełniony kolorami zupełnie nie przystającymi mężczyźnie, że aż robiło się słabo jak się na niego patrzyło. A już na pewno należało mocno zacisnąć poślady, żeby Kolorowy nie postanowił zainteresować się nimi za bardzo.
Bane długo przyglądał się drzemiącemu skrzydlatemu. Z wiedzy jaką nabył przez te wszystkie lata wiedział, że ów chłopaczek jest Opętańcem. Tylko oni posiadali skrzydła będące integralną częścią ich ciała.
Wziął tabliczkę przytwierdzoną do łóżka i przeczytał rozpoznanie. Uśmiechnął się pod nosem.
Zatrucie słodyczami? Jak to w ogóle jest możliwe? Przesadzenie z cukrem? Znaczy się... cukrzyca? A może napady żarłoczności i to przez nie typ leży bez ruchu i wygląda jakby gnił od środka?
Odwiesił tabliczkę z której dowiedział się jak Kolorowy się nazywa. Włożył jedną rękę do kieszeni kitla i opuszką palca dotknął swojej Różdżki. Lepiej jeśli po obudzeniu Pacjent zobaczył kogoś o miłej dla oka aparycji a nie wyglądającego jak mieszanina Śmierci i Zarazy Lekarza.
Włosy Bane'a nabrały barwy platynowego blondu a oczy przybrały kolor ciemnego piwa. Głęboki brąz i kontrastujący blond. Idealnie.
Uśmiechnął się, chcąc wzbudzić zaufanie po czym odchrząknął nieco głośniej, chcąc w ten sposób obudzić Przesłodzonego Śpiącego Królewicza.
Godność: Christopher Chandler Wiek: Wizualnie 25 Rasa: Opętaniec Lubi: Cukierki, czekolady, wszystko co słodkie Wzrost / waga: 170/60 Aktualny ubiór: Zazwyczaj nosi luźno wypuszczoną koszulę, na nią ma założoną marynarkę, której nigdy nie zapina, na szyi różowy krawat a na jego końcu fleur-de-lis. Ma odpowiedni krój tak, że może przełożyć swoje skrzydła, na swoich zgrabnych nogach, nosi dopasowane spodnie koloru czerwonego, i czarny pasek. Znaki szczególne: Fioletowe, połyskliwe oczy, białe włosy w młodym wieku Pod ręką: Pewnie nosi przy sobie paczkę czekolady lub słodyczy Stan zdrowia: Uzależniony od słodyczy. SPECJALNE: Pogromca Botów
Dołączył: 10 Lis 2017 Posty: 48
Wysłany: 16 Lipiec 2018, 18:20
Zastanawiał się o czym mówił ten doktor. O jakiejś hipocośtam, hipoglemi, a nie ważne, chyba nic strasznego. Podziękował skinieniem głowy za piżamę szpitalną, jednak dobrze było pozbyć się tych zarzyganych ciuchów. Przespał sporą część swojego czasu, tak przynajmniej mu się wydawało, słyszał tylko jakieś szuranie po posadzce. W końcu postanowił otworzyć swoje oczy, pomału unosił powieki. Zareagował na chrząknięcie, lekko podniósł się. Na twarzy wykwitł mu rodzaj jakiegoś krzywego uśmiechu. Przed sobą widział jakiegoś chyba lekarza o platynowych włosach i brązowych oczach.
—Ale odleciałem, ała moja głowa, co się ze mną stało — wypluł z siebie potok słów, po czym chwycił się za głowę i opadł na poduszki, ale już przytomny.
Przyglądał się mężczyźnie z lekkim uśmiechem. Można było powiedzieć, że facet jest niemal sztampowym przypadkiem zwykłego przeżarcia się słodyczami, ale Bane nie był tego pewien na sto procent. W tej krainie wszystko było inne, dlatego nie mógł założyć, że Pacjent cierpi na jedną z ludzkich przypadłości. Nawet jeśli kiedyś był Człowiekiem.
Podszedł bliżej i stanął obok łóżka. Nie wyciągnął ręki, jedynie skinął skrzydlatemu głową.
