• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Herbaciane Łąki » Wiśniowy sad
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 21 Październik 2016, 19:38   Wiśniowy sad

    Niedaleko dworca AKL znajdował się niewielki sad. Rosły w nim głównie drzewa wiśniowe. Jednak nie były to zwykłe wiśnie. No bo co by robiły zwykłe wiśnie w Krainie Luster na Herbacianych Łąkach? NO CO?!
    Co więc w nich było takiego niezwykłego? Otóż to, że gdy przekwitają piękne białe i różowe kwiaty, zamiast owoców pojawiają się tam torebki z różnymi rodzajami wiśniowych herbat. Mało tego! Gdyby naciąć takie drzewo, to z jego pnia zaczyna lecieć słodki, wiśniowy syrop, który nie tylko nadaje się do herbat, ale również do tworzenia popularnego w Świecie Ludzi napoju pod tytułem Woda ze Sokiem, oraz też do różnego rodzaju drinków alkoholowych mniej lub bardziej.
    Na środku owego sadu znajduje się miejsce na ognisko. Nie jest ono jednak zbyt często odwiedzane, gdyż przesiadują tam głównie osoby, które chcą spędzić czas pod chmurką razem ze znajomymi w oczekiwaniu na pociąg. W innym wypadku po co tam iść?
    Na środku tej polanki znajdują się kłody, na których można usiąść, a w samym centrum palenisko, które zawsze jest wypełnione drewnem tak aby nikt w nocy nie musiał zapuszczać się w ciemności między drzewa. Nikt przecież nie wie co tam takiego może poza gałęziami czekać.
    Poza tym można tam znaleźć ławę, na której spokojnie można przygotowywać posiłki lub po prostu połozyć swoje torby.
    Co jednak jest najbardziej niezwykłego w tej polanie? Chyba to, że trawa jest tam niesłychanie miękka, przez co każdy kto się w niej położy może poczuć się ja w wygodnym łóżku. Nie trzeba martwić się o zimno, ani też o to że połozy się na jakiś niewygodny kamień. Mimo braku koca, zawsze jest tam cieplusio i wygodnie, dzięki czemu można spokojnie odpocząć po ciężkiej podróży lub na takową się przygotować.
    _________________

     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 21 Październik 2016, 22:35   

    Joce z Tulka szły na przedzie korowodu. Trucicielka nie była rozmowna po drodze. Chlonela cala soba powietrze i spokój na zewnątrz. W srodku dworca panował hałas, scisk i nieład. A tu? Sad byl piekny a jego spokoj wprawial w melancholijny nastrój. Dziewczyna całkiem się odprezyla gdy machnela pare razy skrzydlami by ej rozprostowac po czym zgiela je na nowo jednak juz nie tak ciasno jak na dworcu. Najchetniej złapała by małą i wzniosła się z nia w przestworza. Z tego co się zorientowala to Jula nie potrafiła latac. Ciekawe jak będzie się czuła podczas pierwszego udanego lotu. Sama jakby to było wczoraj pamiętała to cudowne laskotanie w brzuchu i dzika euforię. Nikt nie pomagla jej w nauce latania. Sama od początku do końca ćwiczyła każda pozycję lotu. Jakims cudem nigdy sobie nic nie zlamala jednak nie obyło się bez siniakow, zadrapan czy stluczonych kości. Warto jednak było. Uczucie towarzyszące lataniu można porównać chyba tylko do seksu... Na te myśl Joce zarumienila się jeszcze bardziej. Jesteś niemożliwa! Przeżyła lekki szok przyglądając sie sadowi. Na drzewach zamiast owoców wisiały torebki z herbata! Takiego dziwu nie widziala jeszcze. W powietrzu unosil się przyjemny aromat. Gdy dotarli do miejsca biwakowego z cichym steknieciem odłożyła zakupy na ławę. Nie były może jakieś specjalnie ciężkie jednak Joce była już praktycznie na skraju swej wytrzymałości. Odchylila głowę w tył i patrząc na spadające liście probowala uregulować oddech. Jaka beznadzieja. Puscila raczke Julii po czym ułożyła drewno w miejscu przeznaczonym na ognisko. Pod drewnem zrobila dolek w ktory wsadzila wysuszone liście po czym wyciągnęła z kieszeni bluzki krzesiwo. Uderzyła kilkakrotnie aż iskry trafiły na chrust. Ten zajął się prawie od razu, a języki ognia zaczęły powoli gladzic drewno które po jakims czasie zaczęło się powoli rozpalac.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 21 Październik 2016, 22:46   

    Tulcia szła grzecznie, prowadzona przez Jocelyn. Nie odzywała się. Musiała przemyśleć sobie parę spraw. Szła powoli, niosąc torbę z liskiem na ramieniu. Znów zaczynało jej dokuczać zmęczenie, jednak nie miała najmniejszego zamiaru marudzić. Musiała pokazać, że sobie poradzi, dlatego zgodziła się by iść na to szkolenie. Jak ono w ogóle będzie wyglądać? Czego będzie się tam uczyć? Nie wiedziała. Kobieta mówiła tylko, że ma tam jechać aby dowiedzieć się więcej o sobie. Ale co to właściwie znaczy? Nie wiedziała tego. Widziała za to, że bez tego będzie bardziej przeszkadzać niż pomagać na wyprawie.
    Gdy doszły do sadu rozejrzała się po okolicy. Było tu naprawdę ładnie. Była jednak zbyt zmęczona i obolała aby się tym miejscem zachwycać.
    Na miejscu usiadła na najbliższym pniu. Znów kręciło jej się w głowie. Miała jednak nadzieję, że nikt tego nie zauważy. Wcześniej była sama z wujkiem ale teraz była tu cała załoga. - Siostrzyczko jesteś na mnie zła? - zapytała cichutko. Nie wiedziała w końcu co Jocelyn tak naprawdę myślała o tym pomyśle. Mogła przecież mówić jedno, a myśleć co innego. Prawda?
    Julia spoglądała na rozpalający się ogień. Wypuściła też z torby Amber, aby ta w końcu sobie pobiegała. Lisiczka od razu wystrzeliła jak z procy i pobiegła między drzewa. Pewnie wyczuła jakąś myszkę czy coś. Kto ją tam wie. Tulcia nie bała się o nią. Wiedziała, ze sobie poradzi. Jednak dziewczynka nie mogła tego powiedzieć o sobie. Wiedziała, że w tym świecie nic nie jest takie jakie się może wydawać. Zauważyła to w ciągu tych ostatnich kilku dni.
    Próbowała rozluźnić skrzydełka, poruszać nimi tak jak to kilka minut temu zrobiła pani Kapitan. Jednak każdy najmniejszy ruch zranionego skrzydła sprawiał jej ból. Dała sobie wiec z tym spokój. Spytała się jednak Jocelyn czy może w czymś pomóc.
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 22 Październik 2016, 00:11   

