• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Sala operacyjna
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 30 Listopad 2017, 12:46   

    Osobnik nazwany Lucianem Foxsoul’em zaczął liczyć. Prawdopodobnie liczyć, bowiem słowa, które wypowiadał, z pewnością były wypowiadane w języku japońskim, i to by było na tyle, jeśli chodzi o wiedzę skrzydlatego w danym temacie. Potrafił w prawdzie odróżnić język chiński, wietnamski czy koreański od japońskiego, ale problemem było to, że nie miał zielonego pojęcia co mówi Pacjent. Równie dobrze uszaty i ogoniasty jegomość leżący spokojnie pod maseczką z halotanem mógł teraz bluzgać i złorzeczyć pod nosem. Anomander postanowił na wszelki wypadek się nie uśmiechać. Głupio by było, gdyby szczerzył się do pacjenta jak kobyła do bata w chwili gdy ten w najlepsze częstuje go skurwysynami, chujami et huic similia.
    Wziął podkładkę z kartą obserwacji i nanosił na nie zranienia pacjenta. Teraz gdy narkoza zaczynała już działać a ból ustępował, przyjrzał się Lucianowi nieco dokładniej. Złamanie otwarte, choć zabrzmi to dziwnie, było urazem wtórnym, powstałym w wyniku uszkodzenia tkanek miękkich i kości podudzia przez niewielki, szybko poruszający się obiekt o dużej twardości. W otworze perforacyjnym znajdowało się wiele odłamów i drobnych fragmentów kości, ponadto tkanki podudzia w wyniku urazu zostały w znacznym stopniu uszkodzone. Działania medyczne w tym wypadku obarczone były dużym ryzykiem niepowodzenia. Mówiąc po ludzku podudzie zostało przestrzelone, kość strzaskana a jej ostre fragmenty przebiły skórę. Nie wiedział jak rozległe są uszkodzenia kości, to wykaże badanie RTG, ale z doświadczenia wiedział, że postrzały w kość piszczelową i/lub strzałkową zazwyczaj był trudne do złożenia. Jeśli kość jest doszczętnie strzaskana, uszkodzeniu uległ nerw a kończyna jest pozbawiona krążenia to nie pozostanie nic innego jak amputacja. W tej chwili jednak jego myśli pojawiło się pytanie o to, kto strzelał do tej istoty? W Krainie Luster broń palna nie była powszechnie dostępna i dość droga by pierwszy lepszy wieśniak nie mógł sobie na nią pozwolić. Rana wlotowa miała około centymetra średnicy, była owalna, czysta, obrzeżnie zasklepiona, w około jej prawie nie występowało zasinienie a brzegi były równe i wywinięte. Takie rany zostawiał wyłącznie nowoczesny pocisk pełnopłaszczowy (FMJ) o relatywnie niewielkiej energii kinetycznej na większych odległościach. Zatem rana wlotowa mogła być dziełem pocisku kalibru 9x19 parabellum lub pokrewnych. Zatem pytanie o to, kto w krainie luster posiadał nowoczesną broń na taką amunicję nie jest bezzasadne.
    Naniósł obserwacje na kartę i zaczął oglądać rany cięte na ciele. W tym momencie do sali operacyjnej ktoś wszedł. Anomander odwrócił głowę i spojrzał na Julię. Szybko się uwinęła.
    - Popilnuj pacjenta. Zawołaj mnie natychmiast gdyby działo się coś niepokojącego – powiedział otwierając drzwi do pomieszczenia z aparaturą RTG.
    Chwilę później zawarczał generator i zabłysło światło. Anomander przygotował aparat, dla ochrony przed płynami ustrojowymi Luciana na stole rozłożył wodoodporny podkład higieniczny i powrócił do Pacjenta akurat w chwili gdy Julia go głaskała.
    Anomander popatrzył na to, ale nie odezwał się nawet słowem. Może dziewczyna znała tę istotę? Może coś ją z nim łączyło, w końcu przez dość długi czas nie przebywała w Klinice, a może to ktoś jej bliski? Nie chciał się nad tym rozwodzić. Julia miała prawo do swojego życia i swoich znajomości. Kiwnął tylko Julii głową by poszła się przygotować a sam zabrał pacjenta do pracowni RTG.
    Musiał poczekać na Bane’a, bowiem sam nie zaryzykuje przełożenia Pana „Foksula” z łóżka na stół i z powrotem. Nie w chwili gdy fragment kości mogą doprowadzić do masywnego krwotoku.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 30 Listopad 2017, 19:21   

    Komentarz jaki ranny puścił mu jeszcze w Umywalni potwierdzał tylko, że to nikt inny a Lusian Foxsoul. Pyskaty Aktor Porno, którego poznał wiele lat temu. Bane nie miał pojęcia skąd on się tutaj wziął i czemu miał zwierzęce przydatki ale nie zahaczał o to gdy go prowadził do operacyjnej.
    Przygotowanie do zabiegu nie trwało długo, już po chwili wyszedł z przyległej łazienki w czystym uniformie medycznym. jednorazowym. Coś czuł, że w trakcie operacji zdąży się uwalić krwią Pacjenta, w końcu przyjdzie mu zszywać wszystkie te rany. A było ich sporo i dość głębokie, niektóre będzie musiał na nowo otworzyć i dokładniej oczyścić.
    Wyszedł z łazienki akurat wtedy kiedy Anomandera w Operacyjnej nie było. Warkot silnika zdradzał jednak gdzie jest, włączył RTG.
    Bane miał czas by podejść do Pacjenta i przyjrzeć się mu z bliska. Lusian chyba liczył na głos w jakimś dziwnym języku i powoli odlatywał. Stała przy nim Tulka i głaskała go, z miną pełną współczucia. Zbliżył się do niej i spojrzał na twarz mężczyzny. Następnie przeniósł wzrok na dziewczynę.
    - Skąd ten gest? - zapytał trochę zazdrośnie, wskazując na jej dłoń. To nie tak, że chciał by przestała, po prostu zastanawiał się, skąd ona zna Aktora Porno. Czyżby wcale nie była taka grzeczna?
    Gdy Lusian zamilkł, Chirurg podszedł do jego krocza i odchylił chustę, oczywiście tak by Julia nic nie widziała. Jeszcze się napatrzy, bo przecież Cyrkowiec będzie musiał w trakcie operacji zdjąć materiał.
    Przyglądał się długo przyrodzeniu mężczyzny z chłodną obojętnością. "Kończyna" była cała pocięta, Bane był ciekaw skąd takie obrażenia akurat na kuśce. Reszta ciała też była uszkodzona, ale to akurat dało się wyjaśnić - Foxsoul zapewne wpadł na jakąś minę i poraniły go odłamki. Bo tak to wyglądało, krawędzie ran były nieregularne, lekko poszarpane.
    Kalkulował czy bardziej opłaca się amputować przyrodzenie czy próbować ją ratować. Nie chciał mówić na głos, ale nie był pewien czy przywróci tą partię ciała do dawnej świetności.
    I wtedy przypomniał sobie, że przecież wyposażenie gaci Lusiana jest równocześnie jego narzędziem pracy. Bane nie może więc tak po prostu obciąć mu kutasa, przecież facet by się załamał.
    Zakrył chustą ciało i przeniósł wzrok na narzędzia ustawione na szafce. Jeśli Tulka obserwowała go, mogła zobaczyć, że jest śmiertelnie poważny. Już dawno taki nie był w czasie operacji. Milczący, patrzący na wszystko z chłodem, który zazwyczaj można było zauważyć tylko u Anomandera.
    Czyżby się denerwował? Może nie był pewien swoich umiejętności?
    Dłońmi w rękawiczkach zaczął przestawiać narzędzia według własnych upodobań. Robił to po pierwsze by nie szukać ich po stole, po drugie bo się stresował, po trzecie - czekał na Dyrektora.
    - Chyba pierwszy raz będziesz świadkiem, jak pracuję gdy nie jestem do końca pewien, czy podołam. - powiedział w przestrzeń po czym odwrócił się w stronę rudowłosej. Przez chwilę patrzył na nią spod półprzymkniętych oczu, miał zaciśnięte szczęki, widać było delikatną grę mięśni.
    Ponownie zbliżył się do Pacjenta i sprawdził czy ten kontaktuje, szczypiąc go po zdrowym kawałku skóry na twarzy, otwierając usta i podnosząc powieki by skontrolować oczy. Wyglądało na to, że już odpłynął.
    Gdy Anomander wrócił, Bane zrobił mu miejsce przy stole i czekał na kolejne instrukcje. To on tu dowodził, on rozdzielał obowiązki. Mimo, że Cyrkowiec wie czym się zajmie, nie chciał wysuwać się przed szereg. Już i tak był zestresowany. Czekała ich co najmniej kilkugodzinna, poważna operacja.
    - Dyrektorze, nie mogę zagwarantować, czy odratuję mu przyrodzenie. - powiedział cicho, podchodząc do Anomandera - Ale ocenię to w trakcie pracy. Ze swojej strony zrobię wszystko co w mojej mocy. - dodał i spojrzał mu w oczy. Swoje miał lekko przymrużone ale ściągnięte brwi zdradzały, że nie jest mu do śmiechu.
    Znał Lusiana. Lubił go i będzie się starał poskładać go do kupy jak najlepiej. Nawet nie chciał patrzeć na nogę, bo wystarczyło, że oglądał ją w umywalni. Była strzaskana... Foxsoul był w okropnym stanie. W czasie mycia krzyczał i warczał.
    Ciężko operuje się znajomego. Zwłaszcza gdy jego życie jest zagrożone.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 30 Listopad 2017, 20:22   

    Przytaknęła Dyrektorowi, że rozumie. Stanęła przy pacjencie oglądając go ze smutkiem. Co ten facet musiał przejść, żeby tak wyglądać. Część obrażeń miała kilka dni, ale te nie stanowiły żadnego zagrożenia. Najgorsza była noga, patrząc na z wolna pojawiającą się krew na materiale, na jego kroczu to tam pewnie też nie było zbyt wesoło.
    Głaskała go powoli, uspokajająco. Spojrzała na Chirurga, gdy ten zadał pytanie. Już miała odpowiedzieć, gdy białas na stole znów powtórzył to samo słowo kowai. Westchnęła cicho - kowai...boję się - powiedziała znów patrząc na lekarza - on się boi i ... próbuję go jakoś uspokoić - przyznała. W końcu musiała zadbać nie tylko o jego zdrowie fizyczne, ale również komfort psychiczny. Nie mogła zrobić zbyt wiele, ale miała nadzieję, że choć tyle mu pomoże. Nie dziwiła mu się. Kto by się w takiej sytuacji nie bał. Sama pamiętała jak się denerwowała gdy składano jej skrzydło. Ale wtedy Bane trzymał ją za rękę i czuła, że nie jest sama. Ten mężczyzna nie miał tutaj nikogo bliskiego, chciała więc jakoś go uspokoić.
    Spojrzała na Chirurga, gdy ten odezwał się cicho. Westchnęła i pogładziła go dłonią po policzku, zmuszając by spojrzał jej w oczy - Bane...dasz radę - próbowała mu dodać otuchy - jesteś znakomitym Chirurgiem, wierzę w Ciebie - dodała jeszcze i opuściła dłoń.
    Gdy tylko Anomander wrócił na salę od razu zniknęła w małym pokoiku obok. Szybko i sprawnie przygotowała się do zabiegu. Sama miała na sobie jednorazowe ubranie. Pewnie nie będzie aż ta brudna jak lekarze, ale nigdy nie wiadomo jakie dokładnie dostanie zadania. W szczególności, że ran było naprawdę sporo. Musiała być gotowa na wszystko. Spojrzała ostatni raz w lustro. Oczy nadal miała zaczerwienione i smutne, ale jednocześnie widniała w nich determinacja. Ten dzień był już wystarczająco zły. Zrobi wszystko, żeby go jeszcze bardziej nie pogorszyć.
    Nie podobało jej się to co powiedział Bane do Anomandera. Słyszała to, w końcu miała o wiele bardziej czuły słuch niż przeciętny Nowak czy Kowalski. Musiała jednak wierzyć w umiejętności Białowłosego.
    Weszła do sali z poważną miną, zgłaszając gotowość do działa i czekając na polecenia Dyrektora. Dziś raczej nie będzie takich wymian jak przy Jocelyn, musiała wiec być maksymalnie skupiona, bo pewnie będzie musiała asystować obu mężczyznom na raz.
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 1 Grudzień 2017, 04:20   

