Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Poza Upiornym Miasteczkiem również można spotkać wiele dziwacznych i niepokojących lokalnych atrakcji, ale zgodnie sądzi się, że Zakryte Zoo jest najbardziej przerażające z nich wszystkich. Co ciekawe, nie może cię spotkać tam nic stricte niebezpiecznego czy groźnego, ale niesamowicie ciężka i ponura atmosfera tego miejsca budzi ciarki na plecach nawet najodważniejszym. Jest to okrągły dysk znajdujący się w górnych partiach Osiedla, wiecznie osnuty ciemnymi chmurami, z których nigdy jednak nie spada deszcz. Wchodząc w nią, wnet otacza was gęsty opar, zmieniający wszystko dookoła was w szarawą pustkę, wzbudzającą uczucie kompletnej samotności, jak gdyby cały świat zniknął już na zawsze. Jednak po chwili marszu pojawia się stara, żelazna brama otwarta na oścież ze zniszczonym, przerdzewiałym „ZOO” na czubku. W kasach dla bileterów nie siedzi nikt, szyby od lat pokrył mleczny osad, a wesołe malunki zostały zdarte przez wiatr i czas, nie widać też żadnych pracowników parku. Nie wspominając o zwierzętach.
Główną atrakcją Zakrytego Zoo jest właśnie brak zwierząt w zasięgu wzroku. Na całej platformie porozstawiano olbrzymie, staroświeckie klatki, typowe dla kanarków czy innego ozdobnego ptactwa. Nie da się dokładnie stwierdzić, ile ich jest, gdyż zawsze idąc w kierunku kolejnej, gęsta mgła zakrywa te poprzednie. Ogólnie przyjmuje się, że jest ich około 25, ale nikt nie zdołał policzyć ich dokładnie. Sęk w tym, że klatki, mniej więcej od połowy aż do samego dołu, pokryte są czarną, atłasową kotarą, która nie pozwala stwierdzić, co w niej się znajduje. Ale coś znajduje się na pewno, gdyż materiał rusza się nieustannie, a z wewnątrz dochodzą dźwięki. To właśnie one zazwyczaj budzą ciarki na plecach odwiedzających – czasami jest to warkot, czasami skrzek, czasem małpi wrzask, a czasami… czasami ludzki śmiech lub szloch, nie wspominając o dźwiękach tak dziwacznych, że umysł od razu zatrzaskuje wyobraźnię na klucz, nie chcąc nawet myśleć, jaka poczwara mogła je z siebie wydać. Raz na jakiś czas dochodzą do tego stukania o pręty, odgłosy przeżuwania pokarmu czy dźwięk instrumentów – głównie fletów i piszczałek, całości zaś dopełniają tabliczki, na których wymalowano wymowne znaki zapytania.
Napięcie sięga zenitu, kiedy to zwiedzający dochodzą do granicy zoo, do miejsca zwanego Ostatnią Klatką. Miejsce to, po długiej wycieczce, niezmiennie budzi okrzyki przerażenia. Pręty owej klatki są rozerwane, kotara rozdarta, a kawałki żelaza nadal leżą rozsypane wokoło. Oczywiście, istota tam przetrzymywana uciekła już lata temu, być może nawet nie żyje, ale wysuszone ludzkie kości wewnątrz klatki mówią bardzo wiele, a wwiercająca się w uszy cisza tego miejsca, zamiast być odpoczynkiem od przerażających dźwięków, staje się niczym całun strachu, opatulający cię ze wszystkich stron.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 22 Luty 2017, 10:32
Gubienie jest podobno rzeczą ludzką, a Gregory swojego człowieczeństwa czepiał się jak rzep psiego ogona, nie dziwota więc, że podróżując po Odwróconym Osiedlu stracił kompletnie orientację w terenie, szczególnie iż w tym miejscu ziemia robiła swoje a grawitacja - swoje. Ostatnio rzadko bywał gdzie indziej w Krainie jak tylko na występach w Upiornym Cyrku, w Glassville żywił się i sypiał, a także pracował jako ochroniarz. Pensja nie była zbyt wysoka. Dobrze, że przynajmniej starczało mu na bilety na pociąg, ponieważ o Bursztynowym Kompasie nie miał szans nawet pomarzyć, a odległości między portalem a namiotem cyrkowym były słuszne. Do Osiedla przybył właśnie po to, aby trochę dorobić, a konkretnie - aby wziąć zlecenie od lokalnego szlachcica. Oferowana nagroda miała być podobno spora, więc do bogacza z pewnością zleciał się cały ogonek najemników. Większość z ich była zapewne bandą zadufanych w sobie bandziorów, których Greg byłby w stanie pokonać w czymkolwiek, co nie zmieniało faktu, że powinien się spieszyć.
Niebo było pochmurne i ciężkie, na ulicach kręciło się niewielu przechodniów, a krępy Cyrkowiec czuł coraz większą frustrację. Nie miał pojęcia, czy ulica, którą mijał przed chwilą, była tą samą ulicą sprzed kilku chwil, czy gdzie co powinien iść, czy to tam do cholery. W sytuacjach takich jak te powracał do niego głód, przypominając mu, że najlepszym sposobem na podobne sytuacje było zażycie tego i owego, wystarczy poszukać, w byle ciemniejszej uliczce, może nareszcie dłonie przestaną ci się trząść. Starał się go ignorować. Wiedział już, że przećpanie ciężkich chwil nie sprawi wcale, że znikną, jednak ta pokusa wracała do niego nieprzerwanie. Dałby wszystko, aby ten diabełek w jego głowie wreszcie się zamknął.
