Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 15 Grudzień 2016, 01:57
Julia szła grzecznie za wujkiem. Uśmiechnęła się do pani Alice i weszła do pokoju wypoczynkowego, trzymając na rękach Amber.
Gdy poczuła wspaniały zapach jedzenia, od razu zaburczało jej w brzuszku. Dopiero teraz dotarło do niej jak bardzo była głodna. Usiadła na swoim miejscu i zamerdała wesoło ogonkiem. Amber puściła na podłogę. Psów nie było w pomieszczeniu, więc spokojnie mogła w końcu zbadać cały pokój. Widać, że musiała jeść niedawno bo nie była zbyt zainteresowana tym co robiła jej pani.
- Smacznego - powiedziała grzecznie i zaczęła pałaszować. Jej porcje były mniejsze niż te przeznaczone dla Bane'a. W końcu mała dziewczynka nie zje aż tyle. Zjadła ze smakiem zupkę, jednak nie spieszyła się tak jak Cyrkowiec. Nie przepadała za grzybami, jednak po tak długiej przerwie od jedzenia domowych posiłków, nie marudziła. Cieszyła się, że może zjeść coś ciepłego.
Widząc jak przynoszą drugie danie, zaniemówiła. Wpatrywała się zszokowana w talerz. - Naleśniiikiii! - wykrzyknęła uradowana i prawie zaczęła podskakiwać na kanapie. Spróbowała pierwszego kęsa - mniam! - oblizała się ze smakiem. Jadła aż jej się uszy trzęsły, cały czas merdając mocno ogonkiem. Gdy Bane przypomniał sobie o tym, że nie życzył jej smacznego, dziewczynka spojrzała na niego zaskoczona, mając policzki wypchane naleśnikami z owocami. Szybko pokręciła głową, dając znak, że nic się nie stało. W sumie...nawet nie zwróciła na to uwagi.
Gdy skończyła jeść, oblizała się jeszcze ze smakiem. Zaskoczona zauważyła, że mimo iż jej drugie danie było na słodko, jeszcze przynoszą deser. Z zaciekawieniem przyglądała się płonącemu talerzykowi. Pierwszy raz coś takiego widziała. Skoro jednak Bane nie mówił nic na ten temat, to pewnie było to normalne. Zjadła deser ze smakiem i grzecznie podziękowała, gdy obsługa przyszła po naczynia.
Opuściła rozluźniona skrzydła i uszy i westchnęła zadowolona. Po chwili jednak jakby coś sobie przypomniała i zapatrzyła się w ogień w kominku - wujku? - zapytała - jak myślisz...jakbym poprosiła to czy pani Alice pożyczyłaby mi jakiś ołówek? - spojrzała na Cyrkowca - mój już niestety nie za bardzo nadaje się do rysowania, a chciałabym mieć co robić w pokoju - przekręciła główkę pytająco. Musiała przekazać wiadomość, a nie wiedziała nawet od kogo. Uznała, że jak narysuje kobietę, to może wujek ją rozpozna. W końcu, skoro się znali (przynajmniej to można było wywnioskować z jej słów) to na pewno powinien rozpoznać ją na rysunku. Postanowiła więc, że popołudnie poświęci właśnie na to, o ile oczywiście zdobędzie jakiś ołówek. Nie miała jeszcze sił na spacery, a te co miała, wykorzystała na zabawę z małą lisiczką, która teraz ochoczo obwąchiwała każdy przedmiot znajdujący się w pokoju.
Siedział na kanapie zadowolony, bo Tulka zdawała się mieć apetyt zbliżony do jego, czyli niemalże wilczy. Dobrze, to oznacza, że nie choruje.
Przyglądał się jej twarzy, która po operacji zdawała się być jakaś taka...ładniejsza? Co prawda wcześniej nie zwracał uwagi na blizny, wydawały się być jej częścią, ale dopiero po ich usunięciu zobaczył jak bardzo szpeciły dziewczynkę.
Gdy zapytała o ołówek, pokiwał głową, chociaż pytanie trochę zbiło go z tropu. Szybko jednak wyłapał sens. No tak, dziewczynka zostanie w Klinice na obserwacji, musi mieć jakieś zajęcie bo sfiksuje. Hmm... W Świecie Ludzi pacjenci rozwiązują krzyżówki albo oglądają telewizor, bądź słuchają muzyki... Bane wątpił jednak by w tym świecie mieli coś takiego jak telewizja czy iPod.
- Pani Alice wydaje się być tak miłą osobą, że pewnie jak ją poprosisz o ołówek, wręczy ci cały zestaw ołówków, o różnej twardości. - powiedział odrzucając dłonią grzywę z oczu.
Informacja którą dziewczynka przekazała mu bezwiednie w pytaniu bardzo mu się przyda, już wie co musi kupić przy okazji zakupów.
Postanowił, że po obiedzie wyruszy do miasta po kilka rzeczy, jakieś ubrania, może książki, no i nieszczęsną golarkę. Miał przecież dużo pieniędzy, Anomander zadbał o dobry start dla swojego pracownika.
Pytanie tylko jaki interes miał czarnowłosy w przyznaniu tak wysokiej premii. Bo Bane wątpił by był to jedynie odruch dobroci serca, o nie. Skrzydlaty nie wyglądał na takiego co szybko się lituje, byli pod tym względem podobni z tym, że Bane rzadko kiedy dzielił się bogactwem przez swoje skąpstwo. Uważał zawsze, że po to natura obdarzyła ludzi rękoma by zrobili z nich pożytek i co wypracowane, należy się tylko i wyłącznie osobie która na to harowała. Oczywiście Bane niekiedy miał gest, kupował prezenty czy zabierał na kolacje... Ale czyż i nie w takich działaniach mogła się kryć jakaś ukryta korzyść dla białowłosego?
- Smakował ci obiad? -zapytał po chwili - Jak się czujesz? - dodał kontrolnie. Nie wyglądała na obolałą, może jedynie trochę zmęczoną. W końcu trochę sobie z Amber pobrykała zaraz po operacji.
Wierzył, że jego moce pomogły w zagojeniu się złamań i ran, dlatego też Tulka mogła swobodnie chodzić po Klinice, nikt nie przykuwał jej do łóżka. Co nie zmienia faktu, że powinna trzymać się z daleka od sal zabiegowych, Anomander mógłby się gniewać.
- Wiem, że nie przepadasz za dyrektorem tego szpitala, widzę po sposobie w jaki układasz uszy i po mimice twarzy. - zaczął - Jednak wydaje mi się, że byłoby mu miło, jakbyś tak zwyczajnie podziękowała. Wiesz, tak od serca. Nie mówię byś rzucała mu się na szyję... - zaśmiał się - Ale myślę, że lodowaty doktorek poczułby się doceniony. Naprawdę nie jest taki straszny i zły na jakiego wygląda. - podrapał się po swędzącej go brodzie. Nie chciał swoimi słowami ganić dziewczynki, uznał po prostu, że może sobie pozwolić na wyrażenie własnego zdania. Pamiętał jak Tulka zareagowała na widok usuniętych blizn i podobał mu się błysk w jej szczęśliwych oczkach. Może Anomanderowi też przypadnie do gustu? Wspominał wcześniej, że miał rodzinę... Być może po stracie brakuje mu takiego niewinnego ciepła, które mogą przekazać dorosłym tylko dzieci.
Założył nogę na nogę i wygodniej rozsiadł się na kanapie, dając tym do zrozumienia, że chwilowo nigdzie się nie wybiera. "Pół godziny dla słoniny", jedzonko musi się w brzuszku ułożyć. Jeszcze nie było późno, zdąży na zakupy.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 15 Grudzień 2016, 23:08
Tulka uśmiechnęła się miło do mężczyzny, gdy ten powiedział, że pani Alice na pewno da jej jakiś ołówek - tak myślisz? - zaśmiała się lekko. - to zapytam jej jak będę wracać do pokoju - Usiadła wygodnie na kanapie i przymknęła oczy. Jej ogonek delikatnie merdał. W ciągu tego roku przyzwyczaiła się do niego tak, że naprawdę stał się jej częścią. Na początku nienawidziła tego czym się stała. Ale co miała poradzić? Po prostu się przyzwyczaiła do tego i w sumie, w końcu czuła się sobą. Trochę tak jakby tego było jej brak w życiu.
