• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Opuszczona szopa
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Nocna Mgła

    Organizacja MORIA: Renegat
    Godność: Anomander van Vyvern
    Wiek: Z wyglądu 35 lat
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania
    Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali.
    Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych
    Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż
    Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i
    Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło
    Stan zdrowia: Zdrowy
    SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
    Dołączył: 12 Wrz 2016
    Posty: 221
    Wysłany: 11 Marzec 2017, 00:26   Opuszczona szopa



    Niewielki, rozpadający się domek znajdujący się w najgęstszym miejscu rozległego parku Kliniki. Kiedyś zapewne był pięknym drewnianym budynkiem, jednak ząb czasu już mocno go nadgryzł pozostawiając jedynie szkielet, ściany i część dachu.
    Domek w dużej części porastają dzikie róże, pnąc się od ziemi po ścianach, aż na dach gdzie tworzą swoisty kwiatowy baldachim. Wysokie trawy wyglądają jak puszysty dywan nadając miejscu dodatkowo uroku. W powietrzu unosi się zapach kwitnących róż. Otaczające go wysokie drzewa dobrze maskują magiczne miejsce dzięki czemu przypadkowy przechodzeń, jeśli nie szuka konkretnie budynku, nie zauważy niepozornej ruiny.
    Domek kiedyś mógł być zwykłą szopą albo miejscem zabaw dzieci, jednak do czego służył naprawdę? Kto wiem, może kiedyś ktoś rozwikła tajemnicę Różanego Domku.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 23 Kwiecień 2017, 17:40   

    Przed wyjściem zapytała jeszcze Marionetkę, czy może razem z Joce zjeść obiad w ogrodzie, a gdy kobieta się zgodziła, Tulka poprosiła cichutko czy mogą dostać makaron z serem, tak dla odmiany bez mięsa. Alice zaśmiał się i puściła jej oczko mówiąc, że postara się załatwić. Tulka uprzedziła ją też, że Jocelyn może pytać o starą szopę oraz poprosiła by jeśli ktoś do nich dołączy też dostał obiad wraz z nimi. Chciała bowiem spędzić jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu.
    Gdy tylko wyszła z budynku, zatrzymała się na jednej z ławek i usiadła na moment, aby przymocować krukowi list i wysłać go do hrabiny. Wiedziała, że ptaszysko dotrze na miejsce. Może i nazywała go durnym, ale pracę swoją wykonywał jak należy.
    Już miała ruszyć w kierunku szopy, gdy Amber, razem z Kropką na grzebiecie pobiegła w stronę idącego w ich kierunku mężczyzny. Przyjrzała mu się uważnie, nie wiedząc czego oczekiwać. Co prawda jej lisiczka nigdy nie podejdzie do obcego i to z takim entuzjazmem, jednak wolała się upewnić czy to nie jakiś podstęp. Widząc jednak znajomą twarz uśmiechnęła się szeroko i pomachała mu. Najchętniej to by do niego podbiegła i wytuliła, jednak w obecnym stanie nie było to możliwe.
    - Soner! - zawołała uradowana. Mężczyzna szybko sam do niej podszedł i przytulił mocno.
    - Lisiczko co Ci się stało? - zapytał z troską w głosie.
    Tulcia wyjaśniła mu wszystko na co tylko pogłaskał ją po uszach. Dziewczyna zaprosiła go do Parku, żeby tak nie stali, na co on przystał i zabrał jej torbę, by jej pomóc. Lisica podziękowała i ruszyła w sobie znanym tylko kierunku. Gdy dotarli na miejsce, Soner rozłożył koc i pomógł Opętańcowi usiąść.
    Rozmawiali chwilę wesoło, po czym jednak Dachowiec wyciągnął list i podał go Julii. Tulka od razu spoważniała i przeczytała wiadomość. Westchnęła ciężko.
    - Poczekasz, aż odpiszę? To może chwilę zająć... - przyznała i nie odkładając listu, zaczęła pisać odpowiedź na kartce z bloczku. zrobiła jednak tak, by tekst nie odbił się na dalszych kartkach. Podłożyła pod to kawałek kartki ze szkicownika, która była grubsza i nie było szans, żeby ktoś potem odczytał co się odbiło.
    Pisała długo, a Soner w tym czasie zaczął bawić się z dziewczynkami. Był zafascynowany Niechniurką i na niej głównie się skupił, ale nie odsuwał od siebie Amber, gdyż nie chciał żeby była zazdrosna. Powietrze wypełniały wesołe piski, lisa, Niechniurki oraz ciapatego kota. Soner mógł zamieniać się w puchatego kota w ciapki.
    Gdy Tulka skończyła list, zajęła się odpisywaniem nauczycielom. To pisała już normalnie. Nic bowiem tam takiego się nie znajdowało. Ot informacje, że pomagała przy zabiegach, że dostała pracę na stanowisku pielęgniarki i tak dalej.
    Gdy skończył zawołała Dachowca. Dała mu też jeden z obrazków Aryi, jego siostry. Wiedziała bowiem, że ich matka tęskni za córeczką i uwielbiała dostawać nowe obrazki przedstawiające kocią dziewczynkę. Mężczyzna wyściskał rudą dziewczynkę i upewnił się jeszcze czy przyjdzie do nich w rocznicę śmierci Aryi i tym samym w urodziny Tulki. Dziewczyna przytaknęła. Soner wyściskał ją i pocałował w czoło. Taki ich mały rytuał, po czym wstał, zasalutował jej koślawo, parodiując Gwardzistów po czym ruszył ku wyjściu z terenów Kliniki. Zabrał ze sobą również list, który przyniósł, gdyż nie było wiadomo kiedy Tulcia da radę go zniszczyć, a nie miała zamiaru go jeść.
    Tulka rozmyślała chwilę nad listem, po czym pokręciła głową i sięgnęła po szkicownik. Zaczęła w nim szkicować sceny z opowieści Anomandera. Tworząc swojego rodzaju komiks. Potem go pokoloruje, na razie jednak nie miała jakoś na to weny. Czekała cierpliwie czy Jocelyn do niej dołączy.
    _________________

     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 23 Kwiecień 2017, 19:16   

    Gdy tylko wyszła z pokoju, skierowała się w stronę schodów. O dziwo się nie spieszyła. Było jej w zasadzie trochę... Smutno? Joce no naprawdę? Dolujesz sie z takiego powodu?
    No cóż. Taka niestety była prawda. To co się stało między nią a Gregiem po prostu ją zabolało.
    Westchnęła gdy usłyszała pukanie. A następnie głos Bane'a. No świetnie. Znając relacje Grega i Bane'a, ten zaraz będzie o wszystkim wiedział. Będzie miał kolejny powód do dogryzania jej.
    Cholera jasna trafiła by tych facetów. Same z nimi problemy..
    Może i tak pomyślała ale sama dokładnie wiedziała że bez Grega czegoś by jej brakowało. Czuła by się na wpół pusta.
    Wygladzila sukienkę i zeszła na dol. Samael w ciszy kroczyl za nią a Banshee gryzla kciuk swojej wlascicielki. Opętaniec nawet nie chciało się jej w tym momencie karcic.
    Gdy znalazła się w końcu ze swoim zwierzyncem na parterze usłyszała warczenie. Zesztywniala cała i się obróciła. Pod schodami leżał wielki, czarny pies. Nie atakował jednak, mimo ze Samael cały się nastroszyl i wyprostowal też nic nie zrobił.
    Kobieta więc poszła do recepcji.
    - Proszę się nie obawiać! Nie zaatakuje pani - usłyszała ciepły i spokojny głos pani Alice. Joce mimowolnie się rozluznila jednak Samael nie zmienił swojej postawy. Bacznie lustrowal wielkiego psa.
    - Nie mam nic do psów ale sama pani rozumie. Jeszcze raz dziękuję za ubrania. Nie spodziewałam się ich tak szybko- uśmiechnęła się lekko do kobiety za ladą. Ciekawe jakiej jest rasy.
    - Ależ nie ma za co. Trzeba sobie pomagać. Poza tym doskonale panią rozumiem. We własnych ciuchach człowiek czuje się najlepiej - ciepły uśmiech kobiety kojarzył się trochę z uśmiechami matek które widzą swoje dziecko robiące coś po raz pierwszy samodzielnie.
    - Julia mówiła bym się do pani zgłosiła apropo trasy do Różanego Domku. Mam się tam z nią spotkać a nie za bardzo wiem jak tam dotrzeć - Joce założyła włosy za ucho, próbując jednocześnie uspokoić Banshee która nagle zapragnela wolności i się zaczęła wyrywać.
    - Narysuje to pani na kartce. Tak będzie łatwiej. Przygotowałam też małe co nieco. - mówiąc to kobieta podała Joce dość spory koszyk. Wziela go więc. Na szczęście nie było to jakoś specjalnie ciężkie. Pani Alice narysowala jej trasę tak czytelnie ze nawet Joce sie nie zgubi.
    Życzyła jej dobrego dnia po czym wyszla.
    Świeże powietrze zadziałało pobudzająco. Samael wzniósł się w powietrze i krążył nad swoją panią gdy ta kluczyla między drzewami. Widac bylo że Banshee chętnie by do niego dołączyła ale Joce jej nie puscila. Jeszcze na to za wcześnie.
    W końcu dotarła na miejsce. Po nazwie "różany domek" spodziewała się chyba czegoś więcej niż starej szopy ale wzruszyla lekko ramionami. Widziała ze Julia siedzi na kocu i coś rysuje więc by jej nie wystraszyć postanowiła się nie skradac.
    - Ładnie tutaj. I co najlepsze spokojnie. Ledwo dzień się zaczął a ja już mam go po dziurki w nosie - westchnęła siadając obok siostry. - Pani Alice dała mi jakieś jedzenie - polozyla na kocu kosz. Puscila też Banshee jednak nadal miała ja na smyczy.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 23 Kwiecień 2017, 21:30   