    Stał i patrzył na pacjenta. /noga wyglądała kiepsko, a on musi dołożyć wszelkich starań by ją uratować. Nabrał w płuca powietrza i wypuścił je ustami z szumem. To był swojego rodzaju głęboki wdech przed skokiem do wody. Za chwilę zaczną zabieg.
    - Bane, pomóż mi przewieźć i ułożyć pacjenta na stole. Musimy zrobić RTG podudzia AP i bok – powiedział patrząc na pacjenta - Najpierw zajmiemy się nogą, bo to z nią jest największy problem. Później będziemy czyścić i szyć resztę ran z tymi na przyrodzeniu na czele. Julia, przygotuj proszę w tym czasie skalpele, rozwieracze, wiertarkę, wkręty i pręty do łączenia kości oraz, na wszelki wypadek, zestaw amputacyjny.
    Kiwnął głową i razem z Bene’m przepchnęli do pracowni. Ostrożnie zdjęli go z łóżka i przenieśli na stół. Skrzydlaty podał białowłosemu ołowiany fartuch i poprosił by ten przytrzymywał pacjenta w odpowiednich pozycjach. Gdy zakończył wykonywanie zdjęć, wyjął kliszę i włożył do wywoływacza. Gdy zdjęcia były już gotowe wyszedł z kantorka i ponownie razem z Bane’m przenieśli pacjenta najpierw ze stołu na łóżko a następnie, gdy wyjechali do Sali operacyjnej, z łóżka na stół.
    Anomander szybko sprawdził czy podczas prześwietlania Pana „Foksula” Julia przygotowała wszystko o co prosił. Kilkoma szybkimi ruchami przyłączyli pacjentowi maskę z tlenem i anestetykiem do podtrzymania narkozy.
    - Chodźmy zobaczyć jak wygląda ta noga – powiedział skrzydlaty i wszedł do pracowni.
    Z pomieszczenia zabrał klisze i powiesił je na podświetlanym ekranie. Pojawił się pierwszy obraz.

    - Ja pierdolę … – skomentował zobaczony obraz Anomander.
    Noga była w kawałkach. Kula strzaskała kość piszczelową i strzałkową powodując nie tylko rozległe obrażenia tkanek ale też niejako wybijając kość na zewnątrz.
    Skrzydlaty aż przysiadł i oparłszy się nosem i ustami na dłoniach przez dłuższą chwilę w ciszy wpatrywał się w obraz. Jago oczy skakały od fragmentu do fragmentu. Prawdopodobnie, we wnętrzu swojej głowy układał właśnie kostne puzzle. Składanie takiej kości przypominać będzie sklejanie rozbitej porcelany. Niby się da, niby kawałki pasują, ale będą przerwy i to już nie będzie to samo. W tym wypadku nawet implant nie pomoże bo powstało zbyt wiele odłamów. Miał w prawdzie plan zapasowy właśnie w takich sytuacjach jak ta tutaj ale nie było pewności czy to zadziała.
    - Powiem Ci Bane, że teraz zastanawiam się, czy w ogóle uda mi się ocalić nogę. Ktoś kto go postrzelił miał więcej szczęścia niż rozumu, zaś nasz Pacjent zgarnął chyba całego pecha obu światów. Kula przebiła kość strzałkową i piszczelową wypychając je pod skórę. W trakcie ucieczki lub jazdy musiał obciążyć nogę, możliwe że w strzemieniu, i kość przeszła na wylot tnąc wszystko na około. Nie dość, że energia pocisku wywołała masywne uszkodzenia tkanek miękkich to jeszcze wszędzie są odłamki kości. Pozostaje mieć nadzieję, że gałęzie nerwu kulszowego, a dokładniej nerwy piszczelowy i strzałkowy są całe. – mówił głosem zamyślonym i smętnym bardziej jakby myślał na głos niż faktycznie coś komunikował – Chodźmy do pacjenta.
    Powiedziawszy to wstał i zdjął zdjęcie z ekranu podświetlacza.
    Wyszedł z pracowni RTG zamyślony. Stanął nad pacjentem i przyglądał mu się. Tych mały nacieć było wiele. Zbyt wiele. Zaszycie ich zajmie im zbyt wiele czasu i energii. Najlepiej byłoby zakleić je fibryną, ale ta miała dwie wady. Kiepsko kleiła i była droga jak cholera. Poza tym Klinika nią nie dysponowała. Usiadł na stołku przy stole i wpatrywał się w podłogę.
    Myślał nad czymś tak intensywnie, że o mało dym nie szedł uszami. Nagle poderwał się z krzesła. Twarz wargi miał zaciśnięte, ale w oczach pojawiły się małe błyski. Ewidentnie na coś wpadł.
    - Gryplan jest następujący. Użyjemy implantu do połączenia kości piszczelowej i większych odłamów. Resztę odłamów złapiemy na „osteogluta” czyli klej do kości. – patrzył na zebranych - Bane, jak skończę z nogą zajmiesz się przyrodzeniem Pana Fucksoula znaczy się Foxsoula. Swoją droga strasznie ciężkie w wymowie nazwisko, będę zatem mówił Foksul. Resztę ran na ciele oczyścimy i sprawdzimy czy sprzyja nam szczęście. – zawiesił głos i popatrzył na nich uśmiechając się
    Jego wewnętrzne ja krzyczało, że po tekście z „Foksulem” i sprawdzaniu czy sprzyja im szczęście, uśmiech który im posłał sprawi, że Bane i Julia uznają go za wariata. Ot, pierdolca dostał nasz dyrektorzyna. Ma fiu-bździu we łbie. Tak, tak, jest u siebie. Teraz siedzi spokojnie w swoim gabinecie przebrany za Napoleona i prowadzi strategiczną naradę z bakłażanem i pacynką ze skarpetki. Ponadto proszę sobie wyobrazić, że każdy zmierzch wita gromkim okrzykiem „JUTRO RUSZAMY POD ZBARAŻ!” i galopadą klinicznymi korytarzami w stroju adamowym, czyli najzupełniej nago jeśli nie liczyć pawiego pióra w dupsku.
    - Bane, pamiętasz coś ze szkoły na temat działania przeciwzapalnego i przeciwbakteryjnego kwasu taninowego? – zapytał jakby chciał się upewnić czy jego pomysł jest dobry - Julio, gdy będziemy kończyć operację weźmiesz czysty glikol polietylenowy, stoi w białych butelkach z niebieskimi nakrętkami z napisem PEG i w kolbie pomieszasz go z kwasem taninowym. Proporcję dobierzemy na oko. – ponownie popatrzył na Julię i Bane’a ale tym razem się nie uśmiechał - Właśnie postanowiłem, że zrobimy nasz własny klej na rany. Moglibyśmy użyć fibryny ale po pierwsze jej właściwości klejące są niewielkie a po drugie jest cholernie droga i nie mamy jej na stanie. My zrobimy coś, czego chyba jeszcze nikt nie próbował. Zrobimy klej antybakteryjno-przeciwzapalny. Może nie będzie łączył tak mocno jak szwy, ale za to tkanki można rozdzielać i łączyć wielokrotnie. Glikol powinien połączyć też na mokrych powierzchniach zatem nożna nim będzie sklejać nawet krwawiące rany. – miał nadzieję, że zrozumieją co chce przekazać. Szkoda tylko że w Krainie Luster nie było urzędów patentowych - Dobra, zabieramy się do roboty. Idziemy myć ręce. Sądząc po złożoności zabiegu to w jego początkowych etapach raczej sobie nie pośpiewamy za to przy klejeniu ran, jeśli będziemy mieć siłę, możemy ryczeć jak woły.
    Powiedziawszy to poszedł do umywalni żeby jeszcze raz umyć i zdezynfekować ręce, zmienić rękawiczki i założyć maseczkę. Nie koniecznie w tej kolejności.
    Przykrył pacjentka nową chustą, tym razem z otworem na nogę. Pole operacyjne musiało być dobrze widoczne. Odkaził kończynę, dokładnie oczyścił okolice rany i zabrał się za pracę.
    Aby móc połączyć odłamy musiał rozciąć nogę.
    - Skalpel poproszę – powiedział wyciągając rękę
    Gdy go dostał wykonał nacięcie a następnie ponownie wyciągnął rękę
    - Rozwieracz poproszę – ponownie wyciągnął rękę nie odrywając wzroku od pola operacyjnego
    Założył rozwieracze na rozcięciu i zaczął składać kość. Szło mu to opornie, ale jednak szło. Większość lekarzy prawdopodobnie stwierdziłaby, że ma w nosie taką zabawę i zwyczajnie amputowała nogę. Jednak skrzydlaty wolał powalczyć. W końcu jak to mawiają „łatwiej kijek pocienkować, niż go potem pogrubasić”. W myśl tej zasady uciąć nogę zawsze zdąży.
    Ostrożnie składał fragmenty kości często prosząc Bane’a by ten podwiązał jakieś naczynie krwionośnie lub przesunął fragment.
    - ”Szynę” i nawiertak poproszę – powiedział wyciągając dłoń najpierw po jedno później po drugie.
    - Bane, złap za nogę I pociągnij mocno. Musimy ustawić kość i odłamy w odpowiednim położeniu – wiedział, że przed Banem tytaniczny wysiłek, dlatego starał się jak mógł by wykonać to szybko i bez marudzenia.
    Zaznaczył przebieg płytki łączącej kości i główne odłamy, odłamy pomniejsze połączył klejem i dla pewności zacisnął katgutem.
    - Wiertarkę poproszę, Wytrzymaj Bane jeszcze chwila. – Powiedział starając się dodać białowłosemu sił.
    Brakowało mu rąk do pracy.
    - Julio, przytrzymaj tę „listwę” na kości, a ja wywiercę otwory. Już kończę Bane. Jeszcze chwila.
    Najszybciej jak tylko mógł wywiercił otwory i powkładał w nie pręty.
    - Julio, puść i podaj proszę mały młotek – powiedział owijając zespoloną kość struną chirurgiczną. Na wszelki wypadek.
    Wziął od dziewczyny młotek i kilkoma uderzeniami podobijał pręty.
    - Puść Bane. Znakomicie się spisałeś. Usiądź sobie i rozluźnij mięsnie bo za chwilę wchodzisz. Julio podaj mi proszę „krokodyla” do prętów – powiedział wskazując na przecinak. Musiał teraz skrócić pręty na tyle by nie przeszkadzały Baneowi w pracy. Popatrzył na swoje dzieło i powoli obciął pręty. Kość została ustawiona i połączona. Większość odłamów udało się połączyć. Te maleńkie fragmenty, które przypominały bardziej okruszki niż kość będzie musiał za chwilę pousuwać.
    Ostrożnie i ze spokojem zabrał się za oczyszczanie rany.
    - Bane, po tym jak skończysz już swoja działkę, będziecie razem z Julią zmuszeni nieco podleczyć pacjenta, choćby na tyle kość wstępnie się zrosła a rany zasklepiły. Musimy jeszcze raz zabrać go na RTG. Wydaje mi się, że kość połączyłem prawidłowo, ale musze sprawdzić czy nie zostały tam jakieś odłamki kości, które mogą pociąć naczynia krwionośne. – mówiąc to obcinał właśnie ostatni drut.
    - Julio, zaczynaj już mieszać składniki. Dla przypomnienia, ma być to czyste PEG i kwas taninowy. Obie substancje wymieszamy w zlewce. Gdy już się z tym uporamy, to w czasie gdy Bane będzie miętosił i łatał ptaka Pan Foksula - uśmiechnął się do Bane’a jadowicie - My oczyścimy rany i je posklejamy.
    Odsunął się od stanowiska kiwając Bane’owi głową.
    Pora by teraz to on zajął się pacjentem.
    Anomander zastanawiał się, ile czasu minęło od początku operacji. Jakoś tak to bowiem zawsze jest, że gdy operujesz to czas mija Ci potwornie szybko. Za oknem było jeszcze widno, zatem możliwe, że uwinął się w dwie lub trzy godziny. Dopiero teraz dawało o sobie znać zmęczenie. Kark i ramiona miał zesztywniałe. Pokręcił głową na boku rozluźniając kark, a także opuścił ręce i potrząsał nimi przez chwilę.
    Poczuł się odrobinę lepiej.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 1 Grudzień 2017, 20:48   