- Witam. Nazywam się Bane Blackburn i jestem Lekarzem a pan znajduje się w Klinice. - wyjaśnił krótko - Muszę przyznać, że nie znam wszystkich okoliczności pana przybycia ponieważ przyjmował pana Dyrektor van Vyvern. Z informacji które posiadam wiem jedynie, że przesadził pan z cukrem. - uśmiechnął się szerzej przenosząc wzrok na jego cukierkowe skrzydła.
Na chwilę zamilkł i odwrócił się by spojrzeć na kroplówkę. Wyciągnął dłoń i stuknął w woreczek dwa razy, sprawdzając ile płynów jeszcze zostało po czym wrócił spojrzeniem piwnych oczu na Pacjenta.
- Jak się pan czuje, panie Chandler? - zapytał po prostu, wracając na miejsce przed łóżkiem, od strony stóp mężczyzny - Wygląda na to, że będę pana Lekarzem Prowadzącym, dlatego proszę informować mnie o pana samopoczuciu. - dodał - W końcu jesteśmy tu po to, by pomagać, w pełnym tego słowa znaczeniu.
Godność: Christopher Chandler Wiek: Wizualnie 25 Rasa: Opętaniec Lubi: Cukierki, czekolady, wszystko co słodkie Wzrost / waga: 170/60 Aktualny ubiór: Zazwyczaj nosi luźno wypuszczoną koszulę, na nią ma założoną marynarkę, której nigdy nie zapina, na szyi różowy krawat a na jego końcu fleur-de-lis. Ma odpowiedni krój tak, że może przełożyć swoje skrzydła, na swoich zgrabnych nogach, nosi dopasowane spodnie koloru czerwonego, i czarny pasek. Znaki szczególne: Fioletowe, połyskliwe oczy, białe włosy w młodym wieku Pod ręką: Pewnie nosi przy sobie paczkę czekolady lub słodyczy Stan zdrowia: Uzależniony od słodyczy. SPECJALNE: Pogromca Botów
Dołączył: 10 Lis 2017 Posty: 48
Wysłany: 26 Lipiec 2018, 18:36
— Miło poznać, panie doktorze Bane — próbował się uśmiechnąć, ale jego humor nie był w stanie przywołać na jego twarz uśmiechu.
Nadmiar cukru doprowadził go do tak fatalnego stanu, że iskierka radości w nim prawie, że zgasła, ledwie się tli. Pokazał zęby, po czym zwrócił się do doktora.
— Przesadził — udało mu się zaśmiać. — Mało powiedziane, czuje się jakbym zjadł wulkan cukru, a potem uwolnił go na zewnątrz. Pierwszy raz coś takiego mnie się zdarzyło — znowu chwycił się za głowę, która zaczynała go rozsadzać od środka.
Jego wzrok śledził każdy ruch lekarza, sam nie wiedział dlaczego postanowił tu przyjść, jakieś wewnętrzne sumienie pewnie się w nim odezwało. Uspokoił go łagodny ton zapewniający o tym, że lekarze są tu po to, żeby pomagać.
— Dziękuję za troskę, nikt tak się dawno mną nie opiekował — westchnął cicho i przybrał mizerny wygląd. W myślach przypomniał sobie o swojej rodzinie, na jego twarzy można było dojrzeć kilka łez.
Młodzik wyglądał na sympatycznego. Przywitał się grzecznie i nawiązał rozmowę, co naprawdę dobrze o nim świadczyło. Bane już dawno nie miał bezproblemowego Pacjenta, dlatego zaczęło go cieszyć, że został przydzielony do tego jegomościa.
- Czy mógłby mi pan opowiedzieć jak do tego doszło? - zapytał łagodnym, spokojnym głosem - Co pan zjadł, w jakiej ilości i w jakich odstępach czasu? - dodał, gwoli ścisłości - Oczywiście zdaje pan sobie sprawę jak niebezpieczne może być przedawkowanie cukru... - zaczął - ... proszę nie kazać mi pouczać pana, nie chcę mi się gadać tej całej formułki o szkodliwości cukru. - jęknął uśmiechając się do niego.
