Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 7 Grudzień 2016, 19:59 Sala operacyjna
Sala operacyjna swoim wystrojem znacznie odbiega od tego co znano w XIX wieku. Jej budowie patronowała przede wszystkim użyteczność i praktyczność. Nie ma tu widowni, krzeseł dla obserwatorów i innych dodatków tak typowych dla epoki. Narzędzia chirurgiczne stoją w karnym porządku w pomalowanych na biało stalowych szafach, na środku sali znajduje się stół operacyjny w rynką odprowadzającą krew do specjalnych kuwet. Obok stołu ustawiono stoliki na kółkach na których, opakowane w zalepione woreczki leżą skalpele, lancety, noże amputacyjne, piły, nożyczki, pincety i inne utensylia chirurgiczne. Wszystko to przykryto białą narzutką z tetry. Poza naturalnym światłem wpadającym przez wielkie okna nad stołem operacyjnym wisi wielka, przesuwna lampa ze zwielokrotnionym lustrem i soczewką, nadająca światłu gazowemu większą moc. Obok stołu znajdują się butle z gazem anestezjologicznym. Na suficie znajduje się również pulweryzator z fenolem do dezynfekcji sali. W sali są 3 pary drzwi. Pierwsze to wejście i wyjście, drugie sala w której lekarze przygotowują się do przeprowadzenia zabiegu a trzecie prowadzą do pokoju z aparaturą RTG.
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 7 Grudzień 2016, 20:22
Anomander wszedł na salę i zapalił główną lampę nad stołem operacyjnym. Pomimo tego, że był dzień, więcej światła zawsze się przyda. Przeszedł do pokoju obok i odpalił generator paliwowy, który pozwoli na wykonanie serii zdjęć RTG skrzydła i nie tylko jego. Przygotował kitle, maski, lateksowe rękawice, strzykawki i probówki oraz zestaw do narkozy wziewnej. Zdecydował, że wenflon założą jej już w narkozie.
Jako narkozę wziewną wybrał halotan. Najwyżej w trakcie operacji poda się już dożylnie inne środki podtrzymujące narkozę.
Z szafki naprzeciwko stołu wyjął niewielkie gwoździe ortopedyczne, wiertarkę, osteotom i młotek a wszystko to umieścił na stoliku pod tetrową narzutką.
Usiadł na stołeczku, oparł łokcie na stole i czekał na przybycie Bane'a z Julią.
Sala operacyjna była już gotowa.
Wszedł bez pukania, bo i po co miał to robić? Anomander spodziewał się go. Siedział na krześle i wyglądał tak, jakby w głowie układał sobie plan operacji.
Druhu! Znam to uczucie. Również obmyślałem sobie wszystko przed każdym zabiegiem, wyobrażałem sobie co zrobię gdy coś pójdzie nie tak, wymyślałem kilka planów awaryjnych i przemowę do rodziców jeśli ich córcia zejdzie przy operacji powiększania piersi. Bo i takie przypadki się zdarzały.
Patrząc na aparaturę i łóżko operacyjne, poczuł znajomy dreszcz na plecach. Oto znowu ma okazję się wykazać, nawet jeśli jego rola będzie się ograniczała tylko do podawania narzędzi, będzie mógł znowu brać udział w operacji. Perspektywa oglądania operowanego ciała, jakkolwiek by perwersyjnie nie brzmiała, wzbudzała w nim ekscytację i coś na kształt podniecenia. Już nie mógł się doczekać!
Puścił rączkę dziewczynki i podszedł do Anomandera. Poczuł się jak w transie, wyciągnął rękę i dotknął ramienia zamyślonego. Nie odezwał się, przesłał mu nieme przywitanie i zgłoszenie gotowości.
Tylko na chwilę opuścił salę, wcześniej prosząc Tulkę by poczekała. Poszedł do łazienki, przebrał się w kitel - o dziwo pasował idealnie - zdezynfekował ręce i spojrzał w lustro.
Źrenice miał rozszerzone, trochę za bardzo się ekscytował przez co mógł być problematyczny w trakcie operacji. Zamknął oczy i spróbował się uspokoić. Strzelił się kilka razy po twarzy, otwartą ręką chcąc zmusić się do powagi.
I wreszcie powaga nadeszła. Na jego i tak martwej twarzy pojawiła się maska bezuczuciowego profesjonalisty. Oczy miał lekko zmrużone, ale bijący z nich spokój mroził, podobnie jak jasne oczy Anomandera.
Wyszedł do nich dosłownie po kilku minutach. Przeprosił i podszedł do demonicznego doktora. Przywołał do siebie Tulkę tak, by stanęła bliżej. Ręce miał wzniesione wysoko w górę przez co zarówno Tulka jak i Anomander mogli zauważyć cieniutkie, błyszczące paseczki blizn po eksperymentach Morii. Bo oni nie ograniczali się tylko do wstrzykiwania słodkich substancji. Lubili zabawy skalpelem prawie tak samo jak Bane.
- Jestem gotów. - powiedział rzeczowo - Czy mógłbyś pomóc ubrać mi rękawiczki? - zwrócił się do kolegi po fachu, miał mokre ręce. Jeśli tamten spełnił prośbę, Bane również mu pomógł.
Odwrócił się do Tulki i poprosił by od tej chwili słuchała Anomandera, on będzie cały czas przy niej ale to skrzydlaty tu rządzi.
- Nie bój się. - powiedział z miną tak beznamiętną, jak u rasowego mordercy który już nie pierwszy raz z zimną krwią dokonuje mordu - Wszystko będzie dobrze. - cóż miał poradzić, myślami był już bardzo daleko. W zasadzie, w głowie zakładał już ostatnie szwy, w kolejnym scenariuszu jaki sobie wyobrażał. Oczy były tak cudownie bez wyrazu, że tylko trup chyba ma podobne. Albo Anomander, gdy nad czymś rozmyśla. O tak. Byli podobni.
Popatrzył wyczekująco na Anomandera a gdy ich spojrzenia się spotkały, Bane skinął głową potwierdzając, że czeka na rozkazy.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 7 Grudzień 2016, 23:19
Weszła z wujkiem do sali. Rozejrzała się po niej z położonymi płasko uszkami. Zmarszczyła lekko nosek czując dziwny zapach, nic jednak nie powiedziała. Gdy Bane ją puścił, stanęła w miejscu i nie ruszała się. Po prostu wmurowało ją w podłogę. Stała tak miętosząc swój ogonek ze zdenerwowania i rozglądała się niepewnie po sali. Spojrzała na lekarza o lodowym spojrzeniu i opuściła wzrok. Wpatrywała się w podłogę. Bała się ruszyć. Gdy Cyrkowiec kazał jej zaczekać, przytaknęła tylko głową. A co miała innego zrobić jak nie czekać? Stała tak wpatrzona w podłogę, jakby czekając na wyrok lub rozstrzelanie.
Ściskała w rączkach ogonek i nie wiedziała co ma robić. Gdy Bane wyszedł z pomieszczenia, dziewczynka spojrzała na niego i wpatrzyła się w jego uniesione ręce. Pierwszy raz widziała je bez rękawiczek, do tego zauważyła na nich niewielkie blizny. Postanowiła, że kiedyś o to wujka zapyta. Ona mu o sobie opowiedziała, ale o nim nie wiedziała nic, poza tym, że kiedyś też był człowiekiem i że zrobili mu coś złego. Tego nie musiał jej mówić, czuła to i widząc blizny po licznych wkłuciach, instynktownie wiedziała, że jego też skrzywdzono.
Gdy podszedł do niej i powiedział, że ma się nie bać, wywołał całkowicie inną reakcję niż zamierzał. Dziewczynka cofnęła się o krok i wpatrywała w niego przerażona. Z trudem powstrzymywała się przed zmianą formy i ucieczką. Drżała jednak i przełknęła dość głośno ślinę.