    Bez zbędnego gadania pomógł Dyrektorowi przepchnąć stół z leżącym na nim Pacjentem do pokoju obok, gdzie znajdował się cały sprzęt potrzebny do wykonania RTG. Z pomocą Anomandera założył ciężkie, ołowiane ubranie i podszedł do rannego, gotów by przytrzymywać nogę tak jak tego chciał skrzydlaty. Nie potrzebowali wielu zdjęć. Noga była w opłakanym stanie, przez czas kiedy aparat wykonywał zdjęcia, Bane przyglądał się wystającej z niej kości. Oglądał zakrzepniętą już w niektórych miejscach krew i zastanawiał się, ile czasu im zajmie, by poskładać rannego do kupy.
    Gdy tylko podświetlany ekran zabłysnął białym światłem, a Opętaniec przyłożył do niego kliszę, białowłosy wytrzeszczył gały. Reakcja Anomandera też mówiła wiele - facet aż przysiadł z wrażenia.
    Cyrkowiec podszedł bliżej i zmrużył oczy, skupiając się na miejscu złamania.
    - Podręcznikowy przykład. - powiedział - Tylko szkoda, że z rozdziału o amputacjach. - przeniósł wzrok na Dyrektora, który wyglądał jakby się zastanawiał, czy w ogóle jest sens się za to zabierać.
    Podszedł do czarnowłosego i początkowo chciał mu położyć rękę na ramieniu, ale postanowił, że jednak się powstrzyma. Nie było miejsca na takie gesty, ani czasu na nie. Obaj byli zdenerwowani bo wyglądało na to, że oto stają przed nie lada wyzwaniem. Bili się myślami. Egoistyczne pragnienie by jak najmniej się namęczyć, podpowiadało by urżnąć i nogę i kutasa. Natomiast chęć udowodnienia, że jest się świetnym Medykiem wrzeszczała, by podjąć ryzyko i ratować co się da.
    - Wierzę w ciebie. - powiedział cicho, powtarzając słowa które wcześniej powiedziała mu Julia.
    Cóż, najwyżej Lusian nie będzie już taki sprawny jak kiedyś. Czas pokaże, wszystko zależy od rehabilitacji. Bo w umiejętności Dyrektora nie wątpił, wiedział, że Gad zrobi wszystko by uratować nogę.
    Atmosfera w przylegającym do Sali Operacyjnej pomieszczeniu była iście grobowa. Ciszę przerywał jedynie warkot aparatury. Białowłosy przez chwilę patrzył na skrzydlatego i zastanawiał się, co mógłby doradzić. W Świecie Ludzi pewnie już dawno by amputował tą nogę, ale tutaj, w Krainie Luster gdzie magia potrafiła zastąpić naukę, operacja mogła się udać. Należało w to wierzyć.
    Przeszli do Operacyjnej, przepychając stół. Narzędzia były gotowe, Bane podszedł do nich i ocenił ich ułożenie. Julia spisała się, co nie zmienia faktu, że on oczywiście ułożyłby je inaczej. Ale nie wymagał od niej zmysłu, który posiadali jedynie Lekarze w wieloletnim doświadczeniem.
    Gdy nagle Dyrektor się poderwał, Chirurg odwrócił się w jego stronę i wysłuchał tego, co tamten miał do powiedzenia z zaciśniętymi w cienką linię ustami. Skrzyżował ręce na piersi i westchnął. To nie tak, że miał wątpliwości co do zaproponowanej metody, po prostu wiedział co oznacza taki plan. Kilkugodzinną operację i ostatecznie ogromne zmęczenie, a i tak efektu końcowego nie da się przewidzieć. Noga może zacząć normalnie funkcjonować a może pozostać zbędnym kikutem, który lepiej byłoby usunąć.
    Ale jak Lusian Foxsoul pogodziłby się z taką stratą? Oznaczałoby to koniec jego kariery. Przy dobrych wiatrach w końcu kiedyś pogodziłby się z tym, że ma protezę zamiast nogi ale nie pobiegałby i nie poskakał w Klubie Nocnym, jak dawniej.
    Anomander tak napalił się na ten pomysł, że przez chwilę wyglądał jak narkoman na głodzie który wie, że za chwilę dostanie upragnioną działkę. Bane zaśmiał się niekontrolowanie, trochę nerwowo widząc minę Dyrektora ale szybko zamienił śmiech w kaszel. Nie wypadało teraz cieszyć michę, jak głupi do sera.
    - Pamiętam. - powiedział marszcząc podejrzliwie brew - Ma właściwości odkażające i ściągające. - nie potrzebnie to mówił, bo przecież Gad doskonale to wiedział. Szybko z resztą podzielił się swoim pomysłem.
    Był on szalony. Ale genialny w swojej prostocie. Bane najpierw spojrzał na niego jak na idiotę ale gdy w głowie połączył dwa składniki i zmieszał je ze sobą... To mogło się udać! Nie zmieniało to jednak faktu, że czeka ich kilka godzin operacji. Miał nadzieję, że Dyrektor to wytrzyma. Miał nadzieję, że Julia to wytrzyma. Cholera, miał nadzieję, że on sam podoła.
    Na polecenie, poszedł do umywalni i wymienił rękawiczki, uprzednio myjąc dokładnie ręce. Założył też maskę i poprawił spinkę na włosach, żeby mu nie wleciały do oczu gdy będzie skupiony na czym innym.
    Na czas pracy Anomandera, stał obok i w każdej chwili służył pomocą. Podwiązywał naczynia, odchylał je gdy było trzeba i klął pod nosem widząc, jak Gad wyciąga z nogi niezliczoną ilość odłamków. Końca nie było widać a minęły już prawie dwie godziny.
    Ukradkiem zerkał na Julię. Ona też wpadła w ciąg, zajmowała się pacjentem, podawała narzędzia i co chwilę biegała między nimi by otrzeć im czoła. Co prawda Bane nie męczył się teraz specjalnie, dlatego jemu nie musiała go wycierać, ale samo to, że o nim myślała, było miłe. I sprawiało, że Medyk czuł się pewniej.
    Słysząc prośbę czarnowłosego otworzył szerzej oczy i uchylił lekko usta. Czy Anomander w ogóle zdawał sobie sprawę o co go prosi? Zagryzł jednak zęby i przeszedł do nogi Pacjenta.
    Jak dobrze, że Foxsoul był pod narkozą bo w tej chwili chyba by zrobił pod siebie z bólu. Albo by umarł, jedno z dwóch. Nikt nie był w stanie wytrzymać bólu spowodowanego naciąganiem strzaskanej nogi. Chodziło o to, by możliwie jak najbardziej rozciągnąć mięśnie i ścięgna, by drugi lekarz nastawił kość i ją ześrubował z implantem. Wymagało to nie lada siły i wytrzymałości, bo trzeba był trwać tak dobrą minutę.
    Bane zaparł się stopami o nogi stołu i złapał za nogę. Jeszcze nie ciągnął, oddychał miarowo jakby chciał naprać w ten sposób siły. I nagle pociągnął z całej siły, wychylając całe ciało w tył. Mięśnie na jego rękach zagrały, ładnie rysując się pod skórą. Ale nikt nie zwracał teraz na to uwagi.
    Białowłosy zmarszczył brwi i wyszczerzył zęby, jakby chciał sobie tak zwanym "war face'm" pomóc w czynności, która naprawdę wymagała od niego wiele.
    Miał wrażenie, że trzymał przez co najmniej godzinę. Czas mu się strasznie dłużył, ciągnął ile miał sił w łapach i całym ciele. Był wdzięczny, że Dyrektor tak zagrzewa go do utrzymania naciągu ale niestety w momencie gdy Anomander wiercił otwory i drgania przeszły na jego ręce, warknął zły na siebie, że ma tak mało siły. Czuł, że jego własne mięśnie zaczynają protestować.
    Puścił najdelikatniej jak tylko potrafił, by nie spowodować naderwania jakiejś części, by nie uszkodzić świeżo złożonej kości. Zbiegło się to jednak z głośnym sapnięciem. Mężczyzna odszedł na bok i zaczął potrząsać dłońmi, jak Siatkarz który nie chce w trakcie meczu nabawić się kontuzji któregokolwiek z palców. Podszedł do ściany i oparł się na niej ręką zgiętą w łokciu, tak by nie dotykać jej dłońmi w rękawiczkach. Zamknął na chwilę oczy i uspokoił oddech. Dopiero teraz poczuł, że faktycznie jest wczorajszy. Anomander miał rację i choćby Bane starał się udowadniać, że wszystko jest w porządku, ciało jeszcze pozbywało się substancji psychoaktywnej.
    Zachciało mu się strasznie pić ale zignorował pragnienie. Nie będzie się teraz przejmował tak błahymi rzeczami, jeszcze musi załatać nogę i resztę.
    - Postaram się. - powiedział na wzmiankę o użyciu mocy. Prawdę mówiąc nie wiedział czy podoła, bo już był zmęczony a jeszcze czekała go jego część zabawy. Musiał się maksymalnie skupić jeśli ma odratować kuśkę Lusiana. Ale najpierw noga.
    Pochylił się nad nią i ocenił jej stan. Nigdy nie był dobry w ortopedii ale potrafił ocenić, czy Ortopeda przygotował mu ładny podkład do szycia, czy wręcz przeciwnie. Anomander dobrze się sprawił, białowłosemu pozostało więc pozszywanie wszystkich tkanek różnymi rodzajami nici. Skoro mają go potem podleczyć, to wystarczyły nici rozpuszczalne. Nie chciał się potem bawić ze zdejmowaniem drutów, dłubaniem w ciele Foxsoula. Już dzisiejsze dłubanie mu wystarczy.
    Był szalenie ciekaw, czy Lusian w ogóle będzie w stanie chodzić. Początkowo na pewno będzie czuł ogromny ból, ale czy on z czasem minie? Oby, bo facet był naprawdę dobrym Aktorem. I w porządku człowiekiem.
    Komentarz Dyrektora był taki śmieszny, że gdyby nie to, że Bane był zestresowany, wybuchnąłby pewnie śmiechem. Ograniczył się jednak do wykrzywienia twarzy.
    - Ha. Ha. Bardzo śmieszne. No boki zrywać. Niech ktoś zatrzyma tą karuzelę śmiechu. - burknął i zabrał się za zszywanie. Szło mu jak zwykle gładko i pięknie, nie spieszył się. Robił to prawie z namaszczeniem. Pod koniec zabawy z nogą wyglądała prawie jak nienaruszona, nie licząc zgrabnego szwu przebiegającego w miejscu gdzie jeszcze kilka godzin temu wystawała kość.
    No właśnie, która to już godzina mijała? Niby było jeszcze jasno, ale chyba trzeba się pospieszyć.
    - Oceńcie proszę, czy dobrze to wygląda. - powiedział z powagą, robiąc miejsce Anomanderowi. Przepuścił też Tulkę, by, jeśli chce, przyjrzała się kończynie. Sam przeszedł do krocza Aktora ale jeszcze go nie odkrywał. Odczekał na werdykt pozostałych i jeśli go pochwalili, posłał im blady uśmiech.
    Było widać po nim ślady zmęczenia. Ale nie narzekał, można powiedzieć, że nawet lubił się męczyć w ten sposób. Był w końcu Lekarzem, może nie z powołania, ale jednak lubił nieść pomoc innym. I udowadniać przed wszystkimi i samym sobą, że potrafi zdziałać cuda przy pomocy, skalpela, jednej dobrze wyprofilowanej igły i kawałka nici.
    - Lecę dalej z tym koksem. - powiedział cicho i przysunął sobie stopą stoliczek z narzędziami - Wy zajmijcie się resztą obrażeń. Jeśli któreś skaleczenie jest za głębokie i trzeba szyć, zostawcie to mnie. Dobrze by było jednak, gdybyście większość z nich załatali, bo jest ich sporo a mnie jeszcze czeka rendez-vous z kuśką pana Foxsoula. - zaśmiał się, patrząc na Anomandera ale śmiały się tylko jego usta. Oczy pozostały poważne, błyszczało w nich zmęczenie i lekkie podenerwowanie.
    Po zdezynfekowaniu części ciała którą zajął się nastepnej kolejności, okazało się, że nie jest aż tak źle jak początkowo Medyk przypuszczał. Efekt robiła świeża krew, ale nacięcia nie były specjalnie niebezpieczne dla Pacjenta. Owszem, Lusian przez długi czas nie zakutasi, ale tak już musi być, jeśli kiedykolwiek chce wrócić do zdrowia.
    Szył spokojnie, małymi splotami by pozostawić jak najmniej blizn. Na tej partii ciała większe blizny lub co gorsza bliznowce, mogłyby kiedyś w przyszłości stanowić spory problem.
    Mniej więcej w połowie zabiegu nagle odłożył na stoli zakrwawioną igłę i spojrzał w sufit, wzdychając ciężko.
    - Prosiłem cię, byś nie wyzywał mnie od Gwałcicieli, prawda!? - zapytał głośno, z irytacją w głosie - Po co przyszedłeś? Zadawać te swoje głupie pytania? A może znowu chcesz mnie przypadkiem oblać herbatą? - odwrócił się w stronę drzwi i zdębiał. Nikogo tam nie było, ani śladu po Janie Sebastianie którego przecież głos przed sekundą usłyszał. Dałby sobie rękę uciąć przy samej dupie, że do Sali Operacyjnej wszedł Jasiek i zaczął zadawać jakieś głupie, boleśnie drążące temat przeszłości Bane'a pytania.
    Ale nikogo tam nie było. Białowłosy przełknął ślinę i spojrzał zaskoczony najpierw na Anomandera potem na Tulkę.
    - C-co? - zapytał marszcząc nos i brwi. Zdał sobie sprawę, że właśnie się wygłupił. Usłyszał coś, co nie miało miejsca.
    Powrócił do poprzednio wykonywanej czynności. Po kolejnej godzinie jego dłonie zaczęły delikatnie drżeć, ze zmęczenia i tego, że cały czas wykonywał podobne ruchy. Mrugał też intensywnie oczami by odgonić zmęczenie.
    Gdy skończył z kuśką, odszedł na chwilę od stołu i przyciskając plecy do ściany, zsunął się po niej na podłogę. Usiadł zginając jedną nogę ku piersi by na niej oprzeć łokieć. Opuścił głowę i przez chwilę oddychał głęboko.
    - Moment. Zaraz zaszyję pozostałe rany.
    Znowu wydawało mu się, że usłyszał komentarz Jana Sebastiana. Ale nie odezwał się tym razem. Nie chciał by Dyrektor odsyłał go teraz do pokoju. By wykluczał go z operacji tylko dlatego, że zmęczenie i 'wczorajszość' dawały mu się we znaki.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 1 Grudzień 2017, 22:50   