Podziękowanie i łzy na jego policzkach zbiły go z tropu. Poczuł się nagle niezręcznie, a rzadko kiedy się to zdarzało, dlatego tym bardziej było to niekomfortowe. Odwrócił na chwilę wzrok i cicho odchrząknął, chcąc zapełnić ciszę jakimkolwiek odgłosem który byłby inny od ewentualnego łkania.
Cyrkowiec nie należał do empatycznych osób i zazwyczaj miał w dupie samopoczucie innych, nawet jeśli pytał o nie Pacjentów. Ale w tej chwili... zrobiło mu się żal Opętańca. Dziwne uczucie i raczej obce, ale Medyk postanowił nie tłumić w sobie tych emocji. Już wystarczająco namieszał w swoi życiu, może powinien coś zmienić?
Przysunął sobie taborecik i usiadł powoli przy łóżku mężczyzny. Przez chwilę przyglądał mu się badawczo, studiując każdą zmarszczkę na jego młodej twarzy.
- Czy chciałby pan... powiedzieć mi o czymś? Wygadać się może? - zapytał niepewnie, nie do końca przekonany czy faktycznie chce zostać powiernikiem obcego Opętańca.
Godność: Christopher Chandler Wiek: Wizualnie 25 Rasa: Opętaniec Lubi: Cukierki, czekolady, wszystko co słodkie Wzrost / waga: 170/60 Aktualny ubiór: Zazwyczaj nosi luźno wypuszczoną koszulę, na nią ma założoną marynarkę, której nigdy nie zapina, na szyi różowy krawat a na jego końcu fleur-de-lis. Ma odpowiedni krój tak, że może przełożyć swoje skrzydła, na swoich zgrabnych nogach, nosi dopasowane spodnie koloru czerwonego, i czarny pasek. Znaki szczególne: Fioletowe, połyskliwe oczy, białe włosy w młodym wieku Pod ręką: Pewnie nosi przy sobie paczkę czekolady lub słodyczy Stan zdrowia: Uzależniony od słodyczy. SPECJALNE: Pogromca Botów
Dołączył: 10 Lis 2017 Posty: 48
Wysłany: 7 Sierpień 2018, 21:11
— To zabawne, zjadłem trochę sernika, wcześniej z kilkanaście różnych słodkości, pączki, laski cukrowe. Potem było chyba jeszcze jakieś ciasto, później dwie miłe panie postawiły mi normalny obiad, później kolejny widok słodyczy, od których mdliło mnie. Na koniec wszystko popiłem jakimś winem. Ja LUKROWY CZORT, który stoczył się na dno, co ja ze sobą zrobiłem — złapał się obiema dłońmi za swoją twarz, próbując ją jakby ukryć przed światem.
Otarł wierzchem dłoni swoje policzki z łez. Raczej myślał, że doktor Bane niezbyt się tym przejmie. Wszak miał wrażenie, że oni pomagają, ale raczej w takich sprawach dotyczących zdrowia fizycznego a nie psychicznego. Zainteresował go na tyle, że postanowił chociaż w krótkich, lakonicznych słowach się mu zwierzyć. Gdy lekarz przysunął się ze stołkiem i zapytał czy chciałby mu się wyżalić, z jego ust poleciał pewien potok słów
— W sumie to co mam do stracenia, w zasadzie nic. Może dzięki wygadaniu się będzie mi lżej. Te łzy to stąd, że tęsknię za rodziną. Brakuje mi jej, a w takim stanie na pewno nie jestem w stanie wrócić do Świata Ludzi, żeby nie sprowokować złych sytuacji. Jestem wewnętrznie rozdarty — westchnął
Wysłuchał uważnie całej listy produktów, jakie wsunął Pacjent. Lista nie była spora ale zadziwiająca. Bane był pod wrażeniem wytrzymałości mężczyzny. Nie chodziło nawet o wytrzymałość żołądka, bo ostatecznie trafił tu z zatruciem pokarmowym, ale żeby zjeść na raz tyle słodkiego? Czy on nie miewał czegoś takiego jak zasłodzenie? Medyk nie przepadał za słodyczami, ale nie stronił od nich. Zdarzało mu się zjeść porcję ciasta, czy nawet dwie, ale zawsze w końcu osiągał limit i czuł, że więcej nie da rady. Cukier dawał energię ale szybko się wypalała, po co więc ładować organizm pustymi kaloriami, skoro można kofeiną?
