Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 8 Maj 2017, 23:04
- Gdyby tak było to bym powiedziała. Nie należę do osób co kryją się z tym co myślą. Zwykle potrzebuje trochę czasu by sobie wszystko poukładać ale jednak i tak mówię to co myślę. Rezultaty bywają jakie bywają ale uważam że jest to lepsze niż ukrywanie takich rzeczy. Wole gorzką prawdę niż slodkie klamstewka. A zatajanie różnych rzeczy zwykle działa mi na nerwy - uśmiechnęła się połgębkiem. Jako dzieciak nie raz miała z tej racji problemy. A to palnela od tak w sklepie do ekspedientki że ma wąsy jak facet co podwórka sprząta, albo asystentowi ojca że wygląda jak kaczor donald i tez jak on nie ma włosów. Różne takie. A ile ona się próbowała tego oduczyć... Az w końcu babcia nie wytrzymala i wysłała ją do tej szkoły z internetem. A tam... No efekty widać do teraz. Sztywne zachowanie, plecy proste jakby miała kij w tylku, zastanowi się dziesięć razy zanim powie, zdystansowana. Noo teraz doszły do tego te wszystkie popaprane elementy.
Chwilę milczała gdy Greg jej odpowiedział. Za dużo mu wybacza? Naprawdę tak jest? Prawdę mówiąc niezbyt zwracala na to uwagę. Chciała by był blisko, by mogła mieć w nim swoje oparcie, chciała by dał się jej kochać jak i ją samą darzyl uczuciem. Chciała z nim być. Czy to coś złego że wybacza?
Poczucie winy? Oj tak. Żebyś wiedział Greggie. Poczucie winy pali się w jwj trzewiach. Bo jest winna. W końcu to ona mu to zrobiła. Mniejsza z tym że tego nie pamięta. Nieistotne.
- Wiesz. Nie znam się zbytnio na tyvh uczuciach. Jesteś moim pierwszym facetem i pierwsza miłością. Wydaje mi się jednak że kochanie kogoś wiąże się z takimi sytuacjami. Nie o to tu chodzi? By sobie wybaczać, uczyć się siebie wzajemnie i wzajemnie wspierać? By razem dzielić ze soba problemy jak i szczęście? Nie wiem. Wydaje mi się że tak. Owszem czuje się nadal podle z tym co się wczoraj wydarzyło a poczucie winy będzie mi towarzyszyć bardzo długo. W końcu Cie zraniłam. Kto wie? Może byś tam umarł? Nie potrafię sobie tego wybaczyć. Nie znaczy to jednak że to co robię i mówię jest jedynie po to by zagłuszyć te wyrzuty sumienia. Chce Ciebie Greg i nie liczy się dla mnie to wszystko. Damy rade nie? Grunt by się nie poddawać - mowila jednocześnie lekko drapiac go po karku.
- Może i szybko ale treściwie. A to co zostało nie powiedziane, zostanie powiedzione wieczorem. - uśmiechnęła się nie wypuszczajac Grega z objec. Po prostu jeszcze nie chciała.
Julka odda rzeczy a joce będzie musiała wymyślić co zrobić z Banshee. Nie była pewna czy nadaje się na to by już chadzac w tlumie. W dodatku... Jakby nie patrzeć jest nowo powstala hybryda. Jesli wpadnie komus w oko będzie klops. No chyba że joce będzie mogła zabrać ze sobą katane. Tak, trzeba będzie o to zapytać.
Słowa Grega... Szczerze? Nie zdziwily jej. Chyba tylko ona jedyna widzi ze Bane jest niezdrowo kopniety. Ten jego perfidny uśmieszek powodowal że każdego jego słowo brzmiało dla niej jak kłamstwo. Ta opanowana maska... Co takiego za nia chowa? Kim Ty tak naprawdę jesteś Bane?
Pstryknela mężczyzne w nos. Fakt, był nieokrzesany ale taki jego urok. Nie chciała by się zmieniał tylko dlatego ze komuś coś mu w nim nie pasi. Pocałowała go w policzek wtulajac się w niego z powrotem. Banshee widząc ze Ejty ma jej dość ulozyla się obok kosza i postanowila się zdrzemnac. Samael wrócił ale nie sam. W pysku miał ze trzy tluste fretki. Wylądował lekko i bez problemu. Ulozyl się pod drzewem i zaczal palaszowac swoj obiad.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 9 Maj 2017, 12:09
Julia usiadła w pewnej odległości od parki, żeby im nie przerywać chwil ze sobą, których tak bardzo potrzebowali. W szczególności po tym co się ostatnio o sobie dowiedzieli i ile musieli sobie wybaczać. Do tego ten nieudany poranek. Naprawdę potrzebowali chwili dla siebie i Julia chciała im ją dać, ale skoro miała wracać to wróciła. Żeby nie stresować Joce, że coś w tej ruinie jej się stało, albo że wpadła do jakiejś dziury i nie może wyjść, a nie słysząc jej bo jest za daleko lub za głęboko.
Spojrzała na Grega, gdy ten zaczął mówić. Lekko zmarszczyła na krótki moment brwi, ale szybko wróciła do poprzedniej miny. Bane powiedział mu wszystko? Czy tylko część lub półprawdy? Sądząc po tym jak był zdenerwowany to najpewniej rzucił kumplowi w twarz wszystko. Tulka słuchała wszystko z zapartym tchem, modląc się w duchu, żeby Cyrkowiec nie powiedział za dużo. Jeśli powie Joce o gwałcie to skrzydlata będzie robić wszystko, że Julcia się z białowłosym nie mogła spotykać. Nawet w pracy, a tego dziewczyna by chyba nie przeżyła.
Przytaknęła głową, gdy osiłek się do niej zwrócił -myślę, że wszystko z nim w porządku - uśmiechnęła się - po prostu dla niego to wszystko jest jeszcze świeże, w końcu uciekł z laboratorium jakieś trzy lata temu, a to nie jest wystarczająca ilość czasu- powiedziała spokojnie -Bane głównie pochłonięty jest swoją pracą, więc szybko dojdzie do siebie. Ale zajrzę do niego później czy na pewno wszystko jest w porządku - obiecała Gregowi.
Po chwili jednak zmarszczyła brwi. Czemu Bane jest taki podekscytowany? Pomyślała. Zamyśliła się lekko przez to i spoglądała w kierunku Kliniki, nieświadomie ściskając w dłoni Blaszkę. Ocknęła się słysząc ostatnie słowa Gregory'ego - Greg nie przejmuj się tym tak. Pan Anomander nie wyglądał na złego, że nie uścisnąłeś mu dłoni, a możesz to zawsze zrobić wieczorem. A co do denerwowania mnie to jak na razie jeszcze Ci do tego daleko - zaśmiała się, ale w jej rudej głowie pojawiła się myśl W przeciwieństwie do naszego Ordynatora.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 9 Maj 2017, 19:13
Greggie uśmiechnął się uroczo. Serio. Facet ten miał w sobie niesamowite pokłady uroku osobistego, które zalegały w nim pod warstwą brudu i nikotyny. Ale obietnica seksu potrafiła zmyć to wszystko z niego i pozwolić owej słodkości lśnić. Część z tego olśniła równieżna Julię, kiedy postanowił jej odpowiedzieć na chęć zobaczenia co u Bana:
- Tak też myślałem. Dzięki. - odezwał się do Julii. Urocze dziecko. Miło, że udało jej się zaprzyjaźnić z Banem. Wydawał się tego potrzebować.
- I tak zanosi się na to, że będzie się ze mną bić. To nawet mi imponuje. - powiedział tak o, w powietrze. Dziewczyny nie musiały wcale tego słyszeć. Ale chyba powinien okazać, że nie zamierza być z panem dyrem gadookim na wojennej ścieżce. Stąd to głośne myślenie. - Kiedy inni spotykają potwory, zwykle przed nimi uciekają. A on stanął i powiedział, że chce mnie przetrenować bo nie prezentuję się dość godnie na gryfa. Choć poza tym to wielgachny facet. Sięgam mu raptem do barku. Na słabego też nie wygląda. Może jest zbyt pewny siebie. - stwierdził dość luźno, kładąc się na kocu i spoglądając na chmury. Nie raz i nie dwa stawał z przeciwnikami większymi od siebie nie tylko wzdłuż, ale i wszerz. Nie raz i nie dwa przerabiał takowych na mielonkę, którą potem w kostnicach zostawiano jako "niezindetyfikowanych". W większości przypadków działał z zaskoczenia, ale wielu Lustrowców widziało już tyle dziwności, że nie dało się niczym zaskoczyć. I tak potrafił w takich sytuacjach dać sobie radę. Miał po swojej stronie kły, szpony, dziób, dodatkową parę metalowych kończyn i magię. Owszem, w jego stylu walki nie było piękna i godności, jak nie było jej w nim samym
- Podam mu dłoń po mordobiciu. Z czystą przyjemnością. - powiedział pyszałkowato. Jeszcze wszystkim pokaże, aż gatki im spadną. Myślenie o przyszłym zwycięstwie poprawiało mu humor. Spoglądał w chmury. doszukując się w nich kształtów znajomych dla oka. Tamta wyglądała jak krokodyl. Tamta jak lokomotywa z naroślą z boku. A tamta...