W końcu natrafił na pojedynczy mostek prowadzący prosto w szarą chmurę. "Może to tam?" blondyn zapytał sam siebie. I tak był już spóźniony, co wadziło sprawdzić? Szybkim krokiem ruszył przez gęstniejącą mgłę. Po chwili zwolnił kroku, widząc, że po paru minutach marszu nie doszedł do niczego konkretnego. Odwrócił się za siebie - wszędzie jak okiem sięgnąć, otaczała go szara mgła. Postanowił jednak iść dalej, ponieważ wiedział, że prędzej czy później musi gdzieś dojść. Uczucie niepewności i napięcia wzrosło, kiedy Greg zobaczył bramę zoo - czuł się niemal jak główny bohater horroru, któremu przyjdzie się zmierzyć z najgorszymi lękami. To na pewno nie tutaj, jednak z jakiegoś powodu nie chciał się wracać, nie chciał włazić ponownie w całkowitą pustkę mgły, kiedy wreszcie mógł coś zobaczyć. A nuż do zoo prowadziła druga brama i całe miejsce okaże się skrótem? Przynajmniej nikt nie każe mu płacić za bilety... Greg westchnął, aby dodać sobie otuchy, i wkroczył na teren parku zoologicznego.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 22 Luty 2017, 14:18
Jeden cios. Drugi, trzeci.
Kopniecie w nerki. Cios w szczękę. Wypad z kolana w podbródek. Kolejny cios, tym razem w żebra.
Oddał jej kopnieciem w przepone. Wyrywajac z jej ust sapniecie. Następny cios padł na jej szczękę. Uchyliła się jednak tak że tylko rozciela sobie warge. Zaczynał ją wkurwiac. Była lekko zmęczona. Ta wymiana ciosów trwała juz jakiś czas. Postanowiła to zakończyć. Wzięła cegłę ze stosu który stał niedaleko. Wyskoczyła w powietrze i z całym impetem roztrzaskała nią jego głowę. Szara dotychczas ściana budynku, została zbryzgana szkarłatem jego krwi.
Wytarla rękawem swojej szarej bluzy twarz. Rękaw miał teraz na sobie smugi krwi. Zarówno jej jak i faceta. No teraz już truchła którym pozywia się uliczne psy.
Kim był bezimienny? Napalonym zboczencem, zaczepiajacym kobiety w tej cholernej mgle. Pewnie myślał że pójdzie mu z nią łatwo. W końcu jest chuda jak ten patyk, nie licząc piersi i dupy. Jednak nie z nią te numery. Nie byłaby sobą gdyby nie skończyła tego w ten sposób. Tego typu szumowiny zaslugiwaly tylko na śmierć.
Splunęła gdzieś w bok.
Prawdę mówiąc nie miała cholernego pojecia gdzie jest. Rano obudzila się z posmakiem czekolady w ustach co wywołało odruch wymiotny. Nawet mięta nie potrafiła zmyć z jej ust posmaku żółci. Popierdolony dzień.
Szła jakaś droga potem pojawiła się znikąd ta mgła i nagle wpadła na tego zboczenca. Z racji że była niewyspana i do tego zirytowana pogodą. Cóż. Oberwał ale Jocelyn tego w żaden sposób nie żałuje.
Tylko gdzie ona do cholery jasnej jest?
Schowała rece w kieszenie bluzy. Zarzuciła kaptur na łeb i szła przed siebie. Jej czarne, obcisle spodnie mialy lekko mokre nogawki. O trampkach lepiej nie wspominać. Całkiem przemokly.
Kopnela jakaś puszke i nagle mgła się przerzedziła i jej oczom ukazało się... Cos. No właśnie. Tylko co takiego?
Stara, skrzypiaca brama, prawie że wrota a nad nimi jakiś napis. Nie była w stanie stwierdzić jaki konkretnie. Dobrze że Samael został w domu. Jeszcze by brakowało by się jej zgubił w tej mgle.
Weszła przez wrota. Minela jakieś budki. Mijala jakies obdarte rysunki które przy tej mgle wyglądały dość upiornie.
Bruk był nie równy przez co raz się prawie wyrżnęła. Zaklęła siarczyście. Dzięki temu jednak zwróciła uwagę na to co jest dookoła. Stare wielkie klatki zasnute czarnymi kotarami które co jakiś czas się ruszały. Analizując wszystko co zobaczyła doszła do wniosku że jest w... Zoo. Tak. Czyli nawet Lustrzaki mają coś tak zwykłego jak zoo. No może nie do końca zwykłego. Wyglądało jak scena z filmu grozy. Surowe, nieprzyjazne otoczenie. Kompletna pustka.
Zadrzala gdy usłyszała jakiś chrobot. Nie dlatego że się bała. Po prostu był to dźwięk podobny do skrobania palcami po szkolnej tablicy.
No i wjebała się na coś. Dosłownie przywalila w coś co było twarde przez co się wywalila. To coś okazało się człowiekiem. Z dwoma pretami wystajacymi mu z pleców. Nie widziała twarzy zarówno przez mgle jak i to że był odwrócony do niej plecami.
Czuła jak wściekłość w niej wzbiera by zaraz wybuchnąć. Kaptur zlecial.
- Powaliło Cie? Może byś tak uważał jak łazisz co? - wywarczala na tyle głośno że nie ma bata by jej nie usłyszał. Tak samo jak i mieszkańcy zoo. W klatce tuż obok odezwało się ni to wycie ni to wrzask.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 23 Luty 2017, 22:49
Właśnie przed chwilą coś słyszał. Był pewien, że tak. Coś na kształt pijackiego bełkotu, dobiegającego zza jego pleców. Dostał od tego dreszczy. To nie mógł być "tylko wiatr", ponieważ zapewne rozdmuchałby tą mgłę w cholerę i Greg nareszcie wiedziałby DOKĄD IŚĆ. Te klatki dla zwierząt dobijały go jeszcze bardziej. Przypominały mu czasy, kiedy sam przesiadywał całe dnie w podobnej - owszem, w mniejszej i nie tak zdobionej, ale jednak. Cokolwiek nie wydawało tych pomruków i szeptów, znajdowało się wewnątrz nich. Z ciekawości rzucił okiem na jedną z tabliczek umieszczonych przed wybiegami. "???" no, kurwa, wiele się dowiedział, nie ma co. Teraz już na pewno nie zdąży na spotkanie z fajansiarzem - jego miejsce już pewnie zajął jakiś dyletant z piersiówką wódki zamiast mózgu i pałką z gwoździem zamiast sprawności. A tak liczył, że będzie to jego szansa!