Przytaknęła jednak posłusznie, że będzie słuchać lekarza. Spojrzała na skrzydlatego medyka i przeniosła wzrok na przykryte narzędzia. Pokręciła jeszcze głową, by wygonić obrazy, które napłynęły jej do głowy.
Bała się i to bardzo, jeśli jednak Anomander odezwał się do niej i kazał coś zrobić, posłusznie wykonywała polecenia. Widać było jednak, że jest to nawyk wyuczony w ciągu ostatniego roku, oznaczający, że dziewczynka wie, że jeśli czegoś nie zrobi to zostanie ukarana.
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 8 Grudzień 2016, 02:56
Siedział przy stole operacyjnym ubrany w biały kitel i obserwował drzwi.
Gdy drzwi się otworzyły przypatrywał się ich wejściu do sali. On wchodził pewnie, to dobrze wróżyło, a Ona się bała. Cóż, taki urok sali operacyjnej, że lekarz wchodzi jak do domu a pacjent jak do rzeźni. Zasadniczo mogli ją przywieźć na łóżku, ale nie było to konieczne. Nie bła chora ani sparaliżowana. Na łóżku to ją wywiozą z sali operacyjnej do sali chorych. Głową do przodu.
Odruchowo spojrzał na niesprawne skrzydło jak na przypadek medyczny.
Sądząc po sposobie noszenia złamaniu musiała ulec kość łokciowa. Jeśli prawdą jest co mówił Bane, to trzeba będzie usunąć pióra pokrywowe małe i prawdopodobnie część średnich a następnie użyć raspatora i osteotomu. Jeśli złamaniu uległa też kość promieniowa konieczne może okazać się drutowanie. Problem stanowi też nerw, który biegnie przy kości jeśli go ścisnąć to dzieciak posra się z bólu przy lataniu. Nic to, zobaczę jak mocny jest zrost i wtedy będę się zastanawiał.
Wziął głęboki oddech. Serce spowolniło pracę. Był spokojny.
Gdy Bane przeszedł do łazienki Anomander dalej wpatrywał się w Julię.
- Wyjaśnię ci bo będzie za chwilę miało miejsce. Na początek pójdziemy do pomieszczenia po lewej i zobaczymy na specjalnym zdjęciu jak wygląda Twoja kość. Po tym zdjęciu wrócimy tu, położysz się na stole i zaśniesz. Zabieg odbędzie się w znieczuleniu ogólnym. Leżąc na stolę będziesz liczyła od 100 do 0 na głos. Gdy narkoza zadziała, my zajmiemy się skrzydłem. Gdy się obudzisz możliwe, że będziesz miała skrzydło jak nowe.
To ją, cholera, pocieszył. Gdyby on usłyszał taki tekst to chyba by się sfajdał pod siebie ze strachu. Trudno, słowo się rzeko. Z drugiej strony nie miał zamiaru jej oszukiwać. Jeśli złamanie okaże się niemożliwe do złożenia po prostu amputuje skrzydło, i tak odrośnie.
Gdy Bane wyszedł, Anomander pomógł mu z rękawiczkami. Zauważył blizny ale nie przyglądał im się dłużej. Nie one były teraz najważniejsze.
Anomander również poszedł umyć ręce.
Stanąwszy nad umywalką najpierw zmoczył ręce wodą, następnie naniósł na nie preparat do mycie rąk. Zajzajer przypominał mydło w płynie, ale z mydłem wiele wspólnego nie miał. No, może poza dozownikiem. Cholerstwo miało kilkugodzinne działanie antybakteryjne tak mocne, że w razie konieczności mógłby operować z gołymi rękoma. Zmoczył i namydlił ręce do zgięcia łokciowego tak, aby zapewnić ich całkowite pokrycie pianą. Dalsze mycie przeprowadził według schematu Ayliffe'a, wykonując każdy etap pięciokrotnie. Całą procedurę powtórzył, utrzymując ręce zwilżone preparatem przez około pięć minut. Spłukał dłonie wodą przez około 15 sekund, wytarł dokładnie ręcznikiem a następnie łokciem nacisnął dozownik płynu odkażającego, który dodatkowo wtarł w dłonie.
Gdzieś z tyłu głowy, niczym tygrys w namorzynach, czaiła się ponura myśl. Mimo wszystko martwił się, że przed narkozą nie wykonał, choć wykonać był powinien, dzieciakowi badania krwi. Odegnał od siebie myśl. Nie było na to czasu ani możliwości.
Spojrzał w lustro pozwalając by oczy zamieniły się w gadzie ślepia. Będzie dobrze stary gadzie. Będzie dobrze. Nie pierwszy raz już się w to bawimy. Oczy wróciły do normy.
Uśmiechnął się do siebie i wyszedł z umywalni z rękami wzniesionymi tak by ewentualna woda lub płyn dezynfekcyjny spływał w kierunku łokci.
Bane pomógł mu założyć rękawiczki.
Spojrzał na oboje. Co ma być to będzie, ale czas upływa a do wykonania wiele zadań.
Zaprowadził oboje do pracowni RTG.
Tu XIX wiek zdecydowanie kapitulował przed odkryciami nowoczesności. W rogu warczał agregat a kable prowadziły do urządzenia, które wyglądało jak wielki szary aparat zawieszony nad stołem.
- Bane, załóż fartuch – powiedział wskazując trzy wiszące ołowiane komplety odzieży – Julio, połóż się na stole, Bane pomoże Ci wyprostować skrzydło. Prostowanie skrzydła trochę zaboli, ale raczej przeżyjesz ten proces.
Uśmiechnął się do niej.
Choć miał być to uspokajający uśmiech, to w połączeniu z nienaturalnymi oczami bez źrenic, wyglądał cholernie niepokojąco. Cóż, szkoda. Na usprawiedliwienie powiedział sobie, że przecież się starał być miły.
Gdy Bane założył fartuch a Julka się położyła podszedł do wyzwalacza. Czekał aż białowłosy wyprostuje skrzydło. Gdy wyprostował jej skrzydło, skrzydlaty powiedział tylko by Julia leżała bez ruchu. Później rozległo się coś co zabrzmiało jak przytłumione uderzenie młotkiem w drewnianą deskę.
- Już po wszystkim. Możesz zejść ze stołu. Jeśli chcesz zobaczyć swoją kość to możesz zostać – powiedział wyjmując naświetlone zdjęcie z aparatu.
Zawołał Bane'a by podszedł i przyłożył zdjęcie do jasnego ekranu na ścianie.
- Zobacz, źle zrośnięta kość łokciowa i strzałkowa. Złamanie nastąpiło niedaleko stawu. Musiała zdrowo pieprznąć o tą ziemię skoro tak to wygląda. Nie dziwię się, że ją boli. - wziął głęboki oddech, który zazwyczaj bierze się przed ogłoszeniem czegoś mało przyjemnego dla ucha i ducha a przede wszystkim ciała - Niestety, trzeba łamać.
Spojrzał na dziecko uśmiechając się najserdeczniej jak mógł.
– Jesteś bardzo dzielną pacjentką Julio, a dla dzielnych pacjentów mam specjalną narkozę.
Uśmiech zasadniczo miał być miły, ale przy pociągłej twarzy i takich oczach przypominał raczej demoniczny grymas albo skurcz spastyczny.
- Bane, muszę w tym miejscu zaznaczyć, że ta twoja umiejętność jest nad wyraz pomocna i na pewno dziś się przyda. Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko jej użyciu?
Wskazał ręką na salę operacyjną, która teraz znajdowała się za zamkniętymi drzwiami, nakazując wyjść.
Gdy opuścili pokój. Podszedł do butli i ustawił dawkę gazu.
- Połóż się na stole Julio, Bane pomóż jej proszę zdjąć koszulę– powiedział chłodno tonem nieznoszącym sprzeciwu – Mam tu narkozę dla ciebie Julio. W związku z tym, że byłaś dzielna zdecydowałem, że nie będziemy ci robić zastrzyków, ale tak jak powiedziałem wcześniej, masz liczyć od 100 do 0 na głos. Jeśli masz jakieś obiekcje przed rozbieraniem się to nie martw się, obaj z Bane'm wiemy jak wyglądają dorastające dziewczęta. Nic specjalnego.