    Będąc jeszcze na dworcu, podszedł do Gregorego, klepnął go w ramię i podziękował za wsparcie. Co jak co, medyk był mu cholernie wdzięczny. Blondyn jako jedyny z dorosłych wykazywał na tyle empatii by zauważyć, że Bane czuje się chwilowo jak śmieć.
    Kiedy Joce i Tulka ruszyły, Bane szybko podszedł do 'nowych' - Queen i Egona i przywitał ich grzecznie się przedstawiając. Dodatkowo poinformował ich, że jest medykiem i w razie czego mogą liczyć na jego pomoc.
    Dlaczego właściwie był tak uczynny. Jego zachowanie, postawa 'dobrego samarytanina' były momentami żałosne w jego własnych oczach. Zaoferował wszystkim pomoc. Jak frajer zgłosił się do brudnej roboty... Czy właśnie taki był z charakteru? Tak łatwo dawał się wykorzystywać?
    Zwolnił by znaleźć się na tyłach pochodu. Chciał przez chwilę pobyć sam, nie czuł się zbyt dobrze. Nie oczekiwał, że wiecznie będzie w centrum uwagi. Ale zachowanie Joce mocno go raniło, mimo, że sobie na takie zasłużył. Nie wiedział czy dałoby się jakoś to naprawić. Z resztą... Czy był w ogóle sens to naprawiać?
    Patrzył ponuro na idące przed nim sylwetki. Skrzydła, pręty, koci ogon, szpilki w głowie, sypiące się spod sukienki szkiełka... Musieli wyglądać razem bardzo oryginalnie.
    Gdy dotarli na miejsce, Bane zdumiał się widząc torebki herbaciane na drzewach. Co za dziwna instalacja! Pokręcił głową - nigdy nie zrozumie sztuki współczesnej.
    Widząc, że Joce zazdrośnie trzyma Tulkę przy sobie, zdecydował, że zostanie na uboczu. Usiadł w oddaleniu od grupy, tak by w razie czego usłyszeć prośbę o pomoc. Trawa była niesamowicie miękka, wygodniejsza od motelowego łóżka. Bane położył obok siebie swoją torbę, oparł plecy i głowę o pień słodko pachnącego drzewa.
    Zmrużył oczy, dotknął krótkiej szczeciny która przez te kilka dni urosła mu na brodzie.

    Jesteś sam. Nikt cię nie potrzebuje, medyku od siedmiu boleści. Po co pchasz się na statek, mało ci problemów?
    Chwytaj dzień. Poproś na stronę którąś z pań. Ta z kocim ogonem też jest niczego sobie... Gregory nie patrzy, możesz dotknąć kolorowych piór, naderwać jedno. Na pamiątkę.
    Niech krzyczą. Jocelyn i tak cię nie znosi, co szkodzi by cię znienawidziła?
    Jak smakuje nadgryzione jabłuszko? Nie wygląda na zepsute, jest jeszcze jędrne i świeżutkie. Chodź, słodka Jocelyn. Do mnie, Tulka, kruszyno. Miło poznać, Raven, przejdziemy się? Prisma, dziecino, mogę zostać twoim paniczem.


    Cholera jasna! O czym on właśnie myślał?! Wariował?
    Wyszukał w torbie piersiówkę, upił spory łyk. Przyjemne ciepło rozlało się po przełyku... Przeniósł wzrok na ognisko, Jocelyn bardzo sprawnie je rozpaliła.
    Dopóki nikt go nie zawoła by usiadł bliżej, pozostanie w oddaleniu. Przynajmniej przez chwilę nie będzie denerwował pani kapitan swoją martwą, wypraną z emocji facjatą.
    _________________
     



    Duchowa Zguba

    Godność: Raven Black
    Wiek: Wygląda na dwadzieścia parę
    Rasa: Kotostrach
    Lubi: Wszystko co piękne i uroczę, czekoladę, zwierzęta i dobre książki | Krew, broń palną oraz białą, walkę
    Nie lubi: Owadów, kłamstw, spisków | Różowego, beznadziejnych żartów
    Wzrost / waga: 160 cm + 5 cm dzięki butom/ 50kg
    Aktualny ubiór: Fabułka: jasno-beżowy sweterek z rękawkami 3/4 w czarne kropki, czarna, zwiewna spódnica do połowy uda, jasne buty na obcasie, czarna torebka, złoty łańcuszek do połowy piersi, złota bransoletka, specjalne pasy do trzymania noży na brzuchu oraz na udzie, zakryte przez spódnicę.
    Znaki szczególne: Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
    Pan / Sługa: - / Egon
    Pod ręką: Cała masa noży, dwa pistolety, trochę pieniędzy, telefon, słuchawki, kilkanaście paczek zapałek, worek zapalniczek, ulubiona książka
    Broń: Noże, spluwy, pazurki.
    Bestia: Forets - Shiro
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Rewelacja
    Dołączyła: 07 Kwi 2015
    Posty: 356
    Wysłany: 22 Październik 2016, 10:43   