I kolejny raz! Tym razem wyraźnie usłyszał przekleństwo, jedno z tych naprawdę paskudnych, przy których te z ludzkiego świata są jedynie życzeniem udanego seksu. I to wypowiedziane kobiecym głosem. Nadal zawartość klatek? A może nie był tu sam? "Śledzą, spiskują, agentki, kontrwywiady" zaśpiewał pierwszy głosik w jego głowie. "W takich sytuacjach odrobina opium by nie zaszkodziła - zaraz na zawał padniesz" zawtórował drugi. Oba na raz ciężko było zignorować. Jego skrzydła poruszyły się w górę instynktownie, ocierając się o ową, jakże pomocną tabliczkę i wydając z siebie donośny chrobot. Greg skulił się sam i zacisnął zęby, przejęty własną głupotą. Panuj nad odruchami niemoto! Powoli odwrócił się w lewo, słysząc stukot butów na kamieniach. Potem obrócił się w prawo aby zderzyć się z nadchodzącą postacią. Najwidoczniej słuch zaczynał go w tej kwestii zawodzić.
- Sama się we mnie wjebałaś, franco jedn... - jego głos ucichł. czy to mgła? Nie, może była gęsta, ale kobieta stała tuż przed nim, blisko. Wszystko widać było jak na dłoni. Z tym, że to przecież było niemożliwe. Nie miało prawa mieć miejsca. Przecież widział. Ale... ona była tu. Naprawdę? Czy to w ogóle miało miejsce? Śnił? Miejsce przypominało koszmar tak czy inaczej, więc może zesłało go do Wymiaru Snów? Mężczyzna wbił sobie metalowy paznokieć w palec wskazujący. Zabolało. To nie sen.
Cofnął się o parę kroków, marszcząc brwi, jednak po chwili na jego twarzy rozlało się uczucie przypominające mieszaninę strachu i zachwytu, jakby stanął przed nim Święty Mikołaj we własnej osobie, a on sam miał pięć lat (w kwestii wzrostu i tak niewiele się zmieniło).
- Jocelyn...? To... To naprawdę ty...? - wydukał z trudem, nie mogąc nadal w pełni uwierzyć. - Nie... nie jesteś Strachem ani duchem? Jesteś tu teraz? Prawdziwa? Żywa? - dopytywał. W oczach zaczęło mu się robić z lekka wilgotno, ale nawet nie myślał o tym, że facetom płakać nie przystoi.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 24 Luty 2017, 20:05
Mężczyzna się odwrócił. Ryj jak niezadowolony buldog, krepa, pezycieszka postura. Ciężki przeciwnik. Do tego... Co jest nie tak z jego mięśniami? To normalne by mieć takie buły? No cholera jasna.
Nigdy nie widziała ludzi jako ludzi. Byli dla niej po prostu potencjalnym przeciwnikiem. Nawet te małe zasmarkane bachory z gownem w gaciach. Potencjalne zagrożenie. Mogą ją zarazić jakims cholerstwem. No i przyciągają Nie wiadomo czemu mase ludzi którzy zaczynają do nich kwilic i gadac jakby mieli zaraz wracać do swojej izolatki w psychiatryku.
Facecik się wnerwil. A jak. W końcu byli w miejscu rodem z horroru gdzie zmysły dostają istnego zajobca. A tu trach. Cos z impetem uderza go w plecy.
Jednam najgorsze co mógł zrobić po zderzeniu z nią to przeklinanie. Jeśli jest coś czego neinawidzi bardziej niż ludzi i ludzio podobnych to jest to przeklinanie. Sposób w jaki się wyslawiamy wiele o nas mówi. Dla niej ludzie używający wulgaryzmów to nic nie warte szumowiny.
A ten tutaj? Myśli ze skoro ma kupe mięśnia to może sobie pozwalać na coś takiego? I niby myśli że ona nie wie co takiego miał zamiar powiedzieć zanim przerwał?
Żyłka na jej skroni zapulsowala. Ciśnienie skoczyła w górę tak jak i jej wnerwienie.
Wstała z zawrotną prędkością, złapała go za łachmyty i używając całych mięśni rąk docisnela gnojka do krat jednej z klatek. Nie miała jednak na tyle sily by móc go podnieść. Kupa miecha. Zza krat dobyl się wściekły charkot.
- Nie pozwalaj sobie! Franca? Ja? Myślisz że kim Ty jesteś? Kto normalny stoi na środku drogi w takim miejscu jak ten słup? - wysyczała to niczym rozwscieczona zmija. W sumie nie było jej daleko do tego stanu rzeczy.
Kolejne słowa mężczyzny wprowadziły ja w jeszcze większą wściekłość. Że niby będzie teraz próbował się wylgac? Myśli że jeśli powie ze ja zna to mu odpuści? No chyba się z kim na klepki pozamienial!
Puscila go. Splunela gdzies w bok po czym zamachnela się i z impetem kopnela go z kolanka w przepone. Nie było to trudne z racji ze koleś do specjalnie wysokich nie należał.
- Nie ze mna te numery. - zawarczała wsciekle. Myśli że może sobie nią pomiatac? Co ona niby jest co? Tak to on może gadac do swojej żony czy tam matki. Pal go licho.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 24 Luty 2017, 23:31
Zabolało, kiedy popchnęła nim wprost na klatkę, a skrzydła-pręty wydały z siebie głośny brzęk, na dźwięk którego z klatki odezwał się zaintrygowany gulgot.
- Ale... Ale Joce... O co ci chodzi?! Czemu nie cieszysz się, że mnie... spokojnie! Jakie numery?? Co... - wybełkotał w kompletnym osłupieniu. Nawet nie spodziewał się ataku z jej strony. Wolał się nie ruszać, zachować pasywnie. A ponadto oskarżenie było absurdalne, gdyż każdy ma prawo stać gdziekolwiek mu się nie zachce!
Kiedy tylko odczepiła się od niego, Cyrkowiec wyprostował się cały i pokazał jej obie dłonie w geście uspokojenia. Może nie zauważyła jego twarzy w tej mgle? Choć raczej nie miała wzroku gorszego od niego.