    Słysząc Jocelyn, podniosła wzrok i uśmiechnęła się do niej miło - tutaj mało kto przychodzi no i jakbym miała tu spędzić cały dzień, to mam blisko na polanę, o której mówił pan Anomander - słysząc dalsze jej słowa, przekręciła lekko głowę - co się stało, że masz go dość?
    Pytanie było szczere, a w jej oczach widniała troska. Mimo iż nie wiedziała jakie relację będą je teraz łączyć, nie chciała, żeby Jocelyn się źle czuła lub miała zły humor. Przecież nie o to w życiu chodzi. Znalazła swojego ukochanego więc co poszło nie tak? A może to coś związanego właśnie z nim? Miała nadzieję, że jednak nie. Sama się wczoraj pokłóciła z Toksynkiem, na dzień dobry i nie było to przyjemne. A tym bardziej, że ta dwójka spędziła ze sobą zaledwie kilkanaście godzin.
    Zainteresowała się po chwili koszykiem. Zajrzała do środka zaciekawiona - kanapki, ciasteczka, owoce, mięsko- zaczęła wymieniać, a jej ogon bił na boki wesoło. Wyciągnęła też dwa termosy - herbata i ... kakao! - uśmiechnęła się radośnie. Pani Alice myślała chyba o wszystkim!
    Kropka w międzyczasie zaczęła podchodzić nieśmiało do Banshee, zaciekawiona kolejną Niechniurką. Amber w tym czasie buszowała między krzakami róż. Tulka obserwowała chwilę zwierzaki po czym westchnęła i wyciągnęła z koszyka kanapkę.
    - I pomyśleć, że minęły aż trzy lata od kiedy tu ostatni raz przesiadywałam - westchnęła jakby do siebie, a po jej plecach przebiegł przyjemny dreszcz, gdy przypomniała sobie jak uczyła się latać, albo jak następnego dnia bawiła się z białowłosym. Uśmiechnęła się błogo i zamknęła na moment oczy.
    _________________

     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 24 Kwiecień 2017, 16:39   

    - Nie dziwo. Jak się jest pacjentem to raczej bez znajomości celu, się tu nie dotrze. Z resztą, komu by się chciało? Łóżka są wygodne - zaśmiała się trochę jednak smutno. Sama wykorzystała fakt że się umowila z Julią, trochę jako ucieczkę. Nie czuła się na sile by rozmawiać teraz z Gregorym.
    - Polana brzmi dobrze. Co jak co ale latanie uwalnia. Choćby i na te chwilę sam na sam w przestworzach - spojrzała na bezchmurne niebo, akurat w momencie gdy Samael zaczął wirowac nad nimi po czym wylądował bezszelestnie. Wyrzucił gdzieś w bok ogon chyba fretki. Widząc czy słysząc to Amber wybiegła z krzaków. Rajski więc podszedł do niej i tracił nosem.
    - Dlaczego mam go dość? Hmm chyba nie chce Cie zanudzać opowieścią o moim życiu miłosnym. Do tego dochodzi to co w nocy zrobiłam. Czasami to naprawdę męczące. Zapomnisz o jednej rzeczy a już coś się dzieje - westchnęła ciężko, zakładając włosy za ucho.
    Widząc jak dziewczyna się rozpromieniła na widok kakao, sama mimowolnie się uśmiechnęła.
    - Chyba lubisz czekolade co? Jakby się nad tym zastanowić to prawie nic o tobie nie wiem - skrzywiła się. Ale taka niestety była prawda. Mimo że są siostrami... Kompletnie nic o niej nie wie. Ale to nadrobi. Mają przecież mase czasu. Opetance żyją jakoś do 180/200 lat z tego co wiedziała.
    Banshee widząc jak niechniurka Julii do niej podchodzi, skoczyła na nią popiskując energicznie. Machała skrzydłami i lekko ją podszczypywała.
    - Gdzie byłaś przez te trzy lata? - zapytała zdziwiona. Do tej pory zakładała że dziewczyna przebywała tutaj z Banem i Anomanderem przez ten cały czas. Ale jeśli nie... To gdzie była? Co się z nią działo przez ten cały czas?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 24 Kwiecień 2017, 21:30   

    - Zgadzam się, łóżka są bardzo wygodne - zaśmiała się - chyba właśnie tutaj, w łóżku szpitalnym, wyspałam się pierwszy raz odkąd trafiłam do Krainy Luster - powiedziała przymykając oczy - dzięki temu, że dostałam leki przeciwbólowe mogłam spokojnie zasnąć, a do tego było mi ciepło i wygodnie, no i czułam się bezpiecznie.
    Sama przeniosła wzrok w górę, spoglądając na Rajskiego Ptaka. Uśmiechnęła się na myśl o lataniu - po tym jak wylądowałam Ci na głowie to bałam się latać....bałam się, że znów zrobię komuś krzywdę, że mi się nie uda - mówiła spokojnym głosem, jakby lekko rozmarzonym - pan Anomander pomógł mi uwierzyć, że jednak dam radę, mimo iż początkowo wzniosłam się na jakieś pół metra i to chyba z jego pomocą. Byłam wtedy mała i za bardzo się ucieszyłam, że mi się udało by się przejmować, czy zrobiłam to sama. - poruszała delikatnie swoją rudą kitą, spoglądając na Bestię, która postanowiła zaczepić Amber. Ta prychnęła na niego ale sama zaczęła go zaczepiać i zachęcać do zabawy, co jakiś czas chowając się pod krzakami, gdzie Rajski nie mógł jej dorwać, po czym wyskakiwała z innej strony. Ledwo spędziła tu trochę czasu, a już skubana wiedziała, gdzie ma się schować i jak przenieść w inne miejsce. Ale cóż, była liskiem więc nie było w tym nic dziwnego.
    Uśmiechnęła się nieśmiało do Jocelyn, gdy ta mniej więcej powiedziała o co właściwie chodzi - możesz się spokojnie wygadać, ja Cię wysłucham, choć nie wiem czy dam radę Ci coś poradzić, bo sama dopiero zaczynam przygody ze sprawami miłosnymi - zarumieniła się lekko, zdradzając tym samym co ma na myśli, choć nie zrobiła tego celowo. Uśmiechnęła się do Jocelyn, zachęcając tym samym, żeby się wygadała. Sama wiedziała jakie to niezdrowe, tak w sobie wszystko trzymać. Czasami jednak niektórych rzeczy nie można mówić na głos.
    Spojrzała na Joce z wielkim uśmiechem - uwielbiam czekoladę i żelki i oczywiście kakałko! - zamerdała mocno swoim puchatym ogonem - no nie miałyśmy niestety okazji się poznać, przez ten krótki czas. Ale teraz możemy porozmawiać - dodała nieśmiało- przez ostatnie kilka dni spędzałam czas głównie z facetami, z Banem, panem Anomanderem, Gopnikiem, jednym z naszych pacjentów, który już wyszedł. Z panią Alice nie mam za wiele kontaktu, a jedyna kobieta z jaką miałam okazję porozmawiać uznała, że zrobi sobie ze mnie przekąskę - zaśmiała się pokazując ślad na szyi - do tego nigdy wcześniej nie miałam okazji tak luźno pogadać z żadną inną kobietą - opuściła niepewnie uszy i podrapała się w tył głowy. Naprawdę nigdy nie miała okazji na takie babskie pogaduszki. Chyba nawet nie wiedziałaby od czego zacząć. Po tym jak Arya zginęła, dziewczyna zamknęła się w sobie, pozwalając się zbliżyć do siebie tylko kilku innym osobom. Ale nie było to już tak mocne jak w przypadku kotki. No i potem wróciła do Toksynka i dopiero przed nim dała radę się otworzyć, zaufać mu. Przy nim czuła się na miejscu, czuła, że jest potrzebna i ktoś ją kocha. Uśmiechnęła się delikatnie, wspominając ich wczorajszą rozmowę, jak się przytulali i po prostu rozmawiali.
    Kropcia wystraszyła się większej Niechniurki. Jednak po chwili sama zaczęła ją skubać i popiskiwać wesoło. Bawiła się choć nadal była trochę niepewna. Naprawdę upodabniała się do swojej pani.
    Słysząc pytanie, podkuliła zdrową nogę i oparła brodę na kolanie - trzy lata temu, dzień po tym, jak lekarze zoperowali moje skrzydło, bawiłam się z Banem w parku. Zamieniliśmy się w liski i biegaliśmy wesoło. Na śniadaniu jednak zaczął się zastanawiać co ze mną zrobić, bo sprawiam problemy. - przyznała smutno - a ja zamiast jakoś pomóc w rozwiązaniu tego, czy porozmawiać, to napisałam do Bane'a list i uciekłam. Długo szukałam jakiegoś nauczyciela, aż w końcu znalazłam i zaczęłam się uczyć o Krainie jak i Szkarłatnej Otchłani, podróżowałam po obu światach, rozwijałam swoje moce, dobywałam wiedzę medyczną i uczyłam się latać. Cztery dni temu, w nocy wróciłam do Kliniki i rano przeszłam egzamin, który miał pokazać po potrafię, po czym podpisałam umowę na próbny okres trzech miesięcy na stanowisko pielęgniarki - zakończyła swoją opowieść. Mówiła bardzo ogólnikowo ale nie chciała martwić Opętańca tym jak spadła na kamienie czy zapadła w śpiączkę. Miała już dość swoich problemów na głowie i nie potrzebowała dodatkowych. Nie pytała Joce o to samo. Wiedziała, że kobieta wiele przeszła i uznała, że powie jej jak już sama będzie gotowa.
    Zerknęła na czarnowłosą i przekręciła lekko głowie - powiedz mi ... dlaczego zainteresowałaś się akurat tą starą broszką u mnie w pokoju? - zapytała wyraźnie tym faktem zaciekawiona. To była tylko stara pamiątka rodzinna, a skrzydlata wyglądała wtedy tak jakby rozpoznała ten przedmiot. No ale to nie możliwe...prawda?
    _________________