Teraz czuła się jak w domu. Bane chyba pierwszy raz mógł ją zobaczyć tak zrelaksowaną. Mimo, że była w Klinice, to w końcu czuła się jak w domu. Było jej ciepło, przyjemnie, była najedzona, obok miała swoją przyjaciółkę i wujka. Czego więcej mogła chcieć?
Słysząc pytanie Cyrkowca, wyprostowała się grzecznie i znów oblizała - było pyszne! - powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach. - nie pamiętam kiedy się ostatni raz tak najadłam i jadłam takie pyszności - powiedziała całkowicie szczerze.
Gdy zapytał o to jak się czuje, zamyśliła się - czuję się dobrze - powiedziała - nic mnie nie boli, ale chyba za szybko zaczęłam biegać z Amber, bo jakaś zmęczona jestem i nie mam na nic siły - opadła plecami na kanapę, jakby na potwierdzenie jej słów. Można było jednak zauważyć, że nie przeszkadza jej to całkowicie. Była zrelaksowana - wujku, a jak Ty się czujesz? - spojrzała na niego, nie podnosząc się jednak tym razem. Pamiętała jaki był zmęczony gdy leczył jej skrzydło po raz pierwszy. Wyglądał na bardzo zmęczonego.
Słysząc dalsze słowa mężczyzny, usiadła znów, a na jej twarzy zagościła smutna minka - ja...ja chcę mu podziękować, ale...trochę się go boję - przyznała. Amber wskoczyła jej na kolana, a dziewczynka zaczęła ją delikatnie głaskać po mięciutkim futerku - coś mnie w nim niepokoi i ... - pokręciła główką, nie kończąc wypowiedzi. - chyba po prostu muszę się do niego przyzwyczaić - uśmiechnęła się nieśmiało i zakłopotana podrapała po głowie.
Po chwili jednak posmutniała i zapatrzyła się w podłogę - wujku? Myślisz, że znajdę tu kiedyś sobie jakiś dom albo nową rodzinę? Że ktoś będzie chciał takie dziwadełko jak ja?- zapytała nagle. Opuściła smutno uszka, ale nie odrywała wzroku od podłogi. - tęsknię za rodzicami - przyznała jeszcze. Co prawda nie byli najlepszymi rodzicami na świecie, kochała ich jednak. I wiedziała, że więcej ich nie zobaczy.
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 16 Grudzień 2016, 02:29
Właśnie kierował się do pokoju wypoczynkowego gdy przez uchylone drzwi usłyszał rozmowę Bane'a i Julii. Zatrzymał się na chwilę przed wrotami do królestwa wypoczynku by nie przeszkadzać im w wymianie zdań. Gdzieś we wnętrzu poczuł się jak mały gówniarz podsłuchujący pod drzwiami o czy m rozmawiają rodzice. Szybko jednak odpędził od siebie tę myśl. Gdy jednak dotarły do niego słowa o dziękowaniu uśmiechnął się ciepło. Kochane dziecko, nie musisz mi za nic dziękować. Wysłuchał całej wymiany zdań. Było mu żal dziecka ale nie mógł na to nic poradzić. Zamyślił się na chwilę i cofnął się do recepcji zabierając z niej dwa ołówki i temperówkę. Włożył to do wewnętrznej kieszeni fartucha i ponownie ruszył w stronę pokoju.
Powoli otworzył drzwi. Wchodząc szybko zlustrował wzrokiem pomieszczenie i siedzących. Byli relatywnie zrelaksowani. Bane w pozycji spoczynkowo-olewającej był kwintesencją tego stanu. Julia nieco mniej, ewidentnie coś ją martwiło.
- Mam nadzieję, że obiad wam smakował? – mówiąc podszedł do swojej ławo-skrzyni i usiadł na niej rozkładając wygodnie skrzydła, opierając się plecami o oparcie i wyciągając przed siebie nogi tak, że spod kitla wyjrzały dobrze dopasowane, skórzane oficerki - Cieszę się również, że jesteście w miarę zrelaksowani. To czego w tej chwili doświadczamy to tak zwana Chwila Wypoczynku w zawodzie medyka zaklasyfikowana jako istota niematerialna rzadsza nawet od jednorożców.
Spojrzał na Julię. Fakt, bez blizn wyglądała trochę lepiej.
- Julio, mam prośbę, narysuj mi dom, z którego uciekłaś i zapisz jego adres lub to co pamiętasz – powiedział wręczając dziewczynce wyjęte z wewnętrznej kieszeni kitla dwa ołówki i temperówkę - Jednak ten rysunek wykonaj później, teraz mam kilka pytań, na które chciałbym poznać odpowiedź.
Wpatrywał się w dziecko dając mu czas na przygotowanie do odpowiedzi i zebranie myśli. Odczekał około piętnastu sekund i zaczął zadawać pytania.
- Po pierwsze, jak długo możesz pozostać pod postacią lisa? Po drugie, z twojego zachowania przed przemianą i twojego zachowania po przemianie wnioskuję, że nie sprawia ci ona bólu, chciałbym zatem wiedzieć jak przedstawia się wtedy twoja biologia. Dalej jesteś po części dzieckiem czy w stu procentach zwierzęciem? - przyglądał jej się zimno choć uniósł lekko brwi – Po trzecie, chciałbym byś się przemieniła jeszcze raz. Chciałbym obejrzeć twoją zwierzęcą formę.
Zapytawszy i poprosiwszy o co chciał pochylił się w stronę dziecka oczekując odpowiedzi i demonstracji.
Zapewnienia o tym, że Tulce smakował obiad i czuje się w miarę dobrze, przyjął z kiwnięciem głową. Spróbował nawet się uśmiechnąć, ale to co z tego wyszło mogło być równie dobrze zwykłym skurczem twarzy.
Pytania o jego samopoczucie się nie spodziewał. Rzadko kiedy ktoś się nim przejmował, ta został nauczony - trzeba być twardym i nie rozczulać się nad sobą. Była tylko jedna sytuacja w której kobiety pytały o jego samopoczucie. I pytanie nie brzmiało "Jak się czujesz?" tylko "Czy było ci dobrze". No cóż...
Podrapał się po zaroście po czym wzruszył ramionami.
- Jestem najedzony, jest mi ciepło i spędzam czas ze śliczną dziewczyną. Czegóż chcieć więcej? - puścił jej oczko. Trzeba będzie podbudować jej samoocenę, w końcu za niedługo będzie nastolatką. Bane nie chciał by nabawiła się kompleksów.
Dalszy tok wypowiedzi zszedł na Anomandera. Dziewczynka nie czuła się w jego towarzystwie dobrze i Bane od razu to zauważył. Z resztą trzeba by było być chyba ślepym, żeby tego nie zauważyć - mina Tulki, położone płasko uszy i to chowanie się za Bane'm. Przecież to było jednoznaczne.
Siedząc tak na wygodnej kanapie, przysłuchiwał się słowom lisiej dziewczynki i kiwał głową na znak tego, że rozumie. Twarz miał nieprzenikliwą, nie zauważyła więc, że myślami był gdzie indziej.
Patrzył na jej twarz a gdy odwracała wzrok, oglądał też inne części ciała. Mała jeszcze nie zaczęła dojrzewać w najbardziej widoczny sposób - nie widział na klatce piersiowej krągłości. Jeszcze ją to czeka, a potem pierwsza miesiączka, pryszcze i inne takie...
Z tego co pamiętał, sam nie był specjalnie pryszczaty. Natura obeszła się z nim łaskawie. Ale pamiętał, że jak tylko zaczął odczuwać do płci przeciwnej coś zupełnie innego niż dziecięce obrzydzenie, wypadł w miasto jak rozpłodowy buchaj by uszlachetniać pulę genetyczną. W myślach uśmiechnął się - przez lata niewiele się w tej kwestii zmieniło, panie dalej niemalże same wskakiwały mu do łóżka, on oczywiście usłużnie proponował nocleg.