    Gdy lekarze poszli robić zdjęcia, Tulka szybko zabrała się do przygotowywania wszystkiego o co prosił ją Anomander. Przygotowała sobie też spory zapas gazików do obcierania im czół z potu. Domyślała się, że czeka ich długi pobyt na Operacyjnej. Musiała więc zadbać nie tylko o to, by podawać im jak najszybciej narzędzie, ale również by nie musieli się przejmować czymś tak przyziemny jak pot. Gdy Anomander przyszedł sprawdzić czy wszystko przygotowała, akurat wyciągała zestaw do amputacji, którego szczerze mówiąc miała nadzieję, że nie będą musieli używać. Obejrzała wszystko, żeby zapamiętać ułożenie narzędzi. Domyślała się, że lekarze sami by to zrobili inaczej, w końcu widziała jak Bane przygotowuje swoje narzędzia, ale nie miała jeszcze takiego doświadczenia ja oni.
    Nie słyszała ich rozmowy i nie widziała zdjęcia, ponieważ pilnowała przez ten czas pacjenta. W końcu mężczyźni przywieźli Lisa na salę, zanim poszli oglądać wyniki sesji zdjęciowej. Widziała jednak, ze nie są zbyt zadowoleni z tego co zobaczyli. Miała tylko nadzieję, że Anomander nie uzna, że lepiej rżnąć niż spróbować poskładać kość do kupy. Przyglądała się Dyrektorowi z zapartym tchem. Czekając na jakąkolwiek decyzję.
    Słuchała uważnie jego planu. Słysząc jak pacjent ma na nazwisko, spojrzał na niego twarz i ożywiła się. Teraz dopiero go poznała. Lusian Foxsoul, jej ulubiony aktor! Oczywiście nie znała go z filmów porno, a z innych jego produkcji. Lekarze mogli zauważyć jej nagłą zmianę nastroju, jednak szybko się opanowała. Była w pracy i to tuż przed bardzo poważną operacją, więc musiała się w pełni na tym skupić. Nie chciała znów zawalać nic. Ten dzień był już wystarczająco do dupy.
    Spojrzała znów na bruneta, gdy ten wypowiedział jej imię. Zmarszczyła brwi i cicho powtórzyła nazwy składników i skinęła głową na znak, że rozumie. Również poszła zmienić rękawiczki i umyć ręce. Upewniła się również, że włosy nie będą im przeszkadzać. W końcu miała je dość długie, więc jeśli w trakcie operacji kok by puścił, to prawdopodobnie włosy wylądowałyby na Pacjencie, na co nie może sobie pozwolić.
    Podawała Anomanderowi narzędzia. Robiła to sprawnie i szybko. Obcierała czoła obu lekarzom. Może i Bane się aż tak nie męczył, ale chyba lepiej, żeby nawet kropelka jego potu nie dostała się do organizmu mężczyzny na stole. To byłby najprawdopodobniej jego koniec. Sprawdzała co chwila stan Pacjenta czy nie dzieje się nic niepokojącego. Kontrolowała wszystko co się działo. Działała na najwyższych obrotach. Trochę tak pociągnie, jednak wiedziała, że potem padnie jak nieżywa. Musiała uważać, żeby nie przesadzić tak jak dwa lata temu.
    Gdy Bane zajął swoje miejsce by naciągnąć kończynę, przysunęła stolik z narzędziami bliżej Anomandera i sama stanęła bliżej. W razie jakby miała mu coś pomóc. Widziała, że dla Białowłosego był to ogromny wysiłek. Trzymała jednak w myślach za niego kciuki. Na żywo były jej niestety potrzebne. Przytrzymała Dyrektorowi listwę i podała wiertarkę. Przyglądała się uważnie temu co robi. W końcu musiała się kiedyś uczyć. Lubiła obserwować jak Lekarze pracują.
    W końcu Bane mógł odpocząć. Widziała jaki jest padnięty. Westchnęła cichutko. Spojrzała jeszcze na ciało Foxsoula, gdy Anomander powiedział o podleczaniu go i również stwierdziła, że się postara. Sporo roboty przed nimi. Miała nadzieję, że sobie poradzą. Bane już ledwo się trzymał, a jeszcze nie nadeszła jego część pracy. Julia też nie czuła się dobrze, ale wiedziała, że muszą sobie poradzić. Chciała zaliczyć chociaż jedną pozytywną rzecz tego dnia. A nie ma nic pozytywniejszego niż dobrze wykonana robota.
    Szybko znalazła zlewkę i składniki, o których wspominał Anomander. Postawiła to wszystko na stoliczku na kółkach, który był jeszcze pusty. Za pomocą Dyrektora zaczęła mieszać składniki. Nie miała pojęcia jak dobrać ilość substancji. Zerknęła na nogę Lisa, gdy Bane ogłosił, że skończył. Uśmiechnęła się do Chirurga i wróciła do swojej pracy. Gdy tylko klej był gotowy, zaczęła oglądać uważnie wszystkie rany, sprawdzając czy jakieś nie są za głębokie, by je tak po prostu skleić. Podążała za instrukcjami Opętańca powoli zaklejając kolejne rozcięcia. Co jakiś czas jednak odrywała się od pracy by otrzeć pot z czoła Bane'a. Gdy ten nagle zaczął mówić dziwne rzeczy, prawie podskoczyła. Spojrzała na niego i na drzwi, nie rozumiejąc co się właśnie tutaj stało. Spojrzała na Anomandera i przełknęła ślinę. Nie podobało jej się to, ale patrząc na to co robił Chirurg, to dawał sobie radę.
    Spojrzała znów zaniepokojona na Białowłosego, gdy ten skończył swoje zadanie. Słysząc jego słowa westchnęła i przeniosła wzrok na Opętańca - panie Dyrektorze, może ja zajmę się szyciem? - zapytała niepewnie - to co najgorsze zostało już załatwione, a ja sama nie dam rady potem Pacjenta leczyć, Bane powinien tę chwilę odpocząć - spojrzała w lodowate oczy Dyrektora z nadzieją. On też był zmęczony po zabawie z nogą. Widziała to. Julia dzięki temu, ze jest artystką, umiała siedzieć długie godziny w jednej pozycji i babrać się w szczegółach. Dlatego długie szycie nie sprawiało jej trudności. Wiadomo, że nie będzie to takie idealne jak to co by zrobił Chirurg, jednak widać było, że chce odciążyć lekarzy jak najlepiej potrafi. Do tego Tulka jest oburęczna, co pokazała w trakcie naprawiania malunku na plecach Jocelyn, więc spokojnie mogła zmieniać ręce przy szyciu, nim te zdążą się porządnie zmęczyć tą monotonią.
    Nie miała zamiaru się popisywać. To nie był na to czas ani miejsce. Tym bardziej po tym co wybaraniła zaraz z rana. Chciała jak najbardziej odciążyć lekarzy. Zależało jej na zdrowiu Pacjenta, ale również jej współpracowników, którzy już widać było, że mieli dość. W końcu pracowali już kilka ładnych godzin przez przerw...chyba kilka bo nie miała pojęcia ile już tutaj siedzą.
    Jeśli tylko otrzymała na to zgodę, szybko zmieniła znów rękawiczki i sięgnęła po szwy. Zaczęła zaszywać głębsze i poważniejsze rany. Zerkała też na ugryzienie na policzku. Je też będzie trzeba zaszyć. Poza tym mają jeszcze wiele do roboty.
    Jeśli jednak Dyrektor uznał, że sam się tym zajmie albo, że rany poczekają na białowłosego, bez marudzenia wróciła do swojego zadania.
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 2 Grudzień 2017, 19:56   

