Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Godność: Nathan Raccoon Chavc Wiek: 31 lat Rasa: Człowiek Lubi: Lisę, muzykę Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII Wzrost / waga: 192cm/79kg Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa) Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.) Stan zdrowia: dobre pytanie
Dołączył: 24 Cze 2014 Posty: 141
Wysłany: 15 Czerwiec 2015, 12:22
Nie sądził, że i sam Eliot będzie miał ochotę przyłączyć się do zabawy, jednak widocznie i jemu spodobało się sprowokowanie Melissy. Na widok spojrzenia, którym go zaszczycił, Szopek tylko bezradnie rozłożył ręce, chcąc dać jednocześnie do zrozumienia, że samo tak jakoś przypadkiem to wyszło i wcale nie było specjalnie. A zresztą... Jeśli miało przynieść spodziewane efekty, to czemu by i nie? Chyba nie po to oboje zgodzili się na przewodnictwo Lunatyka, żeby teraz kręcić nosem na propozycje. Przynajmniej Nathan. Wolał sam tutaj na pastwę tych wszystkich ras nie pozostawać. Lepiej wmieszać się w tłum wraz z obstawą.
I mało co nie parsknął śmiechem, gdy usłyszał o proszeniu. Eliot poszedł nawet o krok dalej! Już widział całe niezadowolenie odmalowane na twarzy dziewczyny. Tak, to była chyba idealna metoda na nią, zupełnie jak w stosunku do wszystkich nastolatków. Jaka szkoda, że Raccoon nie miał bliższej możliwości poznać wszelkich ich zachowań, gdy znajdował się w gimnazjum czy liceum, wtedy bardziej skupiając się na zatracaniu we wspomnieniach. Przeklętych wspomnieniach.
Coś mu się widziało, że z pozoru tak spokojnie wyglądający diabelski młyn, może jednak okazać się bardziej zaskakującym, niż by przypuszczał. Sam fakt, że był on napędzany magią, nie wróżył niczego dobrego. Wychodził z założenia, że jest ona niesamowicie nieprzewidywalna i szczególnie upodobała sobie płatanie figli w najmniej odpowiednich momentach. Więc nowa przygodna niechybnie go czekała. I szczerze... Chyba wolał ją od siedzenia zamknięty w domu. Bo mimo wszystko, choć rzeczywiście starał się uciec od istot żywych, to wyjść z reguły nie zdarzało mu się żałować. Ograniczał je do przymusowych wyjść do sklepów oraz samotnych spacerów, ale czasem, tak jak dziś właśnie, trafiało się coś niespodziewanego, co nie raz już z trudem pozwalało mu ujść z życiem. A skoro magiczny teatr, po którym do tej pory przechodziły mu ciarki po plecach, wypuścił go w jednym kawałku ze swoich sideł, to i Upiorne Miasteczko powinno zrobić. Oby.
- Współczuję. – Nie wiedział czy bardziej odnosi się do tego, jak Eliot musiał być przez rodzinę wymęczony po takim maratonie przez najróżniejsze atrakcje, czy zdecydowanie chodziło mu już o sam fakt przebywania tu z tak liczną gromadką. Gdzieś w głębi także niewielkie ukłucie dało o sobie znać. Nathan nie miał już na kogo narzekać, nie miał kogo wspominać we wspólnie przeżytych chwilach. Choć tak bardzo próbował się od tego odciąć, brakowało mu brata i wszelkich nieprzyjemności jakie się z jego posiadaniem wiązały. - Ach tak. – Wyrwał się ze swoich rozmyślań. - Ciężko nazwać tego ktosia znajomym, ale ponoć są tu dość nietypowe atrakcje. Wspominał o czymś na podobieństwo właśnie diabelskiego młyna, jakaś strzelnica. Było chyba także o domu strachu, ale sądzę, że całe to miasteczko nim samym jest. W każdym razie, nie będę ukrywał, że bardzo mnie tym wszystkim zaintrygował i dlatego zdecydowałem się odwiedzić to miejsce. Strzelnicę chętnie bym odwiedził. – Miał nadzieję, że ten punkt jednak uda im się odwiedzić, bo o strzelaniu coś przecież wiedział. Będąc nieskromnym – szło mu nieźle.
Odwzajemnił uśmiech Melissy, bo już wiedział, że Szklana Panna da się przekonać, co tylko jej późniejsze słowa potwierdziły. I nieważne ile jadu i obelg by z jej ust popłynęło, liczyło się to, że obaj mężczyźni osiągnęli swój cel. Teraz już bez irracjonalnych przeszkód mogli udać się na atrakcję.
- Oczywiście. Niech panienka wybaczy, motłoch nie zna się na przepychu w jakim tapla się arystokracja. – I on na ironię się skusił. Przecież nie musiała to być tylko jej domena, nic o nim nie wiedziała, a miała czelność w ten sposób się zachowywać. Sam wywodząc się z takiej rodziny, nie chciał się z nią utożsamiać, jednak nic nie stało na przeszkodzie wrócić do korzeni.
Dziewczyna jednak wyrwała przodem ucinając już wszelkie rozmowy, zapewne oburzona, że nikt przed nią nie rzucił czerwonego dywanu. Sam także, zaraz po niej ruszył do wejść do kabin na młynie. Naprawdę miał wielką ochotę zostawić ją samą w tej ogromnej kabinie, a samemu zaczekać na kolejną i być może znaleźć się w niej wraz z Eliotem, jednak oczyma wyobraźni widział kolejne karcące spojrzenia Lunatyka i narzekania Melissy, których wolał sobie odpuścić. Już dość jej marudzenia miał na ziemi, chociaż w powietrzu pragnął odpocząć, ale to nie było zapewne dziś dane. Wpakował się więc do tej samej, co arystokratka i usiadł na fotelu po przeciwnej stronie. I oby Eliot również do nich dołączył, bo w razie czego wolał mieć w nim swego rodzaju wsparcie.
Nie umknęło także jego uwadze, że na ich nieszczęście, gdyby coś się wydarzyło, na dole nie będzie miał kto pomóc, bo przy atrakcji nie było żywej duszy, prócz chętnych na przejazd zwiedzających. Przełknął głośniej ślinę, wziął głębszy wdech zanim jeszcze młyn ruszył i czekał minuta za minutą aż wzniosą się na najwyższy punkt, który niewątpliwie musiał zapierać dech w piersi. Miał tylko nadzieję, że mechanizmy nie odmówią im posłuszeństwa, a mozolne wykonywanie obrotu nie przyprawi go ostatecznie o mdłości.
Godność: Eliot Wels Rasa: Lunatyk Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze Zawód: ummmm Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski Bestia: gigantyczny królik Reille Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
Dołączyła: 19 Paź 2014 Posty: 251
Wysłany: 15 Czerwiec 2015, 19:26
Chciał już zaprzeczyć na słowa współczucia, jako że z tamtych wycieczek jako opiekun miał bardzo dobre wspomnienia, nie ważne z jakim późniejszym zmęczeniem psychicznym i fizycznym się wiązały, to powstrzymał się o opowiadania o rodzeństwie. Na każde wspomnienie o braciach, Nathan robił się odrobinę inny. Jego myśli zdecydowanie uciekały gdzieś w przeszłość a spojrzenie robiło się bardziej zamyślone, może nawet odrobinę smutne. Skinął więc tylko głową.