Komu ten mały, rozwijający się pączek siedzący w tej chwili na przeciw niego pozwoli nadszarpnąć swe płatki?
Bane widział ją nago i mimo, że jako profesjonalny lekarz nie odczuwał względem niej żadnego popędu, czuł satysfakcję, że był prawdopodobnie pierwszym w tej krainie, który miał taką możliwość. Gdzieś wewnątrz niego czaiła się ta perwersyjna radość, jak u młodzieńca który znalazł zakazany owoc. A myśl, że ten owoc będzie jeszcze długo niezerwany, dodawała mu jeszcze więcej uciechy.
Odgonił myśli akurat w tym momencie w którym Tulka zadała pytanie o dom, a przez drzwi wszedł nie kto inny jak nasz pan doktorek.
- Nie jesteś dziwadełkiem. - powiedział szybko, prostując się na kanapie - Tak, znajdziesz dom. I kiedyś założysz własną rodzinę. - dodał z dziwną melancholią w głosie. "I miejmy nadzieję, że nie stracisz tej rodziny, jak większość ludzi których znam, z Anomanderem na czele".
Odwrócił głowę w stronę nadchodzącego skrzydlatego mężczyzny i skinął mu na powitanie.
- Tak, był wyśmienity, bardzo dziękujemy. - odpowiedział za siebie i Tulkę. Czarnowłosy medyk bardzo trafnie ujął czym jest takie bezczynne siedzenie dla lekarzy. Bane pamiętał, że w swojej klinice rzadko kiedy udawało mu się siedzieć i nic nie robić. Nie nudził się, może dlatego nauczył się być w ciągłej gotowości? Nawet jak trochę się upił, potrafił działać w miarę trzeźwo.
Gdy Anomander zaczął rozmawiać z Tulką, odchylił głowę na oparcie i wpatrzył się w sufit. Zrobiło mu się błogo... Przymknął oczy, poczuł się senny. Ale przecież jak utnie komara w ich towarzystwie, to będzie to straszliwie niekulturalne. Z resztą chciał jeszcze iść na zakupy, nie może teraz się zdrzemnąć.
Wstał, korzystając z tego, że czarnowłosy i dziewczynka rozmawiali.
- Przepraszam na chwilę, zaraz wrócę. - i udał się do recepcji. Gdy zobaczył Alice, aż mu się zrobiło gorąco ale akurat u niego nie było to niczym dziwnym, kobieciarz z niego.
Zapytał czy istnieje możliwość zaparzenia kawy a gdy kobieta zaproponowała, że mu ją przyniesie, podziękował serdecznie puszczając przy tym jakiś bajer w stylu "Ma pani piękny uśmiech, ilekroć go widzę to tak jakby promyk słońca ogrzał mi twarz." No dobrze, może brzmiało idiotycznie, ale Bane specjalnie się nie wysilał. Romans z koleżanką z pracy byłby przecież nie na miejscu, czyż nie?
Korzystając z chwili poszedł za potrzebą. Przy okazji umył ręce i twarz by się obudzić, przeczesał dłońmi włosy, założył z powrotem swoje rękawiczki i wyszedł.
Gdy wrócił, na stoliku stał już zestaw kilku filiżanek i kawa w zgrabnym imbryczku. O mamuniu, co za zapach! Bane podszedł do kanapy na której wcześniej siedział i usiadł na niej. Nalał sobie kawy i zaczął rozkoszować się jej smakiem, przysłuchując się rozmowie.
Czy już mówił, że wcześniej nie był kawoszem?
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 17 Grudzień 2016, 00:17
Opuściła uszka, lekko zaskoczona słowami wujka i zarumieniła się. Uśmiechnęła się do niego miło, merdając lekko ogonkiem. Ucieszyła się nie tylko z komplementu, ale także z tego, że Bane dobrze się czuje. W duchu odetchnęła z ulgą. Zauważyła, że wujek jej się przygląda i przez to poczuła się troszkę niepewnie, jednak nic na to nie powiedziała. Uznała, że po prostu sprawdza czy na pewno wszystko usunął tak jak chciał.
Słysząc odpowiedź Cyrkowca na jej ostatnie pytania, przekręciła niepewnie głowę. Nie do końca o to go pytała. Nie myślała nawet o tak dalekiej przyszłości jak zakładanie własnej rodziny. Po prostu, zastanawiała się co z nią będzie jak już będzie całkiem zdrowa. Czy znów będzie musiała sobie radzić całkiem sama jak po ucieczce czy może będzie mieszkać z siostrzyczką, czy jeszcze w innym miejscu? Nie dopytała jednak, gdyż właśnie do pokoju wszedł Anomander.
Mimowolnie lekko się spięła, zobaczyła też natychmiastową zmianę zachowania Bane'a. Nie lubiła tego. Słysząc, że Białowłosy w sumie odpowiedział na pytania za ich oboje, przytaknęła tylko głową. Uśmiechnęła się, rozbawiona porównaniem relaksu do stworzenia tak rzadkiego jak jednorożec. Nic jednak nie powiedziała, domyślała się, że zawód lekarze jest trudny i na pewno wymaga wielu poświęceń. Nadal jednak komentarz wydawał jej się zabawny.
Zerknęła niepewnie na wujka, gdy ten wstał i przeprosił ich na chwilę. Została sama z czarnowłosym lekarzem. Postanowiła jednak, że pokaże, że da sobie radę.
Słysząc jego prośbę chciała zaprotestować, że nie ma niestety jak jej spełnić, gdy mężczyzna wyciągnął w jej stronę ołówki i strugawkę. Spojrzała na niego zaskoczona. Przyjęła ołówki i spojrzała na Anomandera. Podeszła do niego nieśmiało i o ile ten nie zaprotestował w żaden sposób, objęła go delikatnie i niepewnie przytuliła - dziękuję panu - powiedziała cichutko. Tym prostym gestem chciała mu pokazać, ze jest wdzięczna za pomoc i za ołówki. Nie wiedziała jak inaczej mogłaby podziękować. Po chwili jednak odsunęła się znów, a słysząc, że ma do niej jakieś pytania kiwnęła główką i odłożyła otrzymane przedmioty na stół.
Po chwili zamyśliła się, zastanawiając się nad odpowiedziami - nie wiem dokładnie ile mogę być liskiem - zaczęła powoli - odkąd odkryłam, że tak potrafię, miałam zakaz zmieniania się, stawałam się więc liskiem tylko gdy w nocy było bardzo zimno - tłumaczyła grzecznie - po ucieczce spędzałam każdą noc jako lisek, nie licząc dwóch ostatnich. Z futerkiem jednak jest o wiele cieplej niż w cienkim ubranku. Najdłużej byłam liskiem chyba kilkanaście godzin, jednak potem zmieniłam się znów, bo nie widziałam aż tyle, w końcu liski są małe. Słuch mam tak samo dobry, więc równie szybko mogę reagować jako dziewczynka i jako lisek. - Poruszyła lekko uszkami.
Przy drugim pytaniu musiała troszkę dłużej pomyśleć. W końcu jednak odpowiedziała - przemiana nigdy mnie nie bolała. Pierwszy raz gdy się zmieniłam, nawet nie zauważyłam tego. Po prostu...wystraszyłam się, odskoczyłam od pana i nagle patrzę i jestem jakaś mniejsza i nie mam skrzydełek - znów zamilkła na chwilę - nigdy nie wiem, kiedy to się dzieje, po prostu myślę, że chcę być liskiem, albo się wystraszę i puf, nagle biegam na czterech łapkach. - w tym momencie pani Alice przyniosła kawę oraz kakałko. Dziewczynka podziękowała jej i upiła troszkę swojego napoju, szybko jednak wróciła do odpowiadania - nie miałam zbyt dużo okazji aby się zmieniać, więc nie do końca jestem przyzwyczajona do tej formy - przyznała, spuszczając lekko wzrok - sama nie wiem w jakim stopniu pozostaję wtedy dziewczynką, ale jedno wiem na pewno...surowe myszki wcale nie są takie dobre i nie wiem co Amber w nich widzi, że je tak zajada - przeszedł ją mocny dreszcz na wspomnienie tego posiłku. - raz udało mi się jedną upolować, ale jak polowanie było fajne to smak nagrody już nie...ble - uśmiechnęła się lekko i spojrzała na skrzydlatego. - początkowo ucieszyłam się jak poczułam, że jako lisek nie muszę aż tyle jeść, jednak gdy wracam do swojej postaci muszę to niestety nadrobić - zakończyła. Nie wiedziała, czy odpowiedziała na tyle dobrze, aby zadowolić lekarza.
