Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 4 Maj 2017, 17:42
Pogładziła swój policzek, gdy Joce zaczęła wymieniać zasady, których była uczona. Mimo iż minęły prawie trzy lata od tego wydarzenia, nadal pamiętała, jak siostra ją uderzyła, ponieważ wtrąciła się do rozmowy dorosłych, a następnie nie wstała, gdy skrzydlata zaczęła do niej mówić. Oczywiście nie było po tym nawet najmniejszego śladu, ale pamięć została. Nie miała jej tego za złe. W szczególności teraz, gdy wyjaśniła, czemu się właśnie tak zachowała.
- Znam to - powiedziała nieśmiało -ja przez ostatnie trzy lata nie uczyłam się tylko mocy, latania czy medycyny, ale też etykiety - spojrzała na leniwie płynące, białe chmurki -[color=#ffa640] uczyłam się jak mam się zachować przy osobach, które są ode mnie wyższe rangą, wiekiem. Nawet jak mam się zachowywać na spotkaniach z samych Arcyksięciem, bo nauczyciele uznali, że z moją mocą nadaję się idealnie do tego by tam pracować - westchnęła - ale ja wolałam przyjechać tutaj, wydawało mi się to ciekawsze - wzruszyła ramionami - no i nie muszę się tak pilnować jak mam do kogo mówić- zaśmiała się -do pana Anomandera mam się zwracać po prostu proszę pana, lub panie Dyrektorze, a do Bane'a po imieniu i tyle. Nie muszę myśleć o żadnych dziwnych etykietach - wywróciła oczami i się zaśmiała.
Westchnęła ciężko, słysząc opinię na temat swoich rodziców - nie przejmuj się tym i tak nie dowiemy się jakby się wszystko potoczyło, gdyby byli inni. Może byśmy się nawet nie poznały? No i dzięki temu, że traktowali mnie tak, a nie inaczej, miałam mniejszy problem, żeby się przystosować do życia w Krainie Luster - powiedziała z uśmiechem -dlatego proszę, nie myśl już o tym - dodała i pogładziła siostrę po ramieniu. Naprawdę nie chciała już myśleć o Świecie Ludzi. Ona tam nie pasowała. Rozumiała, że Joce może za tym tęsknic, ale nie Julia. Ona należała do magicznego świata. Tu została zaakceptowana taka jaka jest. Nawet udało jej się znaleźć miłość. Kogoś kto się nią opiekuje i dba o nią. Owszem, chciałaby poznać prawdziwych rodziców. Nawet jeśli miałaby nie przyznawać się, że jest ich córką, ale chciałaby zobaczyć jacy byli. Przynajmniej w stosunku do Jocelyn.
Sama się zaśmiała - Joce ja tylko się śmiałam. Nie podejrzewałam Cię, żebyś chciała, żebym zmieniała nazwisko - powiedziała z uśmiechem i poruszyła lekko swoimi wielkimi skrzydłami, wywołując tym samym przyjemny wietrzyk. Kropka widząc to, sama poruszyła skrzydełkami, jakby chciała spróbować latać. Tulka westchnęła na ten widok - jest chyba najmniejsza ze wszystkich Niechniurek i nie mam pomysłu jak nauczyć ją latać- przyznała.
Pomogła siostrze w wyładowywaniu jedzenia. Ucieszyła się, że sama się za to zabrała, bo mogło to oznaczać, że wraca jej apetyt i że też coś zje. Wyciągnęła też mięska i zawołała białe stworki, żeby też sobie coś zjadły. Samael i Amber mogli sobie coś upolować, ale maluchy już nie koniecznie.
Sama sięgnęła po drugi termos i upiła trochę kakaa. Uśmiechnęła się błogo -tak się zastanawiam - zaczęła nieśmiało - czy po obiedzie, nie chciałabyś się ze mną przejść na jakieś małe zakupy? - spojrzała na siostrę - za niedługo wybieram się z lubym na rankę i nie za bardzo mam w co się ubrać...może pomogłabyś mi kupić jakąś ładną sukienkę? I przeszłybyśmy się do fryzjera? - zapytała zerkając na starszą skrzydlatą niepewnie. Joce jest teraz tylko na obserwacji i nie powinno być problemu z tym, że opuści teren Kliniki - chyba, że chcesz ten czas spędzić z Gregiem to zrozumiem - uśmiechnęła się i poruszyła lekko swoimi uszkami.
Upiła ponownie łyk napoju po czym dodała -poprosiłam panią Alice, żebyśmy mogły zjeść obiad tutaj. Będzie dziś makaron z serem - powiedziała -mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Jeśli ktoś do nas dołączy to też będzie mógł z nami zjeść- uśmiechnęła się nieśmiało, ale już bardziej wesoło.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 5 Maj 2017, 15:41
Osoby wyższe rangą. Pytania cisnęły jej się na usta jednak ich nie zadała. Znowu czuła że jeszcze na to nie czas.
Może chodziło o range w sensie długości stażu w szpitalu? Chyba nie...
Na pewno nie szło o range rasy. Jak to mówią Ci z góry : Każda rasa jest sobie równa i żadna nie ma prawa do wywyzszania się nad innymi. Jednakże... Czy to aby na pewno prawda? Jakby nie patrzeć upiorna arystokracja zachowuje się jak wlasciciele Krainy Luster. Oni ustalają prawa i etc. A dlaczego? Bo mają najwięcej pieniędzy i wpływów. Typowa sytuacja. W świecie ludzi jest to normalne i bardziej lub mniej akceptowalne.
Praca przy Arcyksieciu. Zaszczyty jakich mało, jednak Joce nigdy by się nie pchala w "ich świat". Po pierwsze to że nie umie być uległa. Ona by ich tam wszystkivh rosniosła. A potem zostałaby spalona na stosie czy tam scieta o głowę. Po drugie primo przebywanie tam z nimi wiąże się z dużym ryzykiem. Arystokracja ma wielu wrogów. Joce lubi adrenaline i przygodę ale jeszcze jej się na leb na tyle nie rzuciło.
Ale Julia była dobrym kandydatem, nie ma co. Spokojna i ciepła. Cisza i utalentowana. Nie ma problemu z byciem niższa rangą czy coś w ten desen. Nie dziwo więc że nauczyciele Julii wzięli taką opcję pod uwagę.
- ja mam zamiar otworzyć własną piekarnie. Nie należę do osób które mogą pracować pod kimś. Ojciec mawiał że z takim temperamentem w innych czasach zostałabym tyranem godnym sparty - kobieta roześmiała się. - Klinika wydaje się dość przyjaznym miejscem więc dobrze że tu pracujesz. Pan Anomander też wywarl na mnie pozytywne wrażenie, tak jak i pani Alice. - powiedziała zgodnie z prawdą. Julia miała rację. To że się teraz wścieka na rodziców Julii nic nie zmieni. Z jednej strony rozumiała jej argumenty, z drugiej nie umiala ich zaakceptować.