Odsunął się z drogi Melissie rad, że udało im się jakoś ją nakłonić do atrakcji. Diabelski Młyn to wizytówka każdego Miasteczka, a ten był zdecydowanie szczególny. Szkoda, żeby miała coś takiego przegapić, widoki naprawdę warte obejrzenia, a sama przejażdżka, powolna i łagodna, bardzo płynna dzięki energii magii, wydawała mu się dobrym pomysłem na odpoczynek po pierwszym spacerze po okolicy i okazją do porozmawiania, skoro mieli razem odwiedzić jeszcze parę innych miejsc.
- Strzelnica? – powtórzył za Raccoonem łapiąc ponownie wątek rozmowy, wchodząc za nim do kabiny.
– Gdzieś tu pewnie jest. Mówisz, że strzelasz? – zagaił kiedy usiedli koło siebie, naprzeciw Melissy. Za niewinnym pytaniem kryła się chęć wybadania o jakim strzelaniu kolega miał na myśli. Wpatrywał się w niego może nawet trochę zbyt wyczekująco czekając na odpowiedź. Zdawał sobie sprawę, że w Kranie Luster nie ma żadnej broni palnej, prawda? Na Upiornej Strzelnicy jeszcze nie był, ale podejrzewał, że jedyny arsenał taki tam znajdą to różnego rodzaju łuki, proce, pewnie jakieś małe kusze i możliwość rzucania zwykłymi kamieniami do celu.
Kontrolnie jeszcze sprawdził jak się ma mała arystokratka. Zacięta, obrażona minka jeszcze nie zeszła z jej twarzyczki, co było trochę dziwne, kiedy pomyślał o jej poprzednich mini-reakcjach na Młyn, maskowanych pod grymasami. Na chwilę ogarnęło go niedobre przeczucie, że jest coś o czym nie wiedzą i bardzo pożałują tego, że przed wejściem nie zdążyli się przekonać co to takiego.
- Wszystko w porządku? – zapytał jeszcze raz na wszelki wypadek. Nie chciał, żeby dziewczyna czuła się do czegoś zmuszana, ale z drugiej strony, jakby rzeczywiście bardzo by nie chciała, to by nie weszła, nie ważne jak bardzo by ją zmuszali czy manipulowali. Ale kogo ty chcesz oszukać, Eliocie? To nastolatka. Na dodatek arystokratka. Rozpieszczona. Z takim combo kto wie jakie rzeczy dzieją się w jej głowie. Po prostu włączył mu się ten głupi włącznik opiekuńczości, który wykształcił się w nim podczas dorastania ze statusem starszego brata z masą rodzeństwa. Po prostu musiał spytać. Miała jeszcze chwilę, jakby miała ochotę, żeby wyskoczyć z kabiny, zanim zamknie się ona za sprawą magii i dźwignie do góry.
Sofia [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 15 Czerwiec 2015, 20:49
Nie minęła chwila a do kabiny weszła i czwarta osobistość. Wydawała się nieść w sobie informację, że oto jest szarym wędrowcem, który urwał się z filmu post-apokaliptycznego, gdzie ziemię zdominowała jedna wielka pustynia. Nogi miał bose, spodnie niby-alladynki wydawały się być zrobione z worka na ziemniaki, przywiązanego do łydek i pasa jakimiś bliżej nieskonkretyzowanymi paskami. Choć w sumie miał też porządny pas, a na nim kilka niewielkich przegródek z nieznaną zawartością... Chyba. Bo jednak ciężko było określić czy to faktycznie pasek czy też tylko wypukłość materiału, gdyż długie postrzępione ponczo (posiadające delikatną sugestię, że kiedyś było brązowe i wzorzyste) skutecznie utrudniało dojrzenia co się tam znajduje. Dodatkowo jego wysoka stójka była tak bardzo wysoka, że zasłaniała pół twarzy włącznie z nosem. Za to czoło zasłaniało coś, co można by uznać za źle założony turban, gdyż spomiędzy splecionego materiału czasami wystawał kosmyk albo i dwa ciemnych włosów. Tym co można było zobaczyć w prześwicie to para ciemnych oczu i skrawek równie ciemnej skóry.
Postać była średniego wzrostu, sylwetki zatuszowanej przez workowate ubrania i nawet płci nie dało się określić. Była po prostu bura i ponura, a pomimo swoich specyficznych ubrań rzadko kto zwracał na nią uwagę. Tutaj pewnie też nie przyciągnęła by uwagi, gdyby nie fakt, że wyraźnie się spieszyła by wejść do tej konkretnej kabiny - kabiny która właściwie była czteroosobowa, więc nie było szansy, by się nie dała zauważyć.
Postać rozejrzała się pustym wzrokiem po siedzących jednostkach po czym zajęła miejsce koło szklanej panienki. Siedziała sztywno, w bezruchu, choć wydawać by się mogło po tym niedbałym stroju, że w zachowaniu też taka będzie.
Nawet jeśli ktoś zaprotestował względem jej tu obecności nie miał najmniejszych szans się jej pozbyć - drzwi do kabiny zamknęły się jakby same a koło wyruszyło na powolną wędrówkę...
Melissa [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 17 Czerwiec 2015, 17:57
Ano, przydałby się czerwony dywan. I białe róże rzucane pod jej stopami oraz oklaski, piski radości, które oczywiście zostałyby skwitowane prychnięciem, ale i to nie przekonałoby fanów Melissy do zaprzestania okazywania jej uwielbienia. Tak, właściwie taka sytuacja byłaby dla dziewczyny wystarczająca. Teraz jednak musiała zadowolić się (jeśli takie grymasy podchodziły jeszcze pod to pojęcie) siedzeniem w kabinie z dwoma irytującymi osobnikami. Co prawda gdyby arystokratka uznała, że kultura to jednak coś przydatnego, pozytywnie zdziwiłaby się z powodu nowego podejścia do jej jakże skromnej osóbki... Ale, ups, nie pomyślała o tym. To chyba oczywiste, choć przykre.
Patrzyła, jak mężczyźni siadają naprzeciw. Właściwie ten fakt dał jej tylko satysfakcję przeplecioną ze zirytowaniem. Powinni przecież walczyć o miejsce obok! Z drugiej strony miała kolejną okazję do cichego prychnięcia. Ktoś jeszcze nie zdążył zauważyć, że to jej najukochańsze zajęcie? Dziewczyna uporczywie gapiła się w okno, jak gdyby ktoś przymocował jej głowę liną właśnie w tamtym kierunku. Było to dziwne, jeśliby spojrzeć na lęk wysokości Melissy - chyba nie powinna obserwować, jak jej kabina oddala się od słodkiej i pięknej ziemi?