- Jocyś! Tamta chmurka wygląda jak serce, nie uważasz? Znaczyy... takie po ośmiu wylewach i nowotworem. Zrobione z waty cukrowej - dodał ze śmiechem, trącając skrzydło dziewczyny swoim i wskazując na niebo. Ejty wskoczył na jego ramię, jakby Greg nie był dla niego niczym więcej jak tylko wygodną podpórką.
- Widzisz te niebo, ten cały błękitny bezkres i słońce? Przy twoich oczach to chuj. - rzucił swoim najlepszym komplementem. Chłopacy w barach zawsze powtarzali, że dzięki temu tekstowi zdobywali każdą. Chciał, aby Joce poczuła się tym doceniona.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 9 Maj 2017, 21:54
Trzy lata temu? Że he? Podrapala się w głowę. O ile dobrze pamiętała to cyrkowcy byli stworzeni na jakąś tam wojne czy coś takiego. I było to dość dawno temu. Trzymali Bane'a w tych laboratoriach tyle czasu? Czy stworzyli go te trzy lata temu? A jeśli tak to dlaczego akurat teraz? Miał w sobie coś wyjątkowego co ich zaciekawiło? Czy może MORIA szykowała się znowu na coś? Czyżby KL coś zagrażało? Tylko... Czy przez te trzy lata nie zauważyła by czegoś? Jakies szepty, zaginięcia, niewyjaśnione porwania i etc? Wręcz przeciwnie. Ostatnio w krainie jest bardzo spokojnie. Można by powiedzieć że leniwie. Dlaczego więc akurat wtedy Bane? O co chodzi?
Nie podobała jej się za bardzo wizja : Bane z Julią sam na sam w pokoju gdy ten ma podły humor. A co jesli mu coś odwali? Ten idiota jeśli się wscieknie i uderzy jej siostrę? No chyba by go zabiła... Nawet nie chyba. Sam Anomander nie byłby w stanie jej powstrzymać. Wolalabym by Julia nie była sama spotykając się z tym typkiem. Wiedziała jednak że nie ma tu nic do gadania. Julia i tak zrobi jak uważa. Spojrzała na dziewczynę i spostrzegla ze ta bawi się swoim naszyjnikiem. Który wyglądał jak połówka serca. Urocze.
Poparla slowa Julki, kiwajac głową. Dyrektor naprawdę nie wyglądal na złego gdy Gregu nie uscisnal mu dłoni. Raczej się tego spodziewał.
Nie chciała robić znowu z igly widły ale poczuła trochę jakby Greg zignorował albo nie usłyszał tego co mu powiedziała. Zero reakcji zaś przeszedł i uczepil się tematu Bane'a i sparringu z Anomanderem. Rzuciła mu przelotnt uśmiech i usiadła na kocu. Samael skończył posiłek i drzemal teraz leniwie pod drzewem. Banshee zas lezala rozwalona jak zaba na lisciu i tez zaczynała przysypiac.
Walka między dyrektorem a Gregiem zapowiadała się ciekawie. Nigdy jie widziała swojego lubego w akcji więc będzie to dla niej nowość. Chciała też na własne oczy przekonać się z jakiej gliny ulepiony jest Anomander. Dlaczego jest tak pewny siebie mimo że staje w szranki z gryfem? Serce z chmur? Spojrzała w niebo ale chmura która wskazal Greg bardziej przypominala jej brzoskwinie i to taka wychudzona. Może brakuje jej wyobraźni? Uśmiechnęła się do Grega. Wszyscy już zjedli więc powinny się powoli zbierać. Nie usmiecha jej się tulanie z zakupami noca po jakichs lasach.
Zeeee... Co? Niebo i slonce to chuj przy jej oczach? Podniosła jedną brew nie rozumiejąc. Przecież ona ma oczy w kolorze jasnego bursztynu... A nie polaczenia niebieskiego z żółtym. Zielone z resztą tez nie sa. A może Greg jest daltonista? Nie wiedziała jak to odebrać. Komplement czy obelga? Nigdy nie spotkała się w swoim życiu z takim stwierdzeniem wiec ciężko jej było osadzić. Tak więc przemilczala to. Zaczela chować wszystko do kosza.
- powinnyśmy się zbierać. Nie chce wracać po ciemku tymi lasami a dopóki prazy ciepłe słońce dobrze jest korzystać - uśmiechnęła się. Gdy spakowala już wszystko poprosiła ich by wstali z koca po czym go złożyła i polozyla na wieku kosza. Wygladzila swoją sukienke i wzięła Banshee na ręce. Samael leniwie otworzył oczy, ziewnal szeroko po czym wstał i ruszył za swoją panią, gdy ta ruszyła w stronę powrotną.
- Myślę ze zostawie te dwójkę w sali. I tak sa zbyt senni by ich ze sobą tachac. - Banshee byla tak zmęczona ze dala się nawet poglaskac.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 10 Maj 2017, 06:27
- Nie ma za co- uśmiechnęła się miło do mężczyzny. Słuchała uważnie jego wywodu na temat pana Anomandera, a na jej twarzy z wolna pojawiał się dziwny uśmiech. Tajemniczy i przy tym trochę drapieżny. Nie mogła uwierzyć, że ktoś kto mógł się zajmować walkami z wieloma istotami, tak lekceważy swojego przeciwnika. On w nim widzi normalnego człowieka czy jak?
-Myślę, że to Ty jesteś zbyt pewny siebie - powiedziała, a uśmiech nie znikał z jej twarzy. Oparła głowę policzkiem na kolanie podkulonej nogi i wpatrywała się w Grega uważnie. Poruszała też swoim puchatym ogonem, trochę jak kot, który właśnie wytropił swoją ofiarę - Nie znasz w ogóle swojego przeciwnika, a wyglądasz jakbyś już był pewny tego, że wygrasz- patrzyła mu prosto w oczy. Może i była strachliwym stworzenie, ale wiedziała, że Greg jej nie zrobi krzywdy, tym bardziej, jeśli zaraz obok była Jocelyn. Chciała mu jednak pokazać, że pozory potrafią mylić i nie wszystko jest takie jakie wydaje się na pierwszy rzut oka -pamiętaj, że pan Anomander nie jest zwykłym człowiekiem tylko Opętańcem i nie tylko Ty masz po swojej stronie moce- Tak samo kły i pazury dodała w myślach, ale nie chciała psuć im niespodzianki - Dyrektor może nie jest typem wojownika, ale obronić się potrafi. Same jego skrzydła stanowią już broń- wzruszyła ramionami. Taka mała podpowiedź nie zepsuje całej zabawy. W szczególności, że wywerna, ma większe skrzydła niż Opętaniec i trudniej je będzie unikać. Poza tym czy Cyrkowiec widział już kiedykolwiek jakiegoś smoka? Ma szczęście, że Anomander nie umie ziać ogniem -radziłabym Ci rozruszać trochę to gryfie ciało przed walką, malutki skurcz często potrafi przesądzić wynik walki, a ja widziałam już wielu, którzy byli zbyt pewni siebie i nie docenili swojego przeciwnika. Sama kiedyś dostałam polecenie upolowania kulawego zająca. Byłam pewna, że nie będzie to trudne, ale okazało się, że nauczył się z tym żyć. W życiu nie miałam takich zakwasów i nauczyłam się by zawsze utrzymywać lisie ciało w formie, nigdy nie wiadomo, kiedy będzie mi potrzebne. - jej uśmiech się pogłębił, a jej pióra lekko napuszyły z ekscytacji. Nie mogła się doczekać tej walki. Na pewno będzie chciała ją uwiecznić. Ale to już po walce. Wystarczy jej pamięć, nie musi czegoś szkicować na bieżąco. W szczególności, że pewnie byłoby to praktycznie nie możliwe. Walki są dynamiczne i nie ma zbyt wielu momentów, które umożliwiają dokładne przyglądanie się. Dodatkowo chciałaby to obejrzeć, a nie spędzić wieczór wgapiona w kartkę i próbująca coś tam naszkicować w całym tym zamieszaniu.
Coraz mnie podobało jej się to co czuła przez Blaszkę, ale starała się tego nie pokazywać. Nie mogła zdradzić za wiele. Jeśli powie siostrze, że coś podejrzewa ta się wkurzy i będzie chciała spotkać lubego Julii, albo kapnie się wieczorem, jeśli zachowanie lisiastej w stosunku Ordynatora się zmieni. Musiała być z tym bardzo ostrożna, bo może dojść do tragedii.
Z zamyślenia wyrwały ją słowa Grega. Przeniosła wzrok na chmury i szukała odpowiedniego kształtu. Przekręciła nawet głową, ale nawet jej artystyczna wyobraźnia nie pomagała jej w tym. Postanowiła się jednak nie odzywać, nie chciała, żeby Gregowi zrobiło się przykro. Powstrzymała śmiech w ostatniej chwili, gdy porównał niebo do genitaliów. Dodatkowo kolor się nie zgadzał z kolorem oczu Joce, ale tu też uznała, że lepiej trzymać język za zębami. To były ich sprawy ale jeśli Greg też nie miał wcześniej partnerki, to moze nie wiedzieć dokładnie jak ma się zachować. Nauczy się.
Przytaknęła siostrze, gdy ta zarządziła wymarsz. To był naprawdę dobry pomysł, w końcu Tulka będzie opóźniała trochę marsz i nic na to nie poradzi. Poprosiła Grega o pomoc w wstawaniu. Było to dość uciążliwe, gdy za bardzo nie możesz stanąć na jedną nogę. Spakowała szybko swoje rzeczy i usunęła się z koca. Zawołała też dziewczynki, zastanawiając się co ma z nimi zrobić. Też wyglądały już na padnięte po tym brykaniu.