    Anomander był zmęczony i poirytowany. Zasadniczo, jeśli być szczerym, to jego irytacja z wolna przeradzała się już we wkurwienie, w związku z czym usilnie walczył z samym sobą, by nie odreagować na współpracownikach. Brakowało jeszcze kilku kropel, aby przepełnić czarę, ale fakt ten zdawał się zbliżać wielkimi krokami. Po pierwsze operacja nogi ciągnęła się już którąś godzinę, a końca dalej nie było widać. Nie wiedział kim była istota, którą przyszło mu operować i w zasadzie gówno go to obchodziło, ale obrażenia jakie odniósł wskazywać mogły na to, że jest zwykłym debilem i ryzykantem. Pogryzione uda? Pogryziony policzek? Pocięte całe ciało z fiutem włącznie? Cóż, to nie były zwykłe rany, jakie odnosi się w walce albo przy eksperymentach. Takie obrażenia odnosi się zazwyczaj w chwili, gdy ktoś jest debilem i porywa się na coś, co przerasta jego siły. Jednak skrzydlaty miał za zadanie leczyć a nie oceniać, zatem uwagę zachował dla siebie. Po drugie, złożona kość zapewne nigdy nie zrośnie się tak, by pacjent mógł normalnie chodzić. Do końca życie będzie kulał i odczuwał skutki postrzału. Skrzydlaty był perfekcjonistą, i fakt, że noga bardziej nadawała się do amputacji niż do składania nie był dla niego istotny. Podjął się operacji i zrobił wszystko by uratować kończynę. Niestety był tylko ortopedą a nie cudotwórcą. Z tak strzaskanej kości wiele więcej się nie ugra. Jak to mawiają w Świecie Ludzi „Wyżej dupy nie podskoczy” i to właśnie go denerwowało. Po trzecie rozpaczliwie cierpiał na brak personelu. Taką operację jak ta, powinny prowadzić przynajmniej dwa zespoły medyczne. Powinny się zamieniać tak, by nikt nie był przeciążony. A tu gówno. On sam miał już serdecznie dość a to była dopiero połowa. Bane szył „parówę” pana Foksula z zapałem godnym innej sprawy, a Julia też starała się pomagać. Do tego jutro ma być operowany Cierń i jego operacja zapowiadała się nie mniej poważnie, a dzisiaj Julia i Bane będą musieli jeszcze dziś użyć swoich mocy do zaleczenia obrażeń aktualnie operowanego pacjenta. Nie wiedział czy jutro też dadzą radę dokonać podobnego wysiłku. Nigdy jeszcze nie mieli tyle ciężkich zadań w tak krótkim czasie. Po czwarte, Bane w dalszym ciągu był „wczorajszy” i najwyraźniej miał jakieś halucynacje. Problem w tym, że Anomander sam kazał mu wrócić do pracy, zatem nie mógł go obsztorcować i odesłać w cholerę. Właśnie to w tej chwili irytowało skrzydlatego. Nie mógł odesłać Bane’a, bo nie miał go kim zastąpić. Jan Sebastian niby potrafił kroić pacjentów, ale nie umiał leczyć. Zatem aktualnie Bane był niezastąpiony.
    Tak samo jak spojrzenie Julii, Anomander całkowicie zignorował komentarz białowłosego. Zajął się zaklejaniem ran.
    - Nie mamy czasu na zabawy w szycie i robienie supełków Julio. Musicie oszczędzać energię bo za chwilę będzie wam potrzebna. – powiedział chłodno a w jego głosie dało się wyczuć zdenerwowanie - Julio, weź z szafki stapler – to takie białe urządzenie wyglądające jak zszywacz biurowy – odpakuj i po zaklejeniu ran wstrzel po jednej lub dwie klamry skórne zamiast szwów
    Musiał zrobić wszystko by jak najmniej się zmęczyli. Szkoda że on sam nie potrafił leczyć w ten sposób. Niestety, zdany był na ich siły.
    Zalepiał rany i nadzorował pracę Julii. Od czasu do czasu starał się pomagać Bane’owi ale raczej nie pchał się z pomocą na siłę. Bane miał talent i był chirurgiem zatem sam najlepiej wiedział co robi a wpychanie mu się z pomocą mogło tylko utrudnić pracę.
    Gdy Bane skończył łatać Pacjenta, skrzydlaty skinął głową. Musieli się pospieszyć, jeśli mają wypocząć przed jutrem.
    - Słuchajcie, nie ma się co oszukiwać, nie damy rady wyleczyć pacjenta w pełni w ciągu dzisiejszego zabiegu. Nie zrobimy tego, ze względu na to, że jutro musicie być wypoczęci. Musicie oszczędzać siły na jutro. Jutro bowiem czeka nas podobnie skomplikowana operacja, ale na żebrach i na dodatek przy kręgosłupie. Zatem proszę byście użyli tylko tyle mocy by lekko utwardzić i zasklepić kości oraz zamknąć co poważniejsze rany. Nie mniej, nie zostawimy go samopas. Będziemy go leczyć partiami.
    Poczekał aż się z nim zgodzą po czym poprosił białowłosego, by skontrolował stan ran. Gdy tylko Bane to uczynił, skrzydlaty cofnął się robiąc miejsce przy stole.
    - Julio, ta informacja o całkowitym leczeniu tyczy się zwłaszcza Ciebie, nie staraj robić więcej niż możesz. Pamiętaj przesadzać z leczeniem.
    Poczekał aż Bane i Julia podleczyli pacjenta po czym kiwnął do Bane’a
    - Chodź, bierzemy go na RTG – powiedział podprowadzając łóżko ze do stołu operacyjnego.
    Gdy przełożyli na nie pacjenta, Anomander ponownie wszedł do pracowni RTG i odpalił generator. Położyli Pacjenta na stole i skrzydlaty wykonał zdjęcie kości podudzia.
    Odczekał chwilę, wywołał kliszę i odpaliwszy ekran przyłożył ją do ekranu telewizora.

    - Hmmm … – milczał przez chwilę nad czymś dumając - Zasadniczo udało się połączyć kości w miarę poprawnie, choć nie mogę uznać że perfekcyjnie. Ale czego wymagać od kończyny do amputacji? – powiedział niezbyt zadowolony z siebie i swojej pracy.
    Gdy skończyli sprawy w pomieszczeniu z RTG, skrzydlaty wyłączył generator i rozrobił gips.
    - Pacjent dostanie gipsowego kamaszka i będzie miał zakaz spacerowania w gipsie, ale jeśli będziecie przychodzić i leczyć go przez chwilę każdego dnia to szybko stanie na, nomen omen, nogi.
    Powiedziawszy to, i widząc że rana po operacyjna jest Już jedynie wspomnieniem po ranie, założył gips na nogę pacjenta .
    Zadbał o to by przepływ krwi był normalny i nic nie uciskało.
    - Wygląda na to że, skończyliśmy. Chcecie jeszcze coś sprawdzić ? - zapytał nieco spokojniejszym już głosem - Jeśli nie, to zasadniczo możemy odstawić pacjenta do pokoju.
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 3 Grudzień 2017, 05:16   

    Udało im się szybko załatwić dwie najgorsze rzeczy - poskładać nogę i uratować Lusianowego kutasa. Pozostały więc mniejsze rany, które i tak były poważne.
    Bane złapał oddech i wrócił o pracy. Propozycja Tulki była miła, bo białowłosy wiedział czy pokierowana. Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko z wdzięcznością. Chciała go odciążyć i on to doceniał. Nawet jeśli Dyrektor zadecydował, że dziewczyna nie będzie szyć.
    Użycie staplera było jakimś pomysłem. Co prawda Pacjentowi zostaną po tym blizny ale przecież od tego są kolejne dni by się nimi zająć, prawda? O ile w ogóle Lusian będzie zainteresowany kosmetyką.
    Cóż, innej opcji nie było. Wszyscy byli już zmęczeni, dodatkowo Bane wyczuł u Anomandera irytację. Podejrzewał dlaczego, takie zabiegi wykonywało co najmniej pięć, sześć osób. Albo dwa zespoły, na przemian. Trójka, z czego tylko Gad miał pojęcie o składaniu tak skomplikowanych złamań, to zdecydowanie za mało.
    Zszywanie ran za pomocą staplera było szybkie. Ugrali dzięki temu dodatkowy czas na ewentualny odpoczynek. Gdy załatali przód - tors, brzuch i uda, przyszedł czas na zadnią część ciała Pacjenta. Z pomocą Anomandera, delikatnie zmienili pozycję Lusiana i zajęli się ranami na plecach i reszcie. Bane zmarszczył brwi widząc ciemną pręgę przechodzącą przez całe plecy ale nie zmartwił się zbytnio - ślad zniknie gdy będą go leczyć mocą.
    Na koniec ponownie obrócili ciało. Lusian wyglądał teraz jak Dziecko Frankensteina i Wilkołaka, przez te uszy i ogon. Zszywki i klej ładnie załatały wszystko, pozostawało więc jedynie sprawdzić kontrolnie czy wszystko jest w porządku i koniec. Upragniony koniec, bo Lekarze z pewnością oddychali już rękawami. Tulka też pewnie miała dość.
    Bane sprawdził jeszcze ranę na policzku. Wyglądało to tak, jakby ktoś go ugryzł. Co gorsze, ślady zdradzały, że były to zęby ludzkie. Ale czy było co szyć? Rany szarpane są najgorsze do załatania. Mimo wszystko Medyk złapał za płyn dezynfekujący, odkaził ponownie miejsce i zabrał się za zszywanie. Robił to najlepiej jak umiał, mimo, że najchętniej odpierdoliłby robotę byle jak, na szybko. Chciał już odpocząć.
    - Żebra i kręgosłup? - zaczepił Bane, patrząc na Anomandera - Mowa o tym Upiornym, tak? To co on sobie zrobił, że wymaga to operacji? - pytanie miało charakter retorycznego, białowłosy nie wymagał odpowiedzi. Przecież i tak wszystkiego dowie się jutro, gdy będzie czytał o Pacjencie przed operacją.
    Skończył szyć policzek i wzdychając odłożył narzędzia. Szycie wyglądało wyjątkowo dobrze. Resztę nacięć ma załatane klejem i staplerem ale przynajmniej te na przyrodzeniu i twarzy będzie miał ładnie zasklepione normalnymi nićmi.
    - Nie ma sprawy, podleczę go tylko tak by mu się rany nie otworzyły przy przenoszeniu. - powiedział podchodząc do Dyrektora i zerkając na rannego z jego miejsca - Nogę władujemy w gips, na kuśkę i resztę większych ran opatrunek... i gotowe. Poleży sobie, odpocznie a jutro któreś z nas przyjdzie i go znowu podleczy.
    Chirurg obszedł Lusiana i przyglądnął się jego ranom. Nie miał żadnych zastrzeżeń, zrobili co mogli. Najwyżej Aktor będzie potem przychodził na usuwanie blizn. Tak bywa.
    Nadszedł czas największego wysiłku - leczenia mocą. Bane był zmęczony ślęczeniem przy ranach a jeszcze musiał spiąć dupsko i użyć mocy. Stanął po boku Pacjenta i położył obie ręce na jego klatce piersiowej. Zamknął oczy by lepiej się skupić.
    Uwaga Dyrektora skierowana do dziewczyny była trafna, Tulka miała bowiem tendencję do nieoszczędzania się. Nie zważając na konsekwencje, chciała zawsze wypaść jak najlepiej, kosztem swojego zdrowia. Oczywiście, było to godne podziwu i pochwały, ale nie gdy jutro też musiała być na nogach, wypoczęta i gotowa do pracy. Już taki żywot Medyka.
    Ręce rozbłysły mu białawym światłem gdy tylko Julia przystawiła swoje. Świetliste tatuaże nie dotarły jednak do twarzy, nie wspięły się po szyi aż do brody bo Bane hamował moc. Chciał przecież pomóc Pacjentowi w regeneracji tylko trochę, musiał oszczędzać energię.
    Gdy już uznał, że wystarczy bo powoli mięśnie rąk zaczynają mu drżeć ze zmęczenia, zabrał ręce. Oczy miał półprzymknięte gdy Dyrektor poprosił go o asystę przy zdjęciu RTG.
    Zabrali Lusiana, Bane ponownie ubrał fartuch który tym razem wydawał mu się być ciężki jak diabli i ustawił kończynę w podobnych ustawieniach, jak przed zabiegiem.
    Kości na zdjęciu wyglądały... dobrze. Białowłosy podrapał się po brodzie wpatrując się w czarno-biały obraz. Był perfekcjonistą jeśli szło o pracę ale nie zrobiłby tego lepiej, nie było nawet szans. Anomander i tak dokonał cudu, że złożył tak strzaskaną kończynę. Chirurg był pełen podziwu, chociaż widział niezadowolenie na twarzy skrzydlatego.
    Klepnął go lekko w ramię i jeśli Opętaniec spojrzał w jego stronę, Bane wyszczerzył zęby.
    - Hej, wyśmienita robota! - pochwalił, bo uznał, że nawet Dyrektor potrzebuje czasem miłych słów pocieszenia - Uratowałeś mu nogę. Przynajmniej będzie dobrze wyglądał, nie? No na pewno lepiej niż z kikutem...
    Wcale nie było mu do śmiechu. Właściwie miał już dosyć babrania się w krwi Lusiana. Ale chciał by Anomander poczuł się lepiej mimo zmęczenia i irytacji. Bane też był podenerwowany bo w trakcie operacji odezwał się do Jana Sebastiana którego tutaj nie było.
    Na czas zakładania gipsu zabrał się za uprzątnięcie narzędzi. Wrzucił wszystko na wózek który pojedzie do dezynfekcji, następnie zabrał się razem z Julią za zabezpieczanie ran. Należało na każdą nakleić opatrunek. Po wszystkim Lusian już nie wyglądał jak Potomek Frankensteina i Wilkołaka ale jak Potomek Owieczki i Wilkołaka. Z tymi białymi gazikami na cały ciele powinno być mu mięciutko jak puchatemu Barankowi w jego wełence.
    Anomander skończył i Bane kiwnął mu głową z uznaniem. No trochę się napracowali przy ogoniastym. Trzeba będzie go wypytać skąd te wszystkie obrażenia.
    Gdy Dyrektor zarządził koniec, Bane podszedł do niego z wyciągniętą dłonią w brudnej rękawiczce. Obaj wyglądali jak Rzeźnicy po wyjątkowo owocnej zabawie z tuszami świńskimi czy wołowymi. Nic tylko zrobić im zdjęcie i zawiesić na wejściu, na wprost drzwi z jakimś chwytliwym hasełkiem typu: "U nas krew się leje hektolitrami ale jeszcze nikt nie zginął!"
    Podał mu rękę i uścisnął jego dłoń. Usmiechnął się do nich blado.
    - Dobra robota. Dziękuję. - powiedział i przeszedł to samo uczynić z Tulką. W końcu ona też pomagała w tej karkołomnej robocie.
    Zasadniczo byli już gotowi do wyjazdu dlatego Bane przykrył Pacjenta nieprześwitującą narzutą. Oparł się dłońmi o krawędź stołu, gotów by go wyprowadzić.
    - Wszystko powinno być w porządku. - powiedział patrząc na Lusiana z góry - Będzie go bolało jak diabli, skoro nie działają na niego leki przeciwbólowe, ale... cóż, wyżej dupy żadne z nas nie podskoczy. - wzruszył ramionami. Przed Foxsoulem ciężka noc.
    Pchnął stół na sygnał Dyrektora, gotów do wyjazdu ale zatrzymał go bo chciał poruszyć jeszcze jedną kwestię. Może niezwiązaną z Pacjentem czy zabiegiem, ale chciał skorzystać z tego, że są w zamkniętym pomieszczeniu, sami, w trójkę.
    - Jeśli mogę zapytać... - zagadnął patrząc na skrzydlatego - Skąd ta zmiana? To przez tego Upiornego? - przekrzywił lekko głowę, zaciekawiony - Nie powiem, świetnie wyglądasz, dobrze ci w krótkich włosach... Wyglądasz młodziej ode mnie. - zaśmiał się nieco nerwowo - Ale zastanawiam się co było bodźcem do tej zmiany.
    Podejrzewał, że chodzi o jutrzejszy dzień. Jasiek wspomniał, ze jutro jest rocznica. Ale Bane chciał dopytać Anomandera, bo przecież poprzednie rocznice nie były tak... wyjątkowe by Dyrektor decydował się na zmianę wyglądu.
    Może się znudził długimi włosami? Może Bane też powinien coś zrobić ze swoją białą grzywą, by nie wyglądać przy skrzydlatym jak ostatni chmyz, skartabel, parobek czi inny ciura obozowy?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 3 Grudzień 2017, 12:29   