Pytanie Eliota zostało skwitowane chłodnym, zirytowanym i pełnym jadu spojrzeniem, a po paru sekundach - głośnym prychnięciem. No tak, nastolatki-rozpieszczone-arystokratki. Naprawdę, gdyby oczy miały możliwości zabijania, Lunatyk leżałby już jako trup! Słowo daję. Było to spowodowane na pewno zdenerwowaniem panienki wynikającym ze strachu i musu wejścia do kabiny. Teraz w jej głowie krążyły tylko myśli dotyczące wad towarzyszów, tego, jak bardzo są beznadziejni i ogólnie rzecz biorąc takich właśnie kategorii. Nie, żeby nie było tak również w sytuacjach zwyczajnych - mimo to teraz osiągnęła chyba limit. A to dopiero początek - już niedługo do miejsca ich pobytu miał wsiąść kolejny gość. I to taki, którego Melissa w ogóle nie miała okazji obdarzyć choćby promilem wynikającego z powierzchowności szacunku. Wygląd mówił młodej dziewczynie sam za siebie.
Kiedy już miała wygłosić jakąś kąśliwą uwagę w kierunku przybysza lub rozpocząć narzekanie na warunki albo towarzyszów, drzwi magicznie zamknęły się z hukiem. Przyprawiło to dziewczynę o wzdrygnięcie, które natychmiast zostało zastąpione dumnym uniesieniem głowy. I już po chwili rozpoczęło się długie okrążenie. Białowłosa, obdarzona nagłą porcją odwagi, przeniosła wzrok na okno. A po kilku sekundach odwróciła go, by jak najszybciej patrzeć gdziekolwiek, byleby nie na dół.
- I kto czerpie z tego radość... - mruknęła, po czym tradycyjnie już zakończyła stwierdzenie prychnięciem. O tak, zdecydowanie bała się.
Godność: Nathan Raccoon Chavc Wiek: 31 lat Rasa: Człowiek Lubi: Lisę, muzykę Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII Wzrost / waga: 192cm/79kg Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa) Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.) Stan zdrowia: dobre pytanie
Dołączył: 24 Cze 2014 Posty: 141
Wysłany: 18 Czerwiec 2015, 11:22
Zwrócił twarz w stronę Eliota, gdy tylko ten usiał obok niego i ponownie rozpoczął rozmowę o strzelnicy. Strzela, strzelał, nawet udaje mu się upolować zwierzynę, kiedy się o to ani odrobinę nie stara. Ha. Nie jeden kłusownik pewnie by pozazdrościł tego farta. Szkoda tylko, że ofiarą nie była kaczka czy inne leśne stworzenie.
- W wolnych chwilach. Od małego, w tajemnicy się uczyłem. Chociaż na nic mi się to nie zdaje, zawsze to jakiś powód by wyjść z domu. – Uśmiechnął się blado, bardziej wymuszenie niż szczerze. Tu raczej nie było czym się chwalić. Na zbyt ekscentryczne zachowania przecież krzywo się patrzy. - A ty, czym się zajmujesz? – Bez względu na to względem czego odniesie to pytanie i tak będzie dobrze. Z grzeczności też wypadało zainteresować się drugą osobą, niż milczeć w niezręcznej ciszy. Bo taka z całą pewnością by tu pasowała. Wszyscy sobie obcy, dwóch alienujących się palaczy i jedna nadąsana panna. Idealne połączenie.
A tę atmosferę musiało dać się wyczuć, dlatego oczy Szopa rozszerzyły się w zdumieniu i podziwie, że ktoś jednak zapragnął się w niej wytaplać. Cóż, widocznie każde wolne miejsce było na wagę złota i przybysz, który naoglądał się za dużo Cejrowskiego, nie zamierzał odpuścić. Nie wiesz człowieku na co się narażasz. Przez głowę nawet nie przeszło mu, że to może oni powinni zacząć się go obawiać. Ani się nie przywitał, ani nic innego nie powiedział. Usiadł tylko, ukryty tak szczelnie, że zastanawiającym było, czy dawał jeszcze radę oddychać, obok Melissy, a jej reakcja mówiła sama za siebie. Oby tylko nie było z tego nieprzyjemności. Z jednej strony byłoby mu wstyd, gdyby dziewczyna, która teoretycznie razem z nimi tu przebywała, obrzuciła kąśliwymi uwagami czwartego pasażera, z drugiej jednak, wolał by i sam gość zachował się wobec niej odpowiednio. Fakt, nie mógł znieść jej sposobu bycia, ale no... jakby coś... Ech.
Mimo wszystko, póki co było spokojnie. Sam gość także zdawał się czuć niekomfortowo w całej tej sytuacji, a dziewczyna przerwała wzajemne obrzucanie się wzrokiem wypowiadanymi słowami.
- A w twoim świecie jakie są formy rozrywki? Może nawet nie wiem co mnie omija. – Przewrócił zbyt teatralnie oczami, słysząc kolejne prychnięcia. Gorzej niż kot. A może to jakaś choroba jest? Lekarzem nie był, ale do typowych człowiekowi zachowań to nie należało.
Spojrzał na Eliota zastanawiając się, co też przez głowę przechodzi mu za myśl o przybyszu, ale tego podejrzewał się nie dowiedzieć. Chyba do tak bezpośrednich Lunatyk nie należał, prędzej podejrzewał o to Szklaną Pannę, a i ona zdawała się go zignorować. W tym wypadku, sam także nie zamierzał go zaczepić uznając brak przywitania równy brakowi chęci na kontakty z już siedzącymi w środku.
Koło ruszyło, więc nie pozostawało nic innego, jak podziwiać widoki, które się z coraz większych wysokości rozciągały, to magiczne Upiorne Miasteczko, a i być może jego najbliższą okolicę.
Godność: Eliot Wels Rasa: Lunatyk Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze Zawód: ummmm Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski Bestia: gigantyczny królik Reille Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
Dołączyła: 19 Paź 2014 Posty: 251
Wysłany: 19 Czerwiec 2015, 23:04
Reakcja Melissy na jego pytanie była tak oczywista, że nawet specjalne się nią nie przejął, nie odbierając jej zbyt personalnie. Lekko wzruszył dłońmi, podnosząc je na krótko z nóg w geście „skoro tak mówisz…” i z powrotem opuścił na kolana, choć niekoniecznie wyglądało to jakby Diabelski Młyn był dziewczynki faworytem. Jednak nie znając jej szczególnie długo miał problem z rozróżnieniem fochów od każdej innej emocji, skoro jej twarzyczka wydawała się być wykrzywiona w wiecznej pogardzie i nadmiernej dumie. On pyta czy wszystko w porządku, ona próbuje w zamian zamordować go wzrokiem. I to chyba po raz drugi w ciągu tego dnia. Nie chce być o nic pytania? Nie podoba się jej towarzystwo? Nie ma problemu, Eliot może się spokojnie od tego zdystansować, choć nie był pewien czy kolega Szop będzie w stanie zrobić to samo. Jeśli tyle „radości” przynosi arystokratce ta wyprawa, nie będzie miał nic przeciwko uczciwemu zasugerowaniu jej możliwości samotnego zwiedzania okolicy, bo najwidoczniej bardzo się tu z nimi męczy. Mógł pertraktować, besztać i przyjmować na siebie humory swojego rodzeństwa. Bo to rodzeństwo. Jego rodzeństwo. Nie będzie próbował wychowywać nieznajomej rozwydrzonej panny z arystokracji.
Ale to wszystko po Młynie. Sprawdźmy jak przebiegnie reszta obrotu koła, może do tego czasu coś się zmieni?...