Gdy już się położyła. Przyłożył jej do twarzy maskę z halotanem.
- Julio, licz tylko głośno – słowa padły jak rozkaz
Kimkolwiek wcześniej był skrzydlaty medyk miał doświadczenie w wydawaniu poleceń a sadząc po tonie także w ich bezwzględnym egzekwowaniu.
– Bane idź proszę umyć ręce jeszcze raz. Jak wrócisz założymy rękawiczki i ja pójdę umyć ręce. Jak tylko Julia zaśnie zaintubuj ją i pobierz krew do badań. Jako narkoza podawany jest halotan zatem gdybyś wcześniej zaobserwował drgawki mięśniowe, oczopląs lub skurcze mięśni natychmiast odstaw narkozę i podaj jej tlen w dużej dawce. Jest w niebieskiej butli. Maskę masz pod stołem. Tylko pamiętaj o zakręceniu zaworów z narkozą.
Nie dodał, że on sam kiedyś o tym zapomniał. Był wtedy młody i operował pierwszy raz. Mało brakowało a i on i pacjent poszli by spać być może na zawsze.
Gdy dziecko zaczęło liczyć, wstał podszedł do szafki wyjął z niej kubek medyczny, podszedł do umywalki i nalał do kubka ciepłej wody.
Wrócił do stołu wyjął spod przykrycia nerkę medyczną, brzytwę jednorazową, nożyczki i jodynę i najdelikatniej jak mógł przystąpił do moczenia i golenia piór okrywowych. Miejsce ogolenia zdezynfekuje jak wróci.
Czekał aż dziewczynka przestanie liczyć i zapadnie w sen.
Co jakiś czas zerkał w stronę drzwi sprawdzając czy Bane już wraca.
- Nie martw się – wyszeptał bardziej do siebie niż do Julii.
Polecenia dyktowane przez Anomandera, wykonywał bez dyskusji i zbędnego ociągania się. Zachowywał się trochę jak bezwolna Marionetka, robiąc co mu kazano w sposób precyzyjny. Nie odzywał się, to czarnowłosy tutaj rządził, Bane tylko był lekarzem pomocniczym.
Widział, że Tulka się boi. Z resztą, chyba tylko ślepy by tego nie zauważył. Dygotała na całym ciele ale o dziwo nie protestowała, grzecznie wypełniała wolę lekarzy.
Przecież chcieli pomóc, czyż nie?
Bane absolutnie nie dziwił się, że mała drży. Sam wiedział jak wygląda w trakcie operacji, jeszcze w Świecie Ludzi pielęgniarki wielokrotnie zwracały mu uwagę, że wygląda jak lekarz z horroru. Z wypisaną na twarzy śmiertelną powagą, precyzyjny i rzeczowy.
Nie czas i miejsce na żarty czy utratę czujności.
Prawdę mówiąc spodziewał się nieco lepszego sprzętu. Nie sądził, że Kraina Luster zatrzymała się w XIX wieku... Chociaż chyba powinien dziękować bogom, że akurat w XIX a nie wcześniej. Przecież to właśnie w tych czasach wynaleziono takie dobrodziejstwa jak znieczulenie. No dobrze, znieczulenie było już wcześniej... Ale w XIX wieku wynaleziono bezpieczne znieczulenie i narkozę.
Przyłożył zdjęcie do jasnego ekranu i ich oczom ukazało się nieładnie zrośnięte skrzydło, dwie kości które swoim kształtem przypominały ławeczkę lub schody. Nie wyglądało to najlepiej a gdy Anomander potwierdził to na głos, Bane tylko kiwnął głową.
Trzeba łamać. Można powiedzieć, że to przewidział. W jednym ze scenariuszy które przewinęły mu się przez myśl była opcja łamania. A inny scenariusz pokazywał wyjątkowo niemiłe powikłania. Ale przecież Bane nie jest sam, jest przy nim ortopeda prawda? Nie ma się czego obawiać.
Patrzył na Julię spod spokojnych, półprzymkniętych oczu. Anomander zachowywał się w stosunku do niej lepiej. Profesjonalista. Miał jakieś ukryte pokłady czułości, był delikatny i pocieszał przestraszone dziecko. No cóż... Bane już taki był. Jak przychodziło mu wykonać pracę, stawał się lodowaty, milczący ale za to skuteczny. Liczyła się precyzja.
Kontrola. O tak. Ulubione słowo Bane'a i tutaj znajdowało zastosowanie.
- Cieszę się, że mogę się przydać. - powiedział poważnym tonem, odpowiadając na komentarz o przydatności jego mocy. W duchu cieszył się, że w tej operacji odegra jakąś rolę.
Gdy Anomander nakazał im wyjść, poprowadził Tulkę do sali z łóżkiem, kładąc jej na ramieniu zimną rękę w rękawiczce. I tak będzie musiał je zmienić, więc co za różnica czy jej teraz dotknie czy nie.
Serio, chciał ją pocieszyć. Ale w całym tym swoim lodowatym profesjonalizmie zapomniał języka w gębie. Nawet nie próbował się uśmiechnąć bo prawdopodobnie skończyłoby się na upiornym grymasie.
- Nie bój się. - powiedział cicho - Jesteśmy tu po to by ci pomóc. Nic ci przy nas nie grozi, naprawimy skrzydełko i po operacji porozmawiamy dłużej. Nic nie będziesz czuć, Anomander na chwilę cię uśpi. Po wszystkim będziemy się śmiać z twoich skrzydlatych przygód i pierwszego, nieudanego lotu ze zjeżdżalni. - pogłaskał dziewczynkę po głowie wkładając w to całą czułość którą mógł aktualnie z siebie wykrzesać.
Trzymał ją za rękę gdy Anomander przytrzymywał jej przy twarzy maskę z halotanem. Czuł jak z każdą wypowiedzianą przez dziewczynkę liczbą, jej uścisk stawał się coraz lżejszy.
Gdy czernowłosy wydał mu polecenie, Bane pogłaskał dziewczynkę po policzku. Jego dotyk mogła odczuć jak muśnięcie skrzydeł motyla. Powinna być już bardzo senna.
Spełnił polecenie lekarza, znowu umył ręce i wrócił do pomieszczenia z wysoko uniesionymi dłońmi tak, by Anomander pomógł mu założyć nowe rękawiczki. Wysłuchał instrukcji odnośnie butli, zapamiętał gdzie co jest i podszedł do stołu.
Mała wyglądała jakby miała niezły odlot. Oczy uciekały jej na boki ale oprócz tego białowłosy nie zauważył żadnych niepokojących objawów.
- Dobranoc. - powiedział jej tylko.
Gdy Anomander wyszedł by umyć ręce, przyglądnął się jej twarzy i widząc, że mała śpi, przygotował odpowiedni sprzęt i, jak nakazał jego przełożony, zaintubował dziewczynkę i pobrał jej krew. Widząc jak czerwony płyn zapełnia strzykawkę, uśmiechnął się pod nosem. Był w swoim żywiole! Zaczęło się! Ach, jak mu tego brakowało.
Kończył akurat w momencie w którym wrócił drugi lekarz. Pomógł mu z rękawiczkami i czekał na dalsze polecenia. W międzyczasie wpadł na pewien pomysł.