-Greg jeśli chcesz to Ejty też weźmiemy do sali, żebyś mógł sobie spokojnie poćwiczyć. Polana jest zaraz za tymi krzakami - wskazała kierunek -nikt tam nie chodzi, więc nie musisz się martwić, że ktoś Cię zobaczy. Psy są zamknięte, więc o nie też nie musisz się martwić. Ewentualnie powiemy pani Alice, że jest możliwe, że wrócić do środka w gryfiej formie i żeby pilnowała psa, który stróżuje w środku. Ale nie powinno być z tym problemu - uśmiechnęła się do osiłka miło.
Jeśli wyraził taka chęć to wzięła małego gbura i posadziła sobie na ramieniu. O dziwo nie protestował zbytnio. Wzięła swoje rzeczy i skierowała powoli w stronę swojego pokoju.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 10 Maj 2017, 11:33
Greg czuł się mimo wszystko zrelaksowany. Było mu znowu lepiej, jego poczucie własnego ogarnięcia ponownie wzrastało.
- Ciekawe jak wielkim czarnoksiężnikiem jest. Ja nie jestem w stanie czarować bez papierosów, więc... eech. Dobrze. Jakoś się przygotuję. - stwierdził luźno, jakby chciał powiedzieć "spokojna twoja głowa mam wszystko pod kontrolą". A ponadto - co go będzie dziecko pouczać? On sam wyszedł z tylu bójek, to powinien wiedzieć, o co chodzi. Żadna z jego form nie była w złej... formie. No cóż, nie dało się tego nazwać inaczej. A to, że nienawidził psów i panicznie bał się ich szczekania nie było kwestią fizycznej słabości. Choć faktycznie, małe rozciąganie nie zaszkodziłoby w najmniejszym stopniu. Pokiwał ponownie głową, kiedy Jocelyn stwierdziła że chciałaby już sobie iść, zanim zdał sobie sprawę, że z powodu wcześniejszego doła nie potrafił niczego przełknąć i czuł się nadal głodny:
- Eeej jeszcze nie zjadłem wszystkiego! - zawołał, podnosząc talerz i pakując sobie do ust olbrzymie ilości makaronu. Musiał mieć sporo energii, aby jakoś się ogarnąć w tym pojedynku. Przy okazji też łapał w ramiona wszystko co jeszcze zostało na kocu, aby mieć też coś przekąsić na później. Jedzenie wydawało się być niesamowicie apetyczne, dlatego będzie mu ciężko nie jeść go od razu. W końcu zdecydował, oczywiście po wcześniejszym zapytaniu się dziewczyn, wziąć wiklinowy koszyk, jaki miały ze sobą. I tak odda. Wstał więc na równe nogi i zszedł z koca, aby zaraz po tym na niego wrócić i pomóc Julii wstać mocnym szarpnięciem, ewentualnie asekurując ją, gdyby straciła równowagę. No tak, przecież już przy śniadaniu wspominała o uszkodzonej kostce, powinien o tym pamiętać - najwidoczniej zbytnio skupiał się na Jocelyn.
- No to do zobaczenia, dziewczyny. Ja tu jeszcze chwilkę pobędę. A Ejty... niech zostanie tu ze mną. Muszę się do niego przyzwyczaić. A on do mnie. - dodał luźno, klepiąc włochatą kulkę, która ciągle siedziała na jego ramieniu jak żołnierz na posterunku. Podszedł jeszcze ponownie i cmoknął Jocelyn w podbródek. I tak zobaczy ją zaraz. Zamierzał pobyć tu z godzinkę maksymalnie. Odprowadził je wzrokiem, po czym ruszył za szopę, w miejsce, w które wskazała mu Julka.
Polanka była niewielka, ale on też był niewielki, więc pasowało. Westchnął, po czym złapał Ejty i postawił go na ziemi, ten zaś ponownie próbował podreptać do jego nogawki. Złapał go ponownie i spojrzał z irytacją. Może jednak zostawienie go z resztą Niechniurek nie było takim złym pomysłem? Odstawił Ejty na trawę i począł się rozbierać, już drugi raz dzisiaj. Nie potrzebował tego, rzecz jasna mógł przemienić się ot tak, ale nie chciał potem łazić po polanie i szukać skarpetki, która odleciała za daleko. Wszystkie ubrania jako tako złożył i odłożył do koszyka, zostając w samych bokserkach. Po chwili polanę przykryła gęsta chmura dymu, z której wyłonił się ten prawdziwy, wewnętrzny Greg. Złapał w dziób gacie i wrzucił je tam, gdzie resztę ubrań. Ejty gapił się na niego wielgachnymi oczyskami, zdziwiony że jego pan stał się czymś zupełnie innym - nawet jeśli miał szansę oglądać to wczoraj wieczorem.
No i rutyna, jak przed występem. Truchtem kółeczko, drugie, trzecie, czwarte. Grzbiet, siad, grzbiet, siad, turl w lewo, turl w prawo. Łeb w lewo, łeb w prawo i pełen obrót. Czuł jak jego ciało rozgrzewa się a serce przyjemnie przyspiesza. Przysiad na cztery łapy, drugi raz, trzeci, dziesiąty. Nie za dużo, musiał mieć jeszcze energię. Rozkręcił swoje skrzydła, pozwalając im naśladować wirniki helikopterów i wydawać z siebie donośny łopot. Cios skrzydłem, lewym, prawym, lewym, prawym, jak ramionami modliszki. Kolejne parę kółek, tym razem szybciej. Fikołek przy pomocy skrzydeł, bez pomocy, aby tylko ich nie ułamać, co się z dwa razy zdarzyło - wynajęcie Marionetkarza do napraw sporo obiło go po kieszeni. Znowu koci grzbiet, potem parę pompek na przednie łapy. Cios łapą, z lewej, z prawej, aby jak najgłębiej wbić się pazurami w powietrze. Po chwili wbił pazury w ziemię i zaorał nimi głęboko, napinając mięśnie grzbietu, które były najważniejsze, rozciągając przednie łapy i pachwiny. Musiał być szybszy, zwinniejszy od pana Dyrektora, uderzać jak uderza piorun. Walcząc z kimś o tyle wyższym, nie wolno mu było polegać tylko na sile, a stawiać bardziej na zwinność. Parę wolnych, głębokich rozciągnięć... trochę go tam pobolewają kwasy... I powtórka, raz, dwa, trzy, cztery...
W końcu stanął na środku polany, zmęczony i szczęśliwy. Czuł każdy mięsień pod skórą a w jego mózgu szalały endorfiny. Może odrobinkę przedobrzył, ale miał jeszcze wystarczająco czasu na odzyskanie straconych sił. A ponadto była to dla niego zbyt wielka frajda. Rozejrzał się w poszukiwaniu Ejty - siedział słodziak na krzaku i tylko się patrzył. Ciekawe, czy bardzo się go bał. Greg wyjął dziobem z kieszeni papierosa oraz krzesiwo, odpalił iskrę pazurem i umiejętnie złapał ją na nikotynowy rulonik. Po chwili znowu stał tam jako człowiek, a jego plastikowo-gładka skóra lśniła od potu. Wyciągnął się jeszcze parę razy, zanim zaczął się ubierać, obserwując ruch mięśni pod skórą. Czuł się jak największy twardziel po obu stronach lustra. Niech no mu który podskoczy! Ledwo tylko naciągnął spodnie, rzucił się do jedzenia, gdyż potwornie zgłodniał. Ejty, wcześniej onieśmielony, też musiał zauważyć posiłek i powoli podkradł się do mężczyzny. W ciągu dziesięciu-piętnastu minut zjadł wszystko. Ominął tylko ciastka, aby nie napychać się pustymi cukrami... choć było mu ich serdecznie żal, bo lubił słodycze. Odda je Jocyś, będzie jej miło. Było mu zbyt gorąco aby nakładać koszulę, dlatego postanowił założyć ją tuż pod budynkiem, aby pani lalce nie siać zgorszenia. Pogwizdując, ruszył w kierunku kliniki, z Ejty siedzącym na metalowym skrzydle, dumnie uniesionym nad głową...
Godność: Dyster Wiek: Wizualnie 16 lat. Rasa: Marionetka Wzrost / waga: 101 cm 16 kg Aktualny ubiór: Skórzane, brązowe, lekko powycierane spodnie, wojskowe buty, półcienny chlebak noszony paskiem na skos przez pierś. Pod ręką: Broń, chlebak. Broń: Dwa długie sztylety przy pasku. Nagrody: Bursztynowy Kompas
Dołączył: 03 Kwi 2016 Posty: 39
Wysłany: 2 Czerwiec 2017, 02:18
Kolejny ciepły dzień dobiegał końca. Słońce, okrutna, rozszalała bestia przepełniająca świat swym gorącym oddechem udawała się na spoczynek u stóp swoich panów w obrotach sfer niebieskich, pozostawiając po sobie chłodną pustkę, która z wolna wypełniała aksamitna noc. Czując nadchodzącą Samotną Damę świat zamykał się i nikł. Milkły gwary wielkich miast, małych miasteczek, wiosek i osad, gasły ogniska ludzkiej aktywności, zwierzęta chowały się do nor a ptaki powracały do swych gniazd. Dzień, uosabiany przez szalejącą i wypełniającą świat żarem bestię, był czczony od dawien dawna. Jego nadejście witały śpiewy ptaków, budzące się do życia ludzkie osiedla, otwierające się kielichy i pąki kwiatów a także inne żywiołki małych i większych stworzeń. Cały świat łaknął uwagi Złotej Bestii. A noc? Cóż, Czarna Dama ze swoim srebrnym synem zawsze pozostaje sama. Nie witają jej śpiewem ptaki, bzyczeniem pracowite i pożyteczne owady, poczciwi ludzie nie pracują w jej objęciach. Noc jest matką większości ludzkich lęków. Jakiż strach ogarnia ludzi gdy nie widzą tego co jest przed nimi albo za nimi. To ona rodzi potwory i demony umysłu, wypuszcza na żer wygłodniałe bestie i pomaga tym których wygląd lub natura nie pozwalają na działanie w czasie panowania Ognistego Hegemona.