     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 24 Kwiecień 2017, 23:00   

    Łóżka naprawdę są wygodne. Mimo tego co się w nocy stało, mimo tej wędrówki która nie wiadomo ile trwała, Joce i tak się wyspala. I to tak jak od dawna nie. U siebie w domu zawsze śpi spięta. Mimo że zabezpieczała się jak tylko mogla i była względnie bezpieczna, zawsze bała się zasnąć by nie obudzić się gdzie indziej. A tak? Zasnęła przy Gregu i spala jak zabita. Czuła się spokojna i bezpieczna. Na tyle ze zapomniała o najważniejszym. Niestety.
    - Doskonale Cie rozumiem. Sama od dawna nie spalam tak spokojnie jak zeszłej nocy. Pomimo tego całego ekscesu - podrapala sie po karku lekko zaklopotana. Strach Julii przed lataniem też potrafiła zrozumieć. Sama po tym jak jej skrzydla wyrosły po raz pierwszy... Była po prostu tak wystraszona i obolała, nienawidziła tych skrzydeł. Musiała się z nimi oswoić i dojrzeć by zacząć je doceniać. Dopiero wtedy się odważyła. A z czasem zaczęła czerpać z tego przyjemność. Pokochała zarówno swoje skrzydła jak i wolność wiążąca się z lotem. Dlatego stracenie skrzydeł było bardzo traumatycznym przeżyciem. Po którym nie potrafiła się pozbierać. Wiedziała że wyrosły zdrowe i silne ale te fantomowe bóle które czuje co jakiś czas... Są takie prawdziwe że momentami ma wrażenie, iż są prawdziwe. Pokręciła lekko głową. Nie chciała w tym momencie rozmyślać o bólu.
    - Male kroczki prowadzą do wielkich postępów. Czy jakoś tak. Rozumiem że teraz potrafisz już sama lecieć? Pamiętam jaka bylam z siebie dumna gdy pierwszy raz odbylam dłuższy lot. Wszystkiego sama się nauczyłam. Wzbijania się, zmieniania kierunku lotu, pakowania, krążenia, zwrotów, lądowania. - powiedziała lekko rozmarzonym głosem. Prawdę mówiąc pamiętała tamten dzień jak przez mgłę. Poruszyła swoimi czarnymi skrzydłami. Promienie słońca powodowały że pióra mienily się granatem i ciemnym fioletem, tworząc małe tecze na drzewach dookoła.
    Samael chętnie dołączył do lisiczki. Nie był tak żywiołowy i energiczny jak ona, widać było że jest starszy i bardziej poważny jednak nadal skory do zabaw. Ganial więc za nią z radością w oczach.
    Wygadac się przed Julia? Dopiero zaczyna się wdrazac w ten teren? O rany. Naprawdę masz tyły Joce. Twoja malutka siostra już kręci z chłopcami. Albo z dziewczynami. Joce w tej kwestii nie była zamknięta. Każdy kocha tego kogo kocha. Nikomu nic do tego.
    Z jednej strony, część niej krzyczała :Nie. Przecież to jej siostra, mała Julia. Ma 15 lat dopiero. A Jocelyn miałaby jej się zwierzac ze spraw lozkowych? Czuła lekki żal i szok. Nie spodziewała się czegoś takiego.
    Z drugiej strony czuła że to... Normalne. Dwie siostry, dwie kobiety, rozmawiające o swoich miłostkach i rozterkach. W końcu wygrało to drugie, słysząc ze dziewczyna nie miała dotąd okazji do takich babskich pogaduszek.
    - To trochę krępujące bo w zasadzie ze mną jest podobnie. Ale chodzi głównie o Grega... Wiesz. Nie widzieliśmy się przez te trzy lata. Trzy cholernie długie i bolesne lata. Gdy go zobaczyłam wtedy w zoo jak krwawil, jak patrzyl na mnie z nienawiścią. Myslalam ze mi serce peknie. Wiesz... Ja wiem ze to pewnie trochę zabawne. W końcu jeśli nie licząc tych trzech lat rozłąki, jesteśmy ze sobą cztery dni. Ale... Ja go tak diabelnie kocham... Sama tego nie pojmuje. Jest napakowanym, niskim i porywczym facetem. Trochę grubo skórnymm i często nie rozumie pewnych rzeczy... Ale jest mój. A teraz? Wczoraj mi wyznał że nie był mi wierny przez te lata. Zdradzał mnie. Ale mu to wybaczylam. To ze uznal mnie za martwa i przestał szukać tez jakoś przelknelam. Dziś... Dziś się dowiedziałam że bierze. Bane dał mu dragi przed śniadaniem. Za co go rozlicze... Obaj zachowali się nieodpowiedzialnie. Trzy miesiące czystości poszły się rugać. A teraz? Chciałam dac mu przyjemność. Chciałam byśmy spędzili przyjemnie razem czas. Ledwie zaczelam gre wstępna a on, wszystko skończył, ledwie mnie dotykając i kończąc jako jedyny. Zabolało mnie to... - pod koniec jej głos przycichl i stracił barwę. Nie chciała już mówić o tym że czuje się gorszą kobietą od jego kochanek. Cóż. Tego pewnie i tak idzie się domyślić.
    Banshee w przeciwieństwie do niechniurki Julii nie była ani strachliwa, ani nieśmiała ani deliaktna. Bawila się tak jak jej się to podobalo. Podbiegala do mniejszego zwierzaka, szczypala i odbiegala. Biegala wokół puchatej kulki fukajac radośnie.
    Chwilę milczała słuchając opowieści dziewczyny. Sprawiala problemy? Ona? To ciche i nieśmiałe dziecko? Jakoś nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Może to Bane po prostu nie umiał się nią zająć? Z resztą... Czego można się po nim spodziewać. Bufon zapatrzony w siebie.
    Joce poczochrala delikatnie włosy na głowie Julii.
    - Mam nadzieje że dobrze Cie tu traktują? Zauważyłam że macie tu dość... Rodzinna atmosfere. Miło się na to patrzy. - uśmiechnęła się smutnawo. Znowu lekkie uklucie żalu. Pamiętaj Joce... Nie jest to nic czego nie da się zmienić.
    Musiała się trochę zastanowić nad odpowiedzią apropo broszki. Nie potrafiła kłamać. Zawsze gdy tego próbowała to się zaczynała jakac i platac. Z resztą. Brzydzi się kłamstwem. Tylko... Czy jest to odpowiedni moment na to by to wyjawiac? Z drugiej strony... Skoro rozmawiają szczerze...
    - To dość ciężkie do wytłumaczenia... Widzisz. Gdy mnie operowaliscie... Miałam migawke wspomnieniowa. Rozmowę moich rodziców gdy miałam jakieś siedem lat. Wtedy nei rozumiałam jej treści ale teraz nabrało to sensu. Mówili o dziecku które matka chciała oddać. Widzisz... Ona nie była jak inne mamy. Nigdy się mna nie interesowała i była zimna. Zwykle widzialam w jej oczach... Zawód? Jakbym jej przeszkadzała. Ojciec zaś był ciepłym i pogodnym człowiekiem. Byłam taka coreczka tatusia. Mniejsza z tym. Sophie, to znaczy moja mama.... To jest jej broszka. I nie mam co do tego ani trochę wątpliwości. Na tyle są nawet jej inicjały. Te broszke Kayl, to znaczy tata, podarował jej z jakiejś okazji. Robiona na zamówienie. Jedyna w swoim rodzaju. I wtedy gdy o tym mówili... Ojca to bardzo bolało. Ale nie mógł patrzeć na cierpienie mamy. Oddali to dziecko do rodziny która nie mogła mieć własnego dziecka. Ojciec dał ta broszke temu dziecku... Gdyby nie to wspomnienie... Nie powiazalabym ciebie z moja rodzina... Ale teraz widze podobieństwo. Wyglądasz kropka w kropke jak ona. Masz nawet jej oczy. Choć jedno w polowie to raczej po tacie. Mama była, szczupla, wysoka ruda kobieta. Bardzo utalentowana plastycznie. Mam w domu ich zdjęcie... Ja wiem że to pewnie wyda ci się śmieszne ale podejrzewam że... Że to ty Julio jesteś tym dzieckiem. - jej głos był śmiertelnie poważny. Serce waliło jej z zabojcza prędkością a na policzki wstąpił bardzo lekki rumieniec.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 25 Kwiecień 2017, 09:17   