- Pamiętasz mnie w ogóle? To ja! Gregory! I nadal jesteś mi winna tamtą noc. - dodał, starając się całą sprawę obrócić w żart, mimo iż niepokój w jego duszy cały czas narastał. Co tu się dzieje? O co chodzi? Czemu zachowuje się wobec niego tak wrogo? Czy chodzi tu o ten tajemniczy wpływ księżyca, który jej się spóźnia? Ich ewentualne spotkanie powinno wyglądać zupełnie inaczej. Nawet bez ptaszków i motylków, ale choć trochę przyjemniej. I czemu... no właśnie. To, co w pierwszej chwili wziął za ornament na jej rękawie okazało się być krwią - pachniało intensywnie mokrym metalem, nie potrzebował powonienia lwa, aby to wyczuć. Rdzawe plamki miała również rozmazane na twarzy. Zaatakowano ją, nie było co do tego wątpliwości. Niech no tylko dopadnie tego bydlaka który miał czelność ją tknąć... chociaż, patrząc na to, że krew nie mogła trafić na jej twarz z jej własnych ran, ona zajęła się tym już sama. Podszedł do niej o kolejny krok, cały czas starając się patrzeć jej w oczy, jakby to ona była w tym układzie dzikim zwierzęciem.
- Widzę, że krwawisz. Porozmawiamy za chwilkę. Teraz lecisz na tej... no... aaadrenalinie a trzeba cię opatrzyć czy coś. Ochłoniesz. Będzie dobrze! - dorzucił, nawet nie wiedząc, czy słowa te kieruje do niej, czy do siebie.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 25 Luty 2017, 10:01
On chyba nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo wkurwia ją ta gadanina. Nadal szedł w zaparte. Co jak co ale pamięć to ona ma dobrą. I taką bułę mięśni na pewno by pamietała.
I dlaczego niby miałaby się cieszyć widząc go co? Jedyna osoba na jakiej eidok się cieszy to Samael. Choć może on to tak niezbyt osoba. Nie zmienia to faktu że jak go widzi to się cieszy. Mimo że nigdy mu tego nie okazuje. Ale taka już jest a on to rozumie. Tak. On jako jedyny ją rozumie.
Gdy mężczyzna który przedstawił się jako Gregory powiedział że jest mu winna jakaś noc cała się zagotowała. Mógł dostrzec na jej twarzy oburzenie i złość tak wielką...
Wzięła wdech i po prostu zacisnela dłoń w pięśc. Zamachnela się i pieprznela go z całą siłą w twarz.
- Za kogo Ty mnie gościu masz? Żarty sobie stroisz? Wyglądam Ci na prostytutke buraku jeden? - wydarła się. Ledwo nad sobą panowała. Nie wiedziała w sumie dlaczego jeszcze go nie zaatakowała normalnie. Po prostu jakoś to odwlekała. Jak to nie ona. Normalnie już by leżał w kałuży swojej krwi za te obelgi a tak?
Pokręciła głową w niedowierzaniu gdy mężczyzna zmienił podejście. Głos uspokoił i wyciągnął przed siebie dłonie. Normalnie jakby miał do czynienia z jakimś zwierzem.
Nie wytrzymała i kopnela go w podbródek. Najlepszy cios podczas walki. A dlaczego? Dlatego że mózg doznaje szoku przez co nerwy odmawiają współpracy i następuje chwilowy paraliż ciała..
- Moja krew. Moja sprawa. Tobie nic do tego. I nie mów mi co mam robić! - poczuła się bardzo bardzo senna. Normalnie jakby miała się zaraz wyłączyć i zasnąć. Podparla sobie ręce na biodrach i wzięła ciężki oddech. Co jest do cholery?
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 25 Luty 2017, 21:31
Ból przeleciał promieniście po nerwach z ostrym trzaskiem. Gregory miał już swoją cierpliwość, wypracowaną przez rok wyciszenia i smutku, dawna gorąca krew wrzała już w nim rzadziej. Ale każda, nawet anielska cierpliwość ma swoje granice. Z Cyrkowca popłynęła lawina wściekłości i goryczy, tęsknoty i żalu, zbieranych przez cały ten czas, czas poświęcony na przeżywanie żałoby po kobiecie, która teraz bez jakiegokolwiek powodu częstuje go lewym sierpowym:
- CZY CIĘ POPIERDOLIŁO?? TO JA CIĘ SZUKAŁEM TRZY LATA, MYŚLAŁEM, ŻE CIĘ NIGDY NIE SPOTKAM, WYŁEM NOCAMI, A JAK WIDZĘ CIĘ KURWA ZNOWU, TO LEJESZ MNIE PO TWARZY?? TO MIĘDZY NAMI JUŻ NIC NIE ZNACZY? ZA DOBRZE CI BYŁO ZE MNĄ? "OCH, JESTEM PANI KAPITAN, PRZESPAŁAM SIĘ Z GABINETEM OSOBLIWOŚCI I POLEZĘ SOBIE DO INNEGO, MOŻE TAMTEGO KAPELUSZNIKA?" SKORO TAK, TO CHYBA RZECZYWIŚCIE JESTEŚ ZWYKŁĄ, PUSZCZALSKĄ SZMATĄ!!! - zaryczał całkowicie nieludzkim głosem, czerwieniejąc jak burak. Od krzyku przymknął oczy, a resztę widoku przysłoniły mu łzy. Nie wiedział nawet o kopniaku zmierzającym w jego stronę. Dolna szczęka przygryzła mu język do krwi, on sam zatoczył się do tyłu. "Czemu mnie bijesz?" zawył w myślach "Czemu wtedy mówiłaś że mnie kochasz, skoro teraz mnie bijesz?" próbował zasłonić się rękami w geście obronnym. Wiedział, że jeśli nie weźmie się w garść i nie zacznie się sensowniej bronić, to ta wariatka zakatuje go na śmierć. Niestety, jego ramiona i nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Powoli i ciężko upadł na ziemię, przeciążony paraliżującym bólem. Jedyną rzeczą, jaką był w stanie dostrzec były jej kaszmirowe kozaki. Oby nie zaczęła go kochać... znaczy kopać. Bo za miłość, jak za każdą dziwkę, kiedyś przyjdzie zapłacić.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 25 Luty 2017, 22:17
No tego się nie spodziewała. Stanęła jakby ją piorun strzelił. Facio zaczął drzeć na nią jape.
Że niby szukał ją trzy lata? Ale po co? Przecież mowy nie ma by się znali. Tylko co było te trzy lata temu? Może widział ją w tłumie czy coś i wpadła mu w oko?