- Po złożeniu skrzydła, jeśli wyrobimy się na jednej dawce narkozy którą dostała, chciałbym przyjrzeć się jej bliznom na policzkach i jeśli to będzie możliwe, usunąć je. - powiedział z powagą. Jeśli można było upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, to czemu mieli tego nie zrobić? Blizny po usunięciu uszu były brzydkie, Bane już kiedyś to zauważył. A sama Julia wstydziła się ich, ukrywała pod włosami. Skoro usunięcie ich ma ją uszczęśliwić, to tym lepiej dla Bane'a. Anomander będzie mógł obserwować jak on pracuje.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 8 Grudzień 2016, 17:14
Dziewczynka wsłuchiwała się w słowa czarnowłosego lekarza. Przytaknęła tylko, że rozumie to co do niej powiedział. Bała się, ale w sumie sama nie wiedziała czego najbardziej. Czy tego, że jak zrobi coś nie tak to zostanie ukarana? Tego, że znów będzie uśpiona? Czy tego, że coś może pójść nie tak? Próbowała o tym nie myśleć.
Machinalnie wykonywała wszystkie czynności, które nakazywał jej lekarz. Gdy przeszli do pomieszczenia obok, położyła się grzecznie na stole i wyprostowała skrzydło na tyle na ile mogła, krzywiąc się przy tym lekko. Resztę pozwoliła wykonać białowłosemu. Gdy ten chwycił jej skrzydło i delikatnie rozprostował, syknęła, a skrzydło lekko się cofnęło. Całe szczęście Cyrkowiec trzymał je, dzięki czemu nie złożyło się samo. Nie ruszała się w trakcie wykonywania zdjęcia. Gdy było już gotowe, nieśmiało zerknęła na prześwietlenie. Widziała, że jest źle zrośnięte. Pamiętała jak kości powinny wyglądać, a te tak nie wyglądały. Przełknęła głośno ślinę słysząc, że będzie trzeba kości na nowo złamać. Czuła, że tak będzie, jednak nadal ta perspektywa ją przerażała. Mimo to miała na twarzy maskę bez emocji. Wyuczyła się tego w trakcie swojej niewoli. Zawsze w stresowych sytuacjach pojawiała się maska, dzięki której jej pan nie miał aż tyle satysfakcji w krzywdzeniu jej.
Czując rękę Bane'a na ramieniu, przeszedł ją dreszcz i zerknęła w górę. Usiadła posłusznie na stole i dała sobie rozwiązać górę od piżamy. Nie zakrywała się, ani nawet nie zarumieniła. Słysząc słowa Cyrkowca odpowiedziała cichutko - wiem, jak to wygląda i że nic nie poczuję - zerknęła na wujka - to nie jest pierwszy raz kiedy zostanę uśpiona - mimo iż mogło się wydawać, że po zdjęciu albo się uspokoiła albo zrobiło jej się już obojętne co się z nią stanie, Bane mógł z jej oczu wyczytać niemałe przerażenie. Widziała za dużo podobieństw z sytuacjami z ostatniego roku, nawet jeśli Anomander powiedział, że nie będzie dawać jej zastrzyku.
Położyła się posłusznie na stole. Można było zauważyć, że mimo iż żyła w trudnych warunkach nie była wychudzona. Raczej była utrzymywana w dobrej kondycji, przynajmniej wizualnie. Pewnie jej pan nie przepadał za szkieletami i utrzymywał ją w takim stanie jaki mu się najbardziej podobał. Jej bladej od braku słońca skóry nie szpeciły żadne blizny. Nie lubił więc psuć swoich dzieł, nawet jeśli mu nie do końca wyszły. No może poza bliznami po uszach i przy ogonie. Jedyne co zakłócało bladość jej skóry, był spory siniak na brzuchu, który zaczynał przybierać już różnych kolorów.
Gdy Anomander przyłożył jej maskę do twarzy zaczęła posłusznie odliczać - 100...99...98... - mówiła głośno i wyraźnie, jednak jej głos drżał. Liczyła powoli, miarowo, jakby starała się tym też uspokoić. - 87...86...85... - skupiała się na liczbach, próbując zignorować to co robi Anomandera. - 75...74...73... - Cieszyła się, że wujek jednak dotrzymał jej towarzystwa. Czuła jak trzyma ją za rękę. Czuła też jak pogłaskał ją po policzku, jednak zaczynała już być senna - 53...52...51... - czuła i słyszała jak Anomander robi coś z jej skrzydłem, ale nie umiała się już zbytnio na tym skupić. Wiedziała tylko, że wydaje przy tym jakiś dziwny dźwięk, który w normalnych warunkach pewnie by ją irytował. Teraz w sumie było jej wszystko jedno.
Leżała tak i czuła jak jej mięśnie się rozluźniają, jak traci nad nimi kontrolę. Z jednej strony bała się tego momentu, z drugiej często był wybawieniem od bólu i strachu. Pod narkozą przynajmniej nic nie czuła, nie czuła tego co ten mężczyzna z nią robi. - 30...29...28... - mówiła coraz ciszej. Powoli plątały jej się liczby.
Słowo "dobranoc" wypowiedziane przez Cyrkowca było ostatnim co usłyszała. Chwilę potem zasnęła, a po jej policzku spłynęła jeszcze łza.
...
Otworzyła oczy chwilę potem i nie mogła uwierzyć. Znajdowała się na oświetlonej słońcem łące, a w oddali stała jakaś postać, odwrócona do niej plecami...
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 8 Grudzień 2016, 19:39
– Odpłynęła – powiedział Anomander odkładając nożyczki i brzytwę u–idę umyć ręce i ruszamy z robotą.
Wyszedł do sali przygotowawczej. Zdjął rękawiczki, które natychmiast wyrzucił do kosza, odetchnął głęboko i zaczął myć ręce. Ponownie powtarzał tę samą procedurę dokładnego mycia, wycierania i dodatkowego odkażania. Gdy skończył wyszedł trzymając ręce tak samo jak poprzednio. Z pomocą Bane'a założył rękawiczki, przetarł skrzydło jodyną i zrobił zabezpieczenie z chusty lekarskiej odsłaniające tylko ogolony obszar.
- Bane, oczekuję, że będziesz skupiony tak jak teraz, ale musisz też być rozluźniony zarówno psychicznie jak i fizycznie. Nie fiksuj się na zadaniu. Jesteś wartościowy i nie musisz nic udowadniać. Spokojnie, na stole mamy pacjenta, jak się zepniesz to spieprzysz. Uwierz mi, wiem co mówię operuję od ponad 40 lat. Jeśli potrzebujesz, to strzel sobie palcami lub poskacz kilka razy. Albo nie, mam lepszy pomysł, pośpiewamy sobie. Zgaduję, że nie znasz niemieckiego, rosyjskiego, hiszpańskiego ani tym bardziej holenderskiego? Umówmy się zatem, że pośpiewamy coś z twojego podwórka. Jako, że ja kroję pacjenta to ja wybieram bieżący repertuar. Na początek śpiewamy ”Always Look On The Bright Side Of Life”
Nie przejmując się niczym, czarnowłosy zaczął sobie śpiewać patrząc wyczekująco na Bane'a. Spojrzenie zdawało się mówić „Kto nie śpiewa na sali operacyjnej ten świnia klapiasta, koczkodan parchaty z pypciem na oku i krowi cyc”.
Gdy już obaj się rozśpiewali i rozluźnili skrzydlaty przystąpił do operacji. Na wszelki wypadek jeszcze raz przetarł skrzydło jodyną, poprosił o podanie skalpela i zrobił nacięcie. Ponownie poprosił o podanie narzędzi. Tym razem raspatora, osteotomu i młotka. Kilka razy delikatnie uderzał aż w końcu uderzył mocniej i kość pękła z cichym trzaskiem. Poprosił o podanie drutu i gwoździ ortopedycznych oraz wywiercenie dziurek w kości na rzeczone gwoździe. Musiał ustabilizować skrzydło przed tym zanim zacznie się ono zrastać pod wpływem mocy. Później druty się wyjmie.
- Bane, potrzebuje cię – powiedział skrzydlaty – możesz już scalać kość. Jak się pośpieszysz to jeszcze uda nam się zerknąć na te blizny o których mówiłeś. A, i chciałbym jeszcze zerknąć na ogon i jego przytwierdzenie.