    Uśmiechnęła się, gdy usłyszała, ze mimo wszystko Jocelyn się wyspała. Taka była prawda na temat łóżek szpitalnych. Były strasznie wygodne i sprawiały, że człowiek po prostu mógł się w nich wyspać. Nie pamiętała swojego łózka w domu, ale nie zdziwiłaby się jakby było mniej wygodne od tych w Klinice.
    Słuchając o tym, że Joce sama nauczyła się latać, zaśmiała się zakłopotana - mi to niestety nie szło z taką łatwością, uczyłam się od jednego starego Opętańca, ojca mojej przyjaciółki - uśmiechnęła się smutno, jakby z tęsknotą - gdy już umiałam się wzbijać, postanowiłam raz potrenować sama, bez jego wiedzy, ale skończyło to się tak, że spadłam na jakieś ostre kamienie i zarobiłam sobie pamiątkę - odsłoniła białą grzywkę, zasłaniającą jej dwukolorowe oko i pokazała na małą bliznę na brwi. Nie wstydziła się jej, bo czemu? Jakby jej przeszkadzała to poprosiła by Bane'a o to, żeby ją usunął. Ale była to pamiątka, którą chciała zachować. Taka przestroga by bardziej uważać. Taaak...uważać. Patrząc na jej nogę to raczej tak niezbyt jej ta blizna o tym przypominała.
    Słuchała uważnie opowieści Jocelyn. Uśmiechała się w niektórych miejscach ale chyba zrozumiała o co jej chodzi. Nie przerywała jej jednak, uznała, że poczeka aż skończy i wtedy odpowie coś na to.
    - Ja z moim lubym też jestem od kilku dni, ale nie wyobrażam sobie życia bez niego - zaczęła, zerkając niepewnie na Jocelyn. Uznała, że może trochę jej zdradzić, póki kobieta nie wie kto dokładnie jest tym lubym, nie powinna robić problemów - też nie jest idealny, popełnił w przeszłości wiele błędów, ale jest mój - zarumieniła się lekko - wie o mojej przeszłości i stara się, żebym jednak nie była taką strachliwą kulką, która boi się własnego cienia - zaśmiała się niepewnie - no i powoli wprowadza mnie do...wiesz czego - opuściła wzrok zarumieniona - zawsze obserwuje moje reakcje, wiedząc, że się tego boję. Dlatego nie naciska i jak widzi, że coś jest nie tak to nie brnie dalej... - nagle wpadła na mały pomysł - Joce chyba wiem jak Ci pomóc, ale nie wiem czy się na to zgodzisz. Spokojnie ja mu do łóżeczka nie wskoczę - dodała rozbawiona, tak na wszelki wypadek - ja nadal boję się mężczyzn i nikomu poza tym jednym nie dałabym się macać - widać, że humor jej się trochę poprawił. Czekała jednak na decyzje Opętańca czy chce poznać ten pomysł czy też nie.
    Po chwili jednak opuściła wzrok - Joce możecie nie kłócić się już z Banem? - spojrzała na nią niepewnie - nie lubię, gdy ktoś kogo lubię się kłóci, a poza tym lepiej, żeby nie doszło do czegoś więcej niż ostrzejsza wymiana słów...pan Anomander bardzo nie lubi jak ktoś krzywdzi jego pracowników. Gdy dowiedział się, że zostałam zaatakowana, wyglądał jakby miał zaraz tę Senną rozszarpać na strzępy i nakarmić ją psy, dlatego proszę...nie kłóćcie się, dobrze?- uśmiechnęła się delikatnie do czarnowłosej.
    Słysząc jej pytanie, zaśmiała się delikatnie i spojrzała na budynek Kliniki ze spokojem.
    - Tu każdy o każdego dba. Pan Anomander dba by jego pracownicy czuli się tutaj dobrze. To nasz dom...- westchnęła cichutko - Tutaj w końcu czuję się na swoim miejscu, o wiele lepiej niż w Świecie Ludzi - dodała jeszcze. Widać było, że naprawdę jest tu szczęśliwa. Mimo iż jakby nie patrzeć to było jej miejsce pracy. Ale ona tu mieszkała i czuła się tutaj dobrze.
    Przysłuchiwała się uważnie opowieści Jocelyn. Początkowo patrzała na czarnoskrzydłą, jednak po chwili przeniosła wzrok przed siebie i patrzyła w dal. Przeczuwała, do czego dąży ta opowieść. Wiedziała, że nie należy do rodziny Renard. Nie pasowała tam, choć nazwisko pasowało jak najbardziej. W szczególności teraz, gdy po części stała się lisem. Co jakiś czas poruszała delikatnie swoją kitą, uszka lekko położyła. Słysząc ostatnie słowa Joce, znów poczuła ukłucie w sercu, ale też uśmiechnęła się delikatnie. Oznaczało to bowiem, że dobrze przeczuwała. Milczała chwilę po tym jak złotooka skończyła swoją opowieść.
    - Też w trakcie operacji miałam...można to nazwać chyba snem. Spotkałam swoją nianię, która umarła jak miałam jakieś...cztery latka. Bawiłam się z nią i okazało się, że ona tak naprawdę pochodziła z Krainy Luster, jednak nie mam pojęcia do jakiej rasy należała - wzruszyła ramionami - spotkałam tam też siostrę Bane'a, o której istnieniu nawet nie wiedziałam i prosiła o przekazaniu mu wiadomości. - uśmiechnęła się - dlatego nie jest dla mnie takie dziwne, że coś takiego mogło się stać - przeniosła wzrok na Jocelyn - i to, że to ja jestem tym dzieckiem jest bardzo prawdopodobne - mówiła spokojnym głosem. Nie rozpłakała się, nie była w szoku, ani nie skakała z radości. Przyjęła to z niezwykłym spokojem - co jakiś czas, a w szczególności na urodziny dostawałam listy od wujka Kayla. On przejmował się mną bardziej niż moi rodzice. Wysyłał mi małe kieszonkowe oraz jakieś prezenty. Od niego dostałam na przykład ulubione kolczyki, które wysłał mi gdy tylko się dowiedział, że przekłułam uszy, ale straciłam je razem z uszami, gdy dobrał się do mnie Giping. A teraz i tak nie mam dziurek w uszach - poruszyła swoimi rudymi radarami - nie spotkałam go jednak nigdy. Rodzice zawsze znajdowali wymówkę, że jestem chora, albo że jestem gdzieś na wycieczce, co oczywiście wszystko było kłamstwem - westchnęła. Nie chciała mówić, Joce o tym, że rodzice zabierali większość pieniędzy, którą dostawała od Kayla. Nie chciała też mówić jak bardzo obojętni dla niej byli. Nawet za nimi nie tęskniła. Może na początku, gdy mieszkała w piwnicy, ale szybko jej to przeszło.
    Po chwili wrócił jej na twarz bardziej wesoły uśmiech - zabawne jest to, że skoro jesteśmy siostrami to bardzo wiele nas łączy - spojrzała Jocelyn w oczy - obie trafiłyśmy do Krainy Luster, obie mamy pierzaste skrzydła, czyli mamy tę samą rangę - Trucielek Serc - obie przeszłyśmy prawie dokładnie te same operacje. Łamanie i nastawianie na nowo kości oraz usunięcie blizn - opuściła niepewnie wzrok - obie byłyśmy w przeszłości gwałcone - spojrzała kątem oka na siostrę -wiem po czym pamiątką były blizny, które miałaś na udach. Dlatego prosiłam Bane'a żeby je również usunął - chwyciła niepewnie dłoń kobiety - ale to już jest przeszłość. Najważniejsze, że się znalazłyśmy prawda? - dodała poruszając lekko skrzydłami. Nie dodała tego, że obie wybrały Cyrkowca. Bała się, że Jocelyn zorientuje się, ze chodzi o białowłosego lekarza. Wiedziała jak się nie lubią, ale miała nadzieję, że kiedyś będzie jej mogła to powiedzieć, bez obaw o kolejną kłótnie.
    Po chwili sięgnęła do torby i wyciągnęła broszkę, po czym podała ją Jocelyn - weź ją. Ja nie mam prawie żadnych wspomnień z nią związanych, a Ty na pewno tęsknisz za rodziną prawda? - przekręciła lekko głowę. Wzięła dłoń czarnowłosej i położyła na niej broszkę, po czym zacisnęła jej palce na niej. Naprawdę chciała, żeby ją wzięła. Julia miała swój dom tutaj. Nie tęskniła za Światem Ludzi. Nie tęskniła za rodziną, która ją wychowywała, a jej prawdziwej nie znała. Znała tylko Joce. Ale na podstawie jednej osoby, nie mogła ocenić jacy byli ich rodzice.
    - Joce...możesz mi opowiedzieć o rodzicach? Jacy byli? - zapytała niepewnie. Nieświadomie wyjęła Blaszkę spod bluzki i zaczęła się nią bawić palcami. Co jakiś czas ściskając ją w dłoni.
    _________________