Wył za nia? No serio musiała mu wpaść w oko niczym jakaś drzazga skoro tak było..
Ale zaraz. Dlaczego Ty niby próbujesz mu uwierzyć? Co jeśli on po prostu jest dobrym aktorem i stara się wykaraskac z tej niewygodnej dla niego sytuacji?
Jej warga drgnela nerwowo. Nienawidziła takich sytuacji. Miała mętlik w głowie. W dodatku czuła się coraz bardziej ospala.
I o co mu chodzi z panią kapitan? Jaki gabinet osobliwości? Że niby ONA miałaby się z kimś przespać? Na samą myśl zrobiło jej się niedobrze.
Miała dać się komuś dotykać i co więcej dopuścić do siebie? Uprawiać z tym kimś seks? Wolne żarty. Nie ma na świecie chyba nic bardziej ohydnego i prymitywnego jak ta czynność.
Gdy nazwał ją puszczalska szmata juz miała wyciągnąć swoją katane jednak się powstrzymała gdy facet zaczął płakać. O co tu do licha chodzi?
Najpierw wyzywa, potem lga o ich rzekomej znajomości, następnie wydziera na nią morde tylko po to by zacząć wyc?
Czuła się zmieszana bardziej niż mohito czy shejk...
W dodatku nie bronił się przed jej atakami. Ten facet zaczynał doprowadzać ja do szewskiej pasji!
Pchnela go z calej siły na klatkę która była tuż za nimi. Mężczyzna gruchnal plecami o nia. Następnie usłyszeli wściekły ryk i dzwiek rozdzieranej kotary i skóry. Zwierze czy stwór które się tam znajdowało mialo dość ich cyrku. Zarylo swoimi pazurami w plecy pana buły.
Polala się krew.
Joce widząc to zatoczyla się i padła. Tak po prostu poczuła się tak cholernie sennie...
Ciemno i zimno.
Bolała ją twarz niewiedziec dlaczego. Z jeszcze zamkniętymi oczyma, usiadła. Dlaczego jest jej tak zimno? Przecież zamknęła okna zanim poszła spać. Po tym jak Samael sprowadzil do domu sokola który postanowil rozpruc wszystkie poduszki nie chciała powtórki z rozrywki.
Otworzyła oczy i przeżyła szok. Na początku myślała że śni. No bo jak by inaczej? Polozyla się spać w swoim wielkim, za wielkim, łóżku. U siebie w domu na środku jeziora. Dlaczego więc znajduje się w jakimś więzieniu? Mgła, stara kostka brukowa, jakiś ryk.
O co tu do licha chodzi?
Wstala chwiejnie i wtedy usłyszała szloch. Obróciła się i zobaczyła kogoś kogo się nie spodziewała zobaczyć już nigdy.
Nogi się pod nią ugiely a łzy cisnęły się do oczu. Czy to możliwe? Czy to naprawdę jest prawdziwe? Gregory. Po tylu latach. Ile razy krzyczala przez sen jego imię? Ile razy widziała jego twarz w twarzach przechodzących mężczyzn? Ile razy płakała?
Dłońmi zaslonila usta które były szeroko otwarte. Z jej oczy pociekly lzy a jej serce scisnelo się pod wplywem bólu i niewyobrażalnego szczęścia.
Tylko zaraz. Dlaczego ona i on są tu?
Teraz dopiero zauważyła że Greg jest lekko poturbowany i ma pokaleczone plecy. Spojrzała na swoje ubranie i dostrzegła na nim krew. Czy to jego?!
Nie. Nie. Nie.
Przecież to niemożliwe!
To ona mu to zrobila? Ale jak...
Wstała i podbiegla do niego cała roztrzesiona, odciągajac jak najdalej od klatki. Dotknela jego policzka. To naprawdę on!
- G... Greg... Skarbie - głos odmówił jej posłuszeństwa. Po prostu to było za wiele. Tyle razy snila o tym że po nią wrócił. Tyle razy myślała o tym co by było gdyby tamtej nocy została w jego ramionach zamiast biegnąc za czymś co miała nadzieję pomoże jej zrozumieć to wszystko.
Nie mogła przestać płakać. Trzesly się jej ręce i miała problem z oddychaniem.
To się dzieje naprawdę.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 26 Luty 2017, 11:42
Najwyraźniej kopniak był dla niej niewystarczający. Oczywiści że był. Wzięła go za fraki (jej siła była wręcz zdumiewająca) i rzuciła nim o jedną z klatek. Zabolało, ale był to dopiero przedsmak.
Coś dobrało się do niego od tyłu. Cztery szpony wbiły się głęboko, rozorały mu ubranie i skórę na wysokości nerek. Uderzenie pod trochę innym kontem zapewne przerwałoby mu kręgosłup. Wrzasnął z bólu i ponownie padł na ziemię, nadal nie był w stanie ustać. Teraz byłoby to tym bardziej niemożliwe. Leżał tak parę chwil, oszołomiony wszystkimi razami, jakie otrzymał, łkając raz po raz. Poczuł, jak ktoś ciągnie go w nieokreślonym kierunku. Jocelyn, bo kto inny? Skup się.
Nie mógł znieść jej dotyku. Poczuł, że czucie wraca mu do kończyn, niestety, potworny ból nie pozwalał mu na jakikolwiek ruch. Jednak została mu jedna para kończyn, pozbawionych nerwów. Stalowe skrzydło odepchnęło ją brutalnie od Grega, przewróciło na twarde kamienie. Mężczyzna podniósł na nią przekrwione oczy, nawet ruszenie głową sprawiało mu teraz potworny ból:
- Teraz to "skarbie"? - wycharczał z trudem - Nie dość mnie upokorzyłaś? Zejdź mi z oczu. Zostaw mnie na śmierć albo dobij. Mnie już i tak wszystko... wszystko jedno. - mówił niewyraźnie, nadgryziony język brudził jego usta krwią. Miał gdzieś, czemu teraz jej zachowanie odwróciło się o 180 stopni. Chciał mieć to już za sobą. Po tym co przeszedł w tej szalonej krainie, nie wierzył już w żadnego Boga, a i tak z jego kartoteką piekło czekałoby na niego pewnikiem. Chciał zniknąć, odpłynąć ze wszystkimi myślami w ciemność, zostawić żal, ból i nienawiść, którą teraz czuł. Zostawić tą... kobietę.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 26 Luty 2017, 17:20
Gdy jeden z prętów wystających z pleców Grega odrzucił ją od niego, uderzyła z impetem głową w bruk.