Wzniósł jeszcze na krótko brew, ty razem z przekazem „jak tam sobie chcesz”, będącym zapewne odpowiednikiem małego wzruszenia ramionami, i wrócił do rozmowy z Nathanem.
- W tajemnicy? – powtórzył jakby to była jego jedyna taktyka na prowadzenie rozmów. Powtarzanie za rozmówcą nowo usłyszanych informacji i stonowanie głosu na tyle, żeby wyrażał zachętę do rozwinięcia tematu. Wiedział, że jest parę rodzajów ludzi – jedni spytani o drobnostkę potrafią przez kolejne dziesięć minut dzielić się bez skrępowania swoim życiem, historiami i przygodami, a także inni, którzy spytani o coś bardziej osobistego, nawet przez przypadek, będą czuć opór przed dzieleniem się choćby skrawkiem informacji. A i Eliot czuł, że za tym całym gadaniu o strzelaniu i broni kryła się jakaś szczególna historia, którą Nathan i tak by się z nim nie podzielił, i całkowicie go rozumiał. Dlatego odchylił głowę z cichym westchnieniem i uśmiechnął się słabo do Nathana sugerując również spojrzeniem, że właściwie może opuścić to pytanie. I tak nie czuł się szczególnie komfortowo jeśli chodzi o broń, szczególnie ludzką. Nie był fanem broni palne z paru powodów, o nieprzyjemnych wspomnieniach nawet nie wspomniawszy.
Nad swoją odpowiedzią musiał przez chwilę pomyśleć. Był skołowany pytaniem, choć nie okazał tego. Na chwilę tylko odwrócił wzrok kierując go na widok za oknem, choć przecież nawet jeszcze nie ruszyli z miejsca. Nie wiedział do którego etapu swojego życia się odnieść z tym pytaniem. A raczej do której krainy. Nathan przecież nie wiedział gdzie Eliot mieszkał, czy w Lustrze czy w Świecie Ludzi. Obstawiał, że mężczyzna zakładał, skoro Eliot jest magicznym osobnikiem to pewnie mieszka tutaj. Nic nie sugerowało, ani eliotowy ubiór, ani zachowanie czy któraś z jego wypowiedzi, żeby było inaczej, prawda?
- Powiedzmy, że na życie zarabiam korzystając z darów Matki Natury – powiedział i w tym samym momencie zdał sobie sprawę, jak niedorzecznie i dziwnie to brzmi, więc zaraz dodał w ramach wyjaśniania:
- Jestem zielarzem. Uprawiam ziołolecznictwo. Podstawy wioskowego znachorstwa. I sprzedaję warzywa – wyjaśnił. Udało mu się w wypowiedzi zawrzeć zarówno swój fach Lustra jak i pracę Świata Ludzi, choć z tym pierwszym był już od paru lat do tyłu, jeśli idzie o poważniejszy biznes. Oczywiście ani słowa o szpiegowskim szkoleniu, ciemnym okresie z działalnością przestępczą czy pracą barmańską w różnych lokalach nie zawsze dobrej reputacji. Kiedy mówił, do środka w ostatniej chwili wpadł kolejny osobnik.
Nowego współpasażera obrzucił jedynie obojętnym spojrzeniem, nie tracąc rytmu rozmowy, próbując nie dać nieswojej atmosferze zabić ich humoru. Naturalne było, że nowe znajomości, zwłaszcza tak nagłe jak ta, potrzebowały trochę czasu na uzyskanie swobody.
Kabina po przyjęciu kolejnego pasażera wreszcie dźwignęła się do góry.
Na drugie pytanie Nathana zrobił krótką pauzę. „W moim świecie?” potrzebował parę sekund i zmrużenia powiek, żeby uporządkować sobie światy. U licha!, przecież nie było ich tak dużo! Mieszkał tylko w dwóch do tej pory! I nie uszło mu zaakcentowanie na to „twoim świecie”, aż nić niepokoju wkradła się w myśli Eliota, prędko dołączając i splatając się z kołtunem paranoi. Czemu pytał o to w taki sposób? Ciekawski ludzki turysta czy może coś więcej? Coś więcej jak… szpieg? Coś więcej jak MORIA? „Nienienie, nie. Spokojnie. Tylko rozmawiacie. On tylko zapytał. Wie, że ja wiem, że on nie jest stąd. Wie? A dlaczego sądzi, że ja wiem coś o różnicach naszych krain? A czy ja wiem na pewno cokolwiek o jego pochodzeniu? Ale jego zwroty odnośnie ludzkiego świata są całkiem zrozumiałe dla mnie… Tylko pyta o ten świat, tak. Miałeś się tu zrelaksować. Odrzucić kłamstwa i grę, cały ten bałagan, choć na chwilę. Odświeżyć wspomnienia w Miasteczku, zrelaksować się…” Już zaczął się we własnych myślach gubić, co mogło się odbić na jego twarzy, choć sam nie był tego świadomy. Przełknął ślinę, która zabrała mu się pod językiem. Otworzył usta, ale ostatecznie ni dźwięk z nich wyszedł, bo szybo je zamknął, w myślach uderzając się z zażenowania w czoło. "Widzisz, kretynie. Ty i twoja paranoja. Nie wszyscy próbują cię przejrzeć. torturować i zabić. Nie wszyscy są szpiegami, nie wszyscy pracują dla siatek wywiadowczych i sprzedają informacje MORII, organizacjom Lustra... Ale sformułowanie "nie wszyscy" sugerowało jednak, że i są tacy, który to robią, co wcale Eliota nie pocieszało. Musi być uważniejszy, ostrożniejszy. Musi zachować dystans. Z nowym niepokojem zżerającym go bardzo powolutku od środka uważniej przyglądnął się wszystkim trzem osobnikiem z którymi siedział. Zanim jednak w pełni zaświeciła się jego lampka paniki zorientował się na jakim etapie podróży na karuzeli są. Poprawił mu to nagle humor i kiwnął swoim towarzyszom na widok za oknem. Teraz zaczynała się ta ciekawsza część.
Kabina czasem podrygując i łagodnie drżąc wznosiła się powoli do góry. Ktokolwiek brał ją za atrakcję dla małych dzieci, raczej średniej wielkości koło, ot, wejdę na piąte piętro bloku to będę pewnie wyżej, musiał teraz czuć się bardzo zaskoczony. Wznosili się, wznosili, i wznosili, coraz wyżej, zostawiając miasteczko coraz bardziej w dole, i w dole. Już chwilę temu stracili z uszu muzyka miasteczka, byli ponad pozostałymi atrakcjami, które się zmniejszały, a horyzont zdawał się coraz bardziej rozszerzać. Coraz mniej ziemi, coraz więcej nieba. Majestatycznie! Wysoko! Pięknie! A przecież jeszcze nawet nie byli na punkcie szczytowym. Nie na darmo karuzela była magiczna, co znów przywodziło na myśl takie pytania jak na przykład – jak to urządzenie w ogóle zbudowano, czy rzeczywiście nikt tym nie sterował? A co z fizyką? Czy magia jest wyjaśnieniem na wszystko w tym świecie?
Elito oderwał wzrok od krajobrazów i spojrzał na swoich towarzyszy, przy czym zerknął też kontrolnie na dodatkowego nieznajomego, szukając w ich gestach i na ich twarzach reakcji na tę przejażdżkę krajobrazową.