     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 25 Kwiecień 2017, 14:30   

    A więc to nie Anomander nauczył ją latać, a jakiś inny opetaniec. Ojciec jej przyjaciółki. Joce chciała zapytać o nią ale coś w głosie Julii, odwiodlo ją od tego. Zapyta kiedy indziej. Chciałaby się po prostu czegoś dowiedzieć o kimś tak ważnym dla dziewczyny jak przyjaciółka.
    To ze rudzielec spróbowała sama potrenować jakoś nie zdziwiło kobiety. Uśmiechnęła się nawet połgębkiem. Z Julii była taka trochę Zosia Samosia która nie chce być dla nikogo ciężarem. Jest o wiele bardziej dojrzała niż większość dzieciaków w jej wieku co przez wzgląd na to co przeszła nie powinno dziwić. Ale jednak. To wciąż dziecko, które potrzebuje uwagi i dobrych ludzi w otoczeniu.
    Przejechala delikatnie kciukiem po bliźnie na brwi dziewczyny.
    - Pewnie twój nauczyciel nie był za bardzo zadowolony co? - zaśmiała się - Ale wiesz. Z Drugiej strony każdy popełnia własne błędy i się na nich uczy. O to w tym wszystkim chodzi nie? O samodoskonalenie. Ja się dobry rok uczyłam samego latania i lądowania. Te wszystkie akrobacje byly dużo później. Najpierw musialam nabrać pewności w lataniu i w poznać swoje skrzydła jak i moje możliwości - machnela teraz nimi lekko, wywołując wietrzyk przyjemny dla skóry grzejacej się na słońcu. - Z tego co zdążyłam zauważyć wypadki się Ciebie nie imaja młoda damo - kiwnela glowa na noge dziewczyny pokazując o co jej chodzi. Nie było to jakieś czepianie się czy coś w ten gust. Ot, luźna uwaga.
    Jest ze swoim lubym pare dni? Czekaj. Lubym?? Julka ma chłopaka? O rany!
    Kobieta siedziała przez chwile w ciszy. Spojrzała na Julię zimnym wzrokiem, może lekko gniewnym.
    Słuchała wszystkiego z uwagą. A więc juz z nim próbuje tej intymnej części związku. Jest piękna, zdrowa i fajna. Nie ma się co dziwić że chłopcy się nią już interesują.
    Nie zaśmiała się na żart o wskakiwaniu Gregowi do łóżka. Zlapala twarz Julii w swoje dłonie. Wyglądało to tak jakby kobieta miała zaraz ją skrzyczec. Nagle jednak uśmiechnęła się szeroko a chłód z jej twarzy znikł.
    - Ciesze się bardzo. Że znalazłaś kogoś tak wyjątkowego. Naprawdę się ciesze. Dobrze wiedzieć że masz na kim polegać że nie jesteś sama. Pamiętaj że zawsze możesz ze mną porozmawiać jeśli coś będzie Cie dręczyć albo jeśli on zrobi coś co Ci się nie spodoba. Nakopiemy mu do tyłka - mowila rozesmianym glosem jednak była poważna. Nie będzie patrzeć obojętnie na to że jakiś smarkacz źle się zajmie Julia.
    - Co do rady to chętnie posłucham co Ci wpadło do główki. Przyznam że ja w tym momencie mam pustkę w głowie. Nie mam pojęcia co mam zrobić. Za dużo się ostatnio dzieje i juz nie wiem co o tym wszystkim sądzić - westchnęła ciężko. Wysłuchala wywodu na temat Bane'a. Nie miała jednak zamiaru ulec.
    - tego ci obiecać nie mogę. Po prostu nie mogę. Nie mam zamairu nikogo krzywdzić. Mam zasady którymi się w życiu kieruje a jedna z nich to nie krzwydzenie jeśli moje życie nie jest zagrożone. Albo życie moich bliskich. Póki więc Bane nie zagrozi Tobie, Gregowi czy mojemu zwierzyńcowi: nie tkne go. Na kłótnie nie poradzisz nic ani ty ani nikt inny. Jest w nim coś co powoduje u mnie takie i nie inne reakcje. Od początku wzbudzal we mnie niepokój. A z czasem... Nie jestem w stanie wyobrazić sobie byśmy byli w dobrych stosunkach. Po prostu go nie trawie. On mnie. I tak to już wygląda - wzruszyla ramionami. Tak to już jest. Julia jest druga osobą której w jakiś sposób musiała to wyjaśnić. - Dobrze że o siebie dbacie. Nie mam zamiaru wam tej sielanki zakłócać jeśli o to się właśnie martwisz. - jej twarz stała się lekko smętna. Czuła się trochę tak jakby każdy chciał się jej stąd pozbyć bo stwarza zagrożenie i robi problemy. Ale... Taka chyba jest właśnie prawda.
    Niania z Krainy Luster? Ciekawie.
    - Ja miałam... Znajomego z Krainy Luster. Właściwie ti trafiłam tu bo go szukalam gdy nagle zniknął bez slowa. Był dla mnie na tyle ważny że zaryzykowalam. Ale czy to mi się opłaciło? Sama nie wiem. Straciłam rodzine ale zyskalam w pewien sposób nowa. Mam Ciebie i Grega... Z drugiej strony. W Świecie Ludzi pewnie nie przeszła bym przez to co tutaj - wzruszyla znowu ramionami. Samael wzniósł się na chwilę w powietrze, robiąc jakby na złość Amber. Gdy ta zaczęła pod nim biegać, wylądował na niej, delikatnie podgryzajac jej ucho.
    Reakcja Julii na nowinke była dość zaskakująca dla Trucicielki. Była... Taka spokojna. Zupełne przeciwieństwo Joce, która zacisnela dlonie w pięści by noe drzaly. Serce nadal jej walilo a z każdym kolejnym słowem dziewczyny, biło jakby coraz szybciej. Ojciec wysylal jej paczki i pieniądze. Chciał ją poznać. Taak. To do niego pasowało. Nie byłby w stanie porzucić całkiem swojego dziecka. W przeciwieństwie do matki był bardzo uczuciowy i wrażliwy. Odpowiedzialny i troskliwy.
    Słysząc że dziewczyna domyśliła się po czym były blizny na jej udach, twarz kobiety spochmurniala. Nie chciała teraz o tym rozmawiać.
    - Widzisz...nie każdy w naszej rodzinie był dobry... Mamy pewnego wuja... Emanuela. Zawsze był dziwny. Taka czarna owca która od wszystkich stroni. Kiedyś moi... Nasi rodzice wyjechali gdzies tam na konferencje w firmie ojca. Zostawili mnie z nim. A on to wykorzystał. Miałam jakie pięć lat. Trwało to cały miesiąc. Wykorzystywał mnie jak mu się widziało a gdy mnie gwalcil to na stole porodowym w piwnicy. Do tej pory rodzice o niczym nie wiedzą. Trzymałam to w sobie aż do wczoraj. Gdy musiałam porozmawiać z waszym dyrektorem. A potem odważyłam się i odpowiedziałam o sobie Gregowi. Teraz wiesz to i ty - skrzywila sie lekko. Nie chciała o tym mówić czy nawet wspominać tego ale jakoś tak wyszło że się rozgadala. Miała nadzieję ze nie zniesmaczyla Julii. - W zasadzie... Pamiętasz tamta noc w hotelu z piernika? Gdy wybuchlam a potem cie uderzyłam? Stalo się tak bo w murze którym się ogrodzilam pojawiła się dziura. Gdy Bane powiedział mi co ciebie spotkało. To plus negatywnr odczucia wzgledem jego osoby. To ze bylas u niego w nocy i ogólnie... Jestem tylko człowiekiem. Nie wytrzymałam. Nie miałam tez okazji Cie przeprosić i chciałabym to zrobić teraz. Przepraszam Julio za te wszystkie rozczarowania i rozterki których Ci przysporzylam - kobieta przytulila dziewczyne. Jal siostra siostre. Teraz gdy miała pewność... Po prostu czuła się spokojna. Odzyskala choc cześć utraconej rodziny. Teraz pozostaje zadbać o to by jej nie stracić.
    Zrozumiale było to ze Jula chce się dowiedzieć czegoś o rodzicach. Lekkie wzruszenie scisnelo Joce za gardło gdy dziewczyna ofiarowala jej broszke. Zacisnela dłoń tak jakby chciala chronić najdroższy skarb.
    - Jasne. Nie ma problemu. Hmm zaczne od Taty. Wysoki, umięśniony mężczyzna o szarych oczach. Brunet. Zawsze uśmiechnięty i pogodny. Miły i towarzyski. Pomocny i energiczny. Dyrektor sieci farmaceutycznej. Gdy nie był w wyjazdach ciągle gdzies mnie zabieral. Ciagle coś razem robiliśmy. A to lowienie ryb, a to lody a to coś innego. A w zime zawsze chodziliśmy na łyżwy. To taki nasz zwyczaj był. Po nich szliśmy na gorącą czekolade która ojciec uwielbial. Bardzo go kocham. Lepszego czlowieka ze świecą szukać.
    Matka zaś... Nie wiem co ci moge o niej powiedzieć. Za bardzo się ode mnie izolowala. Nie chciala nawet przebywać ze mna w jednym pokoju. Piekna kobieta o dlugich rudych włosach. Bursztynowych oczach i pieknej figurze. Zamknięta w swoim malarskim świecie. Wystawiala swoje prace w paru galeriach i byla w miare znana. Zawsze ją podziwialam. Staralam się jej zaimponować. Ale na nic się to zdawało. Było coraz gorzej. A gdy oddala Ciebie... Popadla w depresje do tego stopnia ze nie wychodzila z pokoju. Brala leki. Ojciec starał się wyglądać na dzielnego ale widziałam ze i mu jest bardzo ciężko. On jeszcze zanim się urodzilas Cię pokochal. -
    w jej głosie jasni słychać było nostalgie i tęsknotę.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 25 Kwiecień 2017, 20:56   