    Julia sama już miała dość. To nie była jej pierwsze operacja tego dnia, a stresy, które jej towarzyszyły po powrocie z Wieży wcale nie ułatwiły jej wypoczynku. Najchętniej to teraz schowałaby się w swoim łóżku i zniknęła z oczu zarówno lekarzy jak i pacjentów. Po prostu udawała, że nie istnieje, że tego dnia w ogóle nie ma i czekała aż się w końcu skończy, choć nie wiedziała czy da radę spokojnie spać. Na pewno będą ją męczyć wspomnienia.
    Na słowa Anomandera tylko skinęła głową i ruszyła po stapler. Poczuła się trochę jak małe, ganione dziecko. Zabawę? A kto tu mówił o zabawie. Była już naprawdę zmęczona, więc też nie umiała dostrzec wszystkiego co ktoś chciał jej przekazać. Wiedziała, że Dyrektor ma rację, ale słowa, których użył oraz to jakim tonem mówił tylko potwierdzało tylko jej przypuszczenia, że uważa ją nadal za całkowitego świeżaka, który prawie nic nie umie poza leczeniem mocą. Może i miał rację, może też przesadzała, ale naprawdę miała już dość tego wszystkiego.
    Nie spojrzała na Chirurga, więc nie widziała jego spojrzenia. Poza tym, czy to coś by zmieniło? Nie. Najważniejsze było teraz to, żeby doprowadzić Pacjenta do takiego stanu, by mógł do siebie dojść, ograniczając jego ból i dyskomfort do możliwego minimum. Nic innego teraz się nie liczyło.
    Słuchała uważnie słów Dyrektora i nie spodobały jej się. Jutro z rana kolejny zabieg? Również poważny i to pewnie operacja Ciernia. Ale cóż...taki sobie zawód wybrała to nie ma prawa marudzić na zmęczenie. Po prostu musi się postarać wyspać i tyle. Rano znów pewnie wstanie wcześniej to przygotuje wszystko. Przynajmniej tyle może zrobić, by pokazać, że ne jest aż tak do niczego.
    Gdy zajmowali się plecami Foxsoula, zmarszczyła brwi i szybko przeskanowała stan malunku na plecach. Gdy rany już znikną to na pewno zostaną ubytki. Jeśli Pacjent będzie chciał naprawi go dla niego, bo teraz i tak nie miało to sensu. Anomander nie zgodziłby się na to, a dodatkowo plecy są pokryte świeżymi ranami, więc i tak nie dałoby się wszystkiego naprawić. Ale nikt nie powiedział, że musi to robić, gdy Pacjent jest nieprzytomny. Skoro zrobił sobie taki malunek, to nie będzie pewnie mu przeszkadzało poprawienie go. Może nie powinna na to zwracać uwagi, ale niestety poza tym, że była Pielęgniarką, była Artystką i nie lubiła patrzeć, gdy takie dzieła niszczały.
    - Rozumiem panie Dyrektorze - powiedziała tylko, gdy zwrócił jej uwagę co do leczenia. Ale czemu mówił to szczególnie do niej? To nie ona zwracała posiłek po tym jak na siłę chciała wyleczyć w pełni pewnego Cyrkowca, gdy nie była w pełni sił. Akurat z mocą starała się nie przesadzać. Dwa tygodnie w śpiączce całkowicie jej wystarczą. Owszem męczyła się ile mogła, ale nigdy nie robiła za wiele. Już miała swoją nauczkę na ten temat. Gdy tylko zobaczyła Aktora, wiedziała, że nie dadzą rady zrobić wszystkiego na raz i nie miała zamiaru udowadniać, że tak nie jest.
    Również położyła ręce na torsie mężczyzny. Przymknęła oczy, a jej ręce zabłysły zimnym światłem. Było błękitne, jak najczystszy lód. Może lekarze zauważą różnicę w kolorze, a może nie. Nie miało to teraz znaczenia. Kolor zmieniał się w zależności od jej nastroju. Teraz był lodowato niebieski. Skupiła się na tym by wyleczyć ugryzienie na dłoni Lisa, ranę pooperacyjną na nodze oraz przyrodzenie mężczyzny. W końcu miała dbać o komfort psychiczny pacjentów, a lepiej aby ta część ciała zagoiła się szybko, bo już będzie wystarczająco cierpiał, nie musi jeszcze dodatkowo krzywić się przy bardziej prywatnych sprawach, załatwianych przez każdego w łazience. Oczywiście nie miała tutaj na myśli nic erotycznego.
    Nie poszła z mężczyznami do pokoju obok. Została sama by wstępnie zacząć coś ogarniać, by potem było mniej pracy. Jeszcze muszą założyć opatrunki, więc oczyściła stół z krwi, że już się w niej nie babrać. Pozbierała też wszystkie narzędzia na jedno miejsce i wyrzuciła resztki nici. Przygotowała też wszystko co było im potrzebne do założenia opatrunków.
    Gdy Dyrektor zajął się nogą, Tulka razem z Ordynatorem zajęła się opatrywaniem ran. Z tymi na plecach musieli poczekać aż noga będzie już w pełni opakowana. W końcu musie go do tego obrócić.
    Gdy wszystko było gotowe uścisnęła też ręce lekarzy i pogratulowała. Jej ręce nie drżały, ale to nie potrwa długo. Wystarczy, że cały stres opadnie, to pewnie nie będzie mogła się za bardzo ruszyć. No cóż. Takie już uroki tego co robiła.
    Zdjęła rękawiczki i już chciała się zabierać za sprzątanie Sali, gdy Bane zadał pytanie, a propos zmiany nastroju i wyglądu Dyrektora. Też ją to ciekawiło, ale nie odzywała się. Była ciekawa ale jednocześnie chciała już wszystko zakończyć i iść się przebrać. Sprzątać i tak trzeba było, a to może pomoże jej odciągnąć myśli od tego dnia. To jej pozwoli się uspokoić. Jakaś przyziemna czynność.
    _________________