Sofia [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 22 Czerwiec 2015, 17:35
Postać nie patrzyła w stronę żadnego z nich dłużej niż kilka sekund. Ale tylko raz na jakiś czas. Przerzucała spojrzenie z jednej strony na drugą, wciąż patrząc przez okna, czasami mrużąc oczy jakby chciała dojrzeć coś o wiele dalszego. Dalej siedziała wyprostowana, ale odrobinkę, dosłownie odrobinkę się rozluźniła i już nie dało się od niej wyczuć tej aury napiętego pośpiechu.
Kabina wciąż się wznosiła, beż żadnych kłopotów. No, czasami coś skrzypnęło tutaj, coś tam... Ewentualnie ktoś wrzasnął. A chwilę później tuż za oknem, koło którego siedzieli Szop i specyficzny osobnik przeleciało coś dużego, człekokształtnego i dalej wrzeszczącego.
Tak, ktoś spadł tuż za oknem.
Postać wzdrygnęła się na ten fakt i odsunęła szybko od swojego okna, tak, że o mało nie wpadła na Melissę, ale zdecydowanie jej choć dotknęła (pozwolę opisać w jakim stopniu) po czym odsunęła się od dziewczyny jak oparzona. Uniosła ręce jak na obronę, ale nic nie powiedziała i nie wiedziała co ze sobą zrobić, to na pewno. Świdrowała dziewczynę wzrokiem, czekając aż ta coś zrobić. Tudzież czekając aż skończy robić.
Gdyby spojrzeć za okno to osoba wciąż spadała. Z dużą prędkością zbliżała się ku ziemi, nie dając przez to rozpoznać konkretnych kształtów, co sugerowało, że za chwilę tych kształtów nie będzie się dało rozpoznać wcale. Jednak nie martwcie się, w tej turze jeszcze nie uderzy w ziemię, więc załóżmy, że macie do opisania kilka sekund reakcji.
Tak, edytowałam, bo jestem złym MG, który zapomina co chciał napisać w poście i przypomina sobie dwa dni później. ._."
Godność: Nathan Raccoon Chavc Wiek: 31 lat Rasa: Człowiek Lubi: Lisę, muzykę Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII Wzrost / waga: 192cm/79kg Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa) Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.) Stan zdrowia: dobre pytanie
Dołączył: 24 Cze 2014 Posty: 141
Wysłany: 8 Lipiec 2015, 18:31
W pierwszej kolejności spojrzał niepewnie na osobnika, który się do nich dosiadł zastanawiając się czy takie historie są właściwe przy kimś zupełnie obcym, o nieznanych nikomu zamiarach. Cóż, w gruncie rzeczy Nathana nikt tu nie miał prawa znać, bo i nie z tego świata pochodził, dodatkowo nie miał świadomości, jakie prawa tutaj panowały. Może to coś całkiem normalnego, a może magiczni nie będą mieli pojęcia o czym ten w ogóle mówi. Oby ekscentryk wiedział, że bardzo niekulturalnym jest tak podsłuchiwać rozmowy innych osoób.
- Wieesz. – Podrapał się dłonią po karku, co tylko mogło resztę utwierdzić w tym, że dość niezręcznie się czuł. - Nie wszędzie przychylnie patrzą na dzieciaka biegającego z bronią. Poza tym… I rodzina miała wątpliwości, czy na to przyzwolić. – Znów spochmurniał, mina całkowicie mu zrzedła. Dlaczego właściwie sam kopał pod sobą doły ze słowa na słowo coraz głębsze? Uważaj Szopku, bo jeszcze z nich nie wyjdziesz. Zupełnie jak twój brat. Hah.
Zdawał sobie również sprawę, że tak duża ilość osób zgromadzonych w tak małej przestrzeni, do tego zamkniętej, przyprawia go o zawroty głowy i mdłości. Teraz nawet przestał skupiać się nad widokami zza okna, a nerwowo myśleć, kiedy ten obrót dobiegnie końca i będzie mógł odetchnąć świeżym powietrzem w samotności. A, no i zapalić by się przydało. Stres musiał dać sobie ujście w nerwowym, lecz rytmicznym stukaniem opuszek palców o udo.
Dość średniowiecznie zabrzmiało to, co początkowo powiedział Eliot i już na wstępie miał go za rolnika. W zasadzie dużo się nie pomylił, choć w Świecie Ludzi pewnie ciężko było z czegoś takiego wyżyć. Ale… Co on tam się na tym w ogóle znał.
- Zdecydowanie bardziej pasuje do ciebie rola gangstera, niż handlarza na bazarku. – To trzeba było przyznać. Lub… to tylko przykrywka?
Na szczęście Melissa przymilkła, przestała zachowywać się jak nadąsana księżniczka, więc póki co mógł odetchnąć z ulgą, mając choć kilka minut wytchnienia i spokoju od tych humorków. Jej miejsce postanowił zająć tajemniczy towarzysz. Albo cały ciąg skutkowo przyczynowy, który doprowadził do obecnej sytuacji. Ni stąd ni zowąd rozległ się wrzask, jak najbardziej przykuwający uwagę Raccoona, co objawiło się niespokojnym poruszeniem w stronę jednego z okien. Wtedy też uświadomił sobie, że był to jeden z gorszych pomysłów, gdyż przed jego oczami spadało w dół czyjeś ciało. Ciało. Dlaczego ktoś miałby wypaść z dobrze zabezpieczonej kabiny? A może wcale nie było tutaj tak pewnie, jak się wydawało? Ktoś namówił osobnika do sprawdzenia czy posiada skrzydła?
W myślach stanął mu obraz upadającego na okrytą leśnymi liśćmi ziemię, ciało brata. Znów leciało w zwolnionym tempie, zupełnie jak kilkanaście lat temu. Później lepka, czerwona plama zaczynała pokrywać coraz większą powierzchnię, drgawki ustawały. Echem wciąż rozchodził się odgłos wystrzału. Jednego, niefortunnego. A to pech.
Nie było ważne, co dzieje się z Melissą, co poczyna towarzyszący im nieznajomy. Teraz głośno przełykał ślinę marząc, nie, musząc się natychmiast znaleźć na stabilnej ziemi i odejść jak najdalej, by w samotności znieść ten przedzierający ciało, ból. Niemalże całkowicie wbił się w swoje siedzenie, pragnął się rozpłynąć, zniknąć z pośród tych ludzi. A na wszelkie przeciwności losu był w stanie zareagować najagresywniej, jak tylko był w stanie.
Godność: Eliot Wels Rasa: Lunatyk Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze Zawód: ummmm Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski Bestia: gigantyczny królik Reille Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
Dołączyła: 19 Paź 2014 Posty: 251
Wysłany: 9 Lipiec 2015, 21:36
Eliot nie mógł się powstrzymać od myśli, iż kolega miast zabawy w Upiornym Miasteczku znacznie bardziej potrzebuje paczki papierosów, parę kuflów piwa i ewentualnie kogoś, komu mógłby się wyżalić. A nie, to ja tego potrzebuje… Uświadomił sobie Eliot, ale bez wątpienia Nathanowi też by się przydał jakiś inny rodzaj wypoczynku niż to co miał aktualnie. Mała zamknięta przestrzeń, nieznani mu ludzie, a raczej dziwadła i magiczne stwory, dodajcie do tego jeszcze temat konwersacji, który chyba wprawił go w jeszcze gorszy nastrój, sądząc po minie. Eliot odwrócił wzrok od nachmurzonej twarzy Nathana na widok za oknem. Nie miał nic do dodania, a raczej nie czuł się upoważniony czy chętny do rozdrapywania cudzej przeszłości. A już rzeczywiście nie w wiszącym, bogowie tylko wiedzą ile, metrów nad ziemią magicznym pudełku na magicznej karuzeli z towarzystwem takim a nie innym.