W trakcie całego zabiegu cięcia, łamania, zestawiania i drutowania kości skrzydła odśpiewali jeszcze: "Stars" z popularnego musicalu wyjątkowo biednych mieszkańcach pewnej metropolii, „Look Down” z tego samego musicalu bo ewidentnie dobrze im szło a także, specjalnie dla Bane'a by nie było mu tęskno za domem, „God Save the Queen”. I to dwa razy. Fakt, że akurat w chwili dłutowania kości i uderzania młotkiem w osteotom śpiewali „Diggy Diggy Hole” serdecznie ich rozbawił.
Operacja przebiegła na wesoło. Skrzydło zostało zrobione jak należy. Jeszcze tylko kilka szczegółów i będzie można ją zabrać do pokoju by się wybudziła w spokoju.
Odpowiedź Tulki zbiła go z tropu. No tak... Ten jej Oprawca też ją usypiał. I wiedziała jak to wygląda.
Ale może to nawet lepiej, że był taki łaskawy i fundował dziewczynce narkozę? Bo jakby przyszło przeżywać jej transplantację na żywca, to padłaby pewnie po pierwszej minucie. A tak, Bane mógł mieć tylko nadzieję, że wszystko przeszło bezboleśnie.
Źrenice miał rozszerzone i trochę trzęsły mu się ręce z ekscytacji. Wreszcie doczekał się operacji, momentu w którym może się wykazać. Myślał, że w Krainie Luster będzie wiecznie bezrobotny i ostatecznie wyląduje na bruku a tu taka niespodzianka. Nie dość, że znalazł pracę to jeszcze w zawodzie! Co za fart!
Anomander zauważył jego niezdrową podnietę i zwrócił mu uwagę. Bane poczuł się się przez moment jak szczeniak świeżo po studiach. Czarnowłosy zwrócił mu uwagę kulturalnie ale w wypowiedzi był ukryty przekaz: "Jak się nie uspokoisz, szczylu, to wywalę cię za drzwi."
Otrzeźwiło to białowłosego, potrząsnął parę razy rękoma, jakby chciał strzepnąć niewidzialne błoto. Gdy jednak wyszedł z propozycją śpiewania, Cyrkowiec spojrzał na niego tak, jakby miał przed sobą wyjątkowo dziwne coś. Zdziwienie jednak szybko minęło gdy usłyszał pierwsze wersy popularnej piosenki Monty Pythona, demoniczny doktorek nie żartował.
No przecież Bane nie zostanie z tyłu. Wzrok Anomandera rzucał nieme wyzwanie, coś w stylu "No co, ze mną nie zaśpiewasz?", dlatego i on zaczął odśpiewywać piosenkę.
Atmosfera szybko zmieniła się w przyjazną i wesołą, byli totalnie rozluźnieni, oczywiście myśleli o tym co robią i uważali na ruchy, ale humory znacznie im się poprawiły. Bane odkrył w mrocznie wyglądającym, ogromnym Opętańcu dobrego kompana do pracy. Jak to się mówi? "Coś tam, coś tam dwa bratanki. I do szabli i do szklanki"... Czy coś w tym stylu.
Patrzył jak Anomander fachowo łamie skrzydło przy pomocy narzędzi które Bane mu usłużnie podawał. Wszystkie ruchy były pewne, nie było mowy o pomyłce. Przez chwilę białowłosemu przez głowę przeszła myśl, że dla takiego doktorka stąd to pewnie jest rutynowa operacja.
Zabawnie się złożyło, że w trakcie łamania śpiewali "Look Down" i "Diggy Hole". Bane chyba po raz pierwszy odkąd tutaj trafił śmiał się szczerze a jego usta ułożyły się w szeroki uśmiech. Tak mu było dobrze!
Gdy czarnowłosy poprosił go by zaczynał swoje czary mary, Bane podszedł do skrzydła i chwycił w dłoń zdrowy fragment kończyny. Przy okazji obejrzał sobie sposób w jaki kość została unieruchomiona.
Akurat gdy przyszła pora na "Stars" zaczął odgrywanie swojej roli. O matko, zawsze chciał zagrać w musicalu! Co tam, że nie miał głosu śpiewaka, co tam, że nie skończył szkoły dla śpiewaków! Ręce świeciły mu się na fioletowo, podobnie jak zrastająca się ładnie kość skrzydła. Można było dosłownie na własne oczy zobaczyć, jak tkanka kostna łączy się i zasklepia. Bane patrzył na to wszystko i śpiewał na całe gardło partię Inspektora Javerta. Musiał wyglądać śmiesznie ale tak go wzięło to wspólne śpiewanie, tak się wczuł, że dał się ponieść. I pięknie się złożyło, bo ostatnia aria przypadła na końcówkę zrastania. Gdyby przytrzymał dłużej swoją moc, mógłby przez przypadek zacząć proces gojenia ran a przecież chodziło tylko o zrośnięcie kości.
Nie można powiedzieć, że nie odczuł na sobie używania mocy. Zawsze tak było, świecenie na fioletowo miało swoją cenę. Ale na szczęście niedużą. Po skończonej swojej części przedstawienia, odszedł na krok w tył i poprosił kompana by ten otarł mu pot z czoła.
- Taa daam! Mam nadzieję, że się podobało. - powiedział zaczepnie bo oprócz śpiewania w niebogłosy odwalił kawał dobrej roboty, kość wyglądała naprawdę dobrze.
Gdy już czoło miał otarte, podszedł do twarzy dziewczynki i wcześniej prosząc o pozwoleństwo, zaczął oglądać blizny. Nie wyglądały dobrze, zrosty były wyjątkowo grube i zbliznowaciałe. Ale chyba mieli czas na usunięcie ich.
- Potrzebuję chwilę na oddech zanim użyję mocy do zasklepienia ran. - przyznał - Ale mogę w tym czasie zająć się tymi świństwami. - wskazał na blizny które wyjątkowo mu się spodobały - Może i jej Twórca był uzdolnionym neurologiem, ale spieprzył całkowicie kwestię estetyki. - zacmokał dotykając palcem zgrubiałych fragmentów policzków przy uszach - No sam zobacz. Ja to mogę kręcić głową i wznosić ręce do nieba bo sam robię w tej branży. Ale sam oceń, czy to wygląda na dobrze dopilnowane blizny?
Wspólne śpiewanie i przyjazna atmosfera rozwiązała mu język przez co stał się bardziej gadatliwy. I dobrze, brakowało mu zwyczajnej rozmowy o byle duperelkach.
Patrzył na Anomandera i czekał na jego decyzję - zabierać się za policzki Tulki czy dać już spokój i poprzestać na skrzydle?
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 8 Grudzień 2016, 20:43
Otworzyła oczy chwilę potem i nie mogła uwierzyć. Znajdowała się na oświetlonej słońcem łące, a w oddali stała jakaś postać, odwrócona do niej plecami. Tulka doskonale znała to miejsce. Była to łąka niedaleko jej domu, na którą zabierała ją niania, kiedy chodziły na spacery. Było tu zawsze cicho i spokojnie.
Dziewczynka zaczęła poschodzić do postaci i im była bliżej tym bardziej przyspieszała - nianiu! - zawołała i gdy kobieta odwróciła się do niej, Julia przytuliła się do niej mocno.
- Cześć Lisiczko - kobieta pogłaskała ja po głowie - ale wyrosłaś.
Tulcia zaczęła płakać. - nianiu tak się stęskniłam, tak się bałam - mówiła wtulona w kobietę - myślałam, że już Cię nie zobaczę. - spojrzała na babcinkę załzawionymi oczkami. Kobieta uśmiechnęła się do niej uspokajająco - ależ dziecinko ja zawsze byłam przy Tobie - otarła jej dłonią łezki - tutaj o - pokazała na jej serduszko i zaczęła małą łaskotać. Tulcia była szczęśliwa. Dawno nie była tak szczęśliwa, nawet przy urodzinach przy ognisku, nawet jak poznała Jocelyn.