Jej samej do tej pory jest trudno. Nie umie się do końca wpasowac w ten świat. Cały czas czuje tęsknotę za Światem Ludzi. Może i była sama ale miała rodzinę która ją kochała. Miejsce które mogła nazwać domem. I poczucie przynależności. A tak? Jest jak jest. Żyje bo żyje i nic więcej.
Na początku było najgorzej. Teraz nie rozpamietuje tego aż tak bardzo. Nauczyła się że lepiej nie żyć przeszłością. Bo to boli.
- Tak coś czulam smieszko. Tak czy siak. Nie ważne jak się nazywasz. W twoich żyłach płynie krew D'Voir i inne nazwisko tego nie zmieni - westchnęła drapiac się po policzku. Samael odepchnal swoją młodsza, natretna towarzyszke i wzbil się w powietrze po czym odleciał gdzieś. Pewnie zglodnial. Dobrze że Joce trzymala smycz Banshee bo ta wpadla na genialny pomysł by lecieć za rajskim. Skoczyła w powietrze i machnela porządnie skrzydlami. Jednak smycz była dość krótka więc mogła tylko wisieć w powietrzu. Obrażona fuknela i opadła na ziemie po czym teatralnie polozyla się jak najdalej od Joce, wypinajac się na nią tylkiem.
- Banshee jest najwieksza i najbardziej uparta chyba. Ale wiesz. Rozmiar nie ma znaczenia. Zacznij od zabierania jej na loty twoje. By mogła zobaczyć jak to wygląda i czy chce latać. A potem zabieraj ją na przykład na polanę. Sadzaj naprzeciwko siebie i pokazuj jak ruszasz skrzydlami i jak się wybijasz. Gdy się tego nauczy, możesz wprowadzać krotkie loty gdzie nauczysz ją skrecania i lądowania. Potem możesz wprowadzić akrobacje jeśli chcesz - Joce wzruszyla ramionami po czym poglaskala Kropke jeśli ta się dala.
Banshee nie podeszła do jedzenia ale kobieta widziala jak nos jej drga. Wzięła więc pare kawałków miesa na chustke i polozyla obok niechniurki. Ta powoli jakby z łaską podeszła i wzięła się za jedzenie.
Kobieta pokręciła głową i dolala sobie herbaty. Chwyciła jedną kanapke, z serem i sałatą. Ugryzla i zaczęła powoli przerzuwac. Randka? Sukienka? Zakupy? Fryzjer? Wow. Brzmiało dobrze.
- Czyżbyś sugerowala ze z moimi włosami jest coś nie tak? - uniosła zabawnie brwi by po chwili sie roześmiać - Bardzo chętnie moja droga. Sama musze kupić pare rzeczy wiec połączymy przyjemne z pożytecznym. A Greg nie zając, nie ucieknie. Po raz drugi go nie wypuszcze. - puściła oczko siostrze. - Uwielbiam makaron z serem - obiad jednak oznaczał ze nie może teraz zjeść za wiele. Jedna kanapka wystarczy. Inaczej obiadu nie tknie.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 5 Maj 2017, 18:32
-Ooo...na pewno będę tam zaglądać - uśmiechnęła się szeroko i poruszyła swoją kitą. Widać było, że w przeciwieństwie do siostry, Julia nie miała problemów z jedzeniem. Tulcia uwielbiała jeść, a na pewno wszystko to co jest słodkie. Choć w ogóle nie było po niej tego widać.
- Ja się go strasznie na początku bałam, ale był miły- uśmiechnęła się na wspomnienia - na przykład jak przyjechaliśmy tu z Banem, zaserwował mi do jedzenia wielką bagietkę z kremem czekoladowym i do tego duży kubek ciepłego kakaa - oblizała się i upiła kakaa z termosu.
Ucieszyła się na słowa Joce. Taka była prawda. Krew miała D'Voir mimo iż nazwisko Renard. Uśmiechnęła się szeroko do siostry, po czym przeniosła wzrok znów w kierunku nieba - jak myślisz...jakby rodzice zareagowali, gdyby się dowiedzieli, że jedna z ich córek została aniołem zemsty, a druga skrzydlatym dziwadełkiem, będącym połączeniem jakiegoś ptaszydła, lisa i człowieka? - zapytała trochę żartobliwie. Naprawdę ją to ciekawiło. Wiedziała...a przynajmniej przeczuwała jak zareagowali by jej żywiciele. Tutaj ją zaakceptowano dlatego nie chciała wracać do Świata Ludzi. Nikt nie patrzył na nią aż tak źle. Była inna. Wyróżniała się w tłumie, ale nikt by jej nie wysłał na eksperymenty czy na pokazy dziwadeł. W końcu każde stworzenie tu jest inne i każde się w jakiś sposób wyróżnia.
- Ja myślałam o tym, żeby spędzała też więcej czasu z Wredotkiem. On umie latać i się polubili więc może by sama zaczęła próbować, obserwując swojego kolegę? - zamyśliła się na moment. Po czym wzruszyła ramionami.
Słysząc słowa Joce na temat włosów, zaśmiała się - nic takiego nie sugerowałam - podniosła dłonie w obronnym geście -moje włosy są za długie i chciałam je ściąć trochę bo mi zaczynają przeszkadzać - powiedziała biorąc włosy w dłoń i przesuwając je na przód - taka długość do pasa była by najlepsza, ale za pośladki to staje się to już problematyczne - podrapała się zakłopotana po policzku.
Kropeczka dała się ochoczo pogłaskać, nie uciekając. Nawet zamruczała cichutko przy tym.
Uśmiechnęła się gdy Joce zabrała się za jedzenie. Nawet jesli nie jadła dużo to to już był jakiś postęp, a nie to co przy śniadaniu. Miała nadzieję, że nie będzie już takich akcji jak dziś rano. W końcu nikt nie chce żeby go upominać ciągle, że musi coś jeść. Sama z apetytem zabrała się za jedzenie pochłaniając jedną kanapkę za drugą.
- Tak sobie myślę...może znajdziemy też coś dla Grega? W końcu też musi się prezentować jak chce się gdzieś pokazać ze swoją dziewczyną - puściła do Joce oczko, popijając swój napój i przypadkiem zjadając kawałek mięska, które było przygotowane dla zwierzaków. Jednak nie zwróciła na to uwagi i połknęła je ze smakiem.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 5 Maj 2017, 20:57
- Będzie mi bardzo miło. Od dzieciaka miałam zajawke na własną piekarnie. Na mojej ulicy była taka malutka a prowadziła ją pani Beth. Miła pogodna babka po 30. Jej wypieki... Jejuuu. Jadles i czules te cieple uczucia. W każdym kęsie. Cokolwiek nie kupiles było cudowne i chciales tam wracać i wracać. Też tak chcialam. A teraz jest to możliwe. Ubolewam nad tym że nie ma tu żadnych szkół. Chciałabym zrobić sobie studia czy coś w ten deseń. A tak? Skończyłam jedynie liceum z internatem na kierunku gastronomii. Żaden wyczyn, choć w sumie nie powinnam narzekać - skrzywiła sie lekko pod koniec. Julia przecież trafiła tu o wiele wcześniej. Jezu Joce. Czy ty wiecznie musisz marudzić?