- Mówisz?... – mruknął tylko na komentarz o swojej aparycji, nie odwracając spojrzenia od krajobrazu, głównie po to aby nie stracić z wzroku spadającego jegomościa. Chciał zobaczyć czy rzeczywiście dotknie ziemi, jakby nie bardzo wierząc w grawitację w tych okolicach.
A słowa Szopa trochę go to zmartwiły. Trochę nawet bardzo. Dlaczego, dlaczego musiał mu to powiedzieć?! Wolałby, żeby jego twarz krzyczała HEJ, JESTEM CAŁKIEM NORMALNY, NORMALNY TAK BARDZO. WARZYWA, WARZYWA, SPRZEDAJĘ WARZYWA. A zamiast tego ludzie mu mówią, że gęba mu pasuje do kryminalisty. No dobra, te parę zleceń i przerzutów narkotyków chyba mu aż tak twarzy nie zmieniły, prawda? To pewnie przez ten brak szerszej ekspresji i irytacja spowodowana trwającą rzeczywistością. I wieczne podkrążone oczy, jakby od lat nie spał, ale to po prostu była jego twarz i nic na to nie poradzi. Ale sposób w jaki to Nathan powiedział sprawił, że trochę mu się żołądek ścisnął. Przez głowę przesunęła mu się cała lista potencjalnych zagrożeń od strony Nathana. Szpieg? Może coś wie o przeszłości Eliota, może to nie przypadek, że to powiedział?... Ugh, zignoruje to, po prostu to zignoruje. Może wpadną na jakiś lepszy temat do rozmowy.
Ale nie musieli na nic lepszego wpadać, bo niedoszłemu lotnikowi od czasu do czasu udawało się złapać oddech, by móc dalej używać swoich strun głosowych do wrzasku, Elito go nie winił. Nieznajomkowi sytuacja się nie spodobała. Melissie jego reakcja, podczas której wpada na nią, chyba też nie. Popatrzył na Nathana. O rety rety, ten z kolei wyglądał i czuł się zdecydowanie gorzej od Eliota w tej chwili, jakby pragnął, żeby jego siedzenie wessało go i wypuściło dopiero jak koło wykona swój obrót. Trochę nawet żałował, że jak by co, to nie mógłby przelunatykować się wraz z dodatkowym pasażerem. Ech, szkoda, bo wyglądał jakby naprawdę potrzebował się stąd urwać. Ale z drugiej strony jego reakcja na to wszystko przekonała Eliota, że Nathan żadnym szpiegiem nie jest. Albo był nieziemsko doskonałym aktorem, żeby zrobić ze swoją twarzą to, co to robił teraz, w co raczej wątpił.
Eliot był rozdarty. Bardzo chciał pozostać twarzą zwróconą do spadającego, ale z drugiej strony chciał interweniować jeśli coś by się działo przy obcym i Melissie. Ciężko było stwierdzić kogo trzeba by ratować, jakby co się działo. Melissę czy nieznajomego…
Przy okazji świadomość, że w każdej sekundzie może się stąd przelunatykować zostawiając wszystko w diabły, była bardzo odświeżająca. Nic nie był tym ludziom winny. Nie czułby się źle (lub starał się o tym nie myśleć za bardzo) zbierając stąd swoje manatki nie czekając na nikogo. Choć trochę było by szkoda. Może przy odrobinie zaangażowania mógłby z nimi nawiązać jakąś znajomość, znaleźć wspólne tematy?...
Sofia [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 10 Lipiec 2015, 01:07
To był ten, jeden, jedyny i perfekcyjny moment, gdy wszyscy byli skupieni nie na tym, na czym powinni. A na czym powinni? Na towarzyszach. A na czym byli? Na postaci lecącej bardzo, bardzo szybko w dół.
Ten moment zamieszania wykorzystała postać w dziwnych szatach. Nagle rozległ się niewielki wybuch i drzwiczki po drugiej stronie kapsuły wypadły, postać błyskawicznie schwyciła Melissę za pas, i... Tak, dokładnie! Wyskoczyła przez wybuchnięte drzwi wraz z trzymaną (zapewne wrzeszczącą i szarpiącą się) Melissą i krzyknęła donośnie:
- W imię Czarnej Róży! - choć pęd spadania sprawił, że to wszystko się rozciągnęło, a wszystkie słowa rozeszły się po okolicy.
Kilka metrów niżej spod obszernej, burej szaty wychynęła para olbrzymich, ptasich skrzydeł, która ustabilizowała lot i sprawiła, że lotem szybującym dwójka oddaliła się bezprecedensowo bardzo szybko, i wylądowali gdzieś na terenie Upiornego Miasteczka, choć ciężko było ocenić gdzie konkretnie.
Tymczasem wrzeszcząca i spadająca postać znów przemknęła za oknem, które się jeszcze ostało. Tym razem do góry, prezentując swoje całkiem znaczne, przypominające nietoperze skrzydła. Jak widać można śmiało ogłosić ten dzień Dniem Okazywania Się, Że Wszyscy Wokoło Mają Skrzydła.
Eliot i Raccoon pozostali w swojej lekko uszkodzonej kapsule i nic więcej nie zakłóciło ich podróży (no chyba, że by bardzo chcieli). Co najwyżej przy wysiadaniu mogli poczuć na sobie rozgniewany wzrok niewidocznych właścicieli, którym bardzo nie podobało się, że ich atrakcja została zepsuta.
//ZT dla NPC i Melissy. Jeśli Melissa wróci i będzie chciała wiedzieć o co biega, to zapraszam na PW, wyjaśnię to lub pociągnie się wydarzenie dalej.
Dziękuję za fabułę i przepraszam, że wyszło jak wyszło. >D
Godność: Eliot Wels Rasa: Lunatyk Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze Zawód: ummmm Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski Bestia: gigantyczny królik Reille Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
Dołączyła: 19 Paź 2014 Posty: 251
Wysłany: 11 Lipiec 2015, 18:43
Nastąpił hałas wraz z którym zatrzęsła się ich budka, kiedy odleciały drzwi i popękały okna. Potem drań chapnął Melissę i tyle go widzieli, bo odleciał. Do licha, odleciał. A ten spadający już nie był spadającym, bo wyfrunął stąd w cholerę. Eliot na wszelki wypadek oglądnął się na Raccoona. Przynajmniej ten nie miał jeszcze żadnych piórek na plecach.
- Ażeby ich... - mruknął podchodząc na krawędź kapsuły i śledząc jak postacie zlatują gdzieś w dół. Kiedy stracił ich z pola widzenia wciąż gapił się w przestrzeń, kręcąc co jakiś czas głową w zdumieniu, niedowierzaniu, cichym oburzeniu. Słowa porywacza wciąż roznosiły się w powietrzu.