    -Udawało mi się to jakiś czas ukrywać, ale w końcu się zorientował. Wyleczyłam to swoją mocą, ale dopiero się uczyłam jej używać więc został ślad. - przyznała z zakłopotaniem. Zaśmiała się i poruszyła lekko zwichniętą nogą, słysząc, że wypadki jej się trzymają - wiesz...jak spotkałam swojego lubego, to spadłam z drzewa, na którym siedziałam - przyznała odwracając na moment wzrok. Tak naprawdę nie kłamała. Spotkała Bane'a na tej dziwnej polanie z kryształowym drzewem, na którym usiadła aby zobaczyć co będzie robić, po czym z niego po prostu spadła. Gałąź się złamała u łup! Już leżała na trawie ze zranioną nogą.
    Mówiła coraz ciszej widząc jak twarz Joce się zmienia. Opuszczała też uszy. A jak kobieta złapała jej twarz w ręce, przełknęła głośno ślinę i skuliła się w sobie. Myślała, że Joce zaraz na nią nakrzyczy, za to, że ma dopiero piętnaście lat, a już myśli o takich rzeczach. Westchnęła jednak z ulgą,gdy tak się nie stało.
    - Zapamiętam, dziękuję - uśmiechnęła się. Ty to byś mu dokopała za samo to, że przebywa ze mną w jednym budynku, albo w ogóle w jednej Kranie Pomyślała z cichym westchnieniem.
    Opuściła smutno uszy, słysząc jak bardzo Joce nienawidzi Toksynka. Spoglądała w trawę, unikając wzroku czarnowłosej. Jej słowa ją bolały ale starała się tego nie pokazywać. Jeszcze by się tym zdradziła.
    Zamyśliła się na chwilę - możecie, a nawet powinniście o tym otwarcie porozmawiać - powiedziała spokojnie - albo możesz mu pokazać co Cię zadowala. Nauczyć go obserwować. Jeśli będzie chciał szybko przejść do sedna to wycofaj się ale tylko o krok wstecz, niech się nauczy, że tutaj nie chodzi o pośpiech, a o przyjemność - poruszyła delikatnie uszkami - może jak zobaczy, że jakieś zachowania prowadzą do nagrody, a inne do w pewnym sensie kary to się nauczy? Poza tym obojgu wam dobrze zrobi taki czas samych pieszczot. Musicie się poznać nawzajem, poznać swoje ciała i to co najbardziej zadowala drugą osobę. Ty musisz nauczyć się jego, a on Ciebie. Bez tego nie ma sensu iść dalej, bo co to za przyjemność, kiedy nie jest się pewnym drugiej osoby? - mówiła niepewnie - Ja się nie znam...jak na razie tylko się z moim lubym pieściłam i nie doszło do niczego więcej - przyznała i zaśmiała się, ale po chwili spojrzała na kobietę - Joce...jak to jest robić to z własnej woli....bez bólu? - zapytała jeszcze niepewnie. Chciała wiedzieć. Nie wiedziała czy Joce już to robiła z Gregiem poza dzisiejszym dniem, ale uznała, że zapyta. Chciała spróbować z Banem, wiedziała, że on też chce...ale bała się i nie wiedziała czego ma się spodziewać.
    - Nie mówię, że musicie się lubić, po prostu...on mi jednak bardzo pomógł i nie zrobił mi nigdy nic złego, dlatego nie widziałam powodu, żebyś tak wrogo była do niego nastawiona - przyznała podnosząc na Joce wzrok, gdy uznała, że już nie zobaczy tego bólu w jej oczach.
    - Ja w sumie się cieszę, że trafiłam do Krainy Luster - przyznała poruszając lekko skrzydłami - w Świecie Ludzi nie miałam żadnych przyjaciół, a za rodzicami też jakoś nie tęsknię - wzruszyła ramionami - można powiedzieć, że nie byli najlepszymi opiekunami. A do Krainy zostałam zaciągnięta podstępem, przez gadającego lisa. Cóż...byłam bardzo naiwnym dzieckiem - zaśmiała się nerwowo. Ale nie miała zamiaru nic ukrywać. W końcu nie o to chodziło. To było jeszcze przed trafieniem do SCR więc nie miała powodu, żeby to wszystko zatajać.
    Słuchała historii z zapartym tchem. Nie mogła uwierzyć, że coś takiego się Joce stało. Była wtedy jeszcze malutka, miała kilka lat. Jak tak można? Przecież to nie ludzkie!
    -Przepraszam, że poruszyłam ten temat - powiedziała cicho i przytuliła mocno Opętańca. Pogładziła ją delikatnie po piórach jej czarnych skrzydeł - ale to już jest za nami, nie ma już tych bliznowatych śladów po tym co nam zrobili. Nie mówię, że musimy zapomnieć bo to jest niewykonalne, ale trzeba żyć dalej i cieszyć się z każdej dobrej chwili. Przynajmniej ja się staram tak robić, mimo, że nie zawsze jest to proste - uśmiechnęła się do niej miło, przekręcając lekko głowę.
    Zaśmiała się krótko, gdy Joce ją przeprosiła i przytuliła. Wtuliła się do siostry - nie masz za co przepraszać. Nie rozczarowałaś mnie ani nic. To ja powinnam przeprosić, że nie siedziałam wtedy grzecznie w pokoju, ale nie mogłam zasnąć i chciałam podziękować Bane'owi za pomoc. I przepraszam, że po ognisku tak szybko zniknęliśmy, ale zjadłam za dużo i uciekłam w krzaki bo było mi niedobrze, przez co Bane uznał, że lepiej jak najszybciej pojechać do tej Kliniki, bo nie był pewien czy to tylko przejedzenie, czy mi coś nie zaszkodziło - powiedziała przepraszająco i wtulała się w Jocelyn.
    Ucieszyła się, że Joce przyjęła broszkę. Sama i tak trzymała ją tylko dlatego, że to pamiątka ze Świata Ludzi, ale ani jej nie nosiła ani nic. Po prostu sobie leżała na ozdobę i tyle. Owszem, początkowo uznawała to jako pamiątkę rodzinną i chciała to mieć zawsze przy sobie, ale po tym jak przyzwyczaiła się do mieszkania w tej magicznej Krainie, nie zależało jej na tym tak bardzo. Miała Amber jako pamiątkę i to jej wystarczyło.
    Słuchała uważnie opowieści o rodzicach. Chciała zapamiętać jak najwięcej. Gdy Jocelyn doszła do fragmentu, w którym opowiadała jak spędzała czas z ojcem, Tulka podkuliła obie nogi, lekko się krzywiąc gdy oparła się na bolącej kostce. Oplotła nogi ramionami i położyła głowę na kolanach. Słuchała, a jej twarz nie wyrażała nic. W momencie, gdy Jocelyn wspomniała, że Kayl pokochał młodszą córkę jeszcze zanim się urodziła, po policzku dziewczyny spłynęła samotna łza, której rudowłosa nawet nie zauważyła.
    _________________