- Lukrowy Czort? - zdziwił się a jedna brew powędrowała ku górze - Przepraszam, nie wiem o czym pan mówi. Stoczył się pan na dno? - na ustach pojawił się lekki uśmieszek - Jeżeli uważa pan, że przejedzenie się jest równoznaczne z upadkiem na dno... Bardzo surowo pan się ocenia. - stwierdził i wyprostował się na krzesełku.
Niepotrzebnie pozwolił mu się wygadać. Młodzieniec miał szczere chęci i reagował nadzwyczaj emocjonalnie... Już po chwili wygadał co było powodem takiego zachowania i Bane nie wiedział, czy ma żałować czy wybuchnąć śmiechem.
Och, to takie słodkie, że brakuje mu rodziny. Skrzywdzony chłopiec, niby duży a jednak nadal dziecko. Gdy przechodził na Drugą Stronę Lustra to nie wiedział, że już nie wróci? Anielska Klątwa, bo tak nazywała się przypadłość która dotykała Ludzi trafiających do Krainy Luster nie omijała nikogo. No, chyba, że zwiewało się z Laboratoriów MORII... Można powiedzieć, że Bane przez eksperymenty i mutacje jakim został poddany, zyskał odporność. Ale czy nie fajnie byłoby mieć skrzydła? Cóż, miał Animicusa. W każdej chwili mógł polatać i to przez chwilę, bez przykutych dodatkowych kończyn które mogą być równie pomocne co problematyczne.
- Nie wiem dlaczego trafił pan do tej krainy i nie wnikam dlaczego pan to zrobił - zaczął grzecznie - ale naprawdę, proszę mi uwierzyć, są gorsze rzeczy od tęsknoty za rodziną. - uśmiechnął się pod nosem krzyżując ramiona na piersi - Wierzę, że bardzo chciałby się pan z nimi zobaczyć a skrzydła niestety to uniemożliwiają ale... Pańska rodzina przynajmniej żyje. - dodał - Może pan pisać do niej listy, prosić Lunatyków skaczących między światami o przesłanie podarków. Nie robi pan tego? Cóż, pana wola. - wzruszył ramionami - Kanały którymi może pan się kontaktować nie są jednak zamknięte. W każdej chwili może pan wysłać list. Wie pan kim są Cyrkowcy? To również byli Ludzie, ale w przeciwieństwie do Opętańców, którzy przeszli na Drugą Stronę Lustra z własnej woli, Cyrkowcy zostali najpierw pozbawieni własnego 'ja' i następnie wypuszczeni tutaj by mordować, albo uciekli jakimś cudem i tułają się teraz bez jakiegokolwiek sensu. Cyrkowcy nie mają rodziny, bo nawet jeśli ona żyje, nie należy już do nich. Mając zwierzęce głowy, dziwaczne kończyny czy zniekształcone umysły, nie mogą wrócić. Nie mogą pisać listów. Ba! Nie mogą nawet szukać kontaktu! Bo dla ich rodzin, oni już dawno zmarli. - głos miał poważny, moralizatorski ale starał się mówić łagodnie, bez przygany.
Przez chwilę patrzył na niego w milczeniu. Skrzydlaty miał policzki mokre od łez i wyglądał tak żałośnie. Może gdyby Bane miał więcej pokładów empatii, uściskałby dzieciaka. Szkoda tylko, że jego samego nikt tak nigdy nie ściskał. Life is brutal.
Westchnął po chwili i wstał. Włożył ręce do kieszeni po czym na chwilę podszedł do drzwi sali.Otworzył je tylko po to by poprosić jedną z Marionetek przechadzających się po korytarzu o przyniesienie sprzętu do pobierania krwi.
Wrócił do Opętańca i stanął w nogach jego łóżka. Posłał mu miły, lekki uśmiech.
- Za chwilę pobiorę panu krew by zbadać poziom glukozy we krwi. Wiem, zabieg ten miał pan już wykonywany, ale teraz, po podaniu kroplówki poziom cukru zmienił się i chciałbym sprawdzić na jakim jest obecnie poziomie. - wyjaśnił - Boi się pan igieł, panie Chandler? - w oczach Medyka pojawił się złośliwy błysk.