Słysząc jego ostatnią prośbę, odłożyła kubek i zmieniła się posłusznie w futrzaka. Otrzepała się lekko i chciała ruszyć w stronę Anomandera. Amber jednak uznała, że znów czas na zabawę i zaczęła szarpać Tulcię za ogonek - Amber przestań, potem się pobawimy, jestem zmęczona - powiedziała Julia karcąco. Lisiczka zrozumiała i uciekła obrażona za kanapę, wracając do myszkowania po kątach. Tulka za to podeszła niepewnie do Czarnowłosego i wskoczyła zgrabnie na jego siedzisko, by ten nie musiał się zbytnio schylać. Wcześniej jednak upewniła się, że nie trzyma on znów tej wielkiej strzykawki. Trochę spięta i wystraszona pozwoliła się obejrzeć mężczyźnie. Póki w jego rękach nie było strzykawek, nie czuła się aż tak zagrożona.
W międzyczasie wrócił Bane, który od razu rozsiadł się i skupił na kawie. Dziewczynka zamerdała tylko ogonkiem na jego widok, rozluźniając się lekko. Przy nim czuła się bezpieczniej.
W trakcie oględzin jednak spojrzała na Anomandera pytająco - pan też się umie zamieniać prawda? - zapytała cichutko - mogłabym to kiedyś zobaczyć? Proszę - spojrzała na niego swoimi oczkami, które poza głosem, jako jedyne nie różniły się od tych, które miała w ludzkiej postaci.
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 17 Grudzień 2016, 20:22
Skinął Bane'owi głową na znak, że zauważa i akceptuje jego oddalenie się od stołu. Zwyczajny, stary nawyk przyzwolenia.
Gdy Julia podeszła skrzydlaty spiął się lekko. Oczy szybko przeskoczyły po punktach kontrolnych na ciele interlokutorki. Twarz i ruch oczu, ustawienie barków, ustawienie rąk i dłoni, ustawienie nóg i sposób chodzenia i ponownie twarz. Nie zbliżała się w postawie, która umożliwiłaby szybki i skuteczny atak.
Czego chce? Po co podchodzi?
Opuścił brwi obserwując ale nie spodziewał się tego co nastąpiło. Przytuliła go i podziękowała.
Coś w jego wnętrzu drgnęło powodując, że cały świat zatrzeszczał i zachwiał się w posadach. Nadchodziły jak poranione psy. Powoli, przepełnione bólem i tląca się nadzieją. Nie chciał ich, ale
wspomnienia miały to do siebie, że nawet pokryte wieloletnim kurzem, wypaczone, poszarzałe i zepchnięte do ciemnego kąta umysłu, potrafiły się zbudzić, podnieść poobijane łby i wlokąc za sobą różnorakie strzępy, animowane jedynie słabymi nitkami odległych uczuć, podpełznąć i błagalnie spoglądając na ich posiadacza by ten raczył przyjąć je z powrotem. Nie lubił wspomnień.
Trzymane niemal w tajemnicy przed samym sobą, ukryte zdjęcia, resztki odległej historii, wystarczyły mu aż nadto by ból był nieznośny.
- Nie masz za co dziękować – powiedział chłodno - Taki mam zawód .
Nie przytulił jej.
Gdy się odsunęła poczuł ulgę. Pozwolił sobie nawet na mały uśmiech prawym kącikiem ust choć oczy pozostały niezmienne. Przepraszam cię moje dziecko .
Spojrzał na kominek. Wieczorem gdy kurant zagra swoją piosenkę będzie musiał w nim napalić.
Ponownie wlepił jasne ślepia w twarz dziecka.
Gdy opowiadała słuchał.
Był wdzięczny, że wskoczyła na ławę. Dzięki temu łatwiej mu będzie ją sprawdzić.
- Może zaboleć – powiedział lekko uciskają mięśnie na udach i zadzie - Teraz dla odmiany może być miło
Powiedziawszy to przesunął palcami wykonując ruch, który mógł przywodzić na myśl masaż to znaczy lekko naciskając na mięśnie otaczające kręgosłup i przesuwając dłoń w stronę głowy aż między uszy.
- Bardzo ciekawe. Idealna przemiana. Niestety mam dla ciebie złą wiadomość Julio. Jeśli kiedykolwiek chcesz korzystać z tej lisiej formy w sposób praktyczny będziesz musiała wzmocnić ciało. – pogładził się po brodzi myśląc nad czymś głęboko - Nic ci po ciele które jest słabe. W związku z tym, że nie miałaś gdzie biegać i ćwiczyć masz relatywnie słabe mięśnie i delikatny kręgosłup. Na krótkim dystansie może i jesteś szybka ale większość przeciwników, z którymi kiedyś możesz się spotkać pokona cię wytrzymałością.
Przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Skorzystają na tym oboje. On poczynię obserwacje i notatki ona wzmocni ciało. Tak, pomysł nie był zły.
Nawet nie zauważył wejścia Bane'a a wcześniej Alice. Był skupiony na obserwacji i planowaniu.
- Mam dla ciebie propozycję. Udostępnię ci park byś mogła tam sobie poćwiczyć w czasie rehabilitacji. W tym czasie, gdy będziesz w formie lisa będę dawał ci różne ćwiczenia a ty masz je wykonywać najlepiej jak umiesz. Jeśli będziesz robić dokładnie to, co ci powiem, za dwa lub trzy tygodnie twoje mięśnie będą zdecydowanie mocniejsze a ty będziesz sprawniejsza i skoczniejsza
Zastanawiał się, czy zaakceptuje propozycje szybkiego wzmocnienia. Trening niby intensywny ale skuteczny.
Gdy zadała ostatnie pytanie ponownie się zamyślił.
- Tak, umiem się zmienić, choć moja przemiana nie jest tak łatwa jak twoja. Sprawia potworny ból. Za każdym razem ma się wrażenie, że ktoś od środka rozrywa ci ciało. Kości pękają, mięśnie rwą się na strzępy. Wyjesz z bólu aż gardło pęka a wtedy jest już tylko zwierzęcy ryk. Cóż, jak widzisz mało to przyjemne, ale zgoda. Pokażę ci jak naprawdę wyglądam. Może dziś wieczorem?
Tego, że będzie musiał się wcześniej rozebrać by nie zniszczyć ubrań nie dodał. Nie dodał też, że po powrocie do ludzkiej postaci będzie obolały i zmęczony a po przemianie, gdy krzyk bólu zamieni się w ryk pełen gniewu i furii, pierwszą rzeczą, na którą będzie miał ochotę to mordowanie, szarpanie i rozdzieranie.
Dobrze, że nauczył się nad tym panować.
Choć ona o tym nie wiedziała. I Bane też.
Niech mają niespodziankę.
Pił w ciszy kawę, spoglądając na swoich towarzyszy spod półprzymkniętych oczu. Gdyby jakiś malarz chciał uwiecznić na płótnie kwintesencję typowo olewającej postawy, namalowałby Bane'a. A jeszcze lepiej, jakby malarzem była kobieta i zaproponowała mu akt.
Uśmiechnął się pod nosem, zanurzając usta w gorącym płynie. Kawa była gorzka ale nie cierpka, nie miała w sobie tej kwaśnej goryczki charakterystycznej dla kaw sprzedawanych w supermarketach. Anomander z pewnością zadbał, by w jego Klinice nie serwowano bule gówna.