Tępy ból rozszedl się w jej głowie promieniujac do wszystkich kończyn. Nie mówiąc o tym że skrzydła były niefortunnie zgiete przez co odezwał się ból tak straszny niczym ten sprzed paru lat gdy podczas napaści jej skrzydla zostały stale okaleczone. Po prostu odcięte.
Zwinela się z bólu. Nie rozumiala nic. Co tu się u licha dzieje? Dlaczego jest tutaj a nie w domu? Dlaczego Greg jest ranny i w dodatku tak ją traktuje?
Bardziej niż stan fizyczny bolalo ją serce. Dlaczego tak się dzieje? Nie widzieli się tak długo... Tak bardzo za nim tęskniła, tak bardzo go kocha a on ją po prostu odpycha..
Słowa które nastepnie wypowiedział spowodowały że jej serce zaczęło po prostu pękać. Ledwie stanęła na nogi. Ledwie zaczynało być spokojnie. Gdy nagle dzieje się to wszystko. Jedyna osoba która darzy zaufaniem mimo tego wszystkiego. Jedyna osoba która jest w jej sercu. Jedyna osoba za którą oddalaby mimo wszystko życie. Po prostu ją odrzuca. Mówiąc o tym że ona go upokorzyla. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego u licha?
Tak długo miała nadzieję. Usychała bez niego w samotności. Liczyła każdy dzień jakby była w jakimś więzieniu. Żyła nadzieją że w końcu się spotkają. Ile razy wyobrażała sobie że ją przytula? Ile razy wyobrażała sobie jego głos gdy zasypiala który mówił że ją kocha i że zawsze będzie przy niej?
Poczuła że ma gule w gardle. Czuła się taka słaba... Ile jeszcze musze się tak męczyć? Dlaczego zawsze...
Załkała bezgłośnie a jej ciałem wstrząsnely drgawki.
Chwilę zajęło zanim się uspokoiła. Nie może pozwolić mu odejść. Nie teraz gdy po tylu latach się odnaleźli. Za bardzo go kocha. Za bardzo go potrzebuje. Jeśli on teraz odejdzie. Jeśli ona znowu zostanie sama.... Nie będzie powodu dla którego miałaby dłużej pozostać żywa.
Wstała na trzesących się nogach. Głowe miała jakby z ołowiu. Ledwie była w stanie zrobić te paręnaście kroków.
Ukleknela przy nim. Wyciągnęła w jego stronę trzesaca się dłoń jednak ją opuściła.
- Greg ja... Ja nie wiem... Nie rozumiem.. Jak?... Dlaczego? - nie potrafiła uklecic sensownego pytania. Tyle by chciała mu powiedzieć. Tak bardzo chciałaby moc go dotknąć. Tak bardzo chciała znowu poczuć jego ciepło.
Ale nie mogła. Widziała jak patrzył na nią ze wstretem. Widziała w jego oczach złość i nienawiść. Ledwie się powstrzymywala od rzucenia się na niego z płaczem.
- Ja polozylam się spać... U siebie... I teraz się obudzilam i... Nic nie rozumiem. Greg... Twoje plecy... Trzeba je - zalkala. Z jej oczu leciały łzy. Nie potrafiła... A tak bardzo chciała... - Greg proszę.. Ja naprawdę nie rozumiem... Musimy iść do kliniki. Twoje plecy... - zakryla dlonmi swoje usta gdy znowu zaczela łkać. Nie mogła powstrzymać lez i drgawek. Dlaczego to wszystko tak wygląda?
Dlaczego mimo że on jest tuż obok ona czuje jakby był tak daleko. Tak bardzo nieosiągalny? Tak bardzo nie rzeczywisty?
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 26 Luty 2017, 17:52
Greg skierował na nią kolejne spojrzenie, pełne niedowierzania. Przecież przed chwilą była taka zimna i wściekła, a teraz zanosi się łzami? O co tu chodzi?? Potrząsnął głową z niedowierzania, ocierając policzkiem o kamienie:
- Z tobą naprawdę jest coś nie tak. Napadasz mnie, wyzywasz, lejesz na kwaśne jabłko, a teraz zachowujesz się, jakby nic się nie stało, chcesz mnie leczyć. Niby co - lunatykowałaś cały ten czas? - powiedział, nie wiedząc sam, czy chce, aby zabrzmiało to cynicznie, czy szczerze. Nie miał pojęcia czy udaje i nie powinien jej wierzyć. Jędza zapewne chciała zabawić się jego uczuciami, zanim go wykończy. Ale chyba nadal za bardzo ją kochał. A może po prostu łatwiej było mu uwierzyć, że to wszystko było tylko jakieś chwilowe zaćmienie mózgu, logiki, czegośtam. Najwyżej jego głupota zostanie pokarana raz na zawsze.
Powoli, powolutku zebrał się w sobie, usiadł na kolanach. Grzbiet palił go żywym ogniem. Próbował wstać, jednak przy pierwszej próbie usiadł ciężko na ziemi.
Cały czas zastanawiał się, co tak w sumie się tu dzieje. Do jego głowy wlatywały coraz to nowe scenariusze. Hipnoza. Picie z rzeki zapomnienia. A może program kontroli umysłów? "Czyli zaczęło się" zaszeptał paranoik ukryty w jego głowie "Iluminaci wprowadzają w życie swój wielki plan". Tylko dlaczego akurat Jocelyn? Aby dobrać się konkretnie do niego? Trzeba to będzie jak najszybciej sprawdzić. Westchnął ciężko, ignorując na chwilę pieczenie ran. Musiał na chwilę obecną ignorować naprawdę wiele rzeczy, aby móc normalnie funkcjonować a nie leżeć i kwilić jak niemowlak.