- Nah. Kolejna. Greg też się go obawia. Chyba ze mną jest coś nie tak bo nie do końca rozumiem ten strach. Jego osoba budzi respekt i wgl ale żeby strach? Sama nie wiem. Chyba lubisz czekolade co? Ja mam problem ze slodkim. Nie lubie aż tak słodkich rzeczy jak czekolada czy na przykład pianki. Lubie slodkie ale takie.. Rozumiesz. Delikatnie słodkie. Tak w punkt - pstryknela palcami by podkreślić o co jej chodzi. - Aniołem zemsty mówisz? Jakoś nigdy na to tak nie patrzyłam. Raczej jak zmutowane człowieka. Mieszanka ptaka i człowieka. Coś co nie ma prawa bytu w prawdziwym świecie. Wiem na pewno że tata zaakceptowalby nas takie jakie jesteśmy. Zawsze mi mówił ze nieważne jak ktoś wyglada, ważne co się kryje w jego sercu. Na pewno staralby się na pomoc na każdy możliwy sposób. A mama... Sama nie wiem. Miałaby to pewnie gdzies. Albo by ją to natchnelo do malowania. Babcia mimo że jest surowa to jest bardzo troskliwa więc pewnie po pierwszym szoku też by starala się pomóc. Dziadek jest w takim stanie że nie wie cos się wokół niego dzieje. Alzheimer. Więc Ci nie powiem. Na tym się nasza rodzina kończy. Na pewno by Cie przywitali z szeroko otwartymi ramionami. Może i jesteś trochę inna ale czy to ma jakieś znaczenie? Tutaj każdy jest inny. Ciesz się ze nie masz macek zamiast rąk czy ogona weza zamiast nóg. - pstryknela ją w nos, uśmiechając się ciepło. Była pewna że rodzina nie pozwoliłaby na to by którejś z nich stała się krzywda. Są osobliwi ale rodzina jest zawsze u nich na pierwszym miejscu.
- Co do wredotka to owszem. Może się udać ale nic tak nie uczy jak zajęcia z właścicielem. Zaciesniaja się przy okazji więzi - kontrast miedzy Banshee a Kropka az bił Joce w oczy. Kropka była łagodna, cicha, potulna, lekko plocha ale przyjazna. A Banshee? Wredna, gryzaca malpa, uparta jak osiol i ciekawska jak mało kto. No i w dodatku jest głodomorem. Właśnie skończyła jeść swoje mięso i jak gdyby nigdy nic wskoczyła na nogi Joce by żądać więcej, podszczypujac ją w dłoń. Kobieta pacnela ją delikatnie w pysk. Chwyciła kawalek mięsa i trzymała go nad Banshee dopóki ta się nie uspokoila. Wtedy dala go jej, wykrozystujac okazje by ją poglaskac po lebku.
- Długie włosy są piękne. Ozdoba każdej kobiety. Ale fakt, bywają problematyczne. Ja swoje chyba przefarbuje i jeszcze trochę podetne i wyprostuje. Loki są bardzo denerwujące. Jak rano wstaje to mam taaakie afro - zakreslila rekoma kolo dookola głowy by zobrazować o co jej chodzi. Naprawdę. Ile ona odzywek musi uzywac by te włosy wyglądały po ludzku. W Świecie Ludzi wzielaby prostownice i pp strachu a tak? Wątpila by byly jakies średniowieczne metody na proste włosy.
Skończyła jeść kanapke i wręcz czula jak polowa jej żołądka jest zapchana. Miała świadomość tego jak bardzo żołądek jej się obkurczyl przez te lata. Musiała uważać by go nie nadwyrezac.
- Sądzę że to dobry pomysł. Nowe ciuchy każdemu poprawiaja humor - przytaknela pijąc herbatę. Czuła w sobie blogiem ciepło i spokój. Jak dobrze...
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 6 Maj 2017, 11:45
Uśmiechała się słuchając wspomnień siostry. Niestety sama za bardzo nie mogła się podobnymi podzielić. Rzadko wychodziła z domu, nie licząc drogi do szkoły i z powrotem. No i wypadów do lasu, ale ten był właściwie zaraz za ich ogrodem. Słuchając narzekania Joce, opuściła lekko wzrok. Sama nie ukończyła nawet tego fragmentu edukacji, a co dopiero myśleć o studiach. Tutaj to działało inaczej i mimo iż miała dopiero piętnaście lat, to już pracowała jako pielęgniarka, a to tylko dzięki temu, że miała dobrą pamięć i bardzo szybko się uczyła. Poza tym, ta praca była częścią jej nauki. Miała wrażenie, że tutaj od Anomandera i Toksynka nauczy się więcej niż od nauczycieli. Jej nauki będą bardziej obszerne, skupiające się na pomocy każdemu, a nie tylko tym, którzy mieszkają w Różanym Pałacu.
- Nie obawiam się go - zaśmiała się -kiedyś się go bałam, bo wygląda strasznie, jest wielki no i jest facetem, a sama wiesz, jak ja na nich kiedyś potrafiłam reagować- wzięła Kropeczkę na kolana i zaczęła karmić ją z ręki -teraz czuję do niego raczej respekt. Wiesz...spędziłam trochę czasu jako lis i wyostrzyły mi się zmysły, razem z instynktem, a to pan Anomander jest tutaj samcem alfa, więc tak go też odbieram. Greg też jednak jest po części zwierzakiem i możliwe, że z tego samego powodu za nim nie przepada. Nie lubi się podporządkowywać, a Dyrektor, stara się pokazać całym sobą, że to on tu rządzi, że to jego teren, dom, rodzina i nie pozwoli sobie wejść na głowę - wzruszyła ramionami i pogłaskała białe futerko Niechniurki.
Słuchała uważnie, jak odebrałaby je rodzina -nie dowiemy się tego niestety chyba nigdy- powiedziała spokojnie, drażniąc się z Kropką. Machała jej mięskiem przed noskiem, po czym nagle sama wsadziła je sobie do buzi i połknęła, oblizując się ze smakiem. Mała kulka, zapiszczała żałośnie i oparła się łapkami o piersi dziewczyny. Wyglądała prze uroczo, ale rudowłosa nie miała serca by ją tak drażnić więc od razu podała jej nowy kawałek mięska, większy.
- Nie mam zamiaru pozostawiać ich samych sobie. Oczywiście będę też przy tym, tylko uznałam, że jednak dobrze by było, żeby zobaczyła też jak lata ktoś taki jak ona. By widziała, że ja latam nie dlatego, że jestem większa i mam potężniejsze skrzydła, ale że ona też potrafi - podrapała futrzaka pod bródką.