Godność: Christopher Chandler Wiek: Wizualnie 25 Rasa: Opętaniec Lubi: Cukierki, czekolady, wszystko co słodkie Wzrost / waga: 170/60 Aktualny ubiór: Zazwyczaj nosi luźno wypuszczoną koszulę, na nią ma założoną marynarkę, której nigdy nie zapina, na szyi różowy krawat a na jego końcu fleur-de-lis. Ma odpowiedni krój tak, że może przełożyć swoje skrzydła, na swoich zgrabnych nogach, nosi dopasowane spodnie koloru czerwonego, i czarny pasek. Znaki szczególne: Fioletowe, połyskliwe oczy, białe włosy w młodym wieku Pod ręką: Pewnie nosi przy sobie paczkę czekolady lub słodyczy Stan zdrowia: Uzależniony od słodyczy. SPECJALNE: Pogromca Botów
Dołączył: 10 Lis 2017 Posty: 48
Wysłany: 9 Wrzesień 2018, 16:32
— Ja powinienem na innych sprowadzać Anielską Klątwę cukierkami, ale chyba coś wewnętrznie mi nie pozwala na to. Swoje niepowodzenie zajadam słodyczami, wręcz to moja dieta — zaśmiał się lekko i trochę cierpko.
Podsunął się wyżej na łóżko do pozycji siedzącej, w ogóle nie przyszło mu do głowy te pomysły, które właśnie zaproponował lekarz. Wszak jednak istniał sposób na komunikację z rodziną, co prawda listownie, bo listownie ale jednak zawsze to daje jakąś nadzieję, że nie zapomni się o swojej rodzinie.
— Nawet nie wiedziałem, że istnieją takie sposoby, chyba muszę się na nowo odnaleźć w tej rzeczywistości i jakoś dojść do ładu ze sobą po tym jak się tu znalazłem. Mógłbyś mnie skontaktować z jakimś Lustrzanym Człowiekiem? — zapytał z przekąsem.
Oparł się wygodniej, skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej, rozejrzał się, po czym odetchnął już spokojniej, wyrównując swój oddech po ostatnich przeżyciach.
— Nie boję się igieł, proszę kłuć — ustawił rękę i ją usztywnił tak, że wyszły mu żyły do wierzchu. Po zakończonym pobieraniu krwi powie:
— Poproszę szklankę wody — odparł lekko, z niewielkim uśmiechem.
Pokiwał głową na słowa mężczyzny. Mimo, iż mieszkał w Krainie Luster już od kilku lat, nie wszystko jeszcze wiedział. Właściwie ostatnimi czasy zaniedbał zgłębianie wiedzy... Ale może znajdzie czas na poszperanie w Bibliotece. W sumie... nigdy tam nie był. Wstyd.
Uśmiechnął się szeroko do Opętańca kiedy ten poprosił o kontakt z kimś, kto kiedyś był Człowiekiem. Wsunął rękę do kieszeni gdzie spoczywała Różdżka i dotknął jej palcem.
Powoli jego skóra zaczęła szarzeć, tracąc zdrowy odcień i wracając do jego 'naturalnego' koloru. Następnie kolor zmieniły jego oczy, włosy pobielały. Kiedy zmiana dobiegła końca, Bane posłał Krisowi promienny uśmiech.
- Stoi przed panem. - powiedział - Co prawda dawno nie odwiedzałem Świata Ludzi... Ale myślę, że mógłbym spokojnie przekazać list twojej rodzinie. - dodał - Tak wyglądam naprawdę. - wskazał na siebie - Jestem Eksczłowiekiem, Cyrkowcem. Pewnie wiesz, kim są Cyrkowcy. Mniejsza, nie chcę o tym rozmawiać. Wyglądam tak, jak wyglądam ale dzięki Artefaktowi mogę przybrać bardziej przyjazne dla oka kolory. To sprawia, że mogę przemknąć do Świata Ludzi prawie niezauważenie, a już na pewno poruszać się po nim ze swobodą. - wyjaśnił - Jeśli więc najdzie cię ochota na napisanie listu, poproś Pielęgniarkę o papier i pióro, naskrob parę słów i następnie zapisz mi na osobnej kartce adres. Postaram się dostarczyć przesyłkę. - wzruszył ramionami - Zrobię to... przez wzgląd na solidarność. Też kiedyś byłeś Człowiekiem. My, Eksludzie, powinniśmy sobie pomagać.