Bane sączył napój, zastanawiając się nad tym, że chyba będzie pił kawę regularnie. Taka mała odskocznia od wódki przyda mu się, przynajmniej zachowa pozory. Pracodawca nie musi od razu wiedzieć, że białowłosy ma problem z nadmiernym piciem. Dobrze chociaż, że będąc alkoholikiem nie doświadczał deliry... Bo wtedy to miałby jeszcze większy problem.
Przeniósł wzrok na czarnowłosego lekarza. Zaczął studiować jego twarz, okiem wykwalifikowanego chirurga plastycznego. Anomander mógłby spokojnie uchodzić za bożyszcze. Ideał, kwintesencję męskości i pierwotnych żądz. I pewnie gdyby Bane gustował w mężczyznach, spróbowałby się do niego zbliżyć. Facet przyciągał tą swoją niedostępnością. Zmarszczka na czole, lodowate spojrzenie, silne łapska.
Odgonił absurdalne myśli. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się dziwna myśl - gdyby doszło między mrocznym doktorkiem i jakąś kobietą do zbliżenia, Bane chciałby to zobaczyć. Głupie? Oj, nie dla niego.
Źrenice rozszerzyły mu się nieznacznie a puls przyspieszył. No nie! W takim momencie?
Odstawił szybko filiżankę i sięgnął po imbryk by dolać sobie więcej. Ręce zaczęły mi się delikatnie trząść ale miał nadzieję, że pozostali odbiorą to za przemęczenie. Wzrok spuścił - gdyby teraz napotkał wzrok swojego szefa, czułby się niezręcznie. Anomander od razu wiedziałby o co chodzi, jego oczom nie umknie żaden szczegół.
Bane znowu przystawił usta do naczynia z parującym naparem, mając nadzieję, że gorąca para go otrzeźwi. Zamknął na chwilę oczy i to był straszliwy błąd.
Przez ten ułamek sekundy kiedy obraz zniknął mu sprzed oczu, wyobraził sobie siebie samego w niedwuznacznej pozie. Potrząsnął głową i spojrzał na Tulkę zamienioną teraz w liska. Sposób w jaki Anomander ją masował... Było w tym coś nieprzyzwoitego, coś nieodpowiedniego, coś... podniecającego.
Skrzywił się z boleścią. Jeżeli inni to zauważyli, wytłumaczy się skurczem łydki albo nadgarstka. Coś wymyśli.
Znowu zamknął oczy. O niebiosa, dlaczego jego zepsuty umysł musiał podsuwać mu tak chore obrazy? Niedwuznaczna scena zmieniła się, nadal był w niej on. W jakimś idiotycznym mundurze ze szpicrutą w dłoni. Tylko dlaczego na miłość boską przed nim na łóżku leżała kobieta z lisimi uszami i ogonem. I dlaczego, do jasnej cholery, miała oczy Tulki?
Specjalnie szybko upił kolejny łyk, parząc sobie w ten sposób język i gardło. I dobrze, to go otrzeźwiło. Powiercił się trochę na kanapie, udając, że ścierpła mu noga.
Gdy otworzył oczy były na powrót normalne, trzeźwo spoglądały na rozmawiającą parę. Akurat mówili o parku i treningach. Postanowił więc włączyć się do rozmowy.
- Jeżeli to nie problem, chciałbym również skorzystać z możliwości przebywania w parku. Chodzi konkretnie o poranki i wieczory, chciałbym pobiegać. - powiedział odstawiając puste naczynie. Nie dolał sobie więcej, już wystarczy. - Kiedyś sporo trenowałem, chciałbym do tego wrócić. Dobrze to na mnie wpłynie. - czy Anomander zauważył w jego oczach błysk udręki, spowodowanej niemożliwością ulżenia sobie w typowo męski sposób, spotkaniem z jakąś chętną panią? - Oczywiście nie wpłynie to negatywnie na jakość mojej pracy. A przy okazji mógłbym mieć oko na Julię, jeśli zechce trenować. - dodał.
Faktycznie kiedyś uprawiał sport. Pomagało mu to utrzymać formę i, nie ukrywajmy, dobrze wyglądać. A w kontaktach z paniami, obie te rzeczy były bardzo ważne.
Patrzył wyczekująco na Anomandera, jednocześnie przysłuchując się dalszej rozmowie lisa i lekarza. Dowiedział się z niej, że przemiana doktorka w potworka o którym wspominał na sali operacyjnej jest bolesna. Ciekawe, czy gdyby Bane trzymał go wtedy za rękę, mężczyzna czułby mniejszy dyskomfort? Hmm. Trzeba będzie sprawdzić. Dobrze, że czarnowłosy zaproponował wieczorny pokaz, Bane będzie mógł na własne oczy przekonać się czy demoniczny medyk faktycznie jest tak przerażający na jakiego się kreuje.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 18 Grudzień 2016, 00:14
Julia posłusznie dała się zbadać lekarzowi. Gdy zaczął badać mięśnie jej łap, zamknęła oczka, jednak nie powiedziała nic na temat bólu. Badanie mięśni przy kręgosłupie, faktycznie było już przyjemne. W sumie, nie licząc tego jednego razu, gdy Bane wziął ją na ręce, krótko po operacji i połaskotał po brzuchu, nie doznała nigdy żadnych pieszczot, gdy była pod postacią lisa. Dlatego w trakcie jakby cichutko zamruczała. Jednak lekarz mógł na to nie zwrócić uwagi.
Gdy już skończył usiadła i otuliła się lekko ogonem. Patrzała na Czarnowłosego uważnie go słuchając. Opuściła niepewnie uszka, gdy powiedział, że ma złą wiadomość. - wiem, że jestem słaba - powiedziała cicho - czuję to w trakcie zabawy z Amber, że bardzo szybko się męczę i nie dotrzymuję jej kroku - przyznała. Nie wiedziała jednak do końca co ma zrobić, żeby to zmienić. Dlatego też, gdy tylko lekarz zaproponował trening spojrzała na niego i jakby się uśmiechnęła. Można to było zobaczyć w jej oczach i zamerdała wesoło. - a Amber mogłaby też wtedy biegać? - zapytała szybko - jej też przyda się ruch, ma za dużo energii - jakby na potwierdzenie tych słów lisiczka w tym momencie wskoczyła na oparcie kanapy, na której siedział Bane (znajdowała się za nią) po czym zanurkowała znów w szczelinie tak jak to zrobiła w nocy. Po chwili jednak znów stamtąd wyskoczyła i biegała po pomieszczeniu odbijając się od mebli jak piłeczka ping-pongowa. Na szczęście nic nie niszczyła przy tym. Nie przeszkadzała jej nawet bandamka, którą miała zawiązaną na szyi.
Tulka też bardzo chętnie by pobiegała z nią, ale nie miała na to siły. Cieszyła się jednak, że Anomander pomoże jej to zmienić. Wzmocnić ją. Miała tylko nadzieję, że podoła treningowi.
Słysząc dalszą wypowiedź skrzydlatego, znów przeniosła na niego wzrok. Najeżyła się nieświadomie, słysząc jakie to jest dla lekarza nieprzyjemne. Zamerdała jednak wesoło ogonkiem gdy powiedział, że jej to pokaże. Była bardzo ciekawa czy wygląda on wtedy jak smoki z książek, które czytała w domu czy może wyglądał zupełnie inaczej. Może miał kopyta, albo racice zamiast łap zaopatrzonych w ostre pazury?
Zeskoczyła z ławy chcąc wrócić na kanapę. Uznała, że na razie nie będzie wracać do swojej prawdziwej formy. W połowie drogi jednak zatrzymała się i zawróciła.