- Klinika. Dobrze. Sprawdzą też, czy nikt nie sterował twoim umysłem. W MORII eksperymentowali nad tym od dawna. Pamiętasz może, czy kontaktowałaś się z kimś z tej organizacji? Tylko... na razie trzymaj się ode mnie na parę metrów. Nie chciałbym, aby ta druga Jocelyn wróciła, kiedy będziesz blisko. - dodał ostrzegawczo. Wiedział, że te słowa ją zabolą, ale nie mógł ryzykować, a ponadto nadal był na nią wściekły, nawet jeśli to wszystko zrobił mu ktoś inny. Po raz drugi próbował wstać - zatoczył się lekko do przodu, ale w końcu stanął na obie nogi. Musi być twardy, John Rambo wyłaził z gorszych ran. Splunął krwią pod stopy.
- To w którą stronę do tej kliniki? W tej mgle mało co widać, a ja nie chcę zostawać w tym... ssssssssaaaachhhhh... pojebanym miejscu. - zasyczał z bólu, rozglądając się wokół. Szkoda, że w tych eleganckich, gryfich wizjerach nie wmontowali mu podczerwieni czy czegoś. Czuł, że lada chwila może utracić ludzką postać, dlatego trzymał się jej kurczowo. Przemiana byłą dla niego równie wstydliwa co wizyta w kiblu i nie lubił pokazywać innym przejścia z jednej postaci w drugą. Musi wytrzymać.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 26 Luty 2017, 19:40
Jest z nią coś nie tak. Wiedziała o tym. Jak inaczej wyjaśnić te sytuacje? Przecież to nie ejst normalne...
Co ona mu zrobiła? Zwyzywała? Pobiła? Co? Jak to jest w ogóle możliwe? Przecież ona by go nigdy... Nigdy nie zrobilaby mu krzywdy... Przecież to niemożliwe. I jak mogła to zrobić a teraz o tym nawet nie pamiętać?
Ręce jej opadly. Patrzyła na niego w niemym osłupieniu.
Gdy próbował wstać chciała mu pomóc ale nadal miał to spojrzenie. Nadal miał tak wielką złość w oczach że aż się w sobie zapadła. Dlaczego nie widzi w jego oczach tego ciepła co kiedyś? Co się stało ze ją znienawidzil? I jak to możliwe że go pobiła? Ona? Przecież nawet ledwie ma mięśnie... Nie pamięta już nawet kiedy się ostatni raz biła. To było chyba wtedy gdy dopadła ostatniego ze swoich oprawców.
Rozprostowala powoli skrzydła. Czuła nieprzyjemne odretwienie. Głowa bolała, serce bolalo coraz bardziej z każdym kolejnym słowem i spojrzeniem jej Grega.
Sterowanie jej umysłem. Moria... Pamietała dobrze że Gregory był lekko przewrazliwiony na ich punkcie. Jednak nie ma co się dziwić. Ci ludzie wyrządzili mu tyle szkód. Zadali tyle bólu...
Jak bardzo musi jej nienawidzić by posadzac ją o to że z nimi współpracuje?
Zacisnela pięść która skierowała na swoją klatkę piersiową w okolicy serca. Tak bardzo to boli...
I jeszcze kolejne sztylety prosto w jej serce. Zgodził się na to by iść do kliniki ale ona ma się trzymać z dala od niego. Czuła się tak jakby każdy cal jej ciała peknal i zaraz miał się stłuc. Wystarczy mały, delikatny powiew...
Druga Jocelyn. Czy to możliwe by miala jakieś drugie Ja? Takie które rzuca się na tak ważna dla niej osobę i ją krzywdzi? Czy... Czy to znaczy że ona sama jest potworem?
Splotla swoje ręce. Naprawdę czuła się tak jakby miała się rozpasc. Jakby stała na krawędzi przepaści. Z oczy przestały lecieć łzy. Jej spojrzenie stało się puste. Niczym dwie głębokie studnie. Jej bursztynowe oczy po prostu zgasły.
Gdy zasyczal z bólu wstała powoli i juz wyciagala ręce by mu pomóc ale w ostatniej chwili się po wstrzymała.
Zgodnie z jego rozkazem odsunela się od niego parenascie kroków. Z każdym kolejnym było jej coraz ciężej. Coraz bardziej byli oddaleni. Jak mogła zrobić mu coś takiego?
Czuła wstręt i obrzydzenie do samej siebie. Dokładnie taki sam jak w momencie w którym zdała sobie sprawę z tego co robił jej wujek...
Jej ciałem znowu wstrząsnęły drgawki.
- Lepiej.. Lepiej polecieć. Wiem że boli ale... Trzeba. Pomogę Ci... Greg... - jego imię wypowiedziała wręcz blagalnie.
Nie patrz tak na mnie. Podejdz i mnie przytul. Potrzebuje Cie.
Chciała tak wiele mu powiedzieć... Chciała wytłumaczyć dlaczego wtedy pobiegła w las... Ale nie mogła. Gula wróciła do jej gardła. Spuscila głowę w dół a po jej policzkach pociekly kolejne łzy.
Tak bardzo boli.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 26 Luty 2017, 21:30
Gregory wiedział, że nie mają zbyt wiele czasu, dlatego począł kuśtykać w losowym kierunku, który wydał mu się odpowiedni. Szedł bardzo wolno, dlatego nie było problemu aby Jocelyn się z nim zrównała. Cały czas starała się zachowywać zaleconą przestrzeń, co wywołało w nim poczucie winy. Ona musiała tęsknić za nim tak jak on tęsknił za nią. Ten zakaz wydał mu się ździebko idiotyczny. Skierował więc wzrok w jej stronę.
- Nie martw się. - powiedział, siląc się na przyjazny uśmiech, choć ból atakował wszystkie jego nerwy. - Będzie dobrze. Wyliżę się z tego. Przynajmniej wiem, że nadal jesteśmy razem. Że jesteś żywa. To się liczy. - powolutku, niepewnie poszedł do niej, cały czas pamiętając, jak zachowywała się parę chwil temu. W jego zaufaniu do niej pojawiła się głęboka rysa, którą trzeba będzie długo polerować. Położył jej dłonie na ramionach, potem zszedł niżej, w okolice talii. Nie przytulił jej jednak w pełni. Jeszcze nie teraz.