- Uwierzysz? - spytał i machnął ręką mając na myśli całą sytuację. - Czarna Róża zajumała małą de Roitelette - powiedział coś nazbyt spokojnym głosem. Trochę zaskoczonym, cała scena niewątpliwie wywarła na nim wrażenie, ale czuł się jakby patrzył na to jak na film lecący w ludzkiej telewizji. Jakby nie było prawdziwe. Drugie porwanie w ciągu dwóch dni? Aż chciał postukać w ekran telewizora marki "Rzeczywistość"™ i poprosić, żeby ktoś wreszcie zmienił kanał na coś sensowniejszego.
Ostrożnie odsunął się od krawędzi i usiadł koło Nathana, jeśli w ogóle tam jeszcze siedział. Ale gdziekolwiek by nie stał, wyciągnął w jego stronę swoją wymiętą paczkę papierosów, oferując wspólne zapalenie.
Czuł się... dziwnie. Lekko? Zbyt zdekoncentrowany aby panikować czy przejmować się. To ten rodzaj zmęczenia i bezsensu, przez które wszystko zdawało się już nie mieć znaczenia. Chciało się jedynie siedzieć i patrzeć jak świat przewija się gdzieś obok, modląc się, aby nikt cię nie zaczepiał ani o nic nie prosił. O ironio, to była najspokojniejsza chwila jakiej Eliot doznał od tygodnia. Po nagłym hałasie i tej pokręconej sytuacji jego reakcją obronną było odcięcie się, które ostatnio często mu się zdarzało, tak na odetchnięcie od wiecznego niepokoju. Bo nawet jego paranoja potrzebuje głębszego wdechu i wydechu, zanim znów zacznie działać na wyższych obrotach i to chyba był ten moment.
Żadnych natarczywych myśli, stresów, od niczego nie musiał uciekać, niczym się martwić. Po prostu siedział daleko od ziemi w przewiewnej już teraz kapsule, skoro zabrakło im drzwi i trochę okna, paląc papierosa, patrząc na piękny krajobraz, rozkoszując się przyjemnym ciepłym letnim wiatrem. Lepiej korzystać z dobrej pogody w Krainie Luster bo kto wie, jutro Miasteczko może być pokryte warstwą śniegu.
Było cicho. A może to on wyłączył dźwięk i wybiórczo tylko łapał to co aktualnie mu pasowało. Ptasi krzyk w oddali na niebie, tę czy inną atrakcję, a skoro zjeżdżali coraz niżej, to w skrzypienie ogromnego koła zaczęły wplątywać się ludzkie głosy. Jeśli Nathan coś mówił albo o coś pytał, Eliot widział tylko poruszające się usta i pewnie kiwał głową, jakiekolwiek pytanie nie padło. Jednak jego obecność dodatkowo go uspokajała. Nie był sam, nie był znów odosobniony w kolejnym nagłym wydarzeniu i na dodatek jego towarzystwo było bardzo akceptowalne. Podobała mu się jego niechęć do tłumów, którą można było zauważyć jak spacerowali wcześniej po miasteczku, a i nie czuł się najlepiej w małej przestrzeni z obcym towarzystwem, a jednak wyszedł z domu, przyjechał tu i zgodził się na małą wycieczkę z nim i Melissą. Zważywszy na te dwie pierwsze cechy Nathana nie rozumiał dlaczego mężczyzna przystał w ogóle na ich wycieczkę. Tak swoją drogą, to nawet nie rozumiał czemu sam ją w ogóle zaproponował...
W tym wszystkim jednak najgorsze było to, że kiedy tylko wrócą na dół, szarość i ciężar znów powrócą. Znów będzie trzeba się zmierzyć z życiem, coś zrobić, wrócić do pracy, pomyśleć o tych którymi trzeba było się zająć, poszukać sensu życia, a kiedy wróci do łóżka, zamiast spać jego umysł zadba o to, aby każda kompromitująca i żałosna sytuacja z jego życia przewinęła mu się przed oczyma. Potem jakieś nocne koszmary, obudzi się spocony i jeszcze bardziej zmęczony. Brzmi jak świetny plan. Dlatego też miał zamiar zaproponować coś innego, żeby nie musieć zbyt wcześniej wracać do domu.
- To tego... - zaczął, kiedy zauważył, ze koło zaraz zatrzyma się aby mogli wyjść z kapsuł. - Kiepski relaks jak na miasteczko zabaw, prawda? - spytał raczej retorycznie.
- Zapraszam... zapraszam na drinka. Albo dwa. Albo więcej. W bardziej spokojną okolicę.
Godność: Nathan Raccoon Chavc Wiek: 31 lat Rasa: Człowiek Lubi: Lisę, muzykę Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII Wzrost / waga: 192cm/79kg Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa) Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.) Stan zdrowia: dobre pytanie
Dołączył: 24 Cze 2014 Posty: 141
Wysłany: 12 Lipiec 2015, 14:10
Szopek liczył na to, że wszystko to, co działo się wokół niego zakończy się zaraz po upadku osobnika za oknem. Naprawdę. Bez względu na to, czy miała zostać po nim tylko wielka czerwona plama, czy może jednak ktoś ze śmiałków magiczną mocą lub czymś w podobie mu pomoże. Te istoty były nie do zrozumienia. Nawet nie miał ochoty próbować tego zrobić, bo sama teorie też na nic by się nie zdała. Powinien raczej spędzić z nimi więcej czasu, przebywać razem, wśród nich. Tak, na pewno nie było takiej możliwości. Już czuł, że jak tylko uda mu się stąd wyrwać, niepostrzeżenie ucieknie i znów zaszyje się we własnych czterech ścianach. I to na długo.
Pierwsze i właściwie jedyne, co dało radę oderwać go od wpatrywania się za szybę, był wybuch jaki usłyszał niemalże za sobą. Nie zdążył nawet w żaden sposób zareagować, a nawet jeśli by miał taką sposobność to chwilę by się zastanawiał nad dalszymi poczynaniami. To nie jego bajka, nie chciał się w nic dotyczącego Krainy Luster angażować, robić problemów, jakby własnych mu było mało (czy właściwie posiadał jakieś?). Nie znał Melissy na tyle dobrze lub tym bardziej przez ten krótki czas nie dała się polubić na tyle, by było mu żal z powodu tego incydentu. Skoro nawet sam Eliot pozostawał niewzruszony, a zdawało się, że miał więcej wspólnego z magicznymi…
Dodatkowo… Emm o co chodzi? Jaka Czarna Róża? To jakiś tutejszy bożek, a może pomysłodawczyni porwania? Przez te słowa, tym mocniej utwierdził się w przekonaniu, że dobrze robi nie kiwając palcem, a jedynie z ogromnym szokiem malującym się w oczach patrzył to na dziwnego osobnika, to na Szklaną Pannę, która padła jego ofiarą. Aż ostatecznie odlecieli na tyle daleko, że wystawianie głowy przez zniszczone drzwi kabiny nie miało najmniejszego sensu. Ciężko opadł na siedzenie.