Matka noc nadeszła okrywając całunem ciemności świat. Niewielka istotka, chłopiec zaledwie usiadła przy rozpadającej się szopie porośniętej różami, która stała w środku parku. Malec ruchami palców czytał fakturę zmurszałych desek, liście, kwiaty i kolce róży.
- Gdzie jesteś? Błagam, nie zostawiaj mnie samego. – wyszeptała istotka miękkim, ciepłym i melodyjnym głosem dziecka, ale odpowiedź nie nadeszła, bowiem nikogo w pobliżu nie było. Tylko gdzieś w odległej części parku rozszczekały się psy.
- Samotność boli. Tak bardzo boli. Dlaczego mnie zostawiłeś? – łkało dziecko przy zmurszałej ścianie - Mówiłeś, że jestem Twoim przyjacielem. Przecież mnie kochałeś. Błagam, przytul mnie.
I ta prośba pozostała bez odpowiedzi. Nocny świat był głuchy na błagania chłopca. Malec uklęknął i oparł głowę o deski tworzące ścianę. Trwał tak przez chwilę po czym z wolna wstał i wszedł do środka szopy.
- Dobranoc, śpij dobrze i niech Ci się przyśnią same piękne sny. Nie obawiaj się potworów, będę nad Tobą czuwał przez całą noc. – wyszeptał chłopiec siadając w kącie pod rozpadającą się ścianą naprzeciw wejścia i wyjąwszy z chlebaka kawałek papieru położył go sobie na kolanach. Chwilę później dobył zza pasa wielki i najwyraźniej bardzo ostry nóż - Tak bardzo Cię kocham.
Kropla wilgoci, która osadziła się na zapadniętej desce dachu opadła mu na twarz i przetoczyła się po policzku robiąc mokry ślad. Wpadające przez wejście światło księżyca oświetliło smutne oblicze chłopca o czarnych włosach i bursztynowych oczach, który wydawał się płakać bezgłośnie.
Nóż błyszczał zimnym srebrem dobrej stali.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 12 Lipiec 2017, 09:34
Kuśtykała powoli w kierunku starej szopy. Tutaj było najlepsze miejsce do tego, żeby spędzić noc. W szczególności ze zwierzakami. Psy się tutaj nie zapuszczały, a do tego było tutaj pełno nor, w których mogły spać, jeśli jednak Tulka uznałaby, że lepiej nie spać tak całkiem na widoku. W końcu nie wiedziała, czy ten park jest jakoś pilnowany w inny sposób niż przez wierne psy Anomandera, czy jest możliwość aby jakoś tu wejść w nocy.
Na szczęście żaden z psiaków nie zawracał jej głowy. Dziewczynki chyba przeczuwały, ze ich pani nie ma nastroju na psoty, więc po prostu było cicho i grzecznie. Gdy doszły do szopy Tulka puściła Kropkę na ziemię, prosząc, żeby nigdzie nie uciekała. Rozejrzała się, jednak nie widziała nikogo. To dobrze. Spojrzała na rozgwieżdżone niebo. Po policzkach znów spłynęły jej łzy. Była sama. Tak bardzo chciałaby się przytulić do ukochanego. Tak bardzo chciałby teraz z nim być. Wtulić się w niego, poczuć jego ciepło. Ale wiedziała, że to jest niemożliwe. Niebyli już ze sobą. Byli tylko kolegami z pracy, nikim więcej. Tulką wstrząsnął szloch.
Weszła powoli do szopy, ocierając łzy. To co zwróciło jej uwagę to błysk księżycowego światła, które się od czegoś odbijały. Dopiero teraz zobaczyła, że ktoś tutaj siedzi. Zatrzymała się w wejściu u niepewnie położyła uszka -przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś tutaj jest - już chciała się wycofać, gdy zauważyła, że chłopiec chyba płacze - czy...czy wszystko w porządku? - zapytała nieśmiało i zbliżyła się do niego ostrożnie. Przyklękła niedaleko, tak żeby go nie wystraszyć, ale jednak, żeby lepiej go widzieć. Otarła też łzy z policzków. Mimo iż jej serce zostało dziś złamane, zawsze przejmowała się bardziej innymi. Tak było też w tym przypadku.
Godność: Dyster Wiek: Wizualnie 16 lat. Rasa: Marionetka Wzrost / waga: 101 cm 16 kg Aktualny ubiór: Skórzane, brązowe, lekko powycierane spodnie, wojskowe buty, półcienny chlebak noszony paskiem na skos przez pierś. Pod ręką: Broń, chlebak. Broń: Dwa długie sztylety przy pasku. Nagrody: Bursztynowy Kompas
Dołączył: 03 Kwi 2016 Posty: 39
Wysłany: 13 Lipiec 2017, 01:26
Obrośnięta różami szopa, niewielka oaza wspomnień na wielkiej pustyni czasu, z wolna chyliła się ku upadkowi. Niszczycielski różany całun, który niczym wielobarwna, pachnąca kołdra okrywał ruderę, paradoksalnie zdawał się też utrzymywać ją w całości. Wprawdzie jedna ze ścian szczytowych dawno już się zapadła powodując jednostronne zawalenie się konstrukcji a zarwany dach, popękane belki, spulchniałe rozwory, zawilgocone i spękane klepisko oraz wybrzuszone ściany świadczyły o tym, że walka czasu z materią, na mocy odwiecznego, niechcianego i niesprawiedliwego wyroku, skazana jest na przegraną. Mimo to, drewniane dzieło rąk dawno zapomnianego twórcy ciągle dzielnie stawało do z góry przegranej walki jakby chciało zaprzeczyć ponurej rzeczywistości.
Malec pamiętał tę szopę, gdy była jeszcze w całości. Pamiętał radość na obliczu swojego jedynego przyjaciela gdy przekraczali jej progi. Pamiętał to, jak się śmiali i bawili. W tamtych radosnych chwilach szopa stawała się tym, czym tylko dziecięcy umysł chciał by się stała. Była pirackim galeonem na wzburzonym morzu, była cyrkowym namiotem w którym malec prezentował przyjacielowi swoje rozliczne sztuczki oraz areną walk gladiatorów, na której toczyły się zażarte starcia na poduszki. Z biegiem czasu szopa stała się też warowną twierdzą dzielnych rycerzy, który po licznych przygodach osiedli tu by wieść spokojne życie pełne obfitych w słodycze uczt i dyskusji aż po świt.
Cokolwiek było dawniej teraz odeszło w niebyt. Nie było już śmiechu w różanym ogrodzie. Zastąpił go smutek, ból, samotność, poczucie straty i zdawałoby się odwieczne, powtarzane jak mantra słowo: dlaczego?
Malec siedział nieruchomo w kącie szopy patrząc w wejście. Jego matowe oczy zdawały się spoglądać w jakąś odległą krainę, i tak było w istocie. Siedzący pod ścianą malec wpatrywał się w przeszłość. Wiedział, że nie mógł marzyć, nie pozwalała mu na to jego natura, ale oczyma wyobraźni widział płonące, zawieszone na ścianach lampy naftowe, których ciepły, delikatny blask okrywał bursztynowożółtym kocem całe wnętrze szopy. Oparł się plecami i głową o ścianę i poczuł przyjemną fakturę oraz zapach żywicznego drewna oddającego zmagazynowane przez cały dzień ciepło. Uszy znowu słyszały nuconą z cicha piosenkę , której słów nie był sobie w stanie przypomnieć. Nie przeszkadzało mu to jednak, cieszył się samą melodią. Zamknął na chwilę oczy pragnąc z całego swojego maleńkiego serca przenieść się w czasie i wrócić do tamtych chwil. Niestety, czas pozostawał nieubłagany w swym odwiecznym biegu i nie pozwolił mu na to. „Takie są odwieczne prawa rządzące światem, na które ty, maleńki chłopczyku, i ta stara szopa nie macie wpływu” – zdawała się mówić biegnąca przed siebie strzałka zegara.
Gdy otworzył oczy nie było już przyjemnego uczucia ciepła, nie było złotego światła rzucanego na drewniane ściany przez naftowe lampy. Nawet nucona z cicha melodia urwała się i zniknęła jak sen jaki złoty. Wszystko zniknęło. Pozostał zimny i wilgotny dotyk ściany, czerń nocy i szum liści połączony z dźwiękiem kroków i czegoś dziwnego.
Coś nadchodzi. Nie bój się. Obronię cię. krótkie myśli przemknęły po głowie malca.