    Przeciągnęła się leniwie, widząc jak Jo łapię Julię za rękę oraz mówi, gdzie wszyscy teraz się udamy.
    Wyczuwając ruch spojrzała ponownie za siebie, widząc, że białowłosy podchodzi do niej i Egona, grzecznie się przedstawiając oraz mówiąc, że jest medykiem. – Bardzo miło mi poznać – uśmiechnęła się do niego radośnie, prezentując swoje białe uzębienie z przydługimi kłami. – Raven Black – rzekła, gdyż maniery nakazują przedstawić się każdemu z osoba.
    Shiro skinął tylko swoim łbem w stronę Bane, nie przyglądają mu się, a nawet odciągając właścicielkę w stronę, w którą udały się dwie kobiety. Gad niesamowicie się niecierpliwił – nie znosił takich zamkniętych miejsc, zdecydowanie wolał duży dom i mnóstwo otwartego terenu wokół niego. Dlatego też usilnie pospieszał kotkę, by jak najszybciej ruszyła się z miejsca oraz dołączyła do początków grupy, by szybciej znaleźć się na miejscu.
    Raven zaśmiała się widząc nerwowość swojego towarzysza, po czym ruszyła szybkim krokiem przed siebie, zostawiając za sobą każdego, kto nie chciał iść w drugiej linii grupy.
    Gdy weszli na ścieżkę prowadzącą do sadu – Shiro pomknął w jakieś zarośla, zostawiając swoją panią samą, jednak białowłosa nie przejęła się tym specjalnie, skupiając się na słodkim zapachu jaki jej delikatny, koci nos wyczuł już z daleka. Pachniało słodkimi wiśniami, a między kwiatami w koronach drzew, zamiast owoców można było dostrzec zwisające z gałęzi torebki z herbatą. – No nieźle – stwierdziła cicho, przyglądając się temu ciekawemu zjawisku. Jak długo „żyła”, tak nigdy nie widziała takich interesujących drzew, dlatego nie wiele myśląc – wyciągnęła z kieszeni płaszcza jeden ze swoich noży, podeszła do jednego z drzew i nacięła jego korę, chcąc zobaczyć czy cokolwiek z niego wyleci. Nie zawiodła się gdyż, po chwili spomiędzy naciętego drzewa zaczęła wypływać słodko pachnąca, czerwona substancja, której kotka nie omieszkała spróbować. Słodki sok wiśniowy smakował wybornie, a Raven wiedziała już, gdzie będzie mogła zaopatrzyć się w takie pyszności.
    Gdy znalazła się w miejscu przygotowanym na ognisko, odłożyła torbę na ziemię, samej kładąc się na miękkiej trawie oraz spoglądając na płonące ognisko. Przez chwilę napawała się ciepłem i światłem, które dawała, jednak znudzona tym rozejrzała się, szukając kogoś do rozmowy. Widząc, że dziewczynka rozmawia z Jo, postanowiła im nie przeszkadzać – musiały rozmawiać o czymś ważny, ponieważ straszka wyczuwała bijące od nich nerwowe emocje. Pewnie Raven rozumiała uczucia nimi targające, lepiej niż one same. Postanowiła dać im te prywatność, dlatego omiotła wzrokiem sad, szukając kogoś innego. Dostrzegła medyka, siedzącego ni to blisko, ni to daleko od całej grupy. Siedział oparty o miło pachnące drzewo i wyglądał jakby głęboko nad czymś się zastanawiał. Białowłosa zgrabnie wstała z miękkiej trawy, otrzepała się oraz podeszła do białowłosego Bane, od którego wyczuła bardzo negatywne emocje. Ludzie, którzy śmierdzą w ten sposób są łatwą zdobyczą dla każdego stracha – często z ulgą wzdychają, gdy pożera się ich smutki. – Siedzenie samemu chyba nie jest miłe – stwierdziła, gdy usiadła przed nim na trawie. – A zapijanie swoich smutków też niczego nie da – zapach alkoholu choć dla większości osób byłby niewyczuwalny, to dla niej z tak bliska był jak najbardziej wyczuwalny.
    _________________
    Przez noc droga do świtania, Przez wątpienie do poznania, Przez błądzenie do mądrości, Przez śmierć do nieśmiertelności.


    #d23b68 | #a4254b
    Retro z Egonem: Szary, puchaty sweterek, pastelowo-różowa spódnica, białe rajstopy w delikatnym wzorkiem w różowe kwiaty, jasno-różowe buty na obcasie, szara parasolka w czarne nutki.
    Retro z Yako: Słomiany kapelusz z kwiatami oraz wstążką, ciemne okulary przeciwsłoneczne, jasno-żółta sukienka za kolano z brązowym paskiem, łańcuszek na szyi w kształcie kotka, brązowe sandały na lekkim obcasiku.
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 22 Październik 2016, 15:31   

    Czy był zadowolony, kiedy już stamtąd wyszli? Całkiem. Wrzasków i bezczelnych uwag miał potąd. Greg potrzebował miejsca, w którym mógłby się zrelaksować po tym całym dniu, pełnym biegania, a sad wiśniowy wydawał się do tego miejscem idealnym - było tu naprawdę ładnie, choć wizualia schodziły na dalszy plan, kiedy po ciężkich godzinach mógł nareszcie sobie zapalić. Wyjął z paczuszki cudowny, wypełniony nikotyną i rakiem rulonik, po czym, nie chcąc męczyć się wielce z wyciąganiem zapalniczki, wsadził go w płomienie. Oczywiście, dłoń go trochę zapiekła, ale czego się nie robi z lenistwa? Powolutku, nieśpiesznie zaciągnął się dymem, smakując go. Teraz, po załatwieniu powinności wobec swojego nałogu, postanowił do kogoś zagadać. Raczej nie z Prismą - wydawała się niezbyt dobra w konwersacjach, a białowłosa kotka już zaczepiała Toksyna. Nie zamierzał im przeszkadzać. Zostawała ta dziwna, wysoka i chuda kreatura z guzikiem zamiast oka, oraz Tulka. Przez chwilę Greg zastanawiał się nad tym gościem, ale przecież - hej! Jego będzie mieć pod ręką jeszcze długi czas, a Julka zaraz mu zniknie. Sam pluł sobie w brodę, że nie miał szansy pogadać z dziewczyną, zapytać o nią całą, skąd biorą się takie cuda jak ona. Jocelyn mówiła o bliznach, ale mała nie była Cyrkowcem...raczej. Ale jak nie nim, to czym?
    Powolutku, niespiesznie podszedł w stronę dziewczynki, kiedy ta spoglądała w płomienie, raz po raz poruszając rudo-białymi skrzydłami. Nie miał pojęcia, w jaki sposób powinien odzywać się do dzieci - nawet jeśli nie była już tak mała, to zwracanie się do niej jak do dorosłego byłoby dziwne. Ciężko więc przysiadł obok niej, przez chwilę gapiąc się w ogień. Już miał się odezwać, ale w ostatniej chwili przypomniało mu się, że nadal ma w dłoni papierosa. Jeśli Jocelyn zauważy, że chucha dziewczynce dymem w twarz, to pewnikiem go zamorduje - wypuścił więc z ust parę kółek, chcąc może zwrócić uwagę Julii, po czym z ukłuciem żalu w sercu wyrzucił prawie całego papierosa na ziemie i przydeptał go obcasem.
    - A więc jedziesz na trening, co nie? Boisz się? - zapytał niezręcznie, spoglądając na nią swoimi wielkimi, brązowymi i wiecznie zmęczonymi oczami.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
    Prisma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Październik 2016, 19:20   

    Prisma nie sądziła nigdy, że przebywanie w tłumie może być męczące. W końcu jedyny “tłum” jakiego ostatnio doświadczyła był ten na herbatce. Jednak co innego być w gronie ludzi, gdzie z każdym ma się szansę nawiązać konwersację lub chociażby jakikolwiek kontakt, a przewijać się przez bezkształtną masę przechodniów, którzy nawet nie zauważyliby jakby cię zdeptali. Na szczęście właśnie mieli opuścić dworzec i udać się na ognisko do Wiśniowego Sadu. Sama nazwa wydała się Szklanej Dziewczynce niesamowicie przyjazna i wręcz zapraszająca do odwiedzin.
    Gdy wyruszyli starała się uplasować gdzieś w środku grupy, co by jakiś obcy jej nie potrącił i nie pozbył się drogocennego tortu. Właśnie on był przedmiotem jej skupienia. “Nie upuścić tortu, nie upuścić tortu, nie upuścić tortu…” Powtarzała to w myślach, jak zaklęcie, za pomocą którego miałaby faktycznie go nie upuścić niezależnie od sił wyższych.
    Ostatecznie udało się donieść go w jednym kawałku. Położyła go na jednym z pieńków i najchętniej by już go nie oglądała na oczy, co dopiero mówiąc o jedzeniu. Była głodna i zmęczona. Niemal całe życie spędzone w zamknięciu niezbyt dobrze przysłużyło się jej formie. Jedynym wysiłkiem fizycznym w jej życiu było kiedyś gotowanie, potem doszła walka sztyletem, jednak odkąd uciekła do Amnesii nie musiała praktycznie nic robić, bowiem służba o wszystko dbała. Cóż życie w luksusie ma swoje wady i zalety.
    Zrzuciła z siebie całą kryształową skorupkę, co było do niej niepodobne, jednak teraz chciała mieć mniej balastu na sobie. Położyła się na trawie, zdjęła rękawiczki i dała swobodnie roznosić się tęczowym szkiełkom wokół siebie.
    Nie mając nic lepszego do roboty zaczęła obserwować niebo i przywoływać konstelacje jakich się niegdyś uczyła, a właściwie przed przybyciem do Krainy Luster nie widziała. Za każdym razem była zdumiona pięknem nieboskłonu, miała już dość tej szkarłatnej papki rozciągającej się dosłownie wszędzie gdzie nie spojrzeć. Wiedziała, że misja będzie w Szkarłatnej Otchłani, więc starała się chłonąć piękno Krainy Luster całą sobą. W końcu mogli tu już nigdy nie wrócić...
    Egon
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Październik 2016, 13:06   