- Czarna Róża? – Powtórzył po Eliocie pytająco i nim rozpoczął ponownie wziął od mężczyzny fajkę, już czując ukojenie rozchodzące się po całym ciele. Tego właśnie potrzebował i nie liczyło się czy wypada palić w tutejszych atrakcjach czy też nie. - Czym to jest? Pewnie doskonale już się zorientowałeś, że nie bardzo mam pojęcie o tym świecie. Cóż się dziwić, skoro do niego nie należę, a i wiedzę o jego istnieniu zdobyłem dość niedawno. Co prawda nie mam ochoty przejmować się tą małą zrzędą, ale powiedz, bo pewnie wiesz coś więcej w tym temacie, to poważniejsza sprawa? Czy takie zdarzenia są tu codziennością? – Nie wiedział czy to brak obecności Melissy, czy chwilowy szok spowodował, że gęba nieco bardziej mu się otworzyła. Ale to dobrze, bardzo dobrze. Nie będzie czuł się tak niezręcznie pozostając jeszcze kilka minut w kabinie z Lunatykiem.
Być może te słowa dotarły do Eliota jeszcze zanim postanowił odpłynąć i udzielił jakichś odpowiedzi Raccoonowi, choć i tak niewiele z taką wiedzą mógłby zrobić. Mimo wszystko, lepiej wiedzieć kim są obcy zakłócający jego spokój. Jeśli jednak już nie uzyskał żadnych informacji, to zapewne powtórzył pytania, kiedy znaleźli się na ziemi. Sam teraz też chyba wolałby przetrawić w milczeniu tę wyprawę, rozkoszując się wszechobecnym dymem papierosowym, gdyby był w położeniu towarzysza.
Stawiając stopy na pewnym, ziemskim gruncie, odetchnął z ulgą. Teraz miał gdzie i jak uciec, nic już nie stało mu na przeszkodzie. Ha, nie da się jakimś Czarnym Różom zaskoczyć. Jednak propozycja Eliota była w stanie wywołać wątpliwości. Alienować się czy wypić?
- W sumie… Nie mam nic lepszego do roboty, a i tak nie spodziewałem się tak szybko wrócić. Widzę, że nie tylko na Lunaparkach się znasz. – Zaśmiał się i skierował tam, gdzie Eliot prowadził, bo przecież sam trafiłby co najwyżej z powrotem na dworzec. - Tylko nie coś przeludnionego, błagam.
Godność: Eliot Wels Rasa: Lunatyk Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze Zawód: ummmm Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski Bestia: gigantyczny królik Reille Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
Dołączyła: 19 Paź 2014 Posty: 251
Wysłany: 12 Lipiec 2015, 19:18
Po swoich pytaniach Nathan nie otrzymał żadnych odpowiedzi. Tylko parę kiwnięć głową, westchnienie i nieobecne spojrzenie. Eliot odwołał się do jego pytań, o których Szop mu przypomniał dopiero kiedy ustalili, że wspólne wyjście nie jest najgorszym pomysłem.
- Dobra decyzja, Nathanie. Porozmawiamy o wszystkim na co masz ochotę na miejscu – powiedział wymijająco, bo naprawdę nie miał ochoty na gawędzenie o takich rzeczach na środku Upiornego Miasteczka. W drodze do wyjścia rozglądał się na boki i sprawdzał czy nikt za nimi nie idzie. Nie to, że uważał się za szczególnie ważnego, kogoś wartego zabicia czy porwania, ale etap racjonalnego i trzeźwego patrzenia na sprawę już dawno mu przeszedł. Teraz był na etapie leków, koszmarów nocnych i podejrzliwego łypania na wszystkich dookoła. Po ataku Czarnej Róży warto się rozejrzeć dookoła, tak na wszelki wypadek, kto wie czy czegoś jeszcze nie planują.
Szybko opuścili teren Upiornego Miasteczka na rzecz spokojnej i nieprzeludnionej, tak jak sobie jego towarzysz życzył, knajpki.
Charles udał się w kierunku diabelskiego nasienia... wróć, diabelskiego młynu. Może tylko dlatego, że był najwyższą w okolicy budowlą, a może dlatego, że przypadkiem go tam nogi poniosły? Choć w obliczu dziejących się ostatnimi minutami zdarzeń, wątpię w uniesienie jego osoby.
W drodze mógł spostrzec trochę piasku, który niegdyś stanowił piaskownicę. Obecnie koci osobnik miał go za kuwetę, co można było poznać po śladach łap i w miarę świeżymi odchodami, jeszcze nieprzysypanymi piachem. Dlaczego? Coś spłoszyło kota kiedy załatwiał potrzebę? I właściwie... wielkością do tylko kota nie pasowały.
A młyn zapraszał do wyprawy na swój szczyt, jak się wydawało tęskniący za pasażerami, gdyż aktualnie żadnej sylwetki nie można było w jego kabinach dostrzec. Charles mógł się tam udać, mógł też pozostać przy piaskownicy, ale nie mógł uniknąć nagłej szarży poszukiwanego przez siebie Arlekina, o sporych rozmiarach. Tylko błyskawiczna pogoń do kabiny młynu mogła go ocalić od zderzenia, którego skutki będą po prostu bolesne.
Może tym razem negocjacje z jego strony będą odpowiedniejsze do sytuacji?
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 14 Styczeń 2016, 16:26
Charles szedł przez kolorowe uliczki jak z krzyża zdjęty, brakowało mu tylko roju płaczek żydowskich naokoło lub uwielbianej przez braci Warner burzowej chmurki nad głową. No ale wiecie mili państwo, show must go on, a Charlie nie załatwił jeszcze wszystkich spraw, które miał do załatwienia. Faktycznie, Diabelski pomiot... młyn przyciągał wędrowców swymi rozmiarami. Czy z jego czubka dałoby się wypatrzeć pałętające się między straganami bestie? Kapelusznik miał całkiem normalny wzrok, choć neonowo-żółte tęczówki sugerowały coś z goła innego i raczej nie mógłby zobaczyć zbyt wiele. A gogle tylko przeszkadzały. Po cholerę brał ze sobą ten szmelc, skoro nie potrafił ich nawet porządnie wyczyścić? I jeszcze śmierdzą.
Nie, wróć - to nie one wydawały z siebie tą fekalną woń. To była po prostu niezałatwiona potrzeba jakiegoś zwierzęcia walająca się po piaskownicy. Tylko dzięki temu, że rozejrzał się zniesmaczony, jak gdyby w poszukiwaniu właściciela odchodów, Kapelusznik zauważył pędzącą w jego kierunku bestię - biegła zbyt cicho, aby jakkolwiek oznakować swoją obecność. Przynajmniej go znalazł. Królicza mać, masz swego Arlekina. Umysł Charlesa zastanawiał się usilnie, czy śledził go już wcześniej i czy miał coś wspólnego z martwym już duszkiem z karuzeli - a może zebrana przez niego kocimiętka nie była jedynie marnotrawstwem czasu? Ciało oczywiście pobiegło w kierunku Młynka, przeleciało przez rozklekotane schodki, wskoczyło do kabiny i zatrzasnęło z hukiem drzwi. Z szybami? Czy mają one szyby? Przydałoby się to wiedzieć, gdyż nasz niedzielny łowca Bestii wolałby nie zostać przerobionym na kocie ravioli.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!