- Naniu tyle się wydarzyło - zaczęła opowiadać jak najęta. Mówiła o tym jak pięła się na szczyt w szkole, jak poznała Amber jak trafiła do tej dziwnej krainy, a kobieta słuchała jej cierpliwie.
- Lisiczko ja to wszystko wiem - powiedziała łagodnie i usiadła na pobliskim pniu, zachęcając dziewczynkę by do niej dołączyła - obserwowałam Cię cały czas - mówiła spokojnie i głaskała dziewczynkę po głowie. Po chwili zaczęła się bawić jej lisimi uszkami na co Tulcia spojrzała na nią zaskoczona i lekko się odsunęła - wiem jestem teraz dziwadłem - powiedziała i schowała się za swoimi skrzydłami, nawet nie zwróciła uwagi, że oba są w pełni sprawne.
Staruszka, delikatnie rozsunęła pierzastą zasłonę i spojrzała dziecku w oczy - nie jesteś dziwadełkiem, tylko Lisim Aniołkiem - pacnęła ją delikatnie palcem w nosek - nigdy nie miałaś problemów by zrozumieć naturę, a teraz stałaś się jej częścią i jeszcze bardziej możesz ją poznać. - mówiła cały czas z uśmiechem, a dziewczynka wtulała się do niej.
- Nianiu jestem taka samotna...od kiedy odeszłaś nikt nie był dla mnie taki dobry, nikt nie chciał mnie pokochać - powiedziała smutno.
Kobieta uśmiechnęła się na to zadziornie i pociągnęła dziewczynkę za uszka, nie robiąc jej jednak krzywdy - jesteś tego pewna, że nikt? - Zapytała, a przed oczami dziecka zaczęły pokazywać się różne obrazy...
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 8 Grudzień 2016, 21:54
Anomander przyglądał się uważnie jak Bane używając swoich mocy sprawia, że kość skrzydła się zrasta. I musiał przyznać, że zrastała się pięknie. Właściwie zestawiona, ukształtowana i zamocowana zlewała się w jedność jak marzenie. W trakcie łączenia wyciągnął gwoździe ortopedyczne i drut, które już nie były potrzebne. Zrobił to by i małe dziurki pozostawione przez wiertarkę mogły się zarosnąć. Pomagał ocierać mu pot z czoła przy użyciu dużego zwitka gazy.
Ciekawe „czy” i „na ile” jego pot jest toksyczny? Ciekawe, czy dałoby się jakoś zneutralizować te toksyny przynajmniej częściowo tak by facet mógł normalnie żyć. Rozumiem, że gwałt to straszna sprawa ale przecież były tam pewne okoliczności łagodzące. Cóż, pogadamy o tym po operacji, może coś się wymyśli. Ewentualnie może uda mi się dotrzeć do kogoś kto mu to zrobił a oni sami wyjaśnia co i jak jak się ich odpowiednio zmotywuje do mówienia.
Na tę chwilę gdy myślał zamilkł i przyglądał się operacji.
Gdy Bane skończył kość wyglądała jak nowa. Jakby nigdy nie była złamana.
- No, ślicznie cholera! Cacy robota! Mucha nie siada! - powiedział Anomander rozradowany jak słoneczko. Nawet jego oczy zazwyczaj mętne i bez blasku teraz błyszczały jakimś wewnętrznym światłem – Powiedz mi, bo strasznie mnie ciekawi pewna kwestia. Czy w przypadku pacjenta np. z chorą prostatą musiałbyś włożyć mu palec lub rękę w dupsko czy wystarczy Ci „pomizianie” pacjenta po otworku? Bo jeśli ta pierwsza opcja jest prawdziwsza, to strach pomyśleć, co by było, gdyby ktoś miał pękniętą wątrobę.
Pomimo swojego wieku, po osiągnięciu którego, powinien zachowywać się jak nestor i kręcić nosem na wszystko, nie mógł powstrzymać się od dowcipkowania. Przynajmniej się pośmieją i nie będą musieli nadmiernie stresować się operacją.
Rozumiał, że białowłosy musi odpocząć. Nie dziwił się w siągu 2-3 minut zrobił to co organizm robi przez 3-4 tygodnie a i to nie zawsze dość dobrze.
Skrzydlaty podszedł i przyj się bliznom.
- Po mojemu, to miał tępy skalpel, rana nie była dobrze oczyszczona, szył na nadmiarze skóry i zszywał na szybko. Cóż, nie są to najładniejsze blizny jakie widziałem zatem doktorek skopał nabożeństwo. Jak skończymy z bliznami to weźmiemy Julkę znów pod RTG bo muszę zobaczyć jak przytwierdził ogon do kręgosłupa i sprawdzić skrzydło
Obszedł stół dookoła i ustawił się naprzeciwko Bane'a
- No to teraz zamieniamy się miejscami. Ja asystuje, a Ty mówisz co mam robić i co podawać. No, i co najważniejsze teraz to Ty wybierasz repertuar.
Powiedziawszy to, podskoczył sobie kilka razy. Też musiał się uspokoić. W końcu pomimo gadziej osobowości gdzieś tam w środku tliła się w nim iskierka człowieka.
Na komentarz o wkładaniu ręki w tyłek, wybuchnął głośnym, niepohamowanym śmiechem. Bogowie! Co za tekst! Co ten facet miał w tej czarnowłosej łepetynie!
Śmiał się szczerze przez chwilę, kuląc się z bólu brzucha który nie wyrabiał przy skurczach. Wyobraził sobie całą scenę... I chyba pomizianie faktycznie było milszą opcją, przynajmniej dla pacjenta.
- Nie no, stary... Chyba nie. Chociaż...? - zaśmiał się - Sprawdzimy to na następnym pacjencie, bo sam jestem ciekaw! I wtedy to on wybierze repertuar, coś mi mówi, że niezależnie od metody leczenia, zaśpiewa falsetem. - powoli uspokajał się, chociaż dalej było mu wesoło. Takiego pytania nigdy by się nie spodziewał. I tym bardziej nie od Anomandera, tego Anomandera - statecznego, poważnego gada na ludzkich nogach, z wielgachnymi skrzydłami i mordem w lodowatych oczach.
Iskierki które teraz tańczyły po jasnych oczach lekarz sprawiały, że wyglądał on jeszcze młodziej, jak balangujący student któremu tylko piwo, panienki i głupie żarty w głowie.
Bane był wdzięczny czarnowłosemu za rozładowanie napięcia które panowało w sali. Powaga zamieniła się w czystą, pozytywną energię i oboje teraz śmiali się i hasali po sali w rytm śpiewanej muzyki.
Diagnoza Anomandera odnośnie blizn zaskoczyła Bane'a bo była trafna. Rzeczywiście krawędzie blizn i zgrubienia świadczyły o braku higieny narzędzi i stanowiska operowania, a i sam skalpel musiał być tępy jak większość historycznych Habsburgów.
- Zrobię to raz dwa. - powiedział bo zabieg który miał wykonać znał na pamięć, był tak rutynowy, że aż nudny - A potem weźmiemy małą pod RTG i będziesz mógł pooglądać sobie jej ogonek, ty Mały Zboczuszku. - ostatnie słowa powiedział w specyficzny sposób. Machnął przy tym rączką i zrobił dzióbek jak te wszystkie dziewczyneczki na zdjęciach umieszczanych na portalach społecznościowych.
Gdy Anomander przeszedł na przeciwległą i zakomunikował gotowość do działania, Bane strzelił palcami jak pianista, który zaraz rozpocznie koncert. Zaczął od zwykłego dotykania blizn, musiał rozpoznać gdzie są największe zgrubienia i ułożyć w głowie plan działania. Wszystko trwało może pięć sekund na jedną stronę, tyle wystarczyło, robił to przecież nie pierwszy raz.
- Śpiewamy "Sound of Silence". - powiedział - Na pewno to znasz. - i zaintonował pierwszą zwrotkę. Spokojna piosenka będzie jak znalazł przy zabiegu który miał wykonać.