- Panie doktorze? - zapytała nieśmiało i szturchnęła go parę razy łapką w nogę - a czy...mogłabym pana jeszcze jedną rzecz prosić? - spojrzała na niego swoimi szaro-bursztynowymi oczkami - czy...mógłby mnie pan nauczyć latać? - zapytała cichutko i spuściła łebek. Nie chciała przeginać, ani go wykorzystywać. Był jednak jedyną skrzydlatą istotą, którą miała teraz w pobliżu. Jocelyn pewnie już szykuje się do znalezienia statku, więc na pewno jej nie pomoże. - nie chcę, żeby moje skrzydła były tylko ozdobą...chciałabym umieć ich używać i zobaczyć jak to jest latać o własnych siłach - dodała jeszcze, podnosząc wzrok.
Czekała na jego odpowiedź. Jeśli się zgodził podziękowała mu i zamerdała wesoło ogonkiem, jeśli nie to przeprosiła go tylko. Niezależnie jednak od odpowiedzi wskoczyła chwilę potem na kanapę i położyła się obok Bane'a, szturchając go lekko noskiem w rękę, tak jak to często robiła Amber. Spojrzała prosząco na Cyrkowca. Chciała, żeby ją pogłaskał. Chciała się przekonać, że ta forma nie jest aż taka zła i poczuć troszkę czułości, której jej tak bardzo brakowało, a w której jej wujek był bardzo oszczędny.
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 19 Grudzień 2016, 00:24
Anomander spojrzał na Bane'a. Jeśli dojrzał zmiany na twarzy białowłosego to nie dał po sobie niczego poznać. Przez chwilę jednak przypatrywał się lekarzowi dając do zrozumienia, że mimo iż nie jest specjalnie wyczulony na emocje innych to zwraca uwagę na szczegóły. Zimne oczy nie poruszały się patrząc ciągle w środek zielonych źrenic.
- Park jest zawsze otwarty dla pacjentów, ale jeśli chcesz pobiegać, to zapamiętaj sobie dobrze następujący zwrot – zrobił przerwę by białowłosy dobrze go sobie zapamiętał - „Laat me gaan”
Miał nadzieję, że zapamięta. W końcu od tych trzech słów mogło, choć nie musiało, zależeć jego życie. Nie odwracając się w stronę dziecka dodał jakby od niechcenia
- Ciebie też to dotyczy młoda damo. Zapamiętaj go dobrze.
W dalszym ciągu wpatrywał się w białowłosego.
- Choć chwilowo ten zwrot nic ci nie mówi, to nie obawiaj się, na pewno będziesz wiedział kiedy go użyć. – skrzydlaty doktorek uśmiechnął się diabolicznie - Pamiętaj tylko by mówić to pewnie i bez strachu .
Pomyśłał nad czymś przez chwilę.
- Jeśli któreś z was będzie w wyjątkowo złym humorze, to polecam pobiegać i w odpowiednim momencie krzyknąć „Vermoord mij”
Na jego twarzy pojawił się makiaweliczny uśmiech. Cokolwiek oznaczały te słowa, nie niosły za sobą zapewne wiele dobrego.
Przeniósł spojrzenie na Julię.
- Chwilowo muszę odmówić twojej prośbie jeśli chodzi o trening z Amber. Amber jest zwierzęciem, od zawsze ma i zna swoją formę a do tego od szczeniaka wprawiała się do bycia lisem. Stoi na zbyt wysokim poziomie. Przez tydzień lub półtora, to zależy od twoich postępów, będziesz trenowała sama. Skupimy się początkowo na rozwinięciu mięśni łap i karku. Naszym następnym krokiem będzie wyrobienie szybkości, zwinności i umiejętności chwytania. Ostatni tydzień poświęcimy na skoczność i umiejętność walki. Nie obawiaj się jednak, nie wystawię cię do walk z żadnym z moich psów, poćwiczymy uścisk szczęk i pewność chwytu na rękawie i klinie. Lis nie jest co prawda mistrzem walki w zwarciu, ale znakomicie radzi sobie przy ataku na miejsca wrażliwe lub nieosłonięte jak ścięgna, stawy kolanowe od tyłu, krocze czy szyja. Przy dobrym chwycie i uporze może powalić nawet ciężkiego przeciwnika.
Podniósł się ze skrzynio-ławy na której siedział i skierował w stronę drzwi.
- Co do latania, to pomogę ci, ale cię nie nauczę. Każdy ptak uczy się latać sam. Pierwszy trening zaczniemy wieczorem i jeśli się spiszesz na medal to pokażę wam jak wyglądam. Do tej pory macie czas wolny.
Już otworzył drzwi i miął wyjść by zając się innymi pacjentami gdy dotarło do niego, że wieczór w zasadzie jest pojęciem względnym i przez każdego rozumianym inaczej.
- Spotkamy się w parku kilka minut po tym jak kurant obwieści zachód słońca. Do zobaczenia wieczorem.
Powiedziawszy to wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Nie mogło być inaczej - Anomander zauważył delikatną zmianę w mimice białowłosego i jego nerwowe ruchy. Już wiedział.
Bane podniósł wzrok czując na sobie jego spojrzenie, a gdy ich oczy się spotkały, był już pewien, że jego pracodawca domyśli się. Cholera! Cyrkowiec będzie musiał poszukać Bromu...
Gdy lis się o niego otarł nosem, początkowo Bane nie zrobił nic. Słuchał co ma do powiedzenia czarnowłosy. Nie zastanawiał się nad sensem słów które Anomander mu podał, jednakże ten drugi zwrot w połączeniu z demonicznym uśmiechem, nie wróżył nic dobrego. Bane postanowił, że zapamięta oba, jednak z naciskiem na pierwsze.
- Dziękuję. - powiedział krótko. Ochłonął trochę ale nadal czuł się niepewnie. Zupełnie jakby został przyłapany na gorącym uczynku. Oczy Anomandera wpatrywały się w niego z powagą, jak oczy dziadka który nakrył wnusia na podjadaniu ciastek. Albo na oglądaniu gazet dla dorosłych.
Przeniósł wzrok na lisa który najwyraźniej domagał się pieszczot. Dobrze, że Tulka była w tej postaci. Dzięki temu Bane nie będzie miał złych myśli w trakcie dotykania jej.
Położył dłoń w rękawiczce na łebku zwierzęcia. Przez materiał nie poczuł faktury jej sierści, może to nawet lepiej?
Przejechał kilka razy po rudej główce i westchnął nieco zbyt głośno. Czuł się trochę zmęczony swoim własnym zachowaniem. Dlaczego miewał takie napady żądzy? W laboratorium MORII nic takiego nie miało miejsca, krótko po ucieczce też nie. Dopiero gdy znalazł się w towarzystwie kilku kobieta na raz, odżyło w nim to mroczne pragnienie. I wcale nie mówimy o piciu.
Zły na siebie odrzucił wolną dłonią włosy z czoła. Zirytował się trochę, dlatego zarówno Anomander jak i Tulka, jeśli patrzyła na jego twarz, mogli zobaczyć jak brwi wędrują ku dołowi, wyrażając złe emocje. Niewielkie drgnięcie, a jednak dawało do myślenia.
Skinął głową na pożegnanie Opętańcowi. Miał parę pytań, ale przecież jeszcze będzie na to czas... A chwilowo Bane chciał uciec od towarzystwa, pójść na spacer albo zamknąć się w pokoju i odpocząć. Odprowadził pracodawcę spojrzeniem.
Gdy skrzydlaty doktorek wyszedł, westchnął ponownie przenosząc wzrok na lisa. Pogłaskał go jeszcze kilka razy, jednak nie było w tym delikatnej czułości jakiej zapewne chciała Tulka. Zrobił to zwyczajnie, jakby głaskał po głowie psa chcąc dać mu w ten sposób do myślenia, że chwilowo nie ma nastroju na przytulaski.
- Wybacz. Rozbolała mnie głowa. - powiedział na usprawiedliwienie i wolną ręką pomasował sobie zamknięte oczy. Jakoś trzeba było wyjaśnić swoje zachowanie, a przez dziewczynką nie trzeba było się specjalnie tłumaczyć. To z Anomanderem będzie największy problem. Czy mężczyzna zrozumie drugiego mężczyznę, o co chodzi? Czy będzie na tyle wyrozumiały, że pozwoli mu tu nadal pracować?