Wpatrywał się w wejście czekając aż potwór wyjdzie z nocy i stanie w otworze drzwi. Czekał aż nadejdzie i spróbuje mu odebrać jego ukochanego przyjaciela.
Zacisnął mocno maleńką rękę na rękojeści noża.
- Nie bój się. Jestem przy Tobie. Nie pozwolę zrobić Ci krzywdy. Obronię Cię przed całym złem tego świata. – szepnął cichutko malec pocierając delikatnie palcem twarz osoby na zdjęciu trzymanym na kolanach.
Do szopy wkroczyła jakaś wysoka, dużo wyższa od malca, postać. Na tle drzwi i księżycowego światła padającego na jej plecy, Bestia z Nocy wyglądała jak stwór z dużymi uszami podobnymi do wilczych i gęstą grzywą w okolicach szyi. Bestia nie była dobrze zbudowana. Pewnie długo głodowała.
Wilkołak – przemknęło przez myśl malca
Stwór ocierał coś ręką z okolic twarzy, a raczej pyska, przecież wilkołaki miały straszliwe pyski pełne ostrych kłów.
Stwór wyraźnie go dostrzegł bo położył po sobie uszy prawdopodobnie szczerząc kły. Malec postawił zdjęcie przy ścianie po czym z wolna wstał z ziemi ściskając dwa ostre noże. Światło księżyca, wdzierające się przez dziurę w dachu, padło na zdjęcie przedstawiające młodego człowieka o ciemnych włosach w dość dziwnym ubraniu siedzącego w zamyślonej pozie przed czymś co przypominało okno.
Stwór przemawiał kobiecym głosem aby uśpić czujność malca. Bestia była sprytna wiedziała, że wszyscy bardziej boją się wilkołaka niż "wilkołaczycy". Wielkoucha bestia zbliżyła się i przykucnęła ocierając coś mokrego z boków pyska. Nie zamierzał jej pozwolić na kolejny ruch. Potworzyca chciała uśpić czujność, skrzywdzić i zabrać ze sobą jago ukochanego przyjaciela.
- Nie pozwolę ci Go skrzywdzić. – powiedział malec stając niczym miniaturowy rycerzyk pomiędzy zdjęciem a kucającą bestią i ściskając w małych rączkach dwa niemal nieproporcjonalnie wielki noże - Nie pozwolę
Głos malca był delikatny i melodyjny. Typowy dla dzieci przed okresem dojrzewania i mutacją.
Światło księżyca wpadające do środka szopy padło na twarz chłopca, który stojąc był prawie takiego samego wzrostu jak kucająca istota a jego duże, matowe, jasno bursztynowe oczy patrzyły przed siebie z niezachwianą pewnością.
Chłopiec się nie bał. Był gotowy do walki w obronie tego co kochał.
Nie pozwolę ci Go skrzywdzić bestio. Nie oszukasz mnie. pomyślał malec.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 13 Lipiec 2017, 12:24
Kucała i obserwowała chłopca. Nie rozumiała trochę jego reakcji. Poza nożem jeszcze coś trzymał w rękach. Jakąś kartkę? Nie...zdjęcie. Przekonała się o tym chwilę później, gdy chłopak położył zdjęcie pod ścianą, w takim miejscu, że padały na nie promienie księżyca. Na zdjęciu był widoczny jakiś młody, czarnowłosy chłopak. Kogoś jej przypominał, ale nie umiała teraz określić kogo. Na pewno jego nie widziała nigdy.
Nie miała jednak możliwości by zbyt długo spoglądać na zdjęcie, bo chłopak, który przed chwila siedział pod ścianą, właśnie stanął pomiędzy nią, a kartką, którą odłożył na bok. Wyglądał jakby chciał go bronić, do tego te dwa noże, które trzymał w rękach.
Wstała ostrożnie, przyglądając się malcowy. Postawiła swoje uszy słuchając go. Dzięcko? Ale co tu robi dziecko same i to jeszcze w środku nocy? Przekręciła lekko głowę, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Kogo skrzywdzić i kto? Że ona miałaby kogoś skrzywdzić?
Podniosła dłonie w obronny geście i wycofała się powoli, kilka kroków - nie chcę zrobić Ci krzywdy - powiedziała spokojnym głosem -ani Tobie, ani Twojemu przyjacielowi - zerknęła ponownie na zdjęcie, cofając się jeszcze kawałek - ni-nie sądziłam, że kogoś tu spotkam, chciałam tylko odpocząć po ciężkim dniu - przyznała i podrapała się niepewnie za uchem. Nie podchodziła do chłopaka. Utrzymywała sporą odległość, żeby nie czuł się zagrożony, naprawdę nie chciała mu zrobić krzywdy. Nikomu by jej nie zrobiła...myśląc o tym spojrzała na swoją zabandażowaną dłoń. A jednak zrobiła krzywdę...swojemu ukochanemu. Pochyliła głowę, a do jej oczu znów napłynęły łzy, powstrzymała jednak szloch.
- Jeśli chcesz to mogę sobie stąd iść, ale nie byłoby milej spędzić noc w ... - zawahała się - w trójkę? Chętnie poznam i Ciebie i Twojego przyjaciela- powiedziała miłym głosem i uśmiechnęła się do chłopaka. Starała zaraz za progiem szopy. Chciała być sama, chciała to przemyśleć, ale może lepiej będzie jak tę pierwszą noc spędzi z kimś nowo poznanym?
Ciekawiło ją bardzo co ten chłopak tutaj robił. Nie znała go więc nie mógł być pacjentem Kliniki. Poza tym raczej w nocy nie można wędrować po Parku, głównie ze względu na psy, a wątpiła, żeby Anomander uczył każdego pacjenta co ma mówić, gdy nagle zacznie szarżować na nich któryś z ogarów, albo jeszcze lepiej kilka z nich.
Stała niepewnie przed wejściem i lekko poruszyła swoimi skrzydłami, odbijając tym samym trochę księżycowego światła, które padało na jej perłowe pióra.
Godność: Dyster Wiek: Wizualnie 16 lat. Rasa: Marionetka Wzrost / waga: 101 cm 16 kg Aktualny ubiór: Skórzane, brązowe, lekko powycierane spodnie, wojskowe buty, półcienny chlebak noszony paskiem na skos przez pierś. Pod ręką: Broń, chlebak. Broń: Dwa długie sztylety przy pasku. Nagrody: Bursztynowy Kompas
Dołączył: 03 Kwi 2016 Posty: 39
Wysłany: 19 Lipiec 2017, 22:44
Mętne oczy płynnymi ruchami śledziły ruchy dziwnej, nowo-przybyłej istoty. Bez wyrazu przyglądały się temu jak postawiła zwierzęce uszy i wstała. Patrzyły gdy wykonywała obronny gest rękami i jak poruszała skrzydłami. Najwyraźniej owa istota łączyła w sobie wiele cech. Chłopiec nie wiedział czy była człowiekiem, zwierzęciem czy też może ptakiem. Ważne, że nie była wilkołakiem. A może była? W sumie malec nigdy nie widział wilkołaka, ale też nie słyszał o tym, by ktokolwiek, kiedykolwiek opowiadał o istnieniu skrzydlatych wilkołaków. On sam tym bardziej żadnego nie widział, a w końcu wędrował już tak długo …
Stał jednak nieruchomo do chwili, aż dziewczyna cofnęła się na bezpieczna, jego zdaniem, odległość. Gdy to uczyniła schował noże, podszedł do zdjęcia i uprzednio przesunąwszy palcami po obliczu sfotografowanego młodzieńca, schował je do chlebaka. Wystąpił krok do przodu i butem rozgarnął ziemię pokrywającą spękane klepisko, odsłaniając tym samym czarną plamę po niegdysiejszym ognisku. Ognisko musiało płonąc tu bardzo dawno, bo węgiel i sadza razem w wodą wniknęły w glinę. Ponownie podszedł do ściany i przesunąwszy chlebak na brzuch usiadł pod nią. Uniósł głowę i przez chwilę popatrzył na skryta w cieniu twarz przybyłej istoty po czym opuścił wzrok i patrząc na plamę węgla powiedział
- Nie wiem kim lub czym jesteś, ale chodź, usiądź ze mną przy ogniu. Jeśli Cię to interesuje to na imię mam … – zawahał się przez chwilę, dosłownie jedno uderzenie serca - Dyster
Jego głos, który początkowo zdradzał napięcie teraz wydawał się być pusty, przytłumiony i obojętny. Przypominał głos człowieka, który całkowicie stracił wolę życia i walki o lepsze jutro. Malec siedział i patrzył na plamę czerni. Ogień wygasł już dawno, bardzo dawno, ale chłopiec zdawał się tego nie dostrzegać.
- On nie przyjdzie. – powiedział malec głosem smutnym i pozbawionym nadziei. Gdzieś wewnątrz niczym ostre kamienie rzucone na szklaną taflę zagrzechotały ostatnie słowa jego Jedynego Przyjaciela, Człowieka dla którego został stworzony by nieść mu radość i szczęście. „Chcę byś cierpiał długo, a gdy ty będziesz cierpiał, ja będę szczęśliwy! Kiedyś może pozwolę ci wrócić tylko po to, by się pośmiać z twojego nieszczęścia. Wynoś się teraz, ty śmieciu!” - Nic tego nie zmieni, bo choć kocham go całym swoim małym sercem, to wiem, że on do mnie nie przyjdzie. Tak bardzo bym chciał, by choć raz, ten jeden ostatni raz, przytulił mnie i się do mnie uśmiechnął, ale wiem że to nie możliwe. Mama nadzieję, że mimo to dalej sprawiam mu radość wykonując to, co kazał mi zrobić nim mnie zostawił. Może pewnego dnia po mnie wróci, albo choć pozwoli mi wrócić?