Prosił Anomandera o wszystkie potrzebne mu narzędzia, odkaził miejsce i skalpelem dokładnie wyciął każdy z bliznowców. Były wyjątkowo grube i brzydkie, szczególnie po wyjęciu. Każdą część podnosił wysoko, pokazując Anomanderowi z czym mają do czynienia.
Zabieg wykonywał powoli, ale po ruchach było widać, że nie waha się ani sekundę, był pewny tego co robi. Wycinanie nie trwało długo. Bane po usunięciu bliznowców oczyścił nowe rany, naciągnął skórę sprawdzając jak będzie się marszczyła i czy nie zmieni zbytnio kształtu samej twarzy dziewczynki.
Jego ulubioną częścią każdego zabiegu było szycie. Mógł się pochwalić złotymi rękoma, każde szycie wykonywał profesjonalnie, na studiach mówiono na niego Maestro Igieł. Anomander przygotował bardzo cieniutkie nici, co ucieszyło Bane'a - blizny które powstaną po usunięciu starych będą maleńkie i praktycznie niewidoczne.
- Moja ulubiona część. - powiedział z uśmiechem bo piosenka już się skończyła. Poprosił o nawleczoną igłę i przystąpił do samego szycia. Robił to powoli i ogromną dokładnością, jak zegarmistrz który właśnie buduje maleńki zegarek kieszonkowy. Zmarszczył brwi i poprosił kolegę o starcie potu z czoła. Często przy operacjach miał problem z nadmierną potliwością, ale to chyba z tej nadmiernej dbałości o każdy szczegół i swój perfekcjonizm.
Gdy skończył jedną stronę, odsapnął z uśmiechem i przeszedł na drugą stronę łóżka by zająć się kolejnymi bliznami. Anomanderowi wskazał miejsce w którym przed chwilą stał. Czarnowłosy mógł teraz obejrzeć sobie dokładnie szycie - Bane miał cichą nadzieję, że przełożony pochwali go za wysiłki bo mało kto w Świecie Ludzi potrafił zszyć ranę jak Bane, ograniczając bliznę do minimum.
- Gojeniem zajmę się po wszystkim, podziała na cały organizm. - wytłumaczył wycinając kolejne bliznowce. Powtórzył procedurę, nie spiesząc się zbytnio. Wiedział, że jeszcze jest trochę czasu a chodziło przecież o śliczną buźkę Juleczki. Nie mógł przecież jeszcze bardziej jej oszpecić, miała wyglądać jak aniołek.
Po wszystkim odłożył narzędzia i podziękował Anomanderowi za pomoc.
- Zróbmy teraz to RTG. Jak wszystko będzie w porządku, zrobię swoje czary mary i będzie można od razu wyjąć szwy. - wskazał na buzię Tulki i skrzydło. Prawda jest taka, że potrzebował jeszcze kilku minut na zebranie sił do użycia mocy.
- To jak, idziemy oglądać ogonek, Czarny Książę? - zapytał w podobny sposób w jaki mówił wcześniej, zwracając się do niego per Zboczuszku. Trochę żartów nie zaszkodzi, Anomander nie wyglądał na mężczyznę który gustuje w tej samej płci. A Bane chciał wykorzystać ich dobre humory, możliwe, że kolejna taka okazja nastąpi dopiero w dalekiej przyszłości.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 8 Grudzień 2016, 22:56
Przed oczami dziecka zaczęły przelatywać obrazy. Jak Jocelyn pomogła jej, gdy ta próbowała pierwszy raz polecieć. Jak przygarnęła ją pod swoje skrzydła. Jak Bane pomógł jej na placu zabaw, gdy złamała skrzydło. Jak zaopiekował się nią przy Dworcu, gdy zrobiło jej się słabo, jak pomógł jej przy ognisku….
Dziewczynka patrzała na to z lekkim niedowierzaniem. Wszystko widziała jakby z perspektywy trzeciej osoby, jakby ktoś ich obserwował. Domyśliła się, że tą osobą była stara niania. Zrobiło jej się smutno, gdy widziała jak Bane się nią zajmował, gdy ta spała czy się źle czuła. A ona była dla niego taka niemiła…miała nadzieję, że nie będzie miał jej tego za złe. Opuściła wzrok i przytuliła się do starowinki. Nie wiedziała co powiedzieć. Kobieta widząc to po prostu ją przytuliła i zaczęła gładzić po plecach. – już ciii Lisiczko, nie płacz – mówiła łagodnie. – on na pewno nie ma Ci tego za złe, w końcu czy nadal byłby taki miły?– odsunęła lekko dziewczynkę od siebie i spojrzała jej w oczy. Pokazała dziewczynce jak ją delikatnie wybudzał, jak starał się uspokoić przed zabiegiem.
Dziewczynka spoglądała na obrazy i w końcu zapytała – a będę miała okazję mu podziękować– spojrzała na staruszkę.
- Jasne, przecież nie umarłaś, tylko głęboko śpisz – powiedziała niania z lekkim śmiechem. – za niedługo będziesz musiała do nich wracać, ale jeszcze troszkę dotrzymaj mi towarzystwa dobrze?
- Dobrze nianiu, zostanę ile tylko zechcesz. Tak bardzo tego potrzebowałam i … nie chce wracać do oglądania tego co ze mną zrobił ten mężczyzna – przeszedł ją dreszcz. Miała oczywiście na myśli blizny, które zazwyczaj starała się jakoś ukryć.
Kobieta uśmiechnęła się łagodnie – myślę, że nie musisz się tym martwić moje dziecko – gdy zobaczyła, że dziewczynka patrzy na nią pytająco dodała – zrozumiesz, nie myśl o tym teraz, cieszmy się tą chwilą.
- Dobrze nianiu….
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 9 Grudzień 2016, 00:30
Nie ma co, miał szczęście, że za tak niewielką stawkę udało mu się znaleźć takiego chirurga. Nie dość, że był majstrem w swoim fachu i miał złotą rękę to jeszcze rozrywki dostarczał przedniej. Oto najweselsza operacja w dziejach chirurgii plastycznej i ortopedii! Artystyczny taniec ze skalpelami przy akompaniamencie dwóch drących mordy a capella oszołomów. Ciekawe jak będą wyglądały inne operacje? Czy przy resekcji wyrostka będą sobie robili boa z kiszek pacjenta i tańczyli kankana? A może skrzydlaty będzie latał pod sufitem wyjąc na całe gardło „I Believe I Can Fly” a białowłosy z ponurą miną, stojąc na ziemi będzie łkał „Stand My Ground” lub „Illusion” akcentując słowa „Please dont go i want you to stay”? Cóż, to byłoby do nich podobne. W końcu to szanująca się placówka medyczna, z najlepszą opieką i najlepszymi specjalistami. Jak wam się nie podoba taniec z kiszkami to idźcie gdzie indziej. Droga wolna. Tu pracują profesjonaliści najwyższej klasy, a że mają chęć potańczyć przy zabiegu to co? Nikt nie mówił, że operacja ma przypominać stypę. Niech tańczą. Na zdrowie daj im Boże. Wolno im wszystko dopóki dobrze wykonują swoją pracę a pacjenci są bezpieczni. To co dzieje się na sali – zostaje w sali. Oto złota zasada.
Jasne, że znał tę piosenkę. Śpiewali sobie w najlepsze a Anomander co jakiś czas ścierał Bane'owi pot z czoła. Bez szemrania podawał mu wszystko czego ów chciał.
Gdy białowłosy rzucił tekstem o „zboczuszku” Anomander spojrzał na Bane'a
- Zboczuszku? Ja mam łapki przy sobie. Nie pokażę palcem, kto dziewczynę najpierw smyrał kozikiem po szyi a potem dźgał igłą mówiąc, że to jego ulubiona część – uśmiechnął się radośnie a uśmiech przeszedł w śmiech.