     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 26 Kwiecień 2017, 18:24   

    Moc uzdrawiania. Przypadek? Trochę to było dziwne. I Bane i Julia mają te sama moc. I lądują w jednej klinice. Ale w zasadzie moc Joce była podobna. Tylko że nie mogła nią nikogo uleczyć. Było to dość niekorzystne. Gdyby mogła uzdrawiac innych... Wczoraj rano pomogła by Gregowi i Julii wtedy i... Chyba na tym się kończy. Ale czy na pewno? Nie potrafiła się zająć sama sobą odpowiednio a co dopiero... Westchnęła.
    Spadła drzewa gdy poznała swojego chłopaka? Joce się roześmiała. No ładnie. Dosłownie spadł mu z nieba anioł.
    - Bolało Cie jak spadłas z nieba - Nabiera nowego znaczenia - zalozyla wlosy za ucho. Julia naprawdę jest lekko ciapowata. Trochę jak ojciec. Ciągle albo o czymś zapominal albo psuł. Na szczęście sobie krzywdy jako takiej nie robił.
    Jej mała gierka się udała. Widziała wyraźnie jak Julka się kuli. Położyła nawet uszy i jakby przygotowała na bure. Tym bardziej poprawiła humor Jocelyn. To dość niespodziewane. Nie spodziewała się że po tylu latach będzie w stanie się śmiać. I to w takiej ilości. Nie sądziła ze będzie w stanie żartować czy czuć empatie. A tu proszę.
    Zastanawiało Joce jedno. Dlaczego Julia tak reaguje na jej słowa o Banem? Lubienie lubieniem. Ale żeby być przygnebionym? No ale. Dziewczyna jest wrażliwa. Może to przez to?
    Słowa dziewczyny na temat tego sposobu zszokowaly kobiete. Kto by pomyślał. Niby takie oczywiste a jednak sama na to nie wpadla. Może zaslepialy ją emocje? Uczucia jakimi darzyla Grega jak i jej własna urażona duma?
    Szokujące było tez to że sama Julia na to wpadła. Niby taka niepozorna... A tu proszę. Niezłe ziółko nam tu rośnie.
    Kobieta poczochrala Julie po włosach. Do tej pory widziała w niej cały czas te mała, strachliwa dziewczynkę. Teraz jednak dotarło do niej ze ona juz nia nie jest. Gdy mówiła o swoim chłopaku, uczuciach i całej reszcie... Jocelyn ma przed sobą młodą kobietke.
    Nie wiedziała jak odpowiedzieć jej na zadane pytanie. Czy ma prawo się o tym wypowiadać? Uprawiala seks tylko raz. I było cudownie. Widocznie dziewczyna się boi.
    - Zacznijmy od tego że... Nie spiesz się z tym. Jeśli będziesz czuła ze to już. Że właśnie tego chcesz. Śmiało.
    A jak to jest... Nie wiem czy powinnas pytać akurat mnie. Seks uprawialam tylko raz tak naprawdę. Ale powiem Ci jedno. Jeśli się kocha tego któremu się oddajesz... To jest to naprawdę wspaniałe przeżycie. W pewien sposób zbliza was do siebie jeszcze bardziej. Nie ukrywam. Zanim do tego doszło myslalam dosc sporo o tym. Czy będzie bolało i ogólnie czy się kiedyś przelamie przez to wszystko. A gdy juz się stało... Nawet nie myślałam. Po prostu się stało. I było bardzo przyjemnie. Więc... Gdy będziesz się czuła gotowa. Strach zniknie. -
    poglaskala ją po policzku. Głos miała bardzo spokojny. Można powiedzieć ze jakby... Matczyny?
    Uśmiechnęła się.
    - Kolejna rzecz nas łączy. Nigdy nie miałam przyjeciela. Dlatego tak bardzo bylam zdesperowana gdy kapelusznik zniknął. Do tej pory go szukam. Ale z każdym rokiem szanse są coraz mniejsze. Ale! Jak to mówią. Nadzieja umiera ostatnia - podrapala sie niepewnie po policzku. Dlaczego do tej pory tak rozpaczliwie go szuka? Może on nawet o niej zapomniał?
    Słowa Julii apropo krzywdy która je obie spotkala znowu były jak kopniak w żebra. Kiedy ona tak dojrzała? Dała się przytulic. Nawet poglaskala ją po plecach. Czuła się w tym momencie... Blogo. Tak. Chyba tak to można określić. Słońce przyjemnie grzało, zwierzaki buszowaly ze sobą, dwie skrzydlate siostry sciskaly się po wyznaniach. Sielanka nie?
    Kobieta przypiela broszke bo wstęgi na pasie sukni. Później zrobi z niej naszyjnik. Była bardzo ale to bardzo wdzięczna siostrze za ten podarek. Mimo ze matka była jaka była Jocelyn ją kocha. I ma nadzieję że dobrze jej teraz jest. Czasem się zastanawia co się dzieje z rodzicami. Czy za nią tęsknią? Czy mamie bez niej lepiej.
    Widziała łzę spływającą po policzku Julii.
    - nie płacz. Może nie wiem jak się teraz czujesz ale... Zawsze pozostaje nadzieja że kiedyś ich poznasz. - w głosie Joce słychać było żal. Naprawdę chciała dla Julii dobrze. Ale szansa na to spotkanie... Była mała.
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 26 Kwiecień 2017, 20:09   

    Sama sie zaśmiała słysząc tekst na podryw, który słyszała wielokrotnie. Pokręciła głowa rozbawiona. - prawie by pasowało gdyby razem ze mna nie spadła gałąź i odpowiedz byłaby prosta, bolało - zaśmiała sie wesoło. Nie miala czym sie przejmować jeśli chodzi o takie historyjki. Prawda była taka, ze w trakcie jej nauki, w szczególności w ciągu ostatnich dwóch lat, wielu mężczyzn starało sie zwrócić na siebie jej uwagę. Ona jednak nie potrafiła. Nie wazne jak bardzo byli przystojni ze mili. Po prostu nie była nimi w ogole zainteresowana. Nie wiedziała czemu tak jest, ze tylko do Białowłosego czuje jakiś pociąg.
    Spojrzała na Joce zaskoczona gdy ta zaśmiała sie. Zrobiła lekko naburmuszona minkę gdy kobieta poczochrana ja, ale po chwili sama zaczęła sie śmiać. Merdała delikatnie swoim rudym ogonkiem. Humor jej sie wyraźnie poprawił po śniadaniu. Bo nie można powiedziec, ze po poranku, bo ten był naprawdę intensywny i przyjemny. Aż zarumieniła sie lekko, przypominając sobie wspólna kąpiel z Ordynatorem. Szkoda, ze nie może sie tym pochwalić Joce o swoich przeżyciach. Tak bardzo chciałaby sie z kims tym podzielić. Ukrywanie związku było naprawdę męczące. Nawet przypadkowe spojrzenie mogło ich zdradzić. Całe szczescie, ze pan Anomander patrzał na to w miare tolerancyjnie. Nie zabraniał im związku, ani tego by zachowywali sie przy nim w miare swobodnie. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku.
    Zarumieniła sie, słysząc odpowiedz czarnowlosej - ja chciałabym spróbować... - przyznała - i to nie dlatego ze on mnie namawia, bo tego nie robi. Ja chce zobaczyć jak to jest. Przekonać sie czy jestem gotowa i czy kiedykolwiek bede - wyjaśniła spokojnie.
    Uśmiechnęła sie miło - ja pierwsza i jedyna przyjaciółkę miałam tutaj. Jeśli chodzi o bardziej ludzkie istoty, a nie zwierzaki, takie jak na przykład Amber - powiedziała troche smutno, ale uśmiech nie znikał z jej twarzy.
    Spojrzała na Joce nie rozumiejąc przeciez ona nie płacze. Dopiero po chwili poczuła lze - to nie tak ze płacze bo ich nie spotkam, bo nie wiem czy to jakos zmieniłoby to co sie dzieje - opuściła wzrok - nadal mieszkającym w Klińice, a nie z nimi. Nadal pracowałabym tutaj i miała tego samegoartnera - uśmiechnęła sie delikatnie - po prostu uświadomiłam siebie jak wiele mnie minęło. Po śmierci niańi, nikt nie wychodził ze mna na spacery czy lody. Nie spędzałam czasu z rodzicami, No chyba, ze miałam stać i ładnie wyglądać na jakimś przejęciu. Tak to siedziałam u siebie w pokoju, albo w lesie gdzie czytałam lub rysowałam - wzruszyła ramionami - ale nie ma co tego rozpamiętywać, przeszłości i tak nie zmienię...
    _________________