    Niewiele miał komukolwiek do powiedzenia, a już na pewno o samym sobie. Zerwał się na równe nogi, a cały dobytek, jaki przy sobie miał uniósł do ręki i oparł o własne ramię. W ten sposób wyglądał nie tyle szmatławo ile jak zwykły włóczęga bez przyszłości. Przywitał się z Banem, który do nich podszedł, przedstawiając mu się w zamian pełnym imieniem i nazwiskiem. Dostali informację, że pora ruszać, toteż podążył wraz za całą resztą, trzymając się z tyłu, by potem znaleźć się pośrodku grupy. Starał się dotrzymać wszystkim kroku, a to z kolei nie okazało się trudne. Wszystko wskazywało na to, iż jako jedyny nie odczuwał żadnego zmęczenia, a wysoka postura i długie nogi ułatwiały mu ten przemarsz. Sam gdybał na temat wiśniowego sadu, ale ostatecznie wyszło, że nie miałby większego użytku z dobroci, jakie tutaj się znajdowały. Rozpakowali się niewiele dalej zaraz po swoich krótkich oględzinach otoczenia. Położył swojego kilka z pakunkiem nieopodal Jocelyn, której wpierw chciał zaoferować pomoc, lecz po rozpaleniu ognia wolał trzymać się od paleniska w bezpiecznej odległości. Właściwie to znał tylko ją, a cała reszta wydawała mu się obca. W obecnej chwili bał się do kogokolwiek podejść, a poza tym zajęci byli sobą. Potrzebowali odpoczynku i rozmowy w przeciwieństwie do marionetki.
    Nie było na chwilę obecną zajęcia, a dochodząc do tego krótkiego i prostego wniosku, położył się na ziemi i zaczął wegetować. Tak po prostu. Wszystko jak zwykle przestało miewać sens, a tylko bezkresne niebo, do którego wyciągnął swoją rękę i począł nią mącić, było jego jedynym towarzyszem. Nigdy nie brał udziału w wydarzeniu, w którym spędzałby czas z taką rzeszą istot, a na samą myśl jeszcze bardziej onieśmielił się wobec całej reszty. Westchnął głęboko, a potem podniósł jedną nogę w górę, zginając w niej kolano. Ciekawiło go, jakie to uczucie mając wszelakie potrzeby, którymi żywe istoty się odznaczają. Nie wiedział, czym jest węch, jak to jest z zaspokajaniem głodu delektując się przy tym smakiem swojego potencjalnego posiłku. Sen, w którym można było uciec do innego świata, a przynajmniej tak słyszał. Podstawowe czynności, a zdawały się tyle wnosić do życia tych osób, a on leżał sobie brzuchem do góry i patrzył tępo w niebo, które jako jedno z nielicznych nie odrzucało go po względnie okrutnie paskudnej aparycji, jaką się odznaczał.
    Spojrzał w kierunku wszystkich obecnych osób. Ciekawe, jakie myśli nimi kierowały, ale szybko zdecydował, że jednak nie będzie niepotrzebnie i inwazyjnie wchodził w ich prywatną sferę myśli. Tylko i wyłącznie mając ku temu powód, a w tej chwili wydawało się to być zupełnie zbędne.
    Tym gorzej, że nie miał dla siebie zajęcia, bo zwykle zajmował się krawiectwem lub leżał jak zwłoki w pierwszym lepszym miejscu. Jemu osobiście było tak naprawdę wszystko jedno, a czas zdawał się iść do przodu niczym obłoki unoszące się na niebie. Chciałby tak zamienić się w obłok, który podryfuje po niebie, zobaczy po raz ostatni cały świat z góry, a potem jakby nigdy nic zniknie z tego miejsca. Ot tak po prostu. Dotknął się igieł na głowie, nadal nie potrafiąc ustalić, dlaczego od początku je miał oraz skąd miał takie uwielbienie w krawiectwie, w którym nigdy w życiu nie dorówna Szklanym Krawcom. Rzecz w tym, że doskonale wiedział, iż pomimo talentu, jaki posiadał oraz wysiłku, jaki w to wkładał to nigdy, ale to przenigdy nie dorówna takim krawcom. Żałosne, ale prawdziwe.
    Cóż... czas pokaże co się za jakiś czas wydarzy. Czy będzie w tej chwili potrzebny załodze, czy przez jakiś czas będzie pozostawiony samemu sobie? I w taki i w drugi sposób dostosuje się do całej reszty.
     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 24 Październik 2016, 16:40   