W końcu, po kilku minutach bolesnego kuśtykania dotarli do krawędzi zoo. Przed nimi rozciągała się wypełniona ciemną mgłą przepaść, za którą pewnie dałoby się wyczuć głosy mieszkańców Osiedla, zajętych codziennymi sprawami. Kiedy usłyszał o tym, że najlepiej będzie polecieć, od razu wyczuł, że będzie chciała wziąć go na barana czy coś w ten deseń, jednak wiedział, że byłby dla niej stanowczo za ciężki. Ona wyglądała na tak wychudzoną i słabą... nawet jeśli chwilę temu rzucała nim jak lalką. Tak czy siak, czekał ich długi lot, więc z pewnością nie dałaby rady.
- N...nie trzeba. Ale dzięki. Dam sobie radę samodzielnie. - pomachał tylko dłonią, dając jej znać, że nie jest to potrzebne. Poza tym, nie znała tej jego mocy, więc co zaszkodzi mu pokazać jej tak czy siak? Wyjął z kieszeni papierosa i zapalił go. Nikotyna nieznacznie łagodziła ból, ale nie o to mu teraz chodziło. Smugi dymu zgęstniały i zaczęły owijać się wokół jego pałko-skrzydeł, coraz grubszymi warstwami, jak pajęczyna lub wata cukrowa. W owej dymnej masie się zaczęły pojawiać się kształty widmowych piór. Na jego plecach objawiła się para olbrzymich, delikatnie falujących, szarych skrzydeł. Dorzucając do tego kolor włosów i muskulaturę wyglądał jak archanioł z kościelnych fresków, ale pomniejszony, z petem w pysku i idiotyczną fryzurką na pazia. Nie wspominając nawet o krwi i sińcach. Odwrócił się jeszcze w stronę Jocelyn, posłał jej kolejny, słaby uśmiech i skoczył. Starał się lecieć ostrożnie, chcąc jak najszybciej wylecieć z tej paskudnej mgły. Potem zlokalizowałby Jocelyn. A potem - zobaczymy...
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 27 Luty 2017, 17:13
Gdy Greg ruszył miała ochotę złapać go za rękę i isc z nim ramię w ramię. Cieszyć się jego ciepłem i obecnością...
Nie zrobiła tego jednak. Mimo że szedł wolno ona szła jeszcze wolniej.
Czuła że nie zasługuje na to by móc mu towarzyszyć. Zrobila mu coś czego nie chciała.
Kochała go ale go skrzywdziła. Może i nieświadomie ale nie zmienia to stanu rzeczy.
Wlokła się te parenascie kroków za nim. Chociaż tyle może zrobić by mu ulżyć...
Ten stan rzeczy tak bardzo ją bolał...
Skrzyżowała rece na swojej klatce. W zasadzie czuje się jakby spedzila lata w ciasnej klatce. O wodzie i chlebie. W klatce w której była katowana. I gdy pewnego dnia otworzyły się drzwi od tej klatki... Ona nie była w stanie z niej wylecieć. Tak bardzo nawykla do życia w bólu.... Ze osoba która otworzyła jej te drzwiczki została przez nią podziobana a ona skulila się w kącie...
Słowa które powiedział silac się na uśmiech..
Dlaczego brzmiało jej to tak jakby powiedział to bo tak trzeba? To przez ból pleców czy..?
Zastanawiała się co teraz będzie. Wrócą do siebie? Czy on jej kiedykolwiek wybaczy? Odejdzie? A jesli się zejda.. To co jeśli znowu go zaatakuje?
Gdy stanął i podszedł do niej... Jej serce zagolopowalo szaleńczo, a ogień rozpalil się w calym ciele. Już myślała...
Ale się pomyliła. Naprawdę głupia myslalas ze on po tym wszystkim po prostu Cię przytuli? Jesteś ohydna..
Dostala gesiej skórki gdy jego ręce zjechaly na jej talie. Wiedziała że to głupie ale w tym momencie przypomniała sobie krótki czas jaki dany im było ze sobą spędzić. Przez chwilę w jej sercu pojawił się promyk nadziei. Ktory szybko zgasł.
Puścił ją a potem w ciszy szli przed siebie. Bała się choćby odezwać. Miał ją teraz pewnie za potwora. Kobiete która dala mu nadzieje a potem porzuciła by po długiej rozlace go skrzywdzic. Ale to wszystko przecież nie tak...
Greg zatrzymał się i po prostu zapalił papierosa. Nie miała zamiaru robić mu o to wyrzutów ani nic. Kim była by śmieć mu wypominac te drobnostke?
Spuscila głowę czekając az skończy. Stali nad wielką, czarna przepaścią. Mentalnie przygotowywala się na to by go ponieść podczas lotu.
Jednak gdy podniosła wzrok na plecach Grega nie zobaczyła dwóch prętów a piekne, szare widmowe skrzydła. Wyglądały jak zrobione z mgły albo... Dymu papierosowego? Czy to możliwe? Ale w końcu to Kraina Luster... Jest coś co jest tu niemożliwe?
Mógł zobaczyć w jej oczach błysk podziwu.
Niepewnie rozłożyła swoje ohydne skrzydła. Lubiła czern ale te skrzydła były tak bardzo nijakie. Tamte były piekne i ciepłe. A te? Wyglądały jak skrzydla anioła który spadł z nieba w wielkie smoliste jezioro. U podstawy w dodatku piór prawie nie było. Gdyby Gregory się przyjrzał mógłby dostrzec kość. Przy plecach w kolorze kości słoniowej, w połowie tego skrawka kolor jednak się zmieniał na brudny brąz. Ta biel była pozostałością po jej skarbach...
Jej dawna pewność siebie i nie zachwiana równowaga poszły gdzieś precz. Stała teraz przed nim ze spuszczonym, pustym wzrokiem, o gębie pelnej rozpaczy i bólu. Nie chciała by taka ją widział. Nie miała już ani swoich pięknych kasztanowych długich włosów, ani tak bardzo zaokrąglonych kształtow jak kiedyś. Nie była piękna.
Gdy Greg rzucił się z urwiska, odczekała chwile po czym krzywiac się lekko, wzbila się w powietrze by następnie opasc w dół za tym którego kocha.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!