     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 27 Kwiecień 2017, 11:51   

    - Jeśli tak właśnie czujesz to nikt Cie z tego rozliczać nie będzie. Jak to mówią... Nie przekonasz się póki nie spróbujesz nie? Tss. Ładna ze mnie siostra, pcham swoją 15 letnia siostrzyczke wprost w ramiona jakiegoś młokosa - zaśmiała się kręcąc głową. Czuła się w pewien sposób ważna. Istotna na tyle by jej zdanie się liczyło.
    - zwierzęta są wierniejsi niż ludzie. Nie wiem czy to ciekawe ale Samaela poznałam w lesie. Wykupilam go od jakichs klusownikow. Gdy otworzyłam jego klatke to zwial. Pobiegłam za nim ale znikł. Potem spotkalam wielkiego węża który udziabał mnie w noge i zaczął ją dusić. Jakoś się go pozbylam ale trucizna krazyla w krwiobiegu. Na jeziorze byla dwojka rybakow. Zrobilam skok wiary z klifu i oni mnie złapali w sieć. Podali surowice i wysadzili na brzegu. Potem się wykapalam w rzece, zjawił się Samael a wraz z nim stado wscieklych dzikow. Jakoś udało nam się ich pozbyć i od tamtej pory ze mną jest. Na dobre i złe. Wiele mi pomógł i był mi wsparciem gdy byłam skazana na samotność. - Samael jakby wyczuwając że o nim jest mowa, podszedł do swojej pani i tracil nosem jej rękę. Kobieta podrapala go za sterczącymi uszami, na co on westchnal zamykajac oczy. Banshee chyba zazdrosna przestała podszczypywac kropkę a wzięła się za podgryzanie nogi Samaela.
    - Ta mała cwaniara jest kompletnym to przeciwieństwem Samaela. Ciągle wszystkich gryzie i szczypie. Nie chce dawać się dotykać, jest uparta i ciekawska. No i głodomor z niej taki że nie dziwo iż jest większa niż pozostałe niechniurki - joce wyjęła z koszyka jeden termos i nalala sobie do kubeczka herbaty. Była jeszcze ciepła wiec kobieta piła ją powoli. Od tego gadania zaschło jej w gardle.
    To co dziewczyna powiedziała było prawdą. Pozna czy nie pozna Kayla i Sophie, nic się nie zmieni. Choć może jednak? Tylko one po prostu obie tego jeszcze nie widzą?
    Joce była wstrząśnięta rodzicami adopcyjnymi. Przecież... Mama mówiła że to dobrzy ludzie którzy nie mogą miec własnego dziecka. Dlaczego więc tak traktowali swoją córkę?
    - Zapewniam Cie że gdyby ojciec wiedział od początku jacy to ludzie... Nie pozwolił by na to. Oni we dwoje byli przekonani że Ci ludzie są odpowiedni. Podobno długo starali się o własne dziecko. Nie wiem co powiedzieć. Jestem w szoku- i ten szok wraz ze złością widać było w oczach kobiety. Jak można tak traktować dziecko?
    _________________




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 3 Maj 2017, 22:05   

    Zaśmiała słysząc słowa Jocelyn. Nie miała jednak zamiaru wyprowadzać jej z błędu. Bane jest od Tulki dużo starszy, wiec bawiło rudowłosa to, iż został nazwany młokosem. Ciekawe jak sam lekarz by na to zareagował.
    - nie martw sie nie zrobię nic głupiego - uśmiechnęła sie miło - ufam mu, ze nie zrobi mi krzywdy, No i będziemy uważać - chwyciła dłoń siostry i uścisnęłam ja delikatnie - Dziekuje, ze sie nie zdenerwowałaś, ze mimo iż mam tylko 15 lat to chce próbować takich rzeczy - powiedziała szczerze.
    Słuchała opowieści Joce z szeroko otwartymi oczami. Nie mogła uwierzyć, ze Joce przeżyła taka przygodę. Cieszyła sie jednak, ze siostra zdradziła choć cześć tego co robiła w ciągu ostatnich trzech lat.
    - ale nic Ci juz nie jest? - zapytała z troska. Pogłaskała czarnowłosa po wierzchu dłoni. Uśmiechnęła sie do niej nieśmiało.
    Cieszyła sie ze jednak ma jakaś rodzine poza klinika. Można tez powiedziec, ze poczuła lekka ulgę, ze jednak jej przypuszczenia o byciu adoptowana sa prawdziwe. Nie była zla ani na biologicznych, ani adopcyjnych rodziców. Skoro jej mama nie dałaby sobie rady z drugim dzieckiem, to trudno. Wazne, ze w końcu poznała prawdę. No i wiedziała, ze tata jej nie zostawił. Utrzymywał z nią kontakt. A przynajmniej próbował. Nie wysyłał pieniędzy na nią z obowiązku, tylko chciał, żeby było jej dobrze. Chcial wiedzieć czy wszystko u niej w porządku. Dbał o nia, choć w tak małym stopniu.
    Zaśmiała sie widząc co wyczynia Banshee. Kropka od razu pobiegła bawić sie z Amber.
    Westchnęła widząc ze Joce jest zla - nie gniewam sie na nich. Po prostu kochali pieniądze two....to znaczy naszego taty. Ale nigdy nie zrobili mi nic złego, dbali o to bym miała najlepsza edukacje i dobre warunki. Tylko poza tym sie mna nie interesowali za bardzo - wzruszyła ramionami, żeby podkreślić, ze naprawdę ma to gdzieś.
    Siedziała chwile, milcząc. Po chwili jednak sie roześmiała - siostrzyczko mam nadzieje, ze nie bede musiała zmieniac teraz nazwiska, skoro okazało sie, ze jestesmy rodzeństwem? - spojrzała na nią rozbawiona - w końcu, to które mam bardziej pasuje, skoro po części jestem lisem - wyszczerzyła swoje bardziej lisie niż ludzkie ząbki.
    _________________

     



    Trucicielka Serc

    Godność: Jocelyn D'Voir
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Opętaniec
    Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników
    Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego
    Wzrost / waga: 176/ 49
    Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD
    Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach
    Zawód: Najemnik
    Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet
    Broń: Katana, sztylet,
    Bestia: Rajski Ptak- Samael
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus
    Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
    Dołączyła: 27 Maj 2016
    Posty: 369
    Wysłany: 4 Maj 2017, 14:11   

    - Wiesz zasadniczo rzecz biorąc nie mam o co się denerwować. Skoro obydwoje czujecie się na to gotowi nie mam tu nic do gdania. Zamiast prawicy Ci moraly wole Cie wspierać. Mimo że nasza rodzina wyznaje dość staroswieckie zasady nie wszystkie mi się podobają więc je pomijam - roześmiała się. Taka była prawda. Od strony taty nie ma rodziny z racji że wypadki i różne nieszczęścia się ich trzymały. A od strony mamy wszystkie zasady były naprawdę staroswieckie. - Jednym ludziom mogą się te zasady wydać śmieszne. Wiesz typu : Dzieci nie mają prawa głosu gdy mówią dorośli. Należy okazywać szacunek starszym np wstając gdy do Ciebie mówią, czystość należy zachować do dnia ślubu, kobieta winna być wolna od wszelkich używek. Kobieta winna być opoka męża i winna zajmować się domem oraz dziećmi. Itd itd. Mama chcąc czy nie wszystkie je próbowała wtluc mi do głowy. I z większą częścią jej się udało. Reszta no cóż... Od zawsze mam lekkie problemy z podporządkowywaniem się innym - również scisnela dłoń dziewczyny. Było jej naprawdę ciepło w środku. Brakowało jej luźnych rozmów. A fakt że Julia jest jej rodzina powodował ze ta chwila tutaj stawała się czymś niezwykłym co najpewniej zapamięta na długi czas.
    Widziała że jej przygoda wywarła na Julii wrażenie. Ona sama nie widziała w niej nic niezwykłego. Na wspomnienie tamtych chwil bardziej się irytowala niż ekdcytowala.
    - Jeśli mowa o ranie na nodze to nie. Została mi się maciupka blizna której nijak nie idzie się pozbyć ale nie przeszkadza mi to. Takie dwie kropki to jak nic w porównaniu z tym co miałam przed operacja. - uśmiechnęła się i pociągnęła sukienke pokazując dziewczynie dwie kropki blizn. Wielkości dziur po olowkach. Blizny te miały dziwny, srebrnawy kolor.
    - Rozumiem. Ale też i nie. Jak się sprawuje nad kimś piecze trzy ba mu zapewnić nie tylko byt materialny. Każde dziecko potrzebuje czułości, ciepła i miłości rodziców. Dlatego źle mi się robi gdy słyszę jak ktoś jest na tyle chciwy że woli pieniądze od wartości rodzinnych. Rodzina jest najcenniejszą wartością tego świata o którą należy dbać. - ostatnie zdanie jakby wyrecytowala. Pamięta dokładnie jak babcia, dość sroga kobieta. Pierwszy raz w życiu wzięła ja na kolana i robiąc na drutach powiedziała jej te fraze a później dobra godzine rozprawiala się nad jej znaczeniem.
    Nie wpadla na to by zmienić nazwisko Julii. Nie było to konieczne. Nazwisko to tylko słowa. Więc jeśli Julia tego nie chce nie ma co robić tego na sile. Kobieta uśmiechnęła się połgębkiem.
    - No nie wiem nie wiem. - pokręciła głową jakby się naprawdę nad tym zastanawiała - - Nie no. Nic na siłę Julio. To tylko nazwisko. Jeśli nie chcesz to cie zmuszac nie będę - poczochrala wlosy Julii. Wyciągnęła z koszyka dużą chuste i rozłożyła na niej całe jedzenie. Co dziwne. Joce pierwszy raz od bardzo bardzo dawna. Czuła coś na kształt głodu.
    _________________
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 10