    Słysząc ciche pytanie Julii, dziewczyna odwrocila sie do niej. Mała stała ze zwieszona głową i zmieszana mina. Bala się jej? Naprawdę jest aż tak okropna ze nawet Jula czuje się niepewnie? Nie wiedziała co o tym myśleć. Podeszla do niej i poglaskala po glowie.
    - nie jestem. Skądże znowu. Zmartwilam się tylko. W końcu nienwiadomo jak długo to potrwa. A będziesz tak daleko. Będę za Tobą tęsknić Julio- usmiechnela sie do niej ze zmeczeniem malujacym się na twarzy. Po tych slowach podeszla do ławy i przejrzała zakupy. Mało. Będzie musiała isc dokupić pare rzeczy.
    Po glowie tlukla się jej mysl nie dająca spokoju. Co jeśli Jula o niej zapomni? Albo tak się tam usamodzielni że Jocelyn nie będzie jej potrzebna? Skrzywila się myśląc o tym. Chyba wystarczy już że Banego nazywa wujkiem i jest z nim tak blisko prawda? Musieli dawalic to szkolenie? Przeczesala wlosy palcami a gdy odwrocila sie zobaczyla że Greg zagadal do Julii. Ucieszyło to ją. Jak dotąd nie za wiele ze soba rozmawiali. A skoro i on i ona są cholernie bliscy jej sercu, ich blizsze poznanie jest wręcz konieczne. Zle by było gdyby mieli ze sobą złe kontakty. To by utrudniło pare spraw. Miała względem Gregory'ego dalekosiężne plany. Może to trochę za szybko może za wiele oczekuje. Jednak jakoś ją to nie martwiło.
    Podeszla do nich.
    - Musze dokupić trochę jedzenia bo tego jest mało. Zrobcie orzez ten czas kanapki a jak wrócę to zjecie coś bardziej treściwego -
    Usmiechnela sie trochę, wzięła swoją torbę bez dna i ruszyła z powrotem na dworzec. Nie zwróciła uwagi na to co robi reszta załogi. By zaoszczędzić czasu, odeszła pare kroków od ogniska i wzbila sie w powietrze. Jak cudownie było rozprostowac skrzydla i poczuć wreszcie ten pęd wiatru. Może i była to krótka chwila ale jaka odprezajaca. Tutaj w przestworzach była sama ze sobą. Nikt nie mówił jej co ma robić, nikt nic od niej nie chciał i nic nie wymagał, nikt jej nie ganiał. Słyszała tylko odległy gwar dworca i skrzek ptaków lecacych w pobliżu. Lot trwał dla niej zdecydowanie za krótko. Lądując robiła kółka, coraz to mniejsze by tylko przedłużyć to cudowne uczucie. Gdy wylądowała tuż przed wejściem na dworzec, scisnela znowu mocno skrzydla przy ciele. Było co prawda teraz mniej ludzi jednak i tak musiala uważać. Wymijała zgrabnie wciąż spieszace gdzies osoby. Nie rozumiala tego pośpiechu. Istoty majace całą wieczność na życie a spieszą się jakby stał nad nimi kat z biczem. Pokręciła głową, zakładając na ramie torbę. Co by tu kupić? Znając życie wszystkim w brzuchach kiszki marsza grają. Weszła wiec do miesnego i kupila trzy całe, wypatroszone i oskubane kurczaki oraz gotowa przyprawę do nich. Nie miała głowy do zabawy z ziolami i ich laczeniem. Kupiła tez z myślą o poranku po dwie kiełbasy dla każdego. Tyle chyba wystarczy. Zapłaciła i podziękowała ekspedientce z dziobem zamiast nosa i ust. Dziwy...
    Dobrze się składało że onok mięsnego był sklep ze wszystkim. Od torebek po wazony. Weszła tam i kupila zestaw plastikowych kubków. Gdy za nie płaciła zobaczyla na ladzie ogloszenie: Robimy łańcuszki na zamówienie. Zainteresowana tym odezwała się ciekawskim tonem do sprzedawcy :
    - Dostanę u was srebrny łańcuszek? I czy gdybym dala panu pióro zrobilby pan teraz z niego zawieszke na ten łańcuszek? - pytała rzeczowym tonem. Widać bylo że mimo iz sklep byl na dworcu a ceny mieli niskie, zbyt duża konkurencja sprawiała że sklep nie mial duzych obrotów. Brzuchaty mężczyzna zakwiczal radośnie.
    - Ależ oczywiście jaśnie pani! Oczywiście! Dziesięć minut i po sprawie! Pani taka ładna że dam zniżkę 30%!- mężczyzna patrzył na nia jak na jakiegoś boga. Smutno się zrobilo Jocelyn. Musiał miec naprawdę spore problemy finansowe skoro tak zareagował. Trucicielka mimo zmęczenia usmiechnela sie do niego kiwajac głową. Rozłożyła delikatnie lewe skrzydło i wyrwała z niego male piórko wielkości palca wskazującego. Podała je sprzedawcy który wpatrywał się w nie urzeczony.
    - Tak naprawdę nie ma żadnej wartości. Tylko wygląda jakby było posypane diamentowym prochem. Chcialabym by je pan powiesił na srebrnym łańcuszku i zapakowal w coś ładnego. To ma być prezent. - swinka pokiwal glowa i udal sie na zaplecze. Ukradkiem schowała mała sakiewke z monetami w koszyku przy kasie. Joce rozgladala się przez ten czas po sklepie a gdy wrócił efekt jej sie podobał. Podziekowala mężczyźnie, zapłaciła. Potem zachaczyła o sklep z napojami i kupila trzy półtora litrowe soki. Jabłkowy, pomarańczowy i lemoniade. Nie wiedziała co kto lubi a nie chciała by ktoś jej tam z pragnienia umieral. Pochowała to wszystko do swojej torby po czym wyszła z dworca i wróciła w ten sam sposób. Wylądowała tak by nie zgasić ogniska a zakupy polozyla na ławie.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 24 Październik 2016, 17:11   

    Dziewczynka obdarzyła Jocelyn miłym, choć zmęczonym uśmiechem. Ucieszyła się, że nie jest na nią zła.
    Usiadła więc na kłodzie, spoglądając w ognisko. Zerknęła też co robi jej wujek, mając w planach, że do niego podejdzie i zabierze bliżej, zauważyła jednak, że ubiegła ją kobieta z kocimi uszami. Dziewczynka postanowiła więc posiedzieć po prostu. Rozpuściła włosy aby je przeczesać palcami po czym związała je w ciaśniejszy warkoczy. Była zbyt rozkojarzona i zmęczona aby przejmować się tym czy ktoś zobaczy jej blizny czy nie.
    Nagle obok niej usiadł Greg. Tulcia instynktownie się od niego lekko odsunęła. Powstrzymując się jednak od ucieczki. Spojrzała jednak z zainteresowaniem na kółka dymu, które Cyrkowiec wypuścił z ust. Jego pytanie troszkę ją zaskoczyło. Spojrzała w trawę pod stopami i przytaknęła głową - Boję się, że nie dam rady i nie pozwolą mi z wami płynąć - powiedziała cichutko. Naprawdę się bała. - boję się też, że jak wrócę to pani Joce nie będzie mnie chciała przyjąć - przyznała po chwili, mówiąc to tak aby tylko Greg usłyszał. Spojrzała jednak szybko na Gregory'ego speszona - nie uważam jej za złą, jest dla mnie jak starsza siostra, opiekuje się mną..., tylko nie wiem czy będzie chciała takie pechowe dziecko brać ze sobą - sprostowała szybko. Miała jednak nadzieję, że nie powiedziała za dużo.
    Nie uważała Joce za kogoś złego. ABSOLUTNIE! Brakowało jej jednak pewności siebie. Obwiniała siebie za wszystko co się działo niedobrego, a było choć trochę z nią związane. Nie chciała być kulą u nogi. Dlatego chciała jechać na to szkolenie. Miała nadzieję, że nauczy się tam czegoś przydatnego.
    Gdy Jocelyn do niej podeszła Tulka skinęła głową i wstała lekko chwiejnie, podchodząc do ławy. Tam wyciągnęła wszystko po czym zorientowała się, że nie ma jak tego pokroić, zwróciła się więc do Grega, który miała nadzieję, podążył za nią - ma pan może jakiś nóż czy coś czym można by pokroić chleb i szynkę? - jeśli miał, to zajęła się robieniem kanapek, prosząc by Greg pokroił wszystko na plasterki.
    _________________