Śmiał się tak wesoło, że w jego szczęki zaczęły się wydłużać a ustach pojawiały się ostre gadzie zębiska, na głowie zaczęły wyrastać kolce podobne do rogów, ciało urosło trochę, szyja wydłużyła, skrzydła jakby nagle nabrały dodatkowej masy mięśniowej a załzawione oczy zamieniły się w gadzie ślepia.
Ból nadchodzącej przemiany przywołał go do porządku.
Przestał się śmiać i jego wygląd wrócił do normy.
–Przepraszam, śmieszek poza kontrolą mi się wyrwał. Jeszcze chwila i miałbyś tarzającego się po ziemi gada wielkości średniego słonia albo dobrze wypasionego nosorożca. Przydatne jak się poluje i walczy mało przydatne gdy się bawi. Na dancingach zazwyczaj nie ma dostatecznie dużo miejsca. No nic, pora iść zrobić to prześwietlenie.
Obrócił Julię na brzuch i zsunął jej spodnie by zobaczyć ogon.
- Bane, masz tu jeszcze coś do wycięcia – powiedział pokazując paskudne blizny – Powiedz mi, bo pomimo tego, że bliżej niż dalej mi do setki lat za cholerę nie rozumiem jednej rzeczy. Jak to możliwe, że ktoś potrafi dokonać tak precyzyjnego przeszczepu, a pierdoli najprostsze szycie? Przecież nawet ja bym to lepiej zaszył. Śmiem twierdzić, że nawet pierwszy lepszy krawiec by to wykonał lepiej.
Gdy Bane usunął keloidy. Zabrali dziecko pod RTG.
Anomander zagadnął wesoło
- Rybko Fugu, a znasz piosenkę „Dschinghis Khan” zespołu Dschinghis Khan?
Całe szczęście znał.
- Zatem tanecznym kroczkiem w rytm muzyczki niesiemy ją do pracowni radiologicznej
Podrygując radośnie jak para koczkodanów pieszczonych prądem wmaszerowali do pokoju.
Położyli Julię na stole, ubrali ołowiane fartuszki i wykonali trzy zdjęcia. Jedno zdjęcie skrzydła i dwa zdjęcia kręgosłupa lędźwiowego razem leżąc na brzuchu i bokiem.
Gdy zdjęcie skrzydła wyszło z aparatu Anomander przyłożył je do ekranu.
- No! Pięknie nam to wyszło! -powiedział skrzydlaty – Nie wiem czy już mówiłem, ale zdaje mi się, że trafiłeś mi się jak ślepej kurze ziarno. Dawno nie widziałem tak ładnie wykonanych szwów. Po tym nawet blizny nie zostaną
Obejrzeli jeszcze zdjęcia ogona. Skubaniec połączył go z kręgosłupem w jakiś sposób przedłużając rdzeń kręgowy !
-Odpocząłeś już trochę? No to bierzemy małą do sali, zalecamy rany i wieziemy do pokoju
Gdy wrócili do sali operacyjnej położyli Julię na stole i Bane zabrał się za leczenie ran.
Gdy tylko rany się zamknęły Anomander podszedł do szafki i wyjął z niej plastry opatrunkowe. Na wygolone miejsce przykleił jeden plaster. Taki z „Małą Syrenką”.
Gdy nakleił plasterek położyli Julię na łóżku na kółkach i wywieźli do pokoju.
Bawili się przednio! A najlepsze było to, że w trakcie tej idiotycznej pląsaniny, wykonywali pracę najlepiej jak umieli. I pewnie gdyby ktoś organizował jakieś konkursy sztuki medycznej, zajęliby pierwsze miejsce. Dobry medyk to taki, który nie da się nikomu i niczemu rozproszyć. I nawet jeśli tańczy i śpiewa głupie piosenki, efekty pracy są zadowalające.
A Bane był zadowolony z efektów. Kość ładnie się zrosła, udało się też usunąć bliznowce po bokach twarzy dziewczynki. Narkoza jeszcze działała, więc mieli czas na pozostałe czynności.
"Zboczuszek" podziałał w prawidłowy sposób, Anomander śmiał się jeszcze głośniej. Dobrze, przynajmniej przełożony nie jest drętwym gburem.
Uwaga tak go rozśmieszyła, że nagle zaczęło coś dziwnego dziać się z jego twarzą. Chichoczący Bane patrzył na kolegę i z każdą sekundą mina mu rzedła, ostatnie "he he" brzmiało nieco sztucznie bo wesołość gdzieś uleciała.
Kim ten facet do diabła był?
Białowłosy podniósł ręce w geście poddania się. Anomander zmieniał się w...smoka? No dobrze, nazwisko było jakąś wskazówką, skrzydła też, ale Bane nie sądził, że "smoczość" demonicznego doktorka może być aż tak daleko posunięta.
- Spokojnie, stary... - wymsknęło mu się bo przez chwilę poczuł się zagrożony. Chwilę później jednak Anomander wrócił do normalnej formy, co oczywiście rozluźniło Bane'a.
Pokiwał głową z uśmiechem.
- No, widać nie tylko ja potrafię robić ciekawe czary-mary. - skomentował jedynie, ale nie było w tym ani odrobiny złośliwości. Zapamięta by na otwartym terenie poprosić kiedyś Anomandera o pokazanie swojej mocy.
Blizny przy ogonie dziewczynki wyglądały jeszcze gorzej niż te na policzkach. Bane widząc je zacmokał i pokręcił głową. Czarnowłosy miał rację, robota była spartaczona. To aż dziwne, że Twórcy Tulki udało się przeszczepić uszy i ogon tak by działały, co było bardzo trudnym zabiegiem, a dopuścił do powstania takich zrostów.
- To wygląda tak, jakby facet miał gdzieś estetykę. Chlasnął parę razy, przystawił lisie części i zaszył byle jak, byleby nie było dziur. - powiedział - A może to taka moc? No wiesz, czary-mary. Trochę jak moje, z tym, że on mógł potrafić połączyć ogon i uszy z ciałem człowieka, a już szycie musiał wykonać ręcznie. - zastanawiał się na głos - Co nie zmienia faktu, że aż niemiło patrzy się na tą fuszerkę. - pochylił się nad ogonem - Dobra, jedziemy z tym koksem. Usunę to szybko bo aż mnie w środku coś boli gdy patrzę na te bliznowce.
Wszystko poszło sprawnie i bez komplikacji, zaszył rany profesjonalnie i zanieśli dziecko do sali obok. A piosenkę znał, oczywiście że znał! Poszli więc do sali krokiem głównego śpiewaka zespołu, nie szczędząc sobie głupich okrzyków w stylu "Hu! Ha!", jak w piosence.
Zrobili zdjęcia, pooglądali sobie kości i obaj prawie gwizdnęli z zaskoczenia widząc, że ogon jest przytwierdzony do kręgosłupa. No no, takich operacji nie przeprowadziłby byle kto.
Pozostało już tylko zasklepić rany, wrócili więc do sali operacyjnej. Bane odprawił swoje szamańskie abra-kadabra, ciało Tulki świeciło się przez chwilę na fioletowo, w miejscach ran nieco intensywniej.
- Możemy wyciągać powoli szwy. - zakomunikował i oboje zabrali się do tej czynności. W miarę zrastania się skóry, lekarze usunęli nici. Gdy było po wszystkim Bane przyglądnął się policzkom dziewczynki. Zadowolony aż podparł się pod boki, w miejscu dawnych blizn widoczne były tylko cieniutkie paseczki jaśniejszej skóry. Za jakiś czas znikną całkowicie, Tulka zapomni, że cokolwiek tam wcześniej miała.
- No, teraz to będzie wyglądała normalnie a nie jak potworek Frankensteina. Dobra robota! - powiedział, gratulując koledze dobrze wykonanej roboty - Dzięki. Świetnie się z tobą pracuje. - poklepał czarnowłosego po ramieniu.
Załadowali dziecko na łóżko na kółkach i wyprowadzili z sali, kierując się do pokoju nr 1.
Plasterek z "Małą Syrenką" wyglądał uroczo.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!