Spojrzała zaciekawiona na czarnoskrzydłą - przefarbować? A na jaki kolor?- zapytała, przekręcając lekko głowę w bok. Przyglądała się siostrze, ale nie umiała sobie jej wyobrazić w żadnym kolorze innym niż czarny. Po prostu się do tego już przyzwyczaiła.
Uśmiechnęła się szeroko, słysząc, że kobieta się z nią zgadza - może ja mojemu lubemu też coś kupię? - myślała na głos, zastanawiając się co takiego mogła ofiarować Toksynkowi, żeby się z tego ucieszył. Pochłaniała w międzyczasie kolejną kanapkę.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 6 Maj 2017, 15:24
Kop.
Turluturluturluturluturluturluturluturluturluturlu... turlu...
...
Szedł przed siebie ciężko, powoli, nie patrząc na drogę. Wyłączył się kompletnie, jak wiele lat temu, podczas treningów i tortur jakich doświadczył w laboratorium. Maszyna skręcona ze stali i mięsa, stworzona jedynie do kopania leżącej na chodniku szyszki. Bezmyślnie. Greg nie chciał już o niczym myśleć. Przynajmniej dzień był ładny. Jeszcze nie udało mu się spotkać żadnego z tych ohydnych psisk. Ciepło jest. Nic do zmartwienia.
Kop.
Turluturluturluturluturluturluturluturlu... turlu...turlu...
...
Nie wiedział, gdzie zaprowadzą go nogi. Oczywiście, miał tą świadomość, że gdzieś tutaj mogła być Jocelyn. W sumie dlatego wyszedł na zewnątrz. Znowu musiał z nią porozmawiać, znowu tłumaczyć się z własnej nieudolności. Ile jeszcze będzie mu wybaczać? Każdy ma jakieś limity, a Gregowi szło to stanowczo za szybko.
Kop.
Turluturluturlu... Kop... Turluturlu...
Ejty nie potrzebował specjalnego zaproszenia na spacer, ten mały spryciarz przyczepił się do niego od razu kiedy Cyrkowiec wychodził z pokoju. Teraz dreptał za uciekającą szyszką, jakby liczył że jest to smaczna ryjówka czy inna polna drobnica. Grega irytowało to trochę, gdyż musiał uważać, aby zwierzaczka nie kopnąć. Z drugiej strony spoglądanie na Ejty próbującego polować z tymi krótkimi łapkami i króliczym łebkiem było niesamowicie rozczulające.
Kop.
Turluturluturluturluturlu...
Zauważył, że szyszka zboczyła ze ścieżki już dłuższy czas temu, ale nie spodziewał się, że tak daleko wturla się w trawę. Lekko przyśpieszył kroku, w ostatniej chwili zauważając, gdzie w sumie się kieruje. Szyszka znajdowała się na kocu, na którym siedziały dwie skrzydlate panie. No to ładnie. Przełknął ślinę. Nigdy nie będzie na to gotowy:
- Hej dziewczyny. Pikniczek widzę? - zapytał ze skrajną sztucznością. Nadal stał w miejscu, w którym stanął, jak petent przed drzwiami urzędnika. Czekał na zaproszenie do środka.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 6 Maj 2017, 16:18
Kiwnela glowa. Tak to fakt. Anomander jest wielkim facetem ale dla Joce to nic specjalnego. Ojciec był wysoki i wysportowany. Podobna posture miał jak dyrektor. Jednak patrząc na niego z perspektywy 12 letniego dziecka który boi się mężczyzn... Cóż. Nie dziwo że się go bała.
- Taak
Pamiętam jak z początku reagowalas na Grega a potem Bane'a. Prawdę mówiąc nie mialam pojęcia jak Ci wtedy pomóc. Marna ze mnie opiekunka - Joce skrzywila sie, stukajac się palcem w policzek. Naprawdę była wtedy bardzo zagubiona. Załoga się powiekszala, dochodziło jej obowiązków a Julia była bardzo strachliwa. Do tej pory Joce nie umie zajmować się dziećmi. Może to i lepiej że Greggie jest bezplodny? Podświadomie obawiała się tego że byłaby jak jej własna matka. Co jesli też nie posiada tego calego instynktu macierzyńskiego? Nie chciała by jakiekolwiek dziecko czuło się tak jak ona każdego dnia.
- Istny zwierzyniec! Anomander momentami też wydaje się bardzo... Dziki. Jeśli rozumiesz o co mi chodzi. Az mialam dreszcze. Dziwnie tak trochę. Niby jesteśmy ludźmi ale... Ten świat jest popaprany jak cholera. Nie chce Ci dawać zludnej nadziei ale z tego co wiem, opetaniec przeciętnie żyje do prawie dwustu lat. Kto wie. Może kiedyś, choć przez chwilę? Warto mieć nadzieję. Grunt by się w niej nie zatracac - nie była pewna czy pociesza Julie czy sama siebie. Oczy to jej prawie wypadły gdy dziewczyna zjadla surowe mięso swojej niechniurki. Wiedziała że niektórzy ludzie jedzą surową wołowinę. Tatar czy coś takiego. Ale żeby tak...
- Smakuje Ci to? - jej głos był odrobine piskliwy. Naprawdę była zdziwiona. Ona jak zje choć kapke surowego mięsa to zaraz ją mdli. Nawet gdy jest w zwierzęcej postaci. Banshee sprowadziła ją na ziemie szczypiąc w brzuch. Jej pysk zdawał się mówić : Grażyna. Daj no mnie tego mięsa.
Kobieta potarla ugryzione miejsce. Skarcila niechniurke i za karę, ta nie dostała już mięsa a ogórka z jednej kanapki. Samiczka fuknela obrazona i znowu wypiela się do wlascicielki tylkiem. Nie na długo jednak. Nagle coś usłyszała i szarpnela się do przodu.
- Czemu by nie. Wiesz... Jeśli będziesz chciała to... To możemy po zakupach iść do mojego domu. Pokazalabym ci twój pokój czy coś. Ale wiesz! Jak nie to nie. Nie będę zmuszac - byla lekko zawstydzona. Sama nie rozumiała dlaczego.
Teraz i ona coś usłyszała. Trzask galezi i chrzest piachu. Ktoś tu idzie. Cała się spiela. Nawet mięśnie skrzydeł gotowe były by wybić się od razu w górę. Rozluznila się jednak widząc ze to tylko Greg.
Czekaj.
Greg? Co on tu robi? Cholera. Na jej policzki wstąpił rumieniec i to dość mocny. Odwróciła głowę w drugą stronę. Dlaczego serce jej tak wali no? Zachowuj ze się. Nie masz przecież 15 lat.
Ale co ona biedna mogła poradzić na to ze mózg i serce ze sobą nie współgrają? Za każdym razem jak widzi Grega to ma ochotę się w niego wtulic z uśmiechem na ustach, a serce odstawia jakiś musical razem z derby.
Mimo że była nadal trochę na niego zła. Wzięła głębszy oddech by się uspokoić.