    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 25 Październik 2016, 14:35   

    Z daleka przyglądał się wszystkim obecnym. Jocelyn krzątała się z Tulką przy ognisku, pewnie przygotowywały coś do jedzenia. Gregory nie odchodził od ich na krok, było to w jakiś sposób słodkie. Niski mężczyzna najwidoczniej chciał mieć wszystko pod kontrolą.
    Z odległości wyglądali jak cudaczna, patchworkowa rodzina. Wysoka, silna Jocelyn, mała, wystraszona Tulcia i niewysoki osiłek Gregory.
    Bane pewnie by się uśmiechnął, gdyby nie ta przeklęta, martwa twarz. Miał dosyć tego, że nie może pokazać w jakim jest nastroju. Że jest ponurakiem, mimo, że bardzo by chciał za takiego nie uchodzić.
    Wujek Bane... Tulka przez te kilka dni zaufała mu jak mało komu. Otworzyła się, odstawiła uprzedzenia na bok. Zaprzyjaźnili się, Bane nie wiedział jak mocno mała związała się z nim. Czuł za to, że gdyby trzeba było, skoczyłby za nią w ogień.
    Może to nieodpowiednie, ale widział w niej swoisty erzac córki. Wiedział, że nigdy nie będzie miał własnych dzieci, już się z tym pogodził. Żałował, że w Świecie Ludzi nie miał żony ani synka lub córki. Chociaż... z drugiej strony, gdyby miał rodzinę, ich utrata w momencie gdy znalazł się tutaj, bolałaby jeszcze bardziej.
    Patrzył zmęczonym wzrokiem na ognisko. Jocelyn nie mogła go zaakceptować, dlaczego właściwie? Czy dał jej powód do tej niechęci? Nie zrobił nikomu krzywdy, ba! pomógł Tulce ze skrzydłem.
    Pojedzie z nią na to szkolenie. Nawet się cieszył - będzie miał małą na oku, nie pozwoli by stała jej się jakaś krzywda. A przy okazji może on sam się czegoś nauczy? No i jeszcze szpital... Bane w swoich spacerach najwidoczniej przeoczył znajdujący się w Krainie Luster szpital. Białowłosy był bardzo ciekaw kto w nim pracował, jak wyglądała ta praca i przede wszystkim czy on, Bane mógłby tam aplikować. Nie miał ze sobą żadnych papierów potwierdzających wykształcenie ale był gotów na ewentualny test. Przecież potrafił wiele, a dodatkowo jego moc była bardzo użyteczna w leczeniu.
    Początkowo nie zauważył, że zbliża się do niego jedna z nowych członków załogi. Uszata kobieta usiadła przed nim, Bane popatrzył na nią uważnie i zakręcił mocniej piersiówkę.
    Jej uwaga najwidoczniej była próbą zagadania, medyk nieszczególnie miał ochotę rozmawiać ale skoro już do niego przyszła wypadało się odezwać. Z resztą mogłaby to być idealna okazja by bliżej ją poznać.
    - Celna uwaga, panno Raven. - powiedział - Istotnie, siedzenie samemu nie jest miłe. Ale chcę dać naszej kapitan chwilę oddechu. Zasługuje na odpoczynek. - chciał dodać "od mojej twarzy" ale uznał, że nie będzie wdawał się w szczegóły.
    Kocia dziewczyna była bardzo ładna, to już druga osoba którą poznał a która miała zwierzęce atrybuty. Patrzył na nią, starając się nie robić tego zbyt natarczywie.
    - A co do alkoholu... I tak się nim nie upiję, choćbym wlał w siebie hektolitry wódki. - powiedział chowając piersiówkę do torby - W normalnych warunkach pewnie bym pannę poczęstował łykiem... Miło byłoby napić się z piękną kobietą. Ale niestety, nie będzie mi dane cieszyć się panny towarzystwem przy wódce. - powiedział - Musimy więc postarać się by rozmowa kleiła się mimo naszej trzeźwości. - starał się zabrzmieć zabawnie. Nawet kąciki ust odrobinę się uniosły. Wyprostował się też nieco, nie wypada się przecież garbić przy damie.
    - Ten wielki wąż... - przypomniał sobie, że z kobietą był gad, który teraz gdzieś zniknął - To twój przyjaciel, zgadza się? Jak się nazywa? - zapytał, chociaż tak naprawdę bardziej interesowało go czy biały gad jest agresywny i jadowity. Nie uśmiechała mu się perspektywa bycia pogryzionym albo uduszonym.
    _________________
     



    Duchowa Zguba

    Godność: Raven Black
    Wiek: Wygląda na dwadzieścia parę
    Rasa: Kotostrach
    Lubi: Wszystko co piękne i uroczę, czekoladę, zwierzęta i dobre książki | Krew, broń palną oraz białą, walkę
    Nie lubi: Owadów, kłamstw, spisków | Różowego, beznadziejnych żartów
    Wzrost / waga: 160 cm + 5 cm dzięki butom/ 50kg
    Aktualny ubiór: Fabułka: jasno-beżowy sweterek z rękawkami 3/4 w czarne kropki, czarna, zwiewna spódnica do połowy uda, jasne buty na obcasie, czarna torebka, złoty łańcuszek do połowy piersi, złota bransoletka, specjalne pasy do trzymania noży na brzuchu oraz na udzie, zakryte przez spódnicę.
    Znaki szczególne: Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
    Pan / Sługa: - / Egon
    Pod ręką: Cała masa noży, dwa pistolety, trochę pieniędzy, telefon, słuchawki, kilkanaście paczek zapałek, worek zapalniczek, ulubiona książka
    Broń: Noże, spluwy, pazurki.
    Bestia: Forets - Shiro
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Rewelacja
    Dołączyła: 07 Kwi 2015
    Posty: 356
    Wysłany: 25 Październik 2016, 21:06   