     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 3 Grudzień 2017, 20:30   

    Zmęczenie dawało o sobie znać. Skoro on był zmęczony po składaniu nogi, to jak będą już jutro czuli Julia i Bane? Wolał o tym nie myśleć. Na jutrzejszej operacji skupi się jutro. Dziś musiał się zając pacjentem na stole. W prawdzie marzył o tym, by iść do pokoju, położyć się i odpocząć, ale niestety, było jeszcze sporo do załatwienia.
    - Ano właśnie o nim. Nazywa się Aeron. Sympatyczny, młody chłopak, ma może ze trzysta - czterysta lat lub niewiele więcej. - powiedział Anomander głosem takim jakby to faktycznie było niesamowicie oczywiste. W końcu trzysta czy czterysta lat to nieomal wiek młodzieńczy dla przeciętnego Hansa Schmied’a lub jego angielskiego odpowiednika Johna Smith’a - Co do tego co mu się stało, to miał wypadek podczas pełnienia swoich obowiązków. Można powiedzieć, że nieanatomicznie owinął się w koło drzewa.
    Patrzył, jak Bane i Julia leczą leżącego na stole nieszczęśnika. Czasem żałował, że on sam nie potrafi leczyć w ten sposób co oni. Mógłby przynajmniej pomagać, a tak stał tylko i dopingował.
    Gdy weszli do pracowni i obejrzeli zdjęcie poskładanej kończyny, skrzydlaty wykrzywił się niezadowolony z wyniku. Słysząc słowa Bane’a odwrócił się i spojrzał na niego
    - To nie jest coś co nazwałbym wyśmienitą robotą, Bane. To tak, jakbyś zamiast poprawić pacjentce twarz, naciągnąć skórę, powiększyć usta i poprawić kształt nosa i oczu założył jej na ryj papierową torbę z narysowana buźką i stwierdził, że jest super a operacja się udała. Fakt, facet zachowa nogę, ale jest spora szansa, że do końca życia będzie utykał i czuł ból w zoperowanej nodze. Mało tego, istnieje prawdopodobieństwo, że kula uszkodziła nerw a wtedy cała nasza dzisiejsza robota jest psu na budę i finalnie trzeba będzie nogę odjąć. Reasumując, nie jestm zadowolony z wyniku ale to maksimum tego co mogliśmy osiągnąć. Pozostaje mieć nadzieję, że kula nie uszkodziła pnia nerwu.
    Operacja była skończona a pacjent był pozszywany, pozaklejany i zagipsowany. Anomander również podziękował Baneowi, ale podziękowania rozszerzył też na Julię. Ona też się nieźle spisała.
    - Chodźcie, dziś mamy wolne od sprzątania sali. Personel pomocniczy zrobi to za nas. Wy musicie solidnie wypocząć przed jutrzejszym dniem. Zmykajcie się umyć i przebrać, spotkamy się wszyscy na kolacji. Nie wiem ile czasu zajmie wam taka chwila relaksu po zabiegu, ale mam nadzieję, że za jakieś dwie godziny widzimy się w jadalni. – popatrzył na nich a następnie na pacjenta - Pacjentem też nie musicie się przejmować, personel odtransportuje go do pokoju. Jako, że nie działają na niego środki przeciwbólowe, przez najbliższy czas pozostanie w stanie śpiączki kontrolowanej. Dostanie dożylnie propofol i leki zwiotczające. W związku z tym, że nie mamy respiratora, cały czas będzie przy nim członek personelu, który będzie go „respirował”. Potrwa to przynajmniej do chwili, aż będziecie w stanie podleczyć go na tyle, by ból nie spędzał mu snu z powiek.
    Już mieli wychodzić z sali, gdy Bane zapytał się o przemianę skrzydlatego.
    - Co było bodźcem? – zapytał z uśmiechem - Bane, to proste. Długie włosy są szalenie czasochłonne, łatwo się przetłuszczają lub po umyciu elektryzują, wymagają pielęgnacji i trzeba je starannie czesać, każda dziewczyna Ci to powie, prawda Julio?
    Zapytał, po czym uśmiechnął się lekko i puścił do nich oczko.
    Teraz, z krótkimi włosami, z twarzą odmłodzona wizualnie o jakieś dziesięć lat ten gest wydawał się lekko łobuzerski. Ot, tak już psotna z niego gadzina.
    - A tak naprawdę, – powiedział zatrzymując się na chwilę w drzwiach - tak naprawdę to kompleks wieku średniego, Przyjacielu – włożył ręce w kieszenie spodni i wyszedł z sali pogwizdując piosenkę .
    Nim zamknęły się drzwi, zarówno Bane jak i Julia mogli zobaczyć jak do Anomandera podchodzi Alice i przez chwilę rozmawiają. Później drzwi się zamknęły.

    ZT
    _________________




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 3 Grudzień 2017, 23:17   

    Bane powstrzymał parsknięcie i jedynie wzniósł oczy ku niebu, z uśmieszkiem na ustach.
    Młody, kilkusetletni chłopak. No taaak, przecież paręset lat to tak niewiele. Zaledwie mgnienie oka. Medyk nie drążył jednak tematu, bo aż tak bardzo nie chciał się zagłębiać w przypadek Upiornego. Nie lubił ich, byli nadęci i przekonani, że są lepsi bo mają w nazwie 'Arystokrata' i są bajecznie bogaci. Co prawda majątek białowłosego mógł się już spokojnie równać z niejednym majątkiem Szlachcica, ale Bane przynajmniej nie obwieszał się kosztownościami, jak robili to rogaci mieszkańcy Krainy Luster.
    Rozmowy z takimi zawsze były ciężkie, bo trzeba było uważać na słownictwo. Należało tak dobierać słowa, by Upiorny nie poczuł się obrażony czy zgorszony. Kłamliwe gierki które tak uwielbiali prowadzić były jedynie maskaradą - za słodkimi kłamstewkami chcieli ukryć, że doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ich epoka już minęła. Nawet w Świecie Ludzi kiedyś przyszedł kres na wszystkich 'Wyżej Urodzonych' i sprowadzono ich do parteru, mieszając z Chłopstwem najgorszego sortu. Jedynie nieliczne narody, jak na przykład Anglia trzymały się jeszcze starych zasad i dzieliły społeczeństwo na Szlachtę i tych niższego stanu. Co z tego jednak, skoro tytuł szlachecki nie niósł ze sobą tak naprawdę żadnych większych profitów poza obowiązkiem pokornego służenia Jej Wysokości?
    Dyrektora najwyraźniej gryzło to, że noga nie była perfekcyjnie złożona. Zdaniem Bane'a i tak nic więcej nie udałoby się z nią zrobić. Pewnie gdyby to on przewodził zespołem, kazałby bez długiego namysłu urżnąć kończynę przy samej dupie. No dobrze, kolanie. Byłby spokój. Pacjent co prawda nie miałby wtedy nogi i pewnie wpadłby w depresję, ale przynajmniej zabieg byłby szybki i nie pozostawiał pola dla komplikacji. A tak, należało mieć nadzieję, że ciało Foxsoula chce się zregenerować i przyjmie taki kształt kości.
    - Weź pod uwagę, że w swojej pracy nie zawsze jedynie modelowałem aktoreczkom nowe noski. - powiedział z powagą, marszcząc brwi - Nie raz, nie dwa odtwarzałem twarz ofiar pożarów. Wiem co to znaczy robić wszystko by efekt końcowy był piękny, a jednak zawieść się widząc karykaturalnie pomarszczone lico młodej dziewczyny, która ma przed sobą całe życie. A najgorsze w tym wszystkim było to, że cieszyła się z tego co dostała. - dodał chłodno - Ale wiesz co? Ludzie zdający sobie sprawę z tego w jakim stanie trafiają do Szpitala nie oczekują wiele. Chcą po prostu żyć normalnie. Nie ważne czy z pokrzywioną twarzą, grunt, że z zagojoną twarzą. Nie istotne czy z kulawą nogą, ważne, że z nogą. Myślę, że pan Foxsoul doceni twoje starania.
    Anomander ogłosił koniec operacji i wszyscy mogli spokojnie odetchnąć. Bane poczuł jak bardzo zdrętwiały mu barki - poruszył nimi by je rozluźnić, pokręcił też głową. Był padnięty i jedyne o czym marzył to walnąć się do łóżka.
    Już nawet cieszył się na tą myśl kiedy przypomniał sobie, że zapewne w pokoju czeka na niego Kurator, męczący Jasiek Sebek. Przetarł dłonią twarz. Jakoś tak... odechciało mu się wracać do jego części mieszkalnej. Jeszcze Urzędnik zaparzy herbatę i będzie chciał mu ją przynieść, a wtedy co? Ponowna zabawa w chłodzenie kuśki? O nie, nie chciał powtórki z rozrywki. Już mu wystarczy.
    Dwie godziny na relaks przed Kolacją to sporo. Oczywiście Cyrkowiec nie pójdzie spać, bo jeszcze zaśpi na wspólny posiłek i będzie się z tym czuł źle. Co jak co, starał się nie pomijać wspólnych śniadań, obiadów i kolacji. Chyba, że miał jakiś ważny powód ale o tym też zawsze informował Alice, by Personel niepotrzebnie nie przygotowywał porcji dla niego.
    Wytłumaczenie Anomandera było głupie. Zaczął gadać o pielęgnacji włosów... Tak, i nagle po tylu latach znudziło mu się ich pielęgnowanie, tak? No błagam. Przecież ta teoria była naciągana nawet bardziej od twarzy Michaela Jacksona.
    Skrzydlaty wcześniej wyglądał złowrogo. Jeszcze z tymi jego lodowymi oczami i skórzanym ubraniem... Teraz był uosobieniem elegancji i młodzieńczej energii. Bane nie wiedział jak to możliwe, ale to zwykłe ścięcie włosów odjęło mu dziesięć, może nawet i dwadzieścia lat. Wyglądał na młodego mężczyznę, młodszego od białowłosego co było dość niekomfortowe. Cyrkowiec był przecież młodszy a teraz wyglądał przy nim jak facet tuż przed drzwiami na których widniał napis "Starość". Ile miał? 38? 40 lat? Już sam nie wiedział. Ponoć w Krainie Luster czas jest dla byłych Ludzi łaskawszy ale nie zmienia to faktu, że przy nowym Anomanderze Bane czuł się zwyczajnie staro.
    Może czas pomyśleć o jakiejś maleńkiej operacji? W końcu Chirurg wykonał w swoim życiu już tyle liftingów, tyle buziek ładnie ponaciągał... Ech, w takim tempie przemian Gada białowłosy jeszcze wpadnie w kompleksy.
    Gdy Dyrektor zatrzymał się w drzwiach i dopowiedział swoje, Bane zamarł w miejscu zdębiały. Spojrzał na niego z głupią miną po czym zaśmiał się szybko, zakłopotany do granic możliwości.
    - Taa... Kompleks wieku średniego. - powtórzył uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Chyba nigdy do końca nie rozgryzie skrzydlatego. Facet był zmienny jak obrazy w kalejdoskopie.
    Bane odszukał wzrokiem Tulkę i wyciągnął ku niej rękę z miłym uśmiechem. Jeśli ją złapała, pociągnął ją ku sobie i objął ramieniem, pocałował w czubek głowy, po czym razem wyszli z sali. Jeśli jednak zignorowała gest, opuścił rękę i po prostu przepuścił ją w drzwiach.
    Wszyscy ledwo stali na nogach i zapewne marzyli tylko o jednym - o kolacji i ciepłym, wygodnym łóżeczku.


    ZT
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 4 Grudzień 2017, 02:30   

    Słuchała uważnie odpowiedzi Opętańca. Widziała, że Cierń naprawdę przypadł mu do gustu - około pięćset pięćdziesiąt - poprawiła go, gdy ten zgadywał ile lat ma Arystokrata. Powiedział jej o tym gdy siedzieli w lodziarni przy ich pierwszym spotkaniu. Jako, że Tulka ma doskonałą pamięć, nie miała problemu by od razu przypomnieć sobie odpowiednią liczbę.
    Operacja w końcu dobiegła końca. Dziewczyna chciała zająć się sprzątaniem, ale miała wrażenie, że to nic nie da. Po prostu musiała odpuścić. Westchnęła cichutko i zdjęła maskę z twarzy, wyrzucając ją. Trudno. Umyje się i może zajmie rysunkami dla Anomandera, w końcu mu je obiecała. Miała nadzieję, że nie zaśnie. Chociaż, było to kuszącą opcją. Jakoś średnio miała ochotę iść na kolacje. Równie dobrze mogła zakopać się na swoim legowisku i zostać tam do rana, gdy będzie trzeba przygotować Ciernia do operacji. Ledwo dzień się zacznie, a tu już kolejny, skomplikowany zabieg. Niezbyt jej się podobał ten pomysł, ale nie miała tutaj nic do gadania.
    Spojrzała na Pacjenta. Będzie wprowadzony w śpiączkę. Ale czy to na pewno rozwiąże problem bólu? Ale co miała powiedzieć. Dopiero się uczyła, więc tylko przytaknęła Dyrektorowi głową.
    Skoro nie miała tutaj już nic do roboty, to chciałaby już sobie iść. Zapach krwi sprawiał, że było jej trochę niedobrze. Normalnie jej to nie przeszkadzało, w końcu była przyzwyczajona do tego, żeby jeść surowe mięso. Jednak była już zbyt zmęczona na cokolwiek.
    Spojrzała zaskoczona na Anomandera, gdy ten zapytał ją o opinię dotyczącą pielęgnacji długich włosów -em...zgadza się - odpowiedziała, nie do końca ogarniając co się właściwie dzieje. Widziała, że Bane też za bardzo nie ogarniał w ogóle o czym Opętaniec mówił. Spoglądała jeszcze za nim, gdy Dyrektor już opuścił Operacyjną.
    Spojrzała na Chirurga i uśmiechnęła się zmęczona. Chwyciła jego dłoń. Gdy tylko ją do siebie przyciągnął, westchnęła cichutko i wtuliła się na moment. Wyszła razem z nim, ciesząc się, że w końcu może choć troszeczkę odpocząć.