- Jeśli chcesz możesz zjeść z nami obiad. Później wybieram się z Julką na babskie zakupy i wrócimy najpewniej wieczorem. Chciałabym wtedy z tobą porozmawiać... - pod koniec jakas głupia wizja wlazla jej do głowy przez co jeszcze bardziej się zaczerwienila. To w połączeniu z poważną mina stanowiło dość zabawne połączenie. Banshee rzuciła się na Ejty gdy ten tylko podszedł bliżej.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 6 Maj 2017, 18:37
Julia spojrzała na siostrę, początkowo nie rozumiejąc pytania. Dopiero po chwili dotarło do niej co właściwie zrobiła -em...no wiesz... - zaczęła niepewnie -w trakcie moich nauk spędziłam prawie miesiąc pod postacią lisa bym przyzwyczaiła się do tej formy, nauczyła się polować i jak przeżyć w lesie. Wszystkiego uczyła mnie Amber- spojrzała na bursztynowego futrzaka - przez ten czas przyzwyczaiłam się do smaku mięsa, a uwierz mi, za takie mięsko jest o niebo lepsze od jakiejś polnej myszy, którą trzeba zjeść w całości- uśmiechnęła się nieśmiało, mając nadzieję, że nie zniesmaczyła tym skrzydlatej za bardzo. Taka była prawda. Nie tylko Greg był tutaj zwierzakiem, ale sama Julia również.
Jej oczy aż zabłyszczały - mam....mam u Ciebie pokój? - zapytała zaskoczona. Ale widocznie się ucieszyła, słysząc, że kobieta ma zamiar ją zabrać do siebie do domu. Chętnie zobaczy gdzie mieszka jej siostra. Jej pokój-mieszkanko już widziała. Co prawda wychodzi jak na razie na to, że częściej śpi z Toksynkiem, ale nie musi przecież tego mówić -bardzo chętnie zobaczę gdzie mieszkasz, tak jakbym musiała kiedyś gdzieś zniknąć - zaśmiała się i puściła siostrze oczko.
Usłyszała jakiś szelest prawie w tym samym czasie co Benshee. Zwróciła uszy w tamtą stronę, ale jej wzrok padł na szyszkę, która wylądowała na kocu, a którą to Kropka postanowiła upolować i teraz się nią bawiła w najlepsze. Spojrzała w kierunku przybysza i pomachała mu przyjaźnie. Usunęła się, robiąc mu miejsce na kocu - częstuj się, bo obiadek dziś bezmięsny jest - uśmiechnęła się zadziornie. Starała się, żeby wszyscy mieli dobre humory. Nie lubiła smutku i sztywnej atmosfery. Przecież nie o to chodziło, żeby się smucić. Czasem można, ale Julia uważała, że na dzień dzisiejszy już tego starczy.
Uśmiechnęła się miło do siostry, widząc jak ta się rumieni. Całe szczęście, że ona tak nie reagowała na widok ordynatora, bo by mieli problemy i to spore.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 6 Maj 2017, 22:21
Na słowa Jocelyn wzruszył ramionami:
- Nie jestem specjalnie głodny - wyznał szczerze. - Ale coś zjeść mogę.
Powoli, powolutku podszedł do nich, trochę jak zwierze, które trzeba oswoić, a trochę jak skazaniec prowadzony na rozstrzelanie. Ejty przyleciał przed niego, skoczył w stronę filiżanek i począł wyrywać zdobycz swojej ukochanej siostrzyczce. Czy była to tylko niewinna zabawa czy walka na serio, nie dało się stwierdzić, póki co, nie lała się krew. A Jocelyn odwracała się od niego. Nic dziwnego. Kurde, jeśli ta zła passa będzie trwała nadal, to w końcu przyjdzie mu kupić sobie zestaw żyletek. W celach innych niż golarskich.
- Jarskie rzeczy zdarza mi się jeść. - powiedział z pewnym zdziwieniem. Owszem, jako gryf żywił się głównie mięsem, ale w drugiej formie posiadał zęby i żołądek zdolny do przyswajania dowolnych pokarmów. Może po prostu wydał się im tak... męski? Że nie chciałby jeść nic innego? Nie wiedział, jak to interpretować. Powolutku usiadł na kocu, trzymając ramiona i nogi blisko siebie, nie kulił się, ale widać było, że nie czuje się komfortowo. Spoglądał to na Julkę, to na Jocelyn, nie wiedząc, o czym rozmawiały i jak mógłby podjąć temat.
- Te tam... szopingi, jak to się mówi... znaczy to są tereny podmiejskie Lalkowa. Czyli macie bliziutko. - rzucił w powietrze tą oczywistą oczywistość. Zjawiska kupowania dla frajdy nie potrafił zrozumieć. Przecież na głupotach traci się tyle pieniędzy, choć asortyment w Krainie wydawał mu się mniejszy niż to, co oferował sklepy w ziemskich centrach handlowych. Ale to tam te... babskie sprawy. Za wysoki poziom na jego prosty mózg. Machinalnie sięgnął do miski z mięsem dla zwierzaków i począł przeżuwać kawałek surowizny. Bardzo chciał zagadać do Jocelyn, ale postanowił na razie zaczepić Julkę, aby się rozkręcić.
- Julka... jakoś nie było okazji się zapytać. Co w sumie tutaj robisz? Od kiedy tu pracujesz? Poszliście do lekarza i tak jakoś się wam tu zostało? -bąknął półgębkiem.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 7 Maj 2017, 00:16
Machnela ręką na znak by dziewczyna się nie przejmowała. Częściowo była w stanie to zrozumieć. Żyjesz tyle czasu jako zwierz to przejmujesz jakies jego zwyczaje. Z resztą. Taka szkoła przetrwania w ciele lisa musi być dość interesującym przeżyciem.
Z drugiej jednak strony... Nie no. Co kto lubi. Jej nic do tego. Przecież nie każdy np przepada za serem pleśniowym czy grzybami. A ona? Je uwielbia. Taki ser plesniowy z dodatkiem żurawiny i chrupkiej bagietki... Ah. Raj dla podniebienia. Tak samo pewnie jest z tą surowizna.
Widziała jak zaskoczenie i radość malują się na licu Julii. Jocelyn poczuła ulgę jak diabli. Bała się chwilę że może Julka ją wysmieje czy coś. No bo w końcu... Nie widziały się tal długo, nawet nie wiedziały czy się jeszcze spotkają, a ta tutaj robi dziewczynie pokój u siebie w domu.
- Tak. Masz. Wiem że to może się wydawać lekko dziwne czy coś ale... Tak po prostu czulam że nie będzie to nic złego, ze jak cie odnajde może zechcesz ze mną zamieszkać, albo czasem po prostu przenocować. Mam nadzieje że Ci się spodoba. Nie jest tak wielki jak ten twój tutaj. - podrapala sie zawstydzona w głowę. Gdy Julia wyraziła jednak swoja chęć i nawet puściła jej oczko, kobieta znowu poczuła ulge. Czyli się nie wyglupila. Oby tylko teraz się nie okazało że wystrój jej się nie spodoba.