    Kotce spodobało się określenie „panno Raven” – od lat nie słyszała czegoś mającego w sobie nutę formalizmu oraz wyszukania i taktu. Zazwyczaj nazywana była po postu Raven lub pseudonimem, a to nijak miało się do dawnych czasów jej życia czy tego w jaki sposób się do niej zwracano lata temu. – Wiem co masz na myśli, jednak nie rozumiem dlaczego wybrałeś akuratnie to miejsce. Przecież mogłeś podejść bliżej i zając się rozmową choćby ze mną czy Egonem, nie narzucając Pani Kapitan swojej obecności – zamachała puchatym ogonem, co jakiś czas ruszając uszami, gdy usłyszała jakiś głośniejszy dźwięk.
    Raven dostrzegła jego spojrzenie, choć w żadnym wypadku nie było natarczywe czy nieprzyzwoite lub nieprzyjemne, właściwe mogłaby rzec, że widziała w nim zaciekawienie, choć tego pewna nie była. Jednakże jeżeli faktycznie kryło się w nim zaciekawienie, to uśmiechnęła się jeszcze szerzej, przekręcając łepek w prawo i mówiąc – Jeśli chcesz, to możesz dotknąć – ruszyła ogonem tak, by znalazł się bliżej mężczyzny.
    Zmarszczyła nosek, gdy mówił o alkoholu – nie przepadała za tak śmierdzącymi trunkami, raczej wolało wino lub bimber, bo nie dość, że słodsze, to jeszcze ładniej pachnące. – I tak podziękowałabym za ten napitek – powiedziała łagodnie – Nie lubię czystej wódki – puściła mu oczko, śmiejąc się pod nosem z tego żarto podobnego czegoś.
    Kiwnęła lekko głową, rozumiejąc dlaczego Bane rozpoczyna temat węża. W końcu nikt przy zdrowych zmysłach nie zignorowałby potężnego gada (który może jeszcze urosnąć, gdyż jest jeszcze młodym osobnikiem), mogącego w każdej chwili rzucić się z kłami na kogoś. – Tak, to mój towarzysz, przyjaciel, bestia… jak zwał tak zwał – cofnęła lekko uszy – Nazywa się Shiro i wiem, że to mało oryginalnie, jednak musisz przyznać, że do niego pasuje – zafalowała ogonem – Jednak nie obawiaj się, to mądra gadzina. Nikogo nie pogryzie, nie udusi ani nie zaatakuje, dlatego nie musisz się o to martwić – schowała kosmyk włosów, za (ludzkie) ucho – Jeśli mogę o coś zapytać… - zaczęła – Bane, mój drogi, potrafisz walczyć? – Kotka nie chciała, by ktoś z załogi zginął przedwcześnie, dlatego wolała się upewnić, że każdy jest w stanie zadbać o siebie oraz, że w razie gdyby było inaczej – mogłaby obmyślić odpowiednią strategię walki, wykorzystując jak najlepsze cechy i umiejętności osób, które tego nie potrafiły (lub nie chciały/nie interesowały się) tego dokonać.
    _________________
    Przez noc droga do świtania, Przez wątpienie do poznania, Przez błądzenie do mądrości, Przez śmierć do nieśmiertelności.


    #d23b68 | #a4254b
    Retro z Egonem: Szary, puchaty sweterek, pastelowo-różowa spódnica, białe rajstopy w delikatnym wzorkiem w różowe kwiaty, jasno-różowe buty na obcasie, szara parasolka w czarne nutki.
    Retro z Yako: Słomiany kapelusz z kwiatami oraz wstążką, ciemne okulary przeciwsłoneczne, jasno-żółta sukienka za kolano z brązowym paskiem, łańcuszek na szyi w kształcie kotka, brązowe sandały na lekkim obcasiku.
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 26 Październik 2016, 13:35   

    Greg poczuł ukłucie w okolicach serca, kiedy Julia odsunęła się od niego, mimo iż wiedział, że nie widzi w nim potwora. Mała była strasznie nieśmiała, jak myszka i tyle. Jest za mała, żeby nienawidzić inności i dzięki Bogu. Sama teraz jest bardziej inna niż wszystko, co widział w tej krainie. Spojrzał na bok jej głowy i nie potrafił powstrzymać się przed krótkim syknięciem - a więc to były blizny, o których wspominała mu Jocelyn, wtedy, w noclegowni. W ciepłym świetle ogniska wyglądały jeszcze dramatyczniej. MORIA ją tak załatwiła? Wychodziło na to, że uszy zostały wycięte i przeszyte wyżej. Nie miało to sensu. Po co ktokolwiek chciałby mieć dziecko przerobione na Dachowca? Nie łatwiej porwać takiego z ulicy? Ale mała nie wiedziała o MORII. Chyba. Raczej. To nie trzymało się kupy. Wolał skupiać się na jej słowach, ale te kurewsko upiorne szramy działały na jego wzrok jak magnes. Skup się, Gregory i powiedz jej coś miłego!
    - Rozumiem, mała. Najwidoczniej musisz dowiedzieć się więcej o naszym świecie. Wiem co czujesz, też kiedyś byłem człowiekiem. Obecnie już tak średnio... widzisz, że mam takie skrzydełka. Inne rzeczy też, może kiedyś ci pokażę. I ten... nie wierz w pecha. To, że coś dobrego czy coś paskudnego ci się przytrafia, to nie znaczy, że będzie tak zawsze. Może najszczęśliwsze dni... no lata twojego życia są dopiero przed tobą. - Grześ plątał się w swojej wypowiedzi, raz po raz dobierając jak najlepsze słowa. Już dawno nie musiał się tak starać, aby to co mówił, zabrzmiało dobrze. Nie przeklinanie to tylko pół biedy, ale jego pesymistyczny sposób patrzenia na świat mógłby dobić małą, pokiereszowaną dziewczynkę - ona już wie, jak brutalne potrafi być życie. Więc mówił te frazesy, w które średnio wierzył, mając nadzieję, że podopieczna Szefowej poczuje się od tego lepiej.
    - Ja też nie uważam Joce za kogoś złego. Może nie zauważyłaś, ale bardzo się z nią polubiłem. Imponuje mi na wiele sposobów i nadal nie mogę uwierzyć w swoje szczęście, że lubi kogoś takiego jak ja. Rozumiesz, o czym mówię? - dodał, rozkładając bezradnie ręce. Za dużo emocji do wyrażenia, za mało słów. A to powinni być jego współpracownicy. Z trójką tych nowych może zrobić się jeszcze ciekawiej...
    Na prośbę o nóż Greg prędko poklepał się po kieszeniach, ale nie znalazł nic takiego. Portfel, kastet, papierosy, telefon. Żadnego noża - może posiadał jakiś w swojej górze paczek i pakunków, którą za sobą taszczył? Już sam wszystkiego nie pamiętał, nie rozróżniał. Cholera.
    Miał jeszcze jedną opcję, ale to mogłoby być trochę szalone. Greg podszedł do Tulki i rozłożył ręce:
    - Mógłbym pokroić je... cóż. Mam taki sposób, zaczarowany sposób, ale boję się, że możesz się go wystraszyć. Jeśli to takie pilne, to mogę to zrobić, ale wtedy nie patrz. Albo zapytajmy kogoś innego. Jak wolisz. - powiedział niepewnie. Zastanawiał się, jak czarnoskrzydła zareaguje na to wszystko.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
    Prisma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 27 Październik 2016, 00:22   