Malec podniósł z ziemi kawałek patyka i rzucił go w ślad po ognisku.
- Lubię sobie wyobrażać, że mam duszę. – zaczął nagle mówić malec - Lubię wierzyć w to, że umiemy kochać prawdziwie, a nie zaledwie odtwarzać niczym puste dzwony, zapisane przez naszych Stwórców partytury uczuć. Choć chodzę po tym świecie już szmat czasu i nie zestarzałem się ani o dzień, wierzę w to, że my, marionetki, jesteśmy takie jak ludzie. Że możemy mieć marzenia, pragnienia, uczucia. Że nasze wspomnienia to tak naprawdę oznaki posiadania duszy. Lubię myśleć, że nasza egzystencja ma jakiś większy sens, a nasza droga, podobnie jak wierzą w to ludzie, również kiedyś kończy się podobnie, marionetkowym rajem gdzie spełniają się marzenia.
Powiedziawszy to westchnął głęboko.
-Widzisz to ognisko? To ostatni ślad po naszej wspólnej zabawie. Tu była nasza baza. Piekliśmy kiełbaski nad ogniskiem i rozmawialiśmy aż księżyc zastąpiło słońce. On poszedł spać a ja czuwałem nad jego snem. – głos malca zabarwiły melancholijne nuty wspomnień i dawno minionych dni - Ognisko nie było duże, najwyżej kilka szczap drewna, tak by nie spalić tego miejsca, lecz te kilka bierwion w mojej duszy, czy raczej pamięci, płonie tak jasno, jakby płonął cały las.
Spojrzał na twarz przybyłej istoty.
- A Ty, kim jesteś I co tu robisz?
(Przepraszam, że tyle to trwało, ale obowiązki wzięły górę i zabrakło czasu na pisanie)
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 21 Lipiec 2017, 10:51
Zatrzymała się jak tylko zauważyła, że chłopak chowa noże. Nie ruszyła się z miejsca, póki nie schował zdjęcia i nie usiadł przy...ognisku. Musiał być młody, skoro mówił tak jakby palenisko nadal tu istniało, albo po prostu pamięta jakieś dawne czasy, gdy ogień jeszcze wesoło trzaskał w tej szopie.
Przytaknęła głową i usiadła tak jak chłopak ją o to poprosił - miło mi Cię poznać - uśmiechnęła się niepewnie. Uważnie wysłuchała słów chłopaka, patrząc na niego smutno. Zrobiło jej się szkoda Dystera. Wyglądał na takiego smutnego - je...jeśli mogę zapytać. Co takiego Ci kazał zrobić? - zapytała niepewnie. Nie chciała go urazić ani nic takiego, po prostu była ciekawa i chciała mieć z kim porozmawiać. Coś jej mówiło, że tej nocy za bardzo nie będzie mogła spać.
Spojrzała na niego zaskoczona, gdy ten zaczął mówić o duszy. A więc był Marionetką. Wysłuchała go cierpliwie, nie miała zamiaru pospieszać. Dodatkowo on miał broń. Może i był mniejszy niż ona, ale to nie oznaczało, że może go ignorować.
- Powiedz mi - zaczęła spokojnie, gdy zrobił przerwę między wypowiedziami - tęsknisz za nim? Za swoim przyjacielem? - zapytała przyglądając się swojemu rozmówcy - jeśli tak, to powiedz mi czy ktoś Ci kazał za nim tęsknić? - przekręciła lekko głowę -wątpię, żeby to było. To oznacza, że masz uczucia, że potrafisz myśleć samodzielnie. Potrafisz sam podjąć jakieś decyzje - uśmiechnęła się do niego delikatnie. Chciała mu jakoś poprawić humor, ale nie miała pojęcia jak może to zrobić. Zwłaszcza, że sama takowego nie posiadała. Miała nadzieję, że choć trochę pocieszą go jej słowa. Wyglądał na bardzo przybitego.
Zamilkła gdy ten zaczął opowiadać o ognisku, przy którym właśnie siedzieli. Zainteresowało ją to. Czyżby już tutaj był? Może dowie się czegoś o historii tego miejsca? Kto wie...może on zna pana Anomandera? Czekała jednak aż ten skończy. Takie wspomnienia na pewno były bolesne. Sama wiedziała jak to jest stracić kogoś bliskiego. Jednak wyglądało na to, że on stracił swojego przyjaciela w jakiś inny sposób niż jego śmierć.
Podniosła na niego wzrok, gdy chłopak zapytał kim ona tak właściwie jest.
- Przepraszam, nie przedstawiłam się[/color] - powiedziała niepewnie - Nazywam się Tulka i pracuje jako pielęgniarka w Klinice, do której należy ten park - odpowiedziała zgodnie z prawdą, wyciągając do niego ostrożnie dłoń by się przywitać - przyszłam tutaj, żeby odpocząć od codzienności, poza tym moim dziewczynkom dobrze zrobi jak czasem pobędą na świeżym powietrzu - zaśmiała się niepewnie. Jak na zawołanie do szopy weszła Amber, a na jej grzbiecie siedziała przysypiająca Kropka. Rudowłosa od razu zabrała Niechniurkę na kolana i zaczęła głaskać ją uspokajająco by ta zasnęła. Amber spojrzała na Marionetkę jednak tylko prychnęła i uciekła znów myszkować w norach. Julia nie martwiła się o nią. W końcu była lisem i radziła sobie świetnie w dziczy.
- Mówiłeś, że spędzałeś tutaj czas ze swoim przyjacielem - powiedziała cicho - To znaczy, że tutaj mieszkaliście? A Klinice?...czy raczej powinnam powiedzieć, w miejscu, które się tutaj znajdowało zanim powstała Klinika? - zapytała z ciekawości.
Oparła się wygodniej o ścianę i poprawiła białą, skrzydlatą kulkę na swoich kolanach.
Godność: Dyster Wiek: Wizualnie 16 lat. Rasa: Marionetka Wzrost / waga: 101 cm 16 kg Aktualny ubiór: Skórzane, brązowe, lekko powycierane spodnie, wojskowe buty, półcienny chlebak noszony paskiem na skos przez pierś. Pod ręką: Broń, chlebak. Broń: Dwa długie sztylety przy pasku. Nagrody: Bursztynowy Kompas
Dołączył: 03 Kwi 2016 Posty: 39
Wysłany: 22 Lipiec 2017, 20:49
Dyster przez dłuższą chwilę wpatrywał się w wygasły ogień po czym przeniósł spojrzenie na dziewczynę. W porównaniu z mającą odrobinę ponad metr wzrostu marionetką, dziewczyna wydawał się być bardzo wysoka i nieco zmęczona. Nie wyglądała też specjalnie przerażająco, a przynajmniej nie tak bardzo, jak zwykły wyglądać przeciętne wilkołaki. W dodatku im więcej mówiła i słuchała, tym bardziej oddalała się od "malcowego" wyobrażenia krwiożerczego, włochatego stwora jakim był wilkołak, za to co raz bardziej przypominała zwykła dziewczynę. O ile zwykłe dziewczyny mają skrzydła i uszy typowe dla rodziny psowatych. Tego Dyster nie wiedział.
Uniósł głowę patrząc na niebo przez dziurę w dachu i zaczął odpowiadać na pierwsze pytanie.
- To było tak dawno temu, że mam wrażenie jakbym opowiadał bajkę. Mój Przyjaciel zadał mi pewnego wieczoru pytanie, w którym zawarty był cały mój świat: „Nigdy mnie nie zostawisz, prawda?”. Ja odpowiedziałem mu, że nigdy tego nie zrobię. Że zawsze będę przy nim i zawsze będę go rozśmieszał. Odpowiedział wtedy „To dobrze, bo nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie”. Pewnego dnia, gdy przyszedłem do niego i przyniosłem mu herbatę, był bardzo smutny. Nie wiem, a raczej nie rozumiem, co mu się wtedy stało, ale wybiegł z pokoju a gdy wrócił miał mokre oczy. – odparł malec i ponownie spojrzał na twarz dziewczyny swoimi mętnymi oczami - Podeszliśmy do schodów, i gdy znalazłem się na dole on kazał mi odejść. Spytałem go, czy jeśli odejdę to sprawię mu radość. Bardzo chciałem by był szczęśliwy. Mając mokre oczy odpowiedział, że jeśli odejdę, to tak, będzie szczęśliwy. Powiedział też, że może kiedyś ponownie się spotkamy, i że może będę mógł do niego wrócić. Wiesz, ja cięgle czekam na dzień, aż ponownie zawoła mnie do siebie i powita uśmiechem.
Dyster podciągnął zgięte nogi i oparł brodę na kolanach obejmując się rękoma.