    ZT
    _________________





    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 6 Luty 2018, 18:34   

    Wprowadziła wózek do windy i wcisnęła odpowiedni przyciski. Gdy tylko kabina się ruszyła, Tulka westchnęła cichutko - Braciszku? - zaczęła niepewnie - jak...jak powinnam się do Ciebie zwracać przy lekarzach? - zapytała. Nigdy nie byli razem w sytuacjach, gdy musiałaby się jakoś inaczej do niego zwracać. Poza tym była jeszcze małym dzieckiem, a takiem uchodzi na sucho mówienie do dorosłego per Ty. Teraz sytuacja się zmieniła, a nie chciała podpadać Dyrektorowi, że mówi do Arystokraty tak, a nie inaczej. Nie wiedziała jak on na to zareaguje. Poza tym też nie chciała się pokazywać ze złej strony przy Toksynku. Nie gdy spędzili miło wieczór i choć trochę ich relacje się ociepliły.
    Zatrzymała się recepcji i wzięła od niego tacę, którą podała Alice. Zapytała ją przy okazji o to, czy ma coś czym mogłaby zakryć oczy. Jakąś chustę, którą mogłaby spokojnie wnieść na salę. Szybko poleciała się też przebrać do magazynu, w strój odpowiedni do operacji. Wróciła do mężczyzny już bez lisich dodatków, a przynajmniej tych futrzastych i uśmiechnęła się do niego. Odebrała od Marionetki chustę i podała ją mężczyźnie. Podjechała pod drzwi do Sali - gotowy? - zapytała, po czym pchnęła drzwi i wjechała do środka.
    - O proszę, jesteśmy pierwsi - powiedziała zaskoczona. Całe szczęście, że wszystko co najważniejsze przygotowała wcześniej. I pozakrywała. Swoje stanowisko oraz te dla lekarzy. Przynajmniej tyle przygotowała ile zawsze używali. Pozostałe narzędzia będą przygotowywane później. Bo nie wiedziała przecież czego dokładnie będą potrzebować.
    - No to musimy jeszcze chwilę poczekać, aż przyjdą lekarze. Możesz się już przenieść na stół jak chcesz - powiedziała, uśmiechając się do niego miło - nie musisz leżeć, ale usiąść czemu nie- zachichotała. Wyciągnęła po chwili rękę po zdjęcia - mogę zobaczyć? - zapytała, spoglądając na klisze z zaciekawieniem.
    _________________





    Subtelny Kłamca

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Aeron Vaele
    Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą)
    Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem.
    Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
    Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej
    Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
    Broń: Rapier
    Dołączył: 07 Sty 2017
    Posty: 340
    Wysłany: 8 Luty 2018, 12:13   

    Zaśmiał się szczerze gdy wspominając o innych facetach próbowała wzbudzić w nim niepokój.
    - Nie boję się. - powiedział - Preferencje to kwestia gustu. - dodał wzruszając ramionami - Ale i tak wiem, że ci się podobam, Psotnico! - pokazał jej język i ruszył do łazienki. Na uwagę o wyciętych serduszkach jedynie się zaśmiał. Lubił gdy się z nim droczyła, gdy pokazywała pazurki. Nie miał niczego złego na myśli, przecież nie byłby w stanie tknąć ją bez jej zgody i jasnego sygnału. To co wyprawiał było jedynie niewinną zabawą. Teraz gdy wiedział, że jest kimś zainteresowana, mógł sobie pozwolić na docinki i żarty. Przecież nie miał złych intencji i nie było nic złego w tym, że czasem bywał złośliwy.
    Wierzył, że Lisiczka mu ufa i tylko dlatego pozwolił sobie na taką zmianę zachowania.
    Dopiero gdy zamknął się w łazience uderzył go strach, ale szybko stłumił go w sobie, powtarzając sobie, że przecież jest w dobrych rękach. Przecież wszystko wróci do normy, za niedługo. Wystarczy, że zdrzemnie się na chwilę na stole operacyjnym i już zaraz będzie po wszystkim.
    Tulka podjęła grę co również mu się spodobało. Taki niewinny, przyjacielski flirt w jej wykonaniu był naprawdę kuszący więc gdy zbliżyła się do niego ustami, kłapnął zębami niczym zwierz i wyszczerzył się w drapieżnym uśmiechu.
    - Nie wiem, co się stanie gdy zaczniesz ich dotykać pod narkozą. - błysk oku ukrył strach - Ale może lepiej ich nie macaj, co? Wolałbym być świadomy gdy ich pierwszy raz dotkniesz. Chciałbym zobaczyć twoją minę. - dał jej kuksańca w bok i zachichotał.
    Usiadł grzecznie w pojeździe i pozwolił się wyprowadzić. Dziewczyna miała krzepę skoro bez trudu pchała wózek z siedzącym na nim prawie stu kilowym facetem. Ale może te koła były jakieś magiczne?
    Zabrał zdjęcia i tacę od Tulki i opuścili pokój. Gdy tylko weszli do windy, podniósł na nią wzrok. Uniósł jedną brew co wskazało na zainteresowanie jej pytaniem. Zastanowił się chwilę.
    - Poza Domem i w towarzystwie istot innych niż Rodzina i Przyjaciele, jestem Lordem Vaele. - powiedział patrząc przed siebie - Chyba wystarczy Pan Vaele. Nie muszę tutaj błyszczeć tytułem szlacheckim. Ale może sama zdecyduj. Podsłuchaj jak mówią o mnie pozostali Lekarze i wybierz co będzie odpowiednie. - wzruszył ramionami nie patrząc na Julię.
    Powoli zaczynał się stresować. Jechali przez Recepcję gdzie się na chwilę zatrzymali ale Thorn nie uraczył Recepcjonistki nawet spojrzeniem. Myślami był już bardzo daleko. Nawet nie zauważył, że Tulka wróciła bez uszu i ogona.
    Gdy przekraczali drzwi sali ścisnął podpórki na ręce swojego pojazdu tak mocno, że aż pobielały mu kostki. Pomógł mu spokojny głos Pielęgniarki i jej swoboda. Mówiła do niego tak, jakby nic wielkiego nie miało się za chwilę wydarzyć.
    Wstał gdy zatrzymała pojazd i podszedł do stołu, przyglądając się wszystkiemu z zaciśniętymi mocno szczękami. Momentalnie zrobiło mu się zimno a ręce zaczęły lekko dygotać. Bał się nieznanego. Nie Śmierci czy bólu. Zabiegu, bo nie wiedział co konkretnie będą mu robić. Jak naprawią kręgosłup. Niech będzie przeklęta ta jego niewiedza! Czuł się w tej chwili jak niedouczony matoł.
    Przez chwilę nie patrzył na Julię lecz na zakryte stoły. Miał ochotę pociągnąć za materiał i zobaczyć co się na nich znajduje ale... nie pomogłoby mu to w niczym. Wręcz jeszcze bardziej wystraszyło. Dlatego zmarszczył brwi i siłą woli odegnał strach. Przynajmniej na chwilę.
    Usiadł na stole, ostrożnie by niczego nie zrzucić i nie zmienić układu. Był zimny, wręcz lodowaty dlatego przeszedł go mocny dreszcz.
    Spojrzał jej w oczy gdy zapytała o zdjęcia i dopiero wtedy zdał sobie strawę, że ściska je kurczowo w dłoniach. Wzdrygnął się i przepraszając, podał je Pielęgniarce. Mogła zauważyć, że jego pewność siebie gdzieś uleciała. Z tą niepewną miną i szeroko otwartymi, czujnymi oczami wydawał się być o wiele młodszy niż był w istocie.
    Przerażony szczyl, który próbuje wyjść z sytuacji z twarzą i stara się nie okazywać jak bardzo się boi.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 8 Luty 2018, 13:56   

    Wyszczerzyła swoje lisie ząbki - a co jeśli Cię nie posłucham? - zapytała szeptem. Ale po chwili się już od niego odsunęła - ale nie dotknę ich jeśli Ty pokażesz mi swoje plecki jak już je odnowisz. Będę mogła się pośmiać jak beznadziejnego artystę wybrałeś, albo wręcz przeciwnie pochwalić - uśmiechnęła się słodko.
    Cieszyła się, ze nie upierał się, żeby iść pieszo. Pchanie wózka nie było takie trudne jak już się ruszyło. Waga w tym wypadu nie miała za wiele do powiedzenia. Poza tym zawsze mogła go poprosić, żeby jej pomógł trochę. Ręce miał przecież zdrowe....z tego co wiedziała przynajmniej. Spoglądała na swoje pacjenta z góry, zastanawiając się czy podoła swojemu zadaniu na koniec operacji. Czy da radę odnowić tatuaż tak jak tego by chciała. Miała przed oczami zniszczony malunek i układała go w głowie, poprawiała uzupełniała, chcąc by był jak najlepiej poprawiony.
    Słysząc jego odpowiedź, zamyśliła się - mam do Ciebie mówić... - próbowała sobie przypomnieć co Anomander o nim mówił po ich ostatniej operacji - Aeron, sympatyczny, młody chłopak, który ma może trzysta-czterysta lat lub niewiele więcej? - wyrecytowała z pamięci i zachichotała. Chciała jak najbardziej odciągnąć jego uwagę od operacji. Widziała, że jest coraz bardziej nieswój im bliżej byli sali.
    Gdy wstał, wyprowadziła wózek i poprosiła by odprowadzić go do pokoju Pacjenta. Nie był już potrzebny, przecież obudzi się w swoim pokoju. Wzięła od niego zdjęcia i obejrzała je dokładnie. No będzie trochę roboty, ale wierzyła że Dyrektor sobie z tym poradzi.
    Przeniosła wzrok na Upiornego i westchnęła. Był strasznie zestresowany. Odłożyła zdjęcia na jeden ze stoliczków i przyjrzała się mężczyźnie. Powoli wyprostowała skrzydło i połaskotała go piórem w ucho, zbliżając się powoli do jego rogów, w ostatniej chwili jednak cofnęła skrzydło i zachichotała.
    - Cierniu powiedz mi, myślałeś już co byś chciał wytatuować na ramionach? - wróciła do tego tematu, bo wydawał jej się dość neutralny no i będzie mogła sobie poplanować jeśli zgodzi się potem by to ona się tym zajęła - ja bym tutaj widziała może jakiegoś króliczka - dotknęła jego ramienia - obok biegła by linia cuksów, a obok róże z waty cukrowej - miała poważną minę, chociaż w jej oczach czaiły się psotne iskierki - a na drugim byłby mały ptaszek, kotek i piesek biegające razem po łące pełnej kwiatków. Co Ty na to? - zapytała, spoglądając mu w oczy i starając się nie roześmiać.
    _________________

    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,17 sekundy. Zapytań do SQL: 10