Agresja wzbierała w Banie jak płomień który ogarnął suche gałązki i postanowił je w całości strawić. Cholera jasna, dlaczego w momencie gdy trafiła mu się okazja na normalne życie, jego durne żądze dają o sobie znać? Najchętniej spuściłby sobie sam łomot.
Wstał i przeczesał dłońmi włosy. Tulka z pewnością zauważyła zdenerwowanie, mimo, że jego twarz pozostawała relatywnie spokojna. Wziął ze stoliczka sakiewkę z pieniędzmi które dostał.
- Pójdę do miasta, potrzebuję kilku rzeczy. - powiedział rzeczowo - Jeśli czegoś potrzebujesz, powiedz. Kupię i przyniosę. - dodał wkładając ręce do kieszeni. Teraz skoro miał pieniądze, będzie mógł spokojnie pozwolić sobie na przyjemności. I nie chodzi wcale o usługi panien lekkiego obyczaju. Chodzi bardziej o zaspokojenie pragnienia otoczenia się luksusem, w końcu taki był wcześniej. Tak się nauczył żyć. Śmieszne, gdy Anomander wspomniał, że człowiek zawsze w nowych miejscach stara się otaczać rzeczami znajomymi, Bane zaprzeczył. A czyż nie coś takiego miał zamiar zrobić? Otoczyć się luksusem, jak kiedyś?
W myślach wzruszył ramionami. No cóż. Może nie potrafił być inny?
- Spotkamy się już w parku, Kruszyno. - powiedział nieco cieplej i pomachał dziewczynce. - Uważaj na siebie. - i ruszył ku wyjściu z pomieszczenia.
W korytarzu puścił jeszcze oko do Recepcjonistki po czym poszedł w stronę swojego skrzydła. W drodze podrzucał sobie ciężki tobołek z przyjemnie brzęczącą w środku zawartością. Musi jeszcze coś sprawdzić przed wyjściem do miasta.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 19 Grudzień 2016, 11:46
Dziewczynka posłusznie zapamiętała dwa zwroty. Coś jej jednak mówiło, że drugiego lepiej nie używać. Lepiej je chyba jednak zapamiętać. Tak na wszelki wypadek.
- Ale... - zaczęła mówić, gdy Anomander powiedział, że nie będzie trenować z Amber. Przynajmniej nie teraz. Chciała powiedzieć, ze nie chodziło jej o trening z lisiczką, tylko czy będzie ją mogła na ten czas puszczać po parku, żeby zwierzaczek się wybiegał. Urwała jednak i tylko przytaknęła głową, że rozumie. Wsłuchiwała się w plan treningu. Przeszedł ją dreszcz. Obawiała się, że nie podoła. Chciała jednak pokazać, że da sobie radę. W końcu od tego może kiedyś zależeć to, czy przeżyje w tym dziwnym świecie, prawda?
Podziękowała grzecznie, gdy lekarz powiedział, że pomoże jej z nauką latania.
Spoglądała na Cyrkowca. Coś z nim było nie tak jednak nie wiedziała co. Gdy zostali sami, chciała zapytać o co chodzi, jednak Bane ją uprzedził. Odsunęła się od niego, dając znać, że rozumie. Przyglądała mu się jak wstaje i bierze pieniądze. Siedziała na kanapie nadal jako lis. Widziała, że wujek jest zdenerwowany. Gdy wytłumaczył co ma zamiar teraz robić, ruda lisiczka potrząsnęła głową - nic nie potrzebuję - powiedziała, starając się by jej głos brzmiał normalnie - udanych zakupów - dodała i zamerdała lekko ogonkiem. - Do wieczora - powiedziała nim Bane wyszedł z pomieszczenia.
Gdy została sama z Amber, zamieniła się znów w dziewczynkę. Opuściła nisko uszy i westchnęła smutno. Sięgnęła po kubek z kakałkiem i siedząc tak dopijała słodki napój. Gdy skończyła, odłożyła naczynie i zawołała Amber. Wzięła ją na ręce i wyszła z pokoju. Wcześniej jednak westchnęła jeszcze i postawiła uszy, żeby nie martwić pani Alice, że coś się stało.
W recepcji uśmiechnęła się do kobiety i podziękowała jeszcze raz za kakałko po czym poszła do swojego pokoju, bo cóż innego mogła zrobić?
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 20 Styczeń 2017, 20:18
Z Julii aż tryskało szczęście. Chyba nikt by się nie zorientował, że coś dziś było nie tak. Prawie podskakiwała uradowana, trzymając wujka za rękę.
Gdy dotarli do recepcji, powiedziała, że zaraz przyjdzie do pokoju, tylko chciałaby zabrać Amber i rysunki o które prosił doktor.
Mimo bolącej nogi szybko się uwinęła. Już po chwili wróciła do pokoju wypoczynkowego i siedziała niespokojnie na kanapie. Rozpierała ją energia. Mimo iż przed chwilą miała jeszcze zadyszkę, a rumieńce nadal gościły na jej policzkach, dziewczynka merdała mocno ogonkiem i lekko podskakiwała siedząc na kanapie. Zastanawiała się co dostaną na śniadanko i do tego, czy uda jej się jeszcze jakoś spędzić czas z wujkiem lub czy demoniczny doktorek powie jej jak ma trenować. Wtedy mogłaby spędzić prawie cały dzień na świeżym powietrzu, zamiast kisić się w czterech ścianach pokoju. Zabrałaby ze sobą Amber i szkicownik, dzięki czemu w przerwach mogłaby coś narysować, a Amber w końcu by się wybiegała.
Pani Alice przynosiła już śniadanie, ale Anomandera nadal nie było nigdzie widać. Tulka jednak grzecznie czekała na to aż doktorek się zjawi, nie będzie zaczynać jeść bez niego bo to byłoby niegrzeczne. Amber jednak dotyczyły inne zasady. Gdy tylko na podłodze pojawiła się miska dla niej, tak od razu się do niej rzuciła i zaczęła ze smakiem pałaszować swoje śniadanko.
W recepcji była tylko Alice. Przywitał się grzecznie ale bez ciągnięcia rozmowy udał się od razu do pokoju wypoczynkowego. Początkowo miał plan wziąć prysznic, ale uznał, że skoro nie zmęczył się na tyle by teraz szybko się odświeżać, zje i potem pójdzie do siebie.
Tulka poszła do siebie, dlatego miał czas by odsapnąć i pomyśleć chwilę w samotności.
A było o czym. Machinalnie zaczął bawić się wisiorkiem który dostał od dziewczynki. Usiadł ciężko na kanapie.
Pojawił się problem - Tulka jest jeszcze mała i nie ma gdzie się podziać. Wiedział, że nie może jej zaproponować zamieszkania tutaj i to z konkretnych powodów. Po pierwsze, Klinika nie należała do niego. Po drugie, dziecko zwyczajnie by tutaj przeszkadzało. A lekarze muszą się skupić na pracy, nie mogą pozwolić sobie na odrywanie się od swoich powinności.
Przez ostatnie dni pokazał się od zupełnie innej strony, troskliwy wujaszek, opiekujący się dzieckiem z lisimi uszami i ogonem.
Alice w między czasie zaczęła przynosić śniadanie, najpierw zastawę i rzeczy które nie wystygną a które mogą poczekać na resztę. Uśmiechała się uprzejmie ale Bane ignorował ją, bo tak był zamyślony. Najwyżej ją później przeprosi.
Co robić, co robić? Nie ma mowy by Tulka tu została. Jest zdrowa, a zagrywki w stylu "sztuczne hodowanie choroby by dłużej tu została" były nie porządku w stosunku do Anomandera, którego przecież Bane szanował i polubił.
Z zamyślenia wyrwał go zapach kawy, recepcjonistka postawiła przed nim filiżankę z parującym napojem. Widocznie uznała, że kawa jest dobra przy myśleniu. Podziękował jej gdy tylko pojawiła się po raz kolejny i wziął w dłonie naczynie.