- Nie wiem, czy to co czuję to tęsknota jaką odczuwają ludzie i inne stworzenia. Może tak naprawdę uczucie, które mi teraz towarzyszy, to coś zupełnie innego? Dla przykładu głód albo pragnienie? My marionetki jesteśmy wytworami rak naszych Mistrzów. To Stwórca decyduje co będzie czuła marionetka. Mam wrażenie, że to w większej części On definiuje nasze uczucia podczas samego aktu kreacji. Nie pamiętam, czy ktoś kiedykolwiek kazał mi tęsknić. Nie sądzę jednak by tak było, bo moje zadanie było inne. Mój Twórca, Pan Drosselmeyer, gdy mnie stworzył powiedział tak: „Zatem od dziś będziesz towarzyszem mojego wnuka. Masz dbać o to by był szczęśliwy, masz być jego towarzyszem i przyjacielem. Masz pilnować by na jego twarzy stale gościł uśmiech.”. Staram się zatem wywiązywać z powierzonego mi zadania najlepiej jak umiem. – odwrócił twarz w stronę dziewczyny - A to, że potrafię myśleć samodzielnie to nic nadzwyczajnego, w końcu poza rozśmieszaniem mojego Przyjaciela musiałem też zadbać o to by był mądry. Uczyłem się razem z nim a później w nocy, gdy On spał, ja czytałem książki i traktaty. Choć to raczej nic nadzwyczajnego, to odkryłem, że my marionetki, posiadamy zdolność uczenia się.
Gdy dziewczyna się przedstawiła malec skinął głową. Aż do teraz, nie wiedział o istnieniu Kliniki. W sumie nie obchodziło go nawet to, czym ona jest. Przyszedł tu niedawno, bo przygnało go tu pragnienie bycia blisko swojego Przyjaciela. Nie mógł do niego wrócić zatem przybył do miejsca, gdzie razem przeżyli najwięcej przygód. Na teren posesji swojego Stwórcy.
- Nie mieszkaliśmy tu, choć w tym miejscu się wszystko zaczęło. W domu, który stoi na wzniesieniu mieszkał mój Stwórca, Pan Drosselmeyer. To on zbudował tu tę szopę, a mniej więcej tu, gdzie teraz siedzimy rozpoczęła się moja egzystencja. – nakreślił ręką łuk jakby prezentował nie rozpadającą się ruderą a prawdziwy pałac – Ta skromna szopka była warsztatem mojego Twórcy. Bardzo lubił pracować na świeżym powietrzu przysłuchując się śpiewowi ptaków i szumowi liści. To on zasadził tu te róże, które pną się po ścianach. Tam gdzie jest ten nowy, różany ogród wcześniej było jeziorko. Często w nim lub po nim pływaliśmy. Początkowo pomagałem mojemu Stwórcy w różnych pracach, później bawiłem się z jego dziećmi, a gdy te wybrały inne życie ponownie zajęliśmy się wspólną pracą. Wykonaliśmy wspólnie wiele marionetek, ale żadna nie była taka jak ja. Czas upływał, i gdy mój Stwórca się zestarzał, co u ludzi wydaje mi się nieuniknione, przeniósł go do domu, a szopa została pusta. Gdy urodziła się Panna Anna Klara – wnuczka i oczko w głowie mojego Stwórcy - po raz pierwszy zmienił mi serce bym mógł służyć tylko jej. Podarował mnie wówczas Annie, a ona nadała mi imię Hans-Peter. Gdy dorosła, także wybrała inne życie, ale od czasu do czasu tu wracała. Spędzaliśmy wówczas czas na rozmowach siedząc między drzewami. Opowiadała mi o tym jak wygląda inne życie. Opowiadała mi o swoim mężu, którego kochała i który kochał ją. Kiedy Anna - Klara przybyła tu będąc w ciąży mój Stwórca bardzo cię ucieszył, i po raz pierwszy opuścił wtedy swój dom, by udać się bardzo daleko, do innego życia. Bałem się wtedy że o mnie zapomniał, ale gdy wrócił wytłumaczył mi wszystko. Później gdy urodził się mój Przyjaciel, Stwórca ponownie zmienił mi serce abym mógł na kochać tylko mojego Przyjaciela, syna mojej Pani, Anny - Klary. Miałem zamieszkać z nią i jej mężem w wielkim domu w innym życiu. Żyliśmy zatem w podobnym domu, ale bardzo daleko stąd. – malec westchnął jakby opowiadanie historii swojego istnienia nieco go zmęczyło, a może dopiero teraz zdał sobie sprawę jaki jest stary? W końcu miał już sporo ponad sto lat.
Ze smutkiem pokiwał głową i ponownie rzucił kawałek drewna w czarną plamę paleniska.
- Wróćmy jednak do szopy, w której się znajdujemy. Gdy szopa została opuszczona to zajęliśmy ją i bawiliśmy się w niej z Przyjacielem gdy ten był jeszcze dzieckiem.
Malec popatrzył na biało-czarne stworzonko na kolanach dziewczyny. Było całkiem ładne i zupełnie nie podobne do niczego co wcześniej widział.
- Jeśli mogę, to teraz ja mam kilka pytań. Nie jesteś wilkołakiem, prawda? Nigdy nie widziałem wilkołaka, ale też nie czytałem nigdzie o tym, by miały one skrzydła. Kim zatem jesteś i czym jest zwierzę, które trzymasz? Nigdy takiego nie widziałem. Powiedz mi czym się zajmuje ta Klinika o której powiedziałaś? - dotknął chlebaka i powoli wyjął z niego zdjęcie - Jeśli chcesz to pokażę Ci mojego przyjaciela, tylko uważaj na niego. To jedyna pamiątka, którą mam.
Jeśli dziewczyna chciała to podał jej zdjęcie.
Bardzo ostrożnie.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 24 Lipiec 2017, 15:52
Wpatrywała się w miejsce po palenisku. Czuła się całkowicie wyprana ze wszystkiego. Z sił, z emocji, nawet z życia. I jakoś nic nie mogła na to poradzić. Po prostu nie wiedziała czy sobie poradzić z tym wszystkim co się dziś stało. Czy da radę wrócić do codziennego życia? Codziennie spotykać Bane'a w pracy i udawać, że między nimi wszystko w porządku. Przynajmniej przed pacjentami. W końcu nie można wywlekać spraw prywatnych w trakcie pracy, nie powinno się tego łączyć. Wtedy powinna się skupić na pacjentach i swoich obowiązkach, a nie na nieudanych miłostkach. Oj gdyby to było takie proste jak wypowiedzenie tych słów...
Przeniosła wzrok na chłopaka, słuchając jego odpowiedzi. Zmarszczyła lekko brwi, słysząc o tym, że tamten byłby szczęśliwy przez niego. Dyster nie wyglądał jej na takiego, który by chciał zrażać do siebie swoich przyjaciół. Miał sprawiać, by na ustach jego Przyjaciela pojawiał się uśmiech. Miał mu pomagać. Narzucanie się nie należy do zachowań do tego prowadzących. Co więc się takiego stało, że chciał się pozbyć swojej Marionetki?
Przerzuciła swój warkocz do przodu i zaczęła się bawić jego końcówką. Zastanawiała się nad słowami swojego rozmówcy - wiesz...czasami gdy stanie się coś złego, albo smutnego, gdy się ktoś zezłości to czasem chce być po prostu sam- zaczęła niepewnie - ludzie w takim stanie mówią coś pod wpływem emocji, przez co ranią innych, a potem tego żałują- opuściła smutno wzrok. Czy to co powiedziała dziś Białowłosemu właśnie było wypowiedziane pod wpływem emocji? Czy naprawdę tak myślała? Nie wiedziała do końca. Nie wiedziała czy byłaby wstanie teraz pójść do niego i przeprosić, pogodzić się z nim. Tak bardzo chciałaby żeby ją teraz przytulił. Zagryzła policzek od środka, żeby się teraz nie popłakać - może potem zmienił zdanie i Cię szukał? Ale nie umiał tego zrobić?- przeniosła znów wzrok na chłopaka, zastanawiając się co on o tym sądzi. Nie znała jego Przyjaciela, ale chciałaby go jakoś podnieść na duchu. Nawet jeśli było to dawno temu.
Chciała go przytulić. Chciał tylko robić to co mu kazał Stwórca, a on przez to nie był szczęśliwy. Pewnie nawet nie wiedział co się dzieje z jego Przyjacielem. Czy w ogóle żyje. Mówił, że było to dawno temu, więc nie zdziwiłaby się, gdyby już go nie było wśród żywych. Potrząsnęła głową, chcąc wyrzucić z niej nieprzyjemne myśli. Wiedziała co oznacza tęsknota za kimś bliskim. Z tą różnicą, że Tulka wiedziała co się z nimi stało. Co się stało z Nianią i Aryą. Obie odeszły już z tego świata.
Westchnęła smutno, gdy Marionetka skończyła swoją wypowiedź - a...wiesz co się z nim dalej działo? Czy faktycznie bez Ciebie było mu lepiej? - zapytała niepewnie, smutno. Spojrzała na swojego rozmówcę, a jej oczy lekko lśniły. Ale udało jej się opanował łzy.
Cofnęła niepewnie rękę, gdy Marionetka jej nie uścisnęła. Skoro nie chciała to rudowłosa nie będzie naciskać. Ze smutkiem, ale i zainteresowaniem słuchała opowieści chłopca. Naprawdę musiał sporo przeżyć i jeśli chodzi o czas i o to co go w życiu spotkało. Tyle razy zmieniał pana, ale każdemu był wierny. Aż pojawił się jego Przyjaciel, który postanowił go porzucić. Trochę była na niego zła. Dostał go w prezencie i potraktował jak śmieć? Inni przed nim mogli się cieszyć z towarzystwa Dystera, ale on uznał w pewnym momencie, że jednak będzie szczęśliwszy bez niego. Coś jej w tym zachowaniu nie pasowało. Co takiego się stało, że postanowił wypowiedzieć takie, a nie inne słowa?