Banshee została zignorowana przez Ejty co jej się wyraźnie nie spodobało. Wzleciala w powietrze i podleciala do neichniurek, gwałtownie lądując na samczyku Grega, po czym uszczypnela go gdzies w okolicy karku.
Greg był speszony. Widziała to wyraźnie. Był taki ostrożny, nie patrzył na nią i był spiety. Zrobiło jej się go szkoda przez co trafiła ją cholera ale nie dala tego po sobie poznać. Dlaczego zawsze jak coś jest nie tak to ona mu współczuje i w końcu siebie obarcza winą? Tak jest w każdym związku czy jaki koń?
- No samym mięsem człowiek nie wyżyje. Jednak wiadomo. Faceci którzy są dobrze zbudowani zawsze lubią jak w ich posiłku jest mięso - powiedziała trochę ciszej, wzruszając ramionami. Nie była pewna czy pani Alice umie się teleportowac i czytać w myślach, czy jak ale właśnie wyszla zza krzakow z drugim koszem. Tylko ze mniejszym i białym. Uśmiechnęła się ciepło.
- Pomyślałam sobie że chętnie byście już coś konkretnego zjedli. Obiad na świeżym powietrzu. Jak odprężajaco! Życzę smacznego. - powiedziała, polozyla kosz obok tamtego i uśmiechając się odeszła w stronę kliniki.
Naprawdę miła z niej kobieta. Jest trochę jak te wszystkie matrony. Joce musi zapamiętac by coś jej kupić jak będą z Julia w mieście. Chociaż może... Drzewko pomarańczowe ma już dojrzale owoce. Może to byłoby lepsze?
Troche ją ubodlo ze Greg zaczal rozmowę najpierw z Julka ale no nic. Widać i jemu to co się stało lezy na wątrobie. Naprawdę muszą ze sobą porozmawiać, długo tak ani Joce ani on sam nie pociągną.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 7 Maj 2017, 12:00
- Myślałam, że mnie znielubiłaś po tym jak zniknęłam nagle z Banem - powiedziała niepewnie - w szczególności, że jak przybyłaś do Kliniki to zachowywałaś się jakbyś była na mnie zła... - opuściła niepewnie uszy - ale cieszę się, że tak nie jest, bo nie chciałabym być w złych stosunkach ze swoją siostrą - uśmiechnęła się w końcu i przytuliła ją mocno do siebie. Zauważyła, że kobieta przestała się tak opierać jak wcześniej. Może się przyzwyczaiła, albo po prostu było to spowodowane tym, że była zestresowana przez to w jakim stanie znajdował się Greg?
Obserwowała uważnie reakcję zakochanych. Wyglądali dziwnie. Jakby nie byli pewni czy są na siebie źli czy nie. Nie okazywała jednak tego. Słysząc ich słowa na temat jedzenia zaśmiała się - nawet drapieżniki w dziczy muszą jeść coś poza mięsem. Na przykład niedźwiedzie czy lisy zjadają chętnie owoce, takie jak jagody na przykład- uśmiechnęła - dlatego myślę, że jak zjesz coś bez mięsa to Ci mięśni nie ubędzie- pomerdała wesoło ogonkiem. Nie lubiła jak osoby naokoło niej się smucą, chciała jakoś rozluźnić atmosferę, bo pomału można ją było kroić nożem.
Gdy pani Alice przyniosła obiad od razu nałożyła każdemu porcję makaronu z serem. Joce dostała najmniejszą, Greg największą. Rozdzieliła to tak, żeby zawsze można było sobie dobrać jeszcze trochę. W końcu nie wiedziała ile jej siostra będzie jadła. Widziała, że je mało to nie będzie jej zmuszać, ale uznała, że lepiej, jakby miała możliwość sobie dobrać trochę więcej.
Słysząc pytanie Grega spojrzała na niego zaskoczona, połykając porcję makaronu. Nie sądziła, że do niej zagada, w szczególności, że zaraz obok siedziała Joce -po części masz rację choć nie do końca - powiedziała spokojnie -Bane został tutaj, ja dzień po operacji skrzydła i usunięcia blizn uciekłam, bo źle odczytałam słowa Bane'a i myślałam, że będę tu sprawiać problemy. Przez trzy lata uczyłam się swoich mocy, o Krainach oraz zdobyłam wiedzę medyczną. Trzy dni temu wróciłam do Kliniki z zamiarem praktykowania u pana Anomandera i jakoś tak wyszło, że zostałam pielęgniarką. Więc chyba odpowiedziałam na wszystkie pytania. Pracuję tu i mieszam podobnie jak Bane i pan Anomander. - wzruszyła ramionami i odłożyła swój talerzyk.
- A teraz już mi się idź przywitać ze swoją ukochaną- powiedziała poważnym tonem i pchnęła mocno osiłka w stronę Jocelyn -to, że wam ranek nie wyszedł, nie znaczy, że macie się o to boczyć cały dzień! - zrobiła naburmuszoną minkę - popatrz no na nią! - wskazała na siostrę - jak tylko Cię zobaczyła to się rumieni jak mała dziewczynka, a to znaczy, że cieszy się, że tu jesteś! A ty buło zamiast ją przytulić to idziesz do mnie, no wstyd - pstryknęła go palcami w nos - już mi się tu ładnie utulać!
Spoglądała na nich z poważną miną, czekając na ich reakcję. Jeśli się przytulili, przytaknęła zadowolona głową i pochłonęła szybko swój obiad -a teraz sobie pogadajcie bo potem porywam siostrę na babskie zakupy, a nie chcę, żebyście się cały dzień martwili i zastanawiali nad tym jak przeprowadzić rozmowę. - dodała przyjaźnie i przeciągnęła się, po czym zamieniła w liska - ja sobie pozwiedzam szopę i nie będę wam przeszkadzać - dodała i ruszyła w kierunku ruiny. Szła na trzech łapach podkulając jedną tylną, tę którą miała skręconą, ale nie wyglądało na to, żeby sprawiało jej to jakiś wielki problem. W tej formie o wiele łatwiej było jej się poruszać, dlatego też ją wybrała. Kropka i Amber od razu za nią ruszyły, by dotrzymać jej towarzystwa.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 7 Maj 2017, 16:21
Ejty gapił się to na Kropeczkę, to na Banshee, aby w końcu nie skulić się w kulkę w jego typowej pozie "zostawcie mnie wszyscy", reagując na nie tylko, kiedy podeszły zbyt blisko. Widać nie lubił zbytnio kontaktów rodzinnych. Greg przynajmniej się starał:
- Nic takiego żem nie mówił. Poczęstować się mogę wszystkim! A ponadto proteiny to tam można wyłuskać ze wszystkiego. - stwierdził, z pewnym zniechęceniem dźgając podany mu makaron widelcem.