Popijał powoli. Miał twardy orzech do zgryzienia. Najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby, gdyby coś dla niej wynajął. Ale z drugiej strony... Co. Będzie mieszkała tam sama? I może jeszcze sama sobie gotowała? Tulka nie była już malutkim dzieckiem, miała w końcu naście lat. Ale nie zmienia to faktu, że lepiej by było gdyby nie musiała sama stać przy garach.
Gdzieś z tyłu głowy, obudziła się tez myśl - przecież Bane zawsze był materialistą, jak dotąd był skąpy jeśli chodzi o wydawanie pieniędzy na innych. Dlatego też finansowanie mieszkania Tulce kłóciło się mocno z jego charakterem, cóż poradzić, taki już był.
Gdy dziewczynka wróciła, akurat odkładał pustą filiżankę. Początkowo nie odezwał się, patrzył na nią uważnie i bił się z myślami, czy zacząć temat czy nie. Był trudny, dlatego niestety wypłynie tak czy siak. A że Anomandera jeszcze nie ma, zdecydował wykorzystać sytuację.
- Tulka, zastanawiam się co dalej. - powiedział - Nie chcę, żebyś się obraziła, ale nie możesz tu zostać. Anomander to nie hotelarz, mnie pozwolił na zamieszkanie tutaj bo mam normalnie pracować. Ale ty... No cóż. Nie umiesz składać kości, nie umiesz szyć ran, masz co prawda moc podobną do mojej, jednakże mam wrażenie, że jeszcze nie jest opanowana. - przerwał na chwilę - Co oznacza, że prawdopodobnie z dniem dzisiejszym opuścisz Klinikę. Mam w związku z tym propozycję. Mam pieniądze i co prawda z mojej strony jest to niewłaściwe, ale chciałbym wynająć dla ciebie jakiś pokój czy to hotelowy czy stancję. Jesteś jeszcze niesamodzielna i, nie ukrywam, kłopoty lubią się ciebie trzymać, dlatego nie kupię ci mieszkania. - oparł się wygodniej na kanapie i spojrzał jej w oczy - Co do szkoły... Nie mam pojęcia jak to wygląda w tym świecie i jeśli mam być szczery, mało mnie to interesuje, jestem już wykształcony... Ale ty będziesz musiała się chyba trochę poduczyć. Nie mówię o czytaniu i pisaniu, mówię o czymś konkretnym. No nie wiem, może sztuka? Coś co da ci w przyszłości zarobek, już tak ten świat działa. - wzruszył ramionami i westchnął.
Zapadła cisza w ciągu której Bane przypatrywał się dziecku, chcąc wybadać co mała sobie teaz myśli.
- Kończąc już ten mój wywód, fakty są takie: nie możesz tu zostać, zamieszkasz w pokoju który ci wynajmę, poszukasz szkoły lub nauczyciela i... no cóż, dorośniesz. - powiedział wprost - O ile łatwiej byłoby, gdybyś miała kilka lat więcej i jakiś dyplom, zawód... - dodał cicho, jakby sam do siebie.
Jeżeli Tulka się obrazi, trudno. Przejdzie jej pewnie. W końcu to dziecko, dzieci szybko się obrażają ale później im szybko przechodzi.
Nie odezwał się już więcej. Uznał, że temat jest zakończony, jeśli Tulka będzie chciała, pociągnie go. Na pytania będzie jeszcze czas, przecież na dniach będzie musiał wybrać się na rekonesans po nieruchomościach. I pewnie weźmie ją ze sobą, przecież to jej ma się podobać lokum.
Czekał na Anomandera, Alice nie podawała jeszcze dań żeby nie wystygły.
Ciekawe co dziś przyniesie dzień.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka Godność: Julia Renard Wiek: Wiualnie 18 Rasa: Lisi Opętaniec Lubi: Liiiiski *-*, kakao Nie lubi: Grzybów Wzrost / waga: 173/60 Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie. Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór Pod ręką: Niechniurka - Kropka Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
Dołączył: 05 Cze 2016 Posty: 601
Wysłany: 30 Styczeń 2017, 11:29
Alice podała Julii kakałko, żeby ta nie siedziała tak z pustym brzuszkiem, aż nie przyjdzie Anomander. Dziewczynka podziękowała z uśmiechem i upiła łyk słodkiego napoju, machając wesoło nóżkami i merdając ogonkiem. Uszka miała opuszczone, była zrelaksowana.
Słysząc słowa mężczyzny odwróciła się w jego stronę. Przekręciła lekko główkę na bok, patrząc na niego pytająco. Słuchała uważnie, obracając kubek w rączkach. Jej ogon przestał się poruszać, uszy bardziej oklapły. Dziewczynka wpatrywała się w jakąś jedną rzecz na stole, słuchając uważnie co Bane ma jej do powiedzenia.
Gdy skończył westchnęła ciężko. Ten dzień zaczął się zbyt pięknie, żeby taki został pomyślała ze smutkiem. Słowa wujka sprawiły jej ból. Przeszkadzała, nic nie umiała, nie dałaby sobie sama rady...te informacje wyłapała z wypowiedzi. Była dla Bane'a tylko problemem.
Zamknęła na chwile oczy, przygryzając lekko policzek i starając się nie rozpłakać. Zacisnęła w rączce wisiorek. W końcu otworzyła oczy i spojrzała na wujka z uśmiechem. Starała się nie pokazać jak bardzo ją to zabolało, oczka miała zaszklone ale nie płakała.
Wzięła Bane'a za rękę - masz rację wujku - mówiła z uśmiechem i zmusiła się by poruszyć lekko swoją rudą kitą - tutaj bym wam tylko przeszkadzała w pracy, a tak to może się usamodzielnię i nauczę czegoś o tej krainie - mówiła z uśmiechem. Serduszko jej jednak biło tak mocno, że aż bolało. Drugą rączką cały czas ściskała wisiorek.
- Co do mocy.... - opuściła wzrok - odkryłam ją dziś rano...i potem myślałam, że może...pomożesz mi się jej nauczyć, w końcu jest bardzo podobna do Twojej - przyznała puszczając jego rękę - i... może jak będziesz miał czas to...czasem byś przyszedł ze mną poćwiczyć i może nauczyć czegoś przydatnego w tej dziedzinie? - zapytała nieśmiało. Miała oczywiście na myśli dziedzinę medyczną, w końcu jakby sobie coś zrobiła to powinna wiedzieć jak się zająć ranką, oczyścić ją czy opatrzyć, póki nie nauczy się sama leczyć, o ile w ogóle będzie potrafiła.
Wiedziała, że nie może tu zostać, że nie chce być ciężarem dla wujka. Chciała...tak bardzo chciała udowodnić, że sobie poradzić. W tym nowym świecie. Sama. Znajdzie jakiegoś nauczyciela, może pozna trochę tę magiczną Krainę. Musiała tylko pomyśleć, jak odejść, żeby nikt jej nie zatrzymał. Bo przecież nie powie tego wujkowi, w końcu na pewno nie pozwolił by jej iść samej w nieznany świat. Zupełnie zapomniała w tym momencie to tym całym szkoleniu, o wyprawie pirackiej. Była zbyt załamana tym co usłyszała, ale starała się tego nie pokazywać.
- A co do nauczyciela - zaczęła - to chyba najlepiej najpierw znaleźć jakiś mały pokoik, w czym chyba będziesz musiał mi pomóc, bo nie znam się na takich sprawach - przyznała zasmucona - a jakiegoś nauczyciela sobie potem sama znajdę - powiedziała już pewniej - widziałam dużo artystów w ciągu tych kilku dni i na pewno ktoś się zgodzi mnie przyjąć, ale do czasu załatwienia tej pierwszej sprawy, myślisz, że pan Anomander pozwoli mi zostać, póki czegoś nie znajdziemy? Albo może mogłabym do tego czasu pomieszkać u Ciebie? Jestem mała to kanapa mi wystarczy, a nie chciałabym zajmować niepotrzebnie sali, na której teraz jestem - uśmiechnęła się nieśmiało i spojrzała Bane'owi w oczy, mając nadzieję, że ten nie zorientuje się co dziewczynka planuje.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!