Przytakiwała mu głową, nie przerywała. Skoro chciał się wygadać to nie chciała mu w tym przeszkadzać. Widziała, że go to męczy, dlatego też starała się nie zasypywać go dodatkowymi pytaniami.
Głaskała Niechniurkę po łebku, a ta mruczała sobie cichutko powoli przysypiając na kolanach swojej pani. Amber buszowała gdzieś po krzakach, pewnie polując na jakieś małe żyjątka.
Spojrzała na chłopaka, gdy ten uznał, że też chce zadać jej pytania -oczywiście - przytaknęła i wysłuchała uważnie co takiego interesuje Marionetkę.
Zaśmiała się cicho słysząc o wilkołaku, choć nie było w tym zbyt wiele radości -wybacz...prędzej nazwałabym się lisołakiem- powiedziała z miłym uśmiechem na ustach - moje uszy i ogon należą do lisa. Jestem Opętańcem, któremu przeszczepiono lisie elementy- wzruszyła ramionami -wcześniej byłam zwykłym człowiekiem, ale potem zostałam porwana przez pewnego złego mężczyznę. Po roku udało mi się jakoś uciec z jego piwnicy ale nie będę mogła wrócić do domu. Nie ze skrzydłami, których nie potrafię tak dobrze ukrywać - wyjaśniła spokojnie, poruszając swoimi pierzastymi kończynami. Spojrzała na Kropkę, która przeciągnęła się i zeszła na ogon dziewczyny, by tam zasnąć sobie smacznie - to jest Niechniurka. Hybryda zająca, gronostaja i mewy. Ma na imię Kropka- powiedziała z uśmiechem - dostałam ją od Dyrektora Kliniki. Wcześniej mogłeś zobaczyć jeszcze moją drugą przyjaciółkę, lisicę Amber, ale ona woli myszkować po krzakach niż siedzieć przy ogniu- dodała jeszcze -Klinika niesie pomoc medyczną wszystkich istotą z Krainy Luster i nie tylko. Pomagamy niezależnie od tego jakiej ktoś jest rasy czy do jakiej organizacji należy. Czy jest z tego Świata czy jest zwykłym człowiekiem, który jakoś tu trafił - wyjaśniła krótko - mówiłeś wcześniej o posiadłości na wzgórzu. Mówisz o tym wielkim budynku, który stoi tu niedaleko? - zapytała - jeśli tak to właśnie on został przerobiony na Klinikę - zakończyła.
Spojrzała na niego, słysząc, że pokaże jej Przyjaciela - obiecuję, że będę uważać - powiedziała spokojnie i delikatnie wzięła z jego rąk zdjęcie. Przesunęła się bliżej Marionetki, żeby złapać więcej księżycowego światła i przyjrzała się fotografii - jak ma na imię?- zapytała nie odrywając wzroku od młodzieńca -kogoś mi przypomina...jego na pewno nie znam, ale mam wrażenie, że znam kogoś kto jest do niego podobny. Może kogoś z rodziny? Nie umiem jednak teraz znaleźć w głowie, kto to taki - powiedziała cicho, oddając ostrożnie zdjęcie Marionetce. Była naprawdę zmęczona tym dniem, ale nie chciało jej się spać. była zmęczona psychicznie przez co teraz nie potrafiła jakoś sensownie myśleć.
Godność: Dyster Wiek: Wizualnie 16 lat. Rasa: Marionetka Wzrost / waga: 101 cm 16 kg Aktualny ubiór: Skórzane, brązowe, lekko powycierane spodnie, wojskowe buty, półcienny chlebak noszony paskiem na skos przez pierś. Pod ręką: Broń, chlebak. Broń: Dwa długie sztylety przy pasku. Nagrody: Bursztynowy Kompas
Dołączył: 03 Kwi 2016 Posty: 39
Wysłany: 30 Sierpień 2017, 01:46
Nocny wiatr niczym eteryczny waż pełzł z wolna między konarami drzew. Szeleścił z cicha łuskami liści i syczał swym chłodnym tchnieniem pomiędzy nimi. Owijał swoje chłodne cielsko wokół drzew i budynków nieustannie pełznąc w sobie tylko znanym kierunku. Gdzieś w oddali, skąd wiatr przyniósł ów dźwięk, krótko zaszczekał pies. Na ten cichy zew odezwały się inne zwierzęta. Nadeszła pora na ich rozmowy. Teraz, po całym dniu, gdy ustały hałasy niemal wszelkiej aktywności „ludzkich” mieszkańców tego świata, to one, dostały swoją szansę. Psy szczekliwie i gromadnie wymieniały poglądy na sobie tylko znane tematy, koty, które za dnia oddawały się relaksowi w słońcu, teraz swoimi głośnymi okrzykami, którym dodatkowej wymowy dodawały pełne ostrych pazurów łapy, dyskutowały gdzieniegdzie nad zasięgiem własnych terytoriów i ewentualnymi korektami granic. W Klinicznym parku żaby i podobne do nich iście bajkowe stworzenia z zapałem wzięły się do swego rechotliwego śpiewania, pragnąc dzięki nieustannymi ćwiczeniom, pewnego dnia dorównać ptakom. Noc rozbrzmiewała dźwiękami i tętniła życiem. Była dość ciepła.
Dyster odebrał od dziewczyny zdjęcie i troskliwie schował je ponownie do swojego chlebaka. Popatrzył na Tulkę
- Eryk, choć dla zabawy wszyscy nazywali go Hiro. Wiele razy przychodziłem i czekałem, mając nadzieję, że jednak zmieni zdanie i znowu mnie przytuli, ale on mnie nie szukał. Choć marzyłem, i dalej marzę, o tym by wrócić do niego, to tak się nie stało. Przez długi czas przychodziłem pod dom mojego Przyjaciela, aż któregoś dania zastałem go pustym. W domu nie było nikogo. Wszyscy odeszli.
Powiedziawszy to Dyster przez chwilę milczał. Gdyby jego oczy nie były pozbawione blasku, można by w nich dostrzec bezdenny smutek i ból jaki zadało mu pytanie. Pokręcił głową jakby odganiał od siebie demony przeszłości po czym zapytał z cicha
- Kto jest dyrektorem tej Kliniki? Czy pracujecie w niej tylko we dwoje, a jeśli nie, to czy możesz mi powiedzieć coś o ludziach z Kliniki? Skoro jesteśmy już przy Klinice to owszem, mówię o tamtym budynku – powiedział wskazując małą dłonią w kierunku gdzie znajdowały się zabudowania- Mój stwórca ucieszyłby się, słysząc, że służy on teraz tak szczytnemu celowi. Choć szkoda, że nie ma już przybudówki oraz całego północnego skrzydła. Tam zawsze było najfajniej. Choć do podziemi północnego skrzydła nie było wolno wchodzić bez pozwolenia, to piwnice, w których się bawiliśmy w „Tezeusza i Minotaura”, ciągnęły się całymi kilometrami. Mój stwórca mówił, że z południowego skrzydła można piwnicami przejść aż do okolicznego miasta. Za to z północnego można było dojść aż na Łąki lub ł do Lasu. Pod przybudówką zaś znajdowała się wielka sala, do której schodził mój Stwórca gdy chciał wypocząć. Ściany tam miały dziwne kształty, jakby ktoś poprzyklejał do nich naprzemiennie ustawione pionowo kliny i panowała tam cisza taka, że jak to mawiał mój Stwórca „słychać było ruch myli”. Bardzo nie lubiłem tam schodzić..
Malec popatrzył na Niechniurkę. Stworzonko było dość ładne i wyglądało na miłe w dotyku, jednak nie wyciągał ku niemu rąk.
- Hybryda. – powiedział lekko zamyślonym głosem i przeniósł wzrok na zwierzę - Dziwne stworzenie. Nie jest ani gronostajem, ani zającem ani mewą. Ciekawe zatem, czy jest szczęśliwe? Ciekawe czy wie o tym, że choć łączy w sobie cechy wszystkich trzech typów zwierząt, to nigdy nie będzie takie jak one. – westchnął i ponownie popatrzył na Tulkę - Zające będą widzieć w nim niebezpiecznego gronostaja, gronostaje potencjalną przekąskę – zająca. Mewy zaś zobaczą ociężałe stworzenie, które nigdy nie dorówna im w powietrznych lotach. Myślisz, że Kropka jest szczęśliwa? Myślisz, że dobrze chuje się w świecie, w którym przyszło jej żyć, wiedząc że do normalnego świata nigdy nie będzie mogła wrócić? W sumie to wygląda na to, że i Ty i ona jesteście dość podobne. Obie was stworzono poniekąd sztucznie, obie nie możecie wrócić do swojego świata, bo choć do końca nie jesteście żadnym ze stworzeń wyjściowych. Ona jest zającem, gronostajem i mewą, Ty zaś jesteś człowiekiem, lisem i ptakiem. Zastanów się teraz nad jednym, skoro Twoim stwórcą był zły człowiek, to czy w wypadku Kropki nie jest tak samo?
Popatrzył na dziewczynę, ale jego twarz pozostawała nieprzenikniona. W końcu był tylko marionetką.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!