- Cóż, dla mnie to było mocno abstrakcyjne. Tak jakbym poszedł do sklepu po bułki, a po trzech latach zostałbym sprzedawcą za ladą. Bo mi się tak zostało. Dziwne. - powiedział nawet nie wiedząc do kogo.
Przybliżył się do niej. I jeszcze troszkę. Ona go zechce? Nie zechce? Nadal jest na niego zła? A w sumie... po cholerę się nad tym teraz zastanawiać? Zawsze był człowiekiem czynu. Więc no. Tulas. Przytulas. Niezbyt mocno. Po chwili wkulił się głową do jej ciała, moszcząc się na jej ubraniach. Oczywiście, jeśli mu na to pozwoli. Jeśli nie... to nie będzie się jej dziwił. Zasłużył sobie. W sumie mógł odwrócić się do Julci i zapytać "tak dobrze?" jak by to zrobił jeszcze parę lat temu - co mu będzie dziecko rozkazywać. Ale nie chciał marudzić. Wtedy był kimś innym. Teraz nie jest zwierzęciem. Nie puszczałby zbyt szybko. W sumie puściłby dopiero, gdyby ona mu na to pozwoliła. O ile też.
Powolutku odprowadził Julię wzrokiem, po czym spojrzał Jocelyn z powrotem w oczy.
- Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. - szepnął. Nie wiedział, jakiej reakcji się spodziewać. Chyba nie zasługiwał na miłe słowo.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 7 Maj 2017, 20:16
Pokręciła powoli głową. - Ciebie nie. To Bane był prowodyrem i tylko jego jak to powiedziałaś... Nie lubię. W jakiś sposób od początku poczułam z tobą jakaś więź. I nawet jak ucieklas z Banem, mialam nadzieje ze jeszcze się spotkamy. A jak przybyłam do kliniki... Postaraj się mnie zrozumieć. Budze się nagle nie w swoim domu a jakimś zoo, widzę swojego ukochanego pierwszy raz od trzech lat. Ale on zamiast z miłością patrzy na mnie z nienawiścią i odraza. Widze ze jest ciężko ranny a on mówi ze to przeze mnie... Ja po prostu bylam tak... Skolowana, tak wsciekla na siebie i na świat że... Ehh. Potem pojawiasz się ty z Banem. Kolejny cios w przepone. Po prostu czulam się zagubiona i w pewien sposób wystraszona. Przepraszam jeśli zrobilam coś źle. - uśmiechnęła się krzywo. Co jak co ale w relacjach z ludźmi idzie jej gorzej niż w szachach. W szachach pionki chociaż nic nie czują a tu? Każdy ruch i słowo które ona wypowie powoduje że wszyyystko się sypie. Już nie mówiąc o tym ze rani innych. Gdy Julia ją przytuliła niezbyt wiedziała jak zareagować. Najpierw zesztywniala cała. Po chwili klepnela dziewczynę w plecy, tak lekko. Jezu, Joce zachowuj się.
Wziela głębszy wdech i rozluznila się. Odwzajemnila uscisk który okazał się naprawdę miłym odczuciem.
Uśmiechnęła się niemrawo na słowa dziewczyny. Jakby mięśni ubywalo od nie jedzenia mięsa to ona byłaby juz samą skóra i kośćmi. Dość upiorny widok. W zasadzie teraz ma po co żyć. Więc będzie się starać jak jasny gwint by wyjść z tego wszystkiego. Będzie trudno. Czuła to. Ale ma wsparcie zarówno Grega jak i Julii. Dostała jakieś psychotropy od Anomandera. Miała nadzieję ze pomogą. Nie chciała by coś takiego miało kiedykolwiek jeszcze miejsce.
Słyszała lekki szum w głowie. Jakby ktoś puscil wodę w kranie pare pokoi dalej. Tylko ze byla w lesie. Nie było tu kranow. Zmęczona tez zbytnio nie jest. Może to efekt stresu?
Jak dobrze że Julia nie nałożyła jej porcji dla słonia. Widząc taka porcję prędzej by chyba pognala w krzaki puścić pawia, niż zjadlaby. Już miała do polowy zapchany żołądek a zjadła jedną kanapke.
Joce od razu zabrala się za jedzenie. Greggie i tak nie miał chyba ochoty na rozmowę z nią.
Makaron był dobry. Ser fajnie rozplywal się w ustach, danie dobrze doprawione. Nie przebija jednak makaronu który ona sama robi. Brak tu tego magicznego składnika. Jadła powoli, długo żując każdy kęs. Który polkniety, ciążyl na żołądku niczym mała sztanga. Gdy zjadła połowę porcji... Więcej już po prostu nie mogła. Czuła ze zaraz pęknie. Czuła się zawstydzona. Nie lubiła jeść w towarzystwie z racji ze jadla jak jadła. Była to dla niej krępująca sprawa.
W zasadzie trochę jej ulzylo gdy usłyszała ze Julia nie była przez trzy lata z Banem. Ten mężczyzna był dla Joce jak jarzący się znak : Niebezpieczeństwo.
Wolała unikać tego typa ale cóż. Los się z niej smieje, plujac jednocześnie w twarz.
Nie mogła się nie uśmiechnąć gdy dziewczyna skarcila Grega. Co więcej nawet parsknela śmiechem. Posłała wdzięczne spojrzenie skrzydlatej. Sama była chyba zbyt dumna by jako pierwszej wyciągnąć rękę czy coś. Dziecinne nie?
Znowu się zarumienila gdy Julka powiedziała na głos o tym że Joce jak widzi Grega to się czerwieni. Cholerka. Czyli nie tylko jest jej gorąco i serce jej wali. Rumienisz się jak jakies jabłko na słońcu babo jedna... Kaszlnela raz by się ogarnąć. Jako tako. Chociaż trochę... Odrobine. Banshee jak to ona, miała gdzieś focha Ejty. Podeszła i podgryzala go w nogi, a jeśli ten chciał jej oddac, wzbijala się w powietrze i się z nim droczyla.
Dała się przytulic ale sama nie zrobiła nic. Do momentu az Julka nie poszla do szopy. Wtedy zaś sama polozyla głowę na ramieniu Grega, lekko go tulac. Ciepło jego ciała jak zwykle zadziałało kojąco na jej serce. Przeprosiny scisnely jej serce ponownie. Cholera by go. Dlaczego nie potrafi się wnerwiac na niego tak mocniej? I konsekwentnie? Wystarczy ze na nią spojrzy a ona już mieknie.
Korzystając z tego ze miała głowę tuz przy jego uchu sama szepnęła.
- Jesteś cholernym idiota. Ja w zasadzie tez, nawet nie umiem się na Ciebie porządnie wnerwic. Ale wiesz że tak być nie może nie? To było dość samolubne z twojej strony. Więc wieczorem rozegramy to po mojemu. I nie ma żadnych ale. Ja też mam swoje potrzeby Greggie. Kara też będzie. Bez tego byłoby nudno - pod koniec jej głos stał się lekko zlowieszczy. Wszelkie jednak złe domysły zlikwidować winno to że lekko go ugryzla w ucho. Następnie przytulila tak porządnie, wzdychajac.