Przygotował wszystkie potrzebne akcesoria, usiadł ponownie na krzesełku i zdezynfekował miejsce wkłucia. Starał się być delikatny, bo jaki miał cel w sprawianiu bólu niewinnemu Pacjentowi? Z resztą słynął z tego, że świetnie operował igłami.
Wkłucie przeprowadził sprawnie, bez zawahania. Przystawił ampułkę do której spływała swobodnie krew mężczyzny. Odczekał aż się napełni, po czym przystawił do miejsca mały nasączony płynem wacik. Wszystko odbyło się tak, jak w Świecie Ludzi.
- Gotowe. Proszę chwilę potrzymać i jak ustanie krwawienie, może pan wyrzucić wacik do kosza. - powiedział wstając i sprzątając utensylia. Na prośbę o szklankę wody skinął głową i zawołał Pielęgniarkę. Marionetka bez twarzy weszła do sali i kiedy otrzymała polecenie, wyszła by wrócić z dużą szklanką wody.
- Proszę się nie krępować i prosić Personel o wszystko co będzie panu potrzebne. - Medyk uśmiechnął się przyjaźnie - Zostawię pana samego i pójdę przekazać materiał do badania. Myślę, że za kilka godzin będziemy znać wyniki. W razie gdyby coś się działo, proszę alarmować. Przyjdę do pana za jakiś czas, sprawdzić jak się pan czuje. - dodał - Czy o coś jeszcze chciałby pan mnie zapytać, przed wyjściem?
Godność: Christopher Chandler Wiek: Wizualnie 25 Rasa: Opętaniec Lubi: Cukierki, czekolady, wszystko co słodkie Wzrost / waga: 170/60 Aktualny ubiór: Zazwyczaj nosi luźno wypuszczoną koszulę, na nią ma założoną marynarkę, której nigdy nie zapina, na szyi różowy krawat a na jego końcu fleur-de-lis. Ma odpowiedni krój tak, że może przełożyć swoje skrzydła, na swoich zgrabnych nogach, nosi dopasowane spodnie koloru czerwonego, i czarny pasek. Znaki szczególne: Fioletowe, połyskliwe oczy, białe włosy w młodym wieku Pod ręką: Pewnie nosi przy sobie paczkę czekolady lub słodyczy Stan zdrowia: Uzależniony od słodyczy. SPECJALNE: Pogromca Botów
Dołączył: 10 Lis 2017 Posty: 48
Wysłany: 8 Październik 2018, 21:23
Dziwne, to co działo się na jego oczach można by uznać za coś praktycznie niemożliwego. Jednak trzeba by zaznaczyć, że w Krainie Luster wszystko jest możliwe, nawet najbardziej nieprawdopodobna rzecz może być prawdziwa w tym alternatywnym świecie.
- Co się panu stało, panie Bane, że tak wyglądasz - zapytał z wyrazem zaskoczenia, zmieszania na twarzy, w sumie ciężko było odkryć co skrywał w swojej minie.
Widok szarzejącego człowieka spowodował w nim jakiś psychiczny rodzaj blokady, próbował przecierać oczy i wmawiać sobie, że to nie jest prawdziwe. Jednak trzeba przyznać, że Kris, nie przywykł jeszcze do tak mocnej różnorodności świata Lustra. Po pierwszym przeżyciu szoku, zebrał się w sobie. Przecież to nadal był Bane, może inaczej wyglądał, ale na pewno chciał sprawić by poczuł się lepiej.
- Dziękuję serdecznie za tak miłe i zrozumiałe zachowanie. Oczywiście jak będę potrzebował to zawołąm. Sam od siebie przepraszam, że ubrudziłem trochę korytarza w klinice, i chyba wejście też jest lekko w nie najlepszym stanie - uśmiechnął się nieznacznie.