    Wpatrując się w ten uroczy nieboskłon Prisma znalazła sobie dodatkowe zajęcie postaci robienie kryształowych gwiazdek. Zbierała już utworzone kryształki z otaczającej jej trawy i nadawała im kształt gwiazd oraz złoty kolor. Gdy już stwierdziła, że ma wystarczająco elementów, wstała i przykucnęła nad kupką kolorowych kryształków, stworzonych przez nią całkowicie losowo oraz tych przekształconych chwilę temu. Rozmieściła ładnie gwiazdki, a pozostałe kawałki szkła zostały użyte jako tło. Skupiła całą swą energię by zamienić leżące na ziemi odłamki w jakąś całość. Ostatecznym efektem była praktycznie gotowa szyba z pięknym niby-witrażem. Priśmie nie było coś takiego potrzebne, więc po prostu pozostawiła to w miejsce gdzie wcześniej leżała.
    Na powrót ubrała swoje rękawiczki i skupiła swą moc na spodzie sukni, jednak nie musiała się na razie zbytnio przejmować jej niekontrolowanym upływem, biorąc pod uwagę, że sporo energii zużyła tworząc swe dzieło. Przypadkiem podsłuchała rozmowę Grega i Tulki.
    - Prisma przypadkiem usłyszała, że panicz Greg i panienka Tulka potrzebują czegoś do pokrojenia szynki i chleba. Prisma ma ze sobą sztylet, całkiem czysty więc można by było nim pokroić.
    Zdjęła swój plecaczek i zaczęła w nim szukać owej broni. Na samym wierzchu były słodkości, które wcześniej zakupiło Szklane Dziewczę. Przypomniała sobie, że miała je podzielić z Julką. Cukierki na razie postanowiła zostawić w spokoju, ale za to wyciągnęła dwa lizaczki. Zawinięte w ślimaczki, pięknie zapakowane w folię, którą podtrzymywały zielone kokardki, jeden z nich był niebiesko-błękitny, a drugi czerwono-różowy. Położyła oba przed dziewczynką.
    - Prisma miała kupić dla nas słodycze. Niech panienka Tulka wybierze sobie który woli - powiedziała, a następnie wróciła do przekopywania swojego plecaczka.
    W końcu spod przygotowanych pirackich ubrań udało jej się wygrzebać pięknie zdobiony sztylet zawinięty w chustkę. Podała go Gregoriemu, a sama zdjęła rękawiczki i przystąpiła do kolejnego szklanego dzieła. Nie zwróciła zbytniej uwagi na kolor, ale padło akurat na fiolet, więc i po chwili powstał fioletowy prostokąt o grubości dwóch centymetrów.
    - Deska do krojenia… Prisma uważa, że ta prowizoryczna deska będzie lepsza niż krojenie na ziemi, prawda?
    Po tym przystąpiła do tworzenia prowizorycznych talerzy. Nie starła się by wyglądały jakoś niezwykle pięknie, a po prostu spełniały swą funkcję. Zrobiła ich siedem, a każdy w innym kolorze: czerwony, różowy, niebieski, zielony, pomarańczowy, żółty i fioletowy. Położyła je na jednym z pinów, a sama stworzyła kolejną deskę do krojenia, wyjęła drugi sztylet z pochwy przyczepionej do prawej nogi i wzięła się za krojenie chleba, tnąc niemal idealne grubością kromki.
    Egon
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 27 Październik 2016, 18:00   

    Szczerze powiedziawszy, mógłby tak leżeć cały dzień, bo przecież i tak nie odczuwał potrzeby zrobienia czegokolwiek innego, prawda? Leżał bezczynnie, a tym samym miał mnóstwo czasu, by myśleć o wszystkim i o niczym. Skąd i dlaczego nagle zaczął się zachowywać jak przeciętna istota żywa? Jaki jest cel jego świadomego jestestwa i czy będzie miał kiedykolwiek okazję spróbować jedzenia, którym wszyscy się posilają? Czy w porównaniu do innych mógł odczuwać dosłownie wszystkie uczucia, w tym miłość i nienawiść? Jakie jest prawdopodobieństwo, że Egon znajdzie swoją drugą połówkę i się w niej bezgranicznie zakocha? Dlaczego tak naprawdę zdecydował się wyruszyć na tę wyprawę? Jakim trafem spotkał Jocelyn i miał tym samym możliwość zwerbować się do jej załogi? Czemu większość osób patrzy na liczby oraz wygląd zewnętrzny i na tym bazują i oceniają drugą osobę? Takie i inne myśli zaprzątały mu głowę, a przecież mógł spróbować odkryć prawdę na własne oczy. Chwilami zastanawiał się co właściwie z nim się stanie, kiedy zdarzy mu się niechybnie umrzeć, ale nie jest prawdziwą i żywą istotą. Poza tym... nie obchodziło go to, co się z nim stanie. Był świadom, iż tak naprawdę nikt za nim nie zatęskni i nie zapłacze. Mógłby równie dobrze zniknąć z tego świata, a dręczyciele dziękowaliby, komu tam dziękują przy spoglądaniu w górę, a sam zastanawiał się niekiedy, do kogo mówią. Jedyną rzeczą, jaką obecnie się bał to moment, w którym umrze. Sama śmierć go nie przerażała oraz jej sposób, a to, co się z nim stanie jak już dosięgnie go kosa żniwiarza.
    Co najmniej cztery tuziny chmur przeszły nad nim, dryfując ku nieznanemu, zanim stracił rachubę. Cóż im po nim skoro nie potrafił dobrze walczyć, a leżał bezdennie jak wiadro nieszczęścia? Umiał szyć, owszem. Gdyby Jocelyn spotkała Szklanego Krawca żądnego przygód, byłby skreślony z owej wyprawy. Niestety, takie są fakty, a po dogłębniejszych przemyśleniach w gruncie rzeczy tylko do zdobywania rzeczy, szycia oraz sprzątania pokładu by się nadawał. No, mógłby również pełnić wartę, bo przecież nie potrzebował w ogóle snu, ani nie wiedział co to sen, a jedynie z definicji. Wiele innych odczuć i emocji były dla niego zagadką, a tylko smutek, gniew i żałość były mu bliskie.
    - Marionetka...
    Mruknął pod nosem, spoglądając przy tym na swoje własne ręce. Czuł się żywy, ale jednocześnie nie był. Zawsze główkował, ale nigdy nie odnalazł odpowiedzi na te pytania. Jedyną rzeczą, którą odziedziczył z poprzedniego życia, było uczucie bycia niepotrzebnym, porzucenia oraz przygniatającego smutku. Był zabawką, a potem nagle zaczął żyć. Nie zauważył, jak szybko czas zleciał, a dopiero z zamyślenia wyrwał go podmuch wiatru, który towarzyszył Jocelyn przy lądowaniu. Najwyraźniej pani kapitan kupiła żywność dla reszty załogi. Przyoszczędzi na nim jako, iż nie potrzebuje jedzenia, snu... niczego tak naprawdę. Był, bo był. Całkiem ekologiczny członek załogi, który nie odznaczał się wysokimi umiejętnościami czy kwalifikacji, ale okaże się niebawem, ile pożytku z niego będzie. Zamknął oko i się rozmarzył. Wyglądał jakby spał lub był martwy, lecz dla niego to było niemożliwe. Postanowił zanurzyć się w świat ciemności, a tam pomyśleć w większym skupieniu o wielu innych rzeczach.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 9