- kocham Cie głupku - uśmiechnęła się lekko a następnie pocałowała go w usta. Nie był to długi pocałunek. Ale nie należał tez do zwykłych cmokniec. Była to swego rodzaju zapowiedź wieczora. Co on takiego w sobie ma że od zwykłego pocałunku robi jej się gorąco jak w kotłowni?
- Możesz już wrócić Julka - powiedziała tak by tamta ja usłyszała. Wiedziała ze nie musi krzyczeć. W końcu te lisie radary są wrażliwe nieprawdaż?
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 8 Maj 2017, 00:51
Julia westchnęła ciężko, słysząc te słowa. Skoro tak na niego zareagowała i myślała, że spędzili ze sobą cały ten czas...to jak zareaguje gdy się dowie, że są parą? To nie skończyłoby się za dobrze. Bardzo ją to zasmuciło, bo oznacza to, że nigdy nie będzie mogła siostrze przedstawić swojego lubego. Musiałaby pewnie wtedy wybierać między nimi...a ona nie chce dokonywać takich wyborów. Kochała Toksynka nad życie, ale nie chciała tracić siostry, którą dopiero co zyskała. Zabolały ją jej słowa, ale nie mogła pokazać, że coś jest nie tak -nie masz za co przepraszać. Całkowicie Cię rozumiem. Pewnie sama bym tak zareagowała, po prostu bałam się, że stan Grega nie jest jedynym powodem takiego zachowania - uśmiechnęła się.
Wyczuła jak kobieta się spina i już chciała się wycofać, gdy Joce ją przytuliła. Westchnęła cichutko i po chwili się odsunęła.
Bardzo zdziwiło ją zachowanie parki. Zachowywali się tak...nieporadnie? Sztucznie? Greg przytulił Joce ale jakoś tak...hmmm nie umiała tego określić. Do tego Joce tak mówiła, że go kocha, a teraz nawet go nie odtuliła. To wszystko było dla Julii dziwne. Nie musieli przed nikim ukrywać tego, że są razem, a mimo to ... szkoda słów.
Tulka rozglądała się zaciekawiona po ruinie. Dreptała, a obok niej biegały pozostałe futrzaki. Sama by się chętnie z nimi pobawiła, jednak bała się, ze bardziej uszkodzi nogę. Dlatego kuśtykała sobie po drewnianej podłodze oglądając pomieszczenie.
Nie zdążyła jednak zbyt wiele zwiedzić, ponieważ usłyszała głos siostry. Westchnęła więc i wróciła na koc, gdzie przybrała swoją prawdziwą postać -szybko wam poszło - stwierdziła zdziwiona. Myślała, że będą potrzebowali więcej czasu dla siebie. W tym czasie mogli zamienić ze sobą co najwyżej kilka zdań, ale to nie była jej sprawa. Skoro to im wystarczyło to w porządku, nie będzie naciskać. Uśmiechnęła się do nich miło i nałożyła sobie drugą porcją makaronu. Jadła go chwilę w ciszy, siedząc w lekkiej odległości od kochanków, żeby nie uznali, że się im narzuca. W końcu jednak postanowiła się odezwać.
-Greg jak będziemy z Joce szły do Kliniki, bo chciałabym się przebrać i trzeba oddać rzeczy z pikniku, to pokażę Ci gdzie jest ta polana, o której wspominał pan Anomander, dobrze? - zagadnęła wesoło. On jako jedyna z ich trójki wiedziała jak będzie wyglądał wieczór. Odbędzie się tu prawdziwa walka mitycznych stworów, ale wolała nie psuć parce niespodzianki.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 8 Maj 2017, 19:45
Greg słyszał jej słowa. Ciepłe. Kojące. No i obietnica kolejnych upojnych chwil. To było wręcz za dużo dla niego. Wewnętrznie czuł, że ta kobieta daje mu zbyt wiele. Może chciała mu w ten sposób wynagrodzić obicie mordy przez złe alter ego? Ale to nie fair. Nie wolno opierać związku na poczuciu winy. A chyba na to się zanosiło... Musiał postawić sprawę jasno, jak najszybciej.
- Joce... Jocelyn. Czy nie masz wrażenia że... wybaczasz mi za dużo? Tak wbrew sobie, bo to tak wypada? - wypalił półszeptem, przy jej piersi. Nie chciał znać prawdy, ale musiał. Jego głos drżał lekko. - Jeśli czujesz przeze mnie poczucie winy, za to, co się działo w zoo... to nie mógłbym tego znieść. Mnie możesz powiedzieć. Czuję, że wyczerpuję twój... swój limit. Że jeszcze jedna głupia akcja i nie będzie już dla mnie nadziei. - po tych słowach zamilkł ponownie. Układał sobie to wszystko w głowie, raz za razem. Chciał doprecyzować, dlaczego tak uważa. Poczekał z tym jednak, aż przybędzie Julia. Też powinna to usłyszeć. W końcu chodzi o gościa który był jej współpracownikiem. Nie. Greg nie jest przekupką na targu, aby od razu opowiadać o morderstwach, samobójstwach i gwałtach, w końcu byłoby to idealne paliwo dla Joce i dowód, że Szarak jest wszystkim, o co go oskarżała. A tu o Grega chodziło. Odwrócił się w stronę Julii, nadal trzymając Jocelyn w ramionach.
- Wkurzam wszystkich. Brakuje mi taktu i ogłady. Jeszcze zanim tu wróciłem to spotkałem Bane'a, niósł mi Ejty do pokoju. Chciałem z nim pogadać. Jakoś tak wspomniałem o MORII, a jemu odbiło. Jeszcze nie widziałem, żeby był tak... nie wiem. Bardziej nieludzki niż zwykle? Wkurzyłem go, poszedł sobie, roztrzęsiony. Powinienem myśleć, ważyć słowa. Teraz dokładnie wiem co przeżył, miał gorzej niż wielu Cyrkowców z Upiornego. Wysyczał mi wszystko prosto w twarz. Chyba wiem nawet więcej, niż powinienem... Jula, może powinnaś sprawdzić, czy wszystko z nim okej? Nie od razu teraz, ale dzisiaj. No i nie podałem ręki Anomanderowi, choć powinienem. On też musiał się wkurzyć. Jeszcze ciebie, Juluś, nie obraziłem w żaden sposób. Jak znam siebie, to chyba tylko kwestia czasu. - zasmędził na koniec. Każdy czasem potrzebuje poużalać się nad sobą. Na koniec wsadził sobie w usta wielką porcję makaronu, nie zastanawiając się nad jego smakiem. Ejty, kompletnie zirytowany zachowaniem siostry, podleciał i przycupnął na jego głowie. Razem wyglądali dość komicznie.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!