Gdy doktor zakończył pobieranie krwi, zastosował się do jego poleceń. Od tych wachlarzy cukru, góra dół poczuł się senny, co zdecydowanie wzmogło jeszcze pobranie krwi.
- Prześpię się trochę, panie doktorze, myślę, że dobrze mi to zrobi, dziękuję za wszystko - opadł bezwładnie na poduszkę zasypiając niemal w momencie zetknięcia głowy z miękką poduszeczką.
Zaskoczenie na twarzy Pacjenta było tak widoczne, że nawet gdyby Kris bardzo starał się je ukryć, Bane i tak zauważyłby zmianę. W pewnym sensie było to satysfakcjonujące, bo potwierdzało tezę, że wystarczy lekko zmienić wygląd by inny reagowali naprawdę silnie.
- Stała mi się MORIA, panie Chandler. - uciął krótko, mając nadzieję, że mężczyzna będzie wiedział o co chodzi.
Nie chciał opowiadać całej swojej historii. Nie każdy bywalec Kliniki musi znać opowiastkę o brudnych czynach Ordynatora. Zwłaszcza, kiedy on sam nie do końca ich żałował.
Na terenie placówki i tak ostatnio działo się dużo. Może nawet za dużo, bo Bane już dawno w tym wszystkim się pogubił. Julia odeszła, Anomader zamknął się w swoim gabinecie i prawie wcale go nie opuszczał. Nawet Marionetki były inne...
Nie jedli już wspólnych obiadów. Mijali się na korytarzach bez słowa. Zabiegi wykonywali w samotności, a jeśli trafił się pacjent który wymagał opieki dwóch osób, wszystko odbywało się w pełnym skupieniu i ciszy. Bane czuł, że coś się zmieniło ale nie bardzo wiedział, bo czyjej stronie stoi wina. Oczywiście on dolał oliwy do ognia, dlatego dostał Kuratora, ale sądził, że w ten sposób sprawa zostanie załatwiona. Jest w pewien sposób zawieszony na kilka lat, nie może być już tak pewny swej posady... Jasiek będzie za nim łaził krok w krok, aż w końcu nadejdzie dzień, kiedy podadzą sobie ręce i Marionetka zostanie zwolniona ze swojej służby. Co wtedy?
Medyk patrzył na Opętańca i zastanawiał się, czy ten młody chłopaczek też ma już tak dorosłe problemy? Cóż, tęsknił za rodziną, to z pewnością jest dla niego krzywdzące. Ale czy jest coś jeszcze? Coś, co go rozbija od środka? Nie pozwala spokojnie zaczerpnąć powietrza?
- Proszę się nie przejmować recepcją czy korytarzami. Najważniejsze, żeby pan czuł się dobrze. - powiedział i zaczął przygotowywać się do zabiegu.
Wszystko wykonał sprawnie, w rękawiczkach. Po skończonym pobieraniu, podał mężczyźnie malutki wacik i kazał mu przytrzymywać na mikroskopijnej rance.
Posłał mu uśmiech, bo mimo wszystko nie miał na co się gniewać. Zaskoczenie było normalną reakcją, zwłaszcza, że Bane miał do czynienia z kimś, kto kiedyś był Człowiekiem i pewnie jeszcze nie jest przyzwyczajony do dziwactw tej krainy.
- Życzę więc spokojnego wypoczynku. - powiedział zbierając utensylia - W razie czego, wystarczy pana krzyk. Marionetki są na to wyczulone i powiadomią lekarzy. - skinął mu głową na do widzenia i gdy był już gotowy do wyjścia, pożegnał się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
W korytarzu spotkał Jana Sebastiana, który stał przy ścianie i przyglądał się mu bacznie z notesem w dłoni. Białowłosy skrzywił się na myśl, że prawdopodobnie okularnik zakończył swoje papierkowe obowiązki i teraz będzie za nim łaził jak cień i sprawdzał jak Blackburn się sprawuje.
Jan jednak przekartkował kajecik bez słowa i poprawił okulary, po czym w ciszy udał się w głąb budynku. Bane obejrzał się za nim nie bardzo rozumiejąc to, co się stało, ale już po chwili wzruszył ramionami i poszedł w stronę Recepcji, by sprawdzić kogo teraz przyjdzie